Wargaming Wrocław

Baner 26cm

Ogłoszenie

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW


  • Index
  •  » Raporty
  •  » Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

#1 2012-12-18 23:50:33

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Arka Rogatego Szczura



Arka Rogatego Szczura to kampania unikatowa w pewnym sensie. Nie ma tutaj rycerzy w lśniących zbrojach, którzy z wielką determinacja ratują bezbronnych mieszkańców imperialnych wiosek przed złem Starego Świata. Nie uświadczysz też szlachetnych magów próbujących zapobiec inwazji bytów z innego świata. Zamiast tego, gościu drogi, będziesz miał okazję śledzić losy okrutnych i podstępnych kreatur jakimi są szczuroludzie. Tytułowa Arka Rogatego Szczura to pradawny artefakt otoczony nutą tajemnicy i półprawd. Legenda twierdzi, że sam Rogaty Szczur nadzorował budowę owego ogromnego statku, który jest przesiąknięty magią spaczenia. Wieść niesie, że ten kto posiądzie Arkę, będzie niezwyciężony na polu bitwy. Większość skaveńskich lordów reaguję ohydnym chichotem na choćby wspomnienie o tym artefakcie. Jednak wśród takich mas, jakimi są szczuroludzie znalazł się jeden skaven, który dał wiarę prastarym legendom i postawiwszy wszystko na jedną kartę spróbował odnaleźć ArkęSqueek the Cunning, tak raczyli go tytułować pobratymcy z jego rodzimej nory -Hell Pit. Squeek, wraz z dwoma, dostatecznie zaufanymi towarzyszami, skrytobójcą Black Tooth’em oraz dowódcą niesławnych stormverminów – Sharpclaw’em, rusza na wyprawę, w której będzie musiał się zmierzyć z najgorszymi istotami Starego Świata a także i z własnymi, chorymi ambicjami. Wyprawa rozpoczęta, dobra pokradzione a wojsko zwerbowane . Powrót w hańbie jest nie do przyjęcia. Nie ma już odwrotu…

http://www.rockpapershotgun.com/images/sept08/skavenbar.jpg




Misja I - Przedarcie



„Szybko-Chyżo, najdoskonalszy z czarowników. Uciszyłem wszystkich strażników. Jesteśmy bezpieczni, tak-tak. Tam jest ich więcej, dużo więcej. Ale poradzę sobie. Dobry-świetny jestem. Nie poznają mnie nigdy-wcale. Zaskoczę ich, a w tym czasie niech twoje oddziały atakują. Dalej-dalej, bij-morduj. Za parę godzin ta jaskinia będzie nasza, twoja panie-panie.”     Black Tooth

http://i1174.photobucket.com/albums/r609/omadan/warhammer_zps8eba054e.jpg

Offline

 

#2 2012-12-19 08:27:10

 czlowiek.morze

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-17
Posty: 995

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

powodzenia!


http://i906.photobucket.com/albums/ac269/Slawol666/seaman1-2.jpg

Offline

 

#3 2012-12-20 12:14:10

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Ciemność wypełniająca wnętrze podziemnej groty, niosła głośnym echem dźwięk tupotu dziesiątek stóp. Skrzypiące, drewniane koła wielkiego działa, stukały miarowo o skalne podłoże. Dwa wielkie cienie, pomrukiwały głośno, uspokajane przez niskiego osobnika, trzymającego w rękach długą, jarzącą się na zielono tyczkę. Fala za falą, ciemne sylwetki wychodziły z czeluści tajemnego przejścia, czym prędzej udając się w kierunku wyjścia z jaskiń.
    Droga z Hell Pit nie była łatwa, nie dla tych, którzy usiłowali ją pokonać bez wiedzy Starszych, nie dla tych, którzy byli dłużni swoim wierzycielom i nie dla tych, którzy większość tego co posiadali, zagarnęli innym.
Inżynier Squeek the Cunning był właśnie jedną z takich osobistości i doskonale wiedział ile wyrzeczeń, łapówek i poświęceń kosztowało wymknięcie się spod jarzma niesprawiedliwości i nieuprzejmości.
    Skaveni maszerowali najciszej jak to było możliwe, przywódcy oddziałów odpowiadali własnym futrem za powodzenie ucieczki z Hell Pit i starali się najlepiej jak potrafili, by rozkazy inżyniera były należycie wykonane.
    Squeek maszerował na czele swoich Stormverminów, ramię w ramię z ich przywódcą, doskonałym wojownikiem Sharpclaw'em. Szczuroludzie byli dobrze poinformowani i obeznani w terenie, dzięki informacjom doniesionym przez assassyna Black Tooth'a, który obecnie infiltrował miejscowy klan nocnych goblinów. Jaskinie były dziewicze, skaveni nie zdążyli w nich jeszcze zamontować oświetlenia, ani nawet założyć przyczółków, czy strażnic. Do tego, teren kontrolował klan Czerwonych Księżyców, który był bardzo liczny i skutecznie opóźniał prace adaptacyjne w tym rejonie.
Właśnie dlatego tą drogę ucieczki wybrał ostatecznie Squeek the Cunning, który wolał konfrontację ze zdziczałymi goblinami, niż borykanie się z problemami stwarzanymi przez własnych pobratymców.
    Inżynier pochodził z podziemnego miasta Karak-Ungor, gdzie przyszedł na świat razem z kilkunastoma braćmi. Był najsłabszy z nich i zapewne selekcja naturalna skróciła by jego życie diametralnie, jednak coś w Squeeku tak bardzo pragnęło istnieć, że mimo czyhającego zewsząd niebezpieczeństwa, jemu zawsze udawało się wynieść swoje futro cało z opresji.
Bracia i rówieśnicy zawsze dokuczali Squeekowi, był cherlawy, niski jak na skavena i miał wypłowiałe futro, aż dziw, że nie skończył jako niewolnik. Jednak mimo fizycznej słabizny, Squeek posiadał coś potężnego w swoim ciele, mózg, narzędzie, którym bardzo szybko nauczył się posługiwać.
    Wielki talent objawił się w Skavenie podczas małej prezentacji, którą urządził w Karak-Ungor znany inżynier Stormeye. Heros pewnego dnia został napadnięty przez dwóch assassynów w samym środku „Czarnej Dzielnicy”. Zabójcy byli poprzebierani za mnichów i korzystając z zasłony tłumu, podeszli do Stormeye na tyle blisko, by zadać mu skuteczne ciosy zatrutymi szpilami. Na ich nieszczęście, heros pod płaszczem nosił skomplikowaną zbroję, która ochroniła go od jednego z ataków. Zaalarmowani ochroniarze wdali się w bójkę z assassynami, ale Stormeye padł półprzytomny na ziemię, gdyż drugi cios był skuteczny i zaaplikowana przez niego trucizna, właśnie rozprzestrzeniała się po ciele szczuroluda.
    Świadkiem tego zdarzenia między innymi, był właśnie Squeek, który podreptał do leżącego, podniósł z ziemi dziwny przedmiot, który ranny wypuścił z rąk, oglądnął go, odciągnął jakąś dźwignię, wycelował w zbliżającego się assassyna i pociągnął za jakąś wajchę. Nastąpił wystrzał, assassyn padł martwy, drugi nie wiedząc z kim ma do czynienia uciekł, woląc nie ryzykować życiem. Stormeye myśląc, że ma do czynienia z członkiem klanu Skryre, ostatkiem sił poinstruował wystraszonego Squeeka, jak ma mu zaaplikować antytoksyny ze specjalnego podajnika i skomplikowanym scyzorem upuścić krwi w łokciach.
    Heros przeżył, ale zamiast być wdzięcznym za uratowanie życia, uwięził Squeeka i porządnie wybatożył za to, że ten ośmielił się dotykać jego sprzętu bez wyszkolenia.
Squeek stał się niewolnikiem, lecz miał na tyle szczęścia i sprytu, że bez przerwy towarzyszył herosowi, czerpiąc potajemnie wiedzę, przyglądając się eksperymentom, ucząc się czytać i w końcu tworzyć własne narzędzia w tajemnicy.
    Pewnego dnia, Stormeye nie wstał ze swojego kojca, znaleziono go martwego, a Squeek zniknął, wraz z najcenniejszymi skarbami herosa. Skaven wylądował w Hell Pit, gdzie nikt nawet nie próbował go szukać, poza tym Squeek w wylęgarni tworów klanu Moulder nie pojawił się sam, lecz w towarzystwie assassyna, który odtąd służył mu jak wierny pies. Ponoć w noc, kiedy assassyn uderzył na Stormeye, Squeek przeszkodził zabójcy, jednak darował mu życie i razem wykończyli herosa.
Dalsza historia Squeeka the Cunnunga to pasmo intryg, doświadczeń, testów i prób przetrwania w ciężkim do życia świecie skavenów. Inżynier uczył się z ksiąg Stormeye, konstruował, sprzedawał, kradł i kupował robiąc wszystko, by wzmocnić swoją pozycję wśród elity. Postarał się nawet, by zatrzeć ślady swojego rodowodu i dzięki sprytnym zagrywkom sprawił, że stał się rodowitym mieszkańcem Hell Pit.
    Nie był jednak z klanu Moulder, a jego wyszukane i nierzadko bardzo przydatne sprzęty, nie robiły takiego wrażenia, jak zmutowane świnie i psy, które były domeną tutejszych inżynierów genetycznych. Squeek pragnął potęgi, chwały i... potęgi, a tego własnymi siłami nie mógł osiągnąć. Zaczął więc bardzo bezczelnie wciskać się w środowisko najbardziej wpływowych skavenów, co przysporzyło mu wielu wrogów. Jednak ci szybko znikali, gdyż Squeek cały czas utrzymywał dobre stosunki z assassynem, któremu w czasie ucieczki z Karak-Ungor darował życie. Zabójca usuwał z drogi Squeeka każdego, kto nastawał na jego życie i majątek, niestety, to jeszcze bardziej zwróciło uwagę Starszych na poczynania inżyniera.
    Życie w Hell Pit stawało się monotonne, Squeek nie był w stanie osiągnąć zamierzonego celu, czasem już był bliski osiągnięcia swych marzeń, by nagle runąć w dół i zaczynać wspinaczkę po szczeblach władzy od nowa. Tak było do niedawna, gdy w łapy skavena wpadł stary krasnoludzki dokument, mówiący o skaveńskim artefakcie. „Arka rogatego szczura”, to hasło stało się dla The Cunninga obsesją. Zebrał duży majątek, za który wynajął wojsko, dzięki dobrym znajomościom, z Karak-Ungor sprowadził spaczdziało, sam również wyprodukował kilka sztuk ciężkiej broni, a wszystko to, by pewnej nocy, pod czujnym okiem przekupionych, lub uciszonych strażników wymknąć się z Hell Pit i wyruszyć na poszukiwanie upragnionej arki.

PS. Witam wszystkich serdecznie, chciałbym podziękować Omadanowi z to, że zechciał przygotować dla mnie i moich szczurków tą niebanalną kampanię. Wielkim dziełem był już sam fakt, że Omadan nakłonił mnie do grania w tak niegrywalny system jakim jest WFB, co może też dziwić tych, którzy mnie znają na tyle by wiedzieć, że daleki jestem od poświęcania czasu temu tworowi. Jednak nie zapeszając, Omadan bardzo skutecznie oszczędza mi bolączek niedopracowanego systemu, zapewniając jednocześnie tonę świetnej zabawy we wspaniałym towarzystwie.
Po pierwszym spotkaniu jestem bardzo pozytywnie nastawiony, szykuje się wspaniała przygoda, o czym cierpliwi przekonają się z raportów, które systematycznie będziemy umieszczać w temacie. Do przeczytania zatem, trzymajcie ciuki za moje szczurki... (wszelkie dotacje na rzecz kompanii Squeeka proszę przekazywać pocztą szczurową, jedyną walutą do przyjęcia są warptokeny, z góry dziękuję).

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-12-20 12:23:41)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#4 2012-12-20 12:19:17

 czlowiek.morze

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-17
Posty: 995

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

a juz sie wkrecilem, byla juz jakas potyczka? dawac foty

Ostatnio edytowany przez czlowiek.morze (2012-12-20 12:19:41)


http://i906.photobucket.com/albums/ac269/Slawol666/seaman1-2.jpg

Offline

 

#5 2012-12-20 15:18:31

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Poddenerwowane gobliny rozpychały się stojąc w wąskich szeregach, ich tarcze i łuki stukały jedno o drugie robiąc w ciemności tyle hałasu, że i głuchego niedźwiedzia by obudziły. Boss goblinów jako jedyny nie wierzgał i nie kłócił się z sąsiadami, wpatrywał się w ciemność mrużąc oczy w skupieniu. Gdzieś tam z przodu, w głębi jaskini łaziły dzikie trolle jaskiniowe, zadaniem patrolu, było odgonienie ich od wejścia na teren klanu Red Moon's.
    Nagle, we wschodniej części jaskini wybuchło jakieś zamieszanie, gobliny momentalnie ucichły i zaczęły nasłuchiwać. Donośny ryk trolla oznajmił wszystkim, że stwory te na pewno są w okolicy, jednak dziwny huk i swąd niemytego futra upewnił zielonoskórych w przekonaniu, że oprócz trolli, w jaskini pojawił się też inny wróg, skaveni wyszli z Hell Pit.
    Black Tooth otulił się szczelniej czarno żółtym płaszczem zabitego jakiś czas temu goblina i wyczekiwał na dogodny moment, by uderzyć.
Skaven był mistrzem przebierania, prawie dwanaście lat spędził w jaskiniach Hell Pit, tropiąc i szpiegując gobliny, złośliwi żartowali czasem, że śmierdział tak samo jak gobliny. Oczywiście nie było to prawdą, assassyn po prostu doskonale sobie radził i wiedział, jak bez zwracania na siebie uwagi inwigilować pozycje gobasów.
Black Tooth pochodził z Kitaju, gdzie dorastał i szkolił się pod czujnym okiem mnichów z klanu Eshin. Jako młody zabójca, został przydzielony do grupy doświadczonych assassynów, którzy zostali wynajęci do zgładzenia pewnego skaveńskiego inżyniera, mieszkającego w Karak-Ungor. Niestety, zadanie się nie powiodło, a Black Tooth ledwie uszedł z życiem, gdy nieoczekiwanie w drogę wszedł mu Squeek the Cunning.
    Kilka lat później, assassyn po raz kolejny został wysłany z misją usunięcia inżyniera, jednak tym razem nieoczekiwanie, Squeek okazał się jego sprzymierzeńcem i jednocześnie wybawcą. Obaj załatwili sprawę inżyniera i udali się do Hell Pit, gdzie Squeek postanowił zbudować imperium, które miało mu pomóc w opanowaniu świata. Assassyn wykonywał drobne roboty dla The Cunning'a, jednocześnie dbając o to, by nie spadł mu włos z głowy. W tym samym czasie, Black Tooth najmował się do zadań specjalnych na trenie podziemnych kręgów Hell Pit, gdzie szpiegował gobliny i pomagał w tropieniu żyjących w jaskiniach stworów, które potem sprzedawali ze Squeekiem na tamtejszym targu klanu Moulder.
    Assassyn zyskał niebywałe doświadczenie w walce z goblinami, znał ich słabostki i zalety, znał obyczaje i skłonności, dzięki czemu wiedział dokładnie jak się przy nich zachowywać, jak odwracać ich uwagę i jak szybko je zabijać.
Dziś, w czasie wykonywania ekstra ważnej misji, cała jego wiedza i umiejętności miały zostać wykorzystane.
    Boss wskazał trzymaną w ręku strzałą przed siebie, celując w przesuwające się daleko cienie, on jako pierwszy zauważył skradających się skavenów, którzy na swojej drodze natknęli się na dwa trolle, blokujące im przejście, przejście prowadzące na teren Red Moon's. Gobliny na wyraźny rozkaz bossa, napięły małe łuki refleksyjne i oczekiwały, starannie celując w mrok.
    Black Tooth postanowił działać, jego sztuczka z przebraniem nie zawiodła i teraz z pełnym zaskoczeniem, assassyn mógł dokończyć dzieła. Skaven wycelował napięty łuk w głowę najbliższego z goblinów i spuścił cięciwę, strzała przeszyła pusty łeb zielonoskórego na wylot, a że jej impet był dosyć duży, ugodziła śmiertelnie kolejnego z goblinów prosto w szyję. Gobliny, przyzwyczajone do wszelkich animozji występujących między osobnikami ich rasy, nie zwróciły kompletnie uwagi na to zdarzenie, niektóre nawet skwitowały je szczerym chichotem i poklepywały  ramię assassyna w geście uznania. Jedynie boss zareagował inaczej, chcąc zdzielić pięścią niesfornego łucznika.
    Skaven wbił ramię łuku w oko szefa oddziału, zabijając go na miejscu, dopiero wtedy reszta goblinów zorientowała się, że coś jest nie tak. Balck Tooth zrzucił z siebie krępujący go płaszcz gobliński, zza pasa wyciągnął dwa nasączone trucizną khutuary i rozpoczął rzeź.
Czarne ostrza śmigały z prędkością błyskawicy, uzbrojone w stalowe pazury stopy szczuroczłeka, zataczały szerokie łuki, tnąc na lewo i prawo. Tooth wykonał salto do tyłu, unikając ciosu zadanego sztyletem i wskoczył na barki jednego z goblinów. Szybkim sztychem przebił jego hełm, aplikując morderczą dawkę trucizny prosto w mały mózg wroga. Następnie odepchnął mdlejące ciało, które przewróciło się na atakujących łuczników i zeskoczył na ziemię, rozcinając po drodze brzuch jednego z zielonoskórych.
    W szeregach łuczników wybuchła panika, większość z nich, widziała w ciemności tylko niewyraźny, tańczący kształt, który w akompaniamencie agonalnych wrzasków i kwilenia, mordował jednego goblina za drugim. Wojownicy zaczęli uciekać w głąb jaskini, nie myśląc wcale o tym, co może ich tam czekać, najważniejsze, że czarna śmierć zbierała żniwo pośród nich i trzeba było zrobić wszystko, żeby znaleźć się jak najdalej od niej.
    Black Tooth pędził za biegnącymi na złamanie karku goblinami, skacząc im na karki i przyduszając do ziemi, by tam szybkim cięciem pozbawiać ich życia. Łucznicy nie starali się nawet o utrzymanie szyku, podzielili się na kilka małych grupek i z wrzaskiem rozpierzchli się po jaskini, ich zwiadowcza jednostka przestała istnieć.
Assassin zatrzymał się, jego plan powiódł się, a żniwo jakie zebrał zadziwiło by wielu z jego klanu. Skaven nasłuchiwał uważnie, przed nim w mrokach jaskini toczyła się bitwa, jednak nie do niego należało decydowanie bezpośrednio o jej losach. Zamiast tego, assassyn szukał okazji, by skutecznie przeszkodzić przeciwnikowi i pomieszać mu szyki. Okazja nadarzyła się bardzo szybko.
    Od strony zachodu nadciągał oddział piechoty Red Moon's. Uzbrojone we włócznie, gobliny maszerowały dziarsko, popędzane przez bossa i nawiedzonego muzyka, który powodował takie ilości hałasu, że starczyło by  na zagłuszenie wielkiego wodospadu. Przy czym, nie do końca wiadomo było, na czym grał ów muzyk.
Skaven podkradł się z boku do niespodziewających się niczego goblinów i wskoczył w ich szeregi, powodując zamęt i dezorientację. Pierwszy goblin umarł błyskawicznie, gdy ostry jak brzytwa khutuar odciął mu głowę, kolejny zielonoskóry padł martwy, po otrzymaniu zamaszystego kopniaka w szczękę. Siła ciosu złamała mu kręgi szyjne, a impet uderzenia zerwał z głowy wojownika hełm, który poszybował wysoko, by po dłuższej chwili spaść z hukiem na skaliste podłoże.
    Assassyn wmieszał się w tłum goblinów, siekąc i dźgając na wszystkie strony. Włócznicy mieli wielki problem z wykorzystaniem swych broni na tak krótkim dystansie, na dodatek, wirujący Tooth był zabójczo trudnym celem i nierzadko zdarzało się, że przeznaczone dla niego ciosy uśmiercały inne gobliny. Podobnie jak poprzednim razem, w szeregach pokracznych wojowników również wybuchła panika. Gobliny rzuciły się pędem do przodu, starając się uniknąć śmigających ostrzy assassyna, który z determinacją i wrodzonym talentem uśmiercał uciekających jednego po drugim.
Skłębiona masa zielonoskórych pomknęła prosto w ramiona śmierci, uniknęli co prawda zatrutych khutuarów Black Tooth'a, biegnąc jednak bez opamiętania, natknęli się na hordę wielkich, zmutowanych szczurów, które w mgnieniu oka rozszarpały nieszczęśników i obgryzły ich ciała do gołych kości.
    Black Tooth zatrzymał się, z północy w jego kierunku nadciągał kolejny oddział goblinów, szykowała się następna jatka, a skaven szczerze powiedziawszy, nie mógł się już jej doczekać.
Coś było jednak nie tak, oddział nie maszerował, tylko biegł, biegł nieskładnie i bez widocznej taktyki. Po chwili okazało się co było tego powodem, za uciekającymi goblinami pędził oddział clanratów clawlidera Snik Snik'a.
Assassyn ustawił się dokładnie na drodze pędzących goblinów, rozcapierzył uzbrojone w khutuary ręce i zaczął wirować niczym tornado.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#6 2012-12-20 22:25:37

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Stormvermini maszerowali dziarsko, jako jedyni dziś nie starali się skradać, ich celem było odciągnięcie uwagi od pozostałej części armii Squeeka the Cunninga.
Oddziałowi przewodził sam inżynier, który trzymał się jednak z boku, dowodzenie zostawiając swojemu generałowi Sharpclaw'owi. Skaveni musieli przebić się przez niezbadaną jaskinię, pełną goblińskich posterunków i wałęsających się trolli. Ciemności w znacznym stopniu utrudniały rozeznanie w terenie, a i wroga było trudno wypatrzeć, przez co szczuroludzie nie mieli do końca pewności na czym stoją i jaka jest ich sytuacja.
    Sharpclaw bacznie rozglądał się dookoła, w każdej chwili spodziewając się ataku znienacka. Czarny szczur był osobistym ochroniarzem Squeeka, poznał go kilka lat wcześniej w czasie jednej z wypraw inżyniera, której celem było zdobycie spaczenia z terenów należących do górskich trolli. Wtedy to, Sharpclaw wraz z kilkunastoma innymi czarnymi szczurami, najął się u Squeeka i zyskał jego zaufanie oraz podziw, gdyż w czasie podróży doszło do kilku starć z Kislevczykami, gdzie Stormvermin pokazał jak skutecznym i srogim jest wojownikiem.
    Sharpclaw pochodził z Hell Pit, zawsze był silny i groźny, liczył się w gnieździe i potrafił to wykorzystać, niestety jego ciało było zdeformowane i skaven miał z tego powodu wielkie kompleksy. Mianowicie, na jego plecach futro z jakiegoś powodu było siwo-brunatne, cała reszta owłosienia była smolisto-czarna, jak na czarnego szczura przystało, jednak ta kilkunasto centymetrowa łata przysparzała mu wielu kłopotów i depresji.
    Sharpclaw starał się nie myśleć o swojej wadzie, trenował więc ciężko i brał udział w walkach organizowanych na okolicznych arenach. Nic to nie pomagało, siwa plama na plecach nie chciała zniknąć, a skaven umierał ze zgryzoty każdego dnia.
    W czasie wspomnianej wyprawy, odurzony proszkiem ze spaczenia, Sharpclaw wyjawił swój sekret Squeekowi. Inżynier, wiedząc że może zyskać wdzięczność i pomoc silnego wojownika, postanowił naprawić wadę Stormvermina.
Zabieg, jaki wykonał na jego plecach, był bardzo bolesny i traumatyczny, jednak efekt przerósł wszelkie oczekiwania. W miejscu siwej plamy, Sharpclaw miał wszczepioną pancerną skorupę, która nie ograniczała jego ruchów, pozwalała nosić ciężką zbroję i zapewniała dodatkową ochronę przed atakami lekkiej broni. Czarny szczur był wniebowzięty i poprzysiągł służyć Squeekowi i strzec go do końca swoich dni.
    Walka rozpętała się szybciej niż skaveni przewidywali, a to za sprawą kilku trolli, które wlazły na drogę przemarszu szczuroludzi. Pierwszego z nich, za pomocą skaveńskiej magii mocno zranił sam Squeek, dzieła dokończyli strzelcy Jezzaili, którzy uśmiercili poczwarę. Kolejny troll padł rozerwany przez dwa szczuroogry, choć akurat to starcie nie było dla nich zbyt szczęśliwe, bo dołączyły do niego nocne gobliny.
    Zielonoskórzy korzystając z tego, że giganty tłukły się nawzajem, całą hordą zaatakowały jeden z tworów klanu Moulder i zadźgały go swoimi krótkimi włóczniami. Stromvermini zaszarżowali na bezczelne pokraki, rozrzucając je dookoła jakby były snopkami słomy. Sharpclaw wystąpił między zdezorientowane gobliny, wskazując wymownie palcem jednego z nich. Wybraniec miał najlepszy ekwipunek, skaven domyślał się więc, że ma do czynienia z bossem. Wiedział też, że jeśli wyzwie go na pojedynek i skróci o głowę, gobliny uciekną w popłochu.
    Goblin nie uląkł się, wręcz przeciwnie, zaatakował dziko zaskakując czarnego szczura i trzasnął go trzonkiem włóczni w głowę tak mocno, że Sharpclaw zatoczywszy się do tyłu, omal nie tracąc przytomności.
Tymczasem w piechotę goblinów wbił się oddział clanratów clawleadera Morika i wespół ze Stormverminami i szczuroogrem zdziesiątkowali zielonoskórych, zmuszając ich do ucieczki i wybijając do nogi. Niepocieszony Sharpclaw nie dokończył swojego pojedynku, zabił co prawda kilku goblinów, ale uciekający nie byli godnymi zaksięgowania przeciwnikami.
    Kolejna okazja na zdobycie chwały nadeszła niebawem, gdy z odległego krańca jaskini, do walki włączył się świeży oddział goblinów. Tym razem Stormvermini sami zaatakowali, jednak szarża okazała się bardzo skuteczna i morale goblinów zostało złamane. Sharpclaw wyzwał na pojedynek bossa zielonoskórych, ten jednak, pomachał tylko przez chwilę włócznią, by razem ze swymi spanikowanymi wojownikami uciec w ciemność.
    Wszystkie trolle zostały zabite, większość goblinów wyrżnięto w pień, pozostałe uciekły, nie stanowiąc już większego zagrożenia. Droga przez jaskinię była wolna, jednak rozwidlała się na jej końcu i prowadziła w dwóch różnych kierunkach.
Jeden z nich  prowadził przez terytorium klanu Red Moon's, znajdowała się tam studnia, w której gobliny zaopatrywały się w bieżącą wodę.
Drugi prowadził poprzez jakieś składowisko, pilnie chronione przez gobliny, które najwyraźniej miały sporo do ukrycia, skoro tak licznie obsadziły tamtejsze posterunki.
    Black Tooth radził Squeekowi, by ten skierował się do studni, którą z łatwością można było zatruć i rozprawić się raz na zawsze z wrednymi gobasami.
Sharpclaw był innego zdania, według niego, Squeek powinien zająć składowiska, które zapewne skrywały wiele skarbów i drogocennych artefaktów.
Choć łakomy na nowinki i niezwykłości, Squeek the Cunning najbardziej uwielbiał podstępy i intrygi, wybrał więc drogę proponowaną przez assassyna, gdyż pomysł z zatruciem goblińskiej studni najbardziej przypadł mu do gustu.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_121033.jpg
Wnętrze ciemnej jaskini (użyjcie wyobraźni), po lewej skradający się szczuroludzie, po prawej goblińskie posterunki, a w centrum pałętające się trolle jaskiniowe.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_121040.jpg
Oddział clanratów Morika, oraz horda przerośniętych szczurów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_121047.jpg
Szczuroogry, clanraty Snik Snika, oraz Stormvermini z Squeekiem i Sharpclaw'em na czele. Z tyłu duma klanu Skryre, wielkie spaczdziało.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_121112.jpg
Oto przeciwnicy szczuroludzi, liczny oddział goblinów, dowodzony przez bossa w żółtym kapturku. Z przodu wałęsający się po jaskini troll, a w oddali kolejne posterunki zielonoskórych.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_121058.jpg
Lewa flanka, w oddali dwa patrole goblinów, a na pierwszym planie oddział łuczników, w którym zakamuflowany skrywa się skaveński assassyn Black Tooth. No dobra, na pierwszym planie to jest kolejny troll, ale pomińmy go w wyliczeniach.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_131413.jpg
Prawa flanka i niezbyt dobry początek starcia dla skavenów, którzy uciekają przed gobasami po nieudanej potyczce. W jaskini po prawej widać weapon team, który za chwilę wyskoczy z za rogu i przegoni jednym strzałem cały oddział łuczników goblińskich.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_131438.jpg
Bitwa się rozkręca, ciemności przeszkadzają skavenom, którzy nie mogą skutecznie używać większości swojego sprzętu ciężkiego.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_134943.jpg
Oto i nasz bohater, assassyn Black Tooth który pędzi za uciekającymi gobasami... Tak, ta mała ciemna plamka w centrum to skaven, nie regulujcie odbiorników. Black Tooth zamordował w czasie tej jednej bitwy, trzydziestu jeden goblinów, bijąc dotychczasowy rekord należący do Gotreka Gurnisona.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_134949.jpg
Na tym obrazku nie widać, jak stado wielkich szczurów rozprawia się z uciekającymi przed assassynym goblinami. W tle obraz po masakrze, zgotowanej zielonoskórym przez zmasowane futrzaste natarcie.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121215_140638.jpg
Załoga spaczdziała miała wiele szczęścia tego dnia, tej nocy w zasadzie. Przy pierwszym strzale zaliczyli awarię systemu, na szczęście poradzili sobie z kłopotami i już po kilku minutach napierdzielali, że aż miło było popatrzeć. Jezzaile również nieźle się spisały, choć niesprzyjające warunki skutecznie przeszkadzały w celowaniu. Po lewej widać assassyna, który razem z clanratami Snik Snika wzięli w dwa ognie ostatni oddział goblinów, wybijając je do nogi. Dalej widać Stormverminów, osamotnionego szczuroogra i clanraty Morika, oraz wałęsające się weapon teamy.

PS. Przepraszam za jakość zdjęć, ale robiłem je tabletem, do tego w pokoju fretki, gdzie oświetlenie jest beznadziejne.
Wybaczcie też, że musicie patrzeć na niepomalowane figurki (tak, Cz.M będzie poczwórnie zawiedziony), ale nie miałem czasu na pomalowanie tak wielkiej ilości modeli, które skleiłem w zasadzie chwilkę przed rozpoczęciem kampanii.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#7 2012-12-20 23:03:49

 jarv

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Call me!
Skąd: Wrocław, PL
Zarejestrowany: 2010-09-19
Posty: 1280
WWW

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Właśnie miałem pisać o malowaniu, ale po przeczytaniu post scriptum, pozostaje mi tylko dopingowa i oczekiwa, e metodycznie na kolejnych fotach szczurki będą już w kolorach, a nie w szarości plastiku/metalu ;]

Kurde - ja chcę kiedyś zagrać w taką kampanię... ;] I tak jak 40K (Bitwa o Eryd) mnie aż tak bardzo nie wciągnęła, tak tu chyba mam wrażenie, że będe wiernym widzem ;]


Infinity: Haqqislam | Alkemy: Jade Triad | Dystopian Wars: CoA | Battlegroup: US | Warmachine: Retribution of Scyrah | WH40K: Tau | Firestorm Armada: Soryllian Collective | Helldorado: Immortals | FoW: US | FoW-NAM: US
jarv'isowy PMlog

Offline

 

#8 2012-12-21 08:44:59

 czlowiek.morze

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-17
Posty: 995

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Przynajmniej bohaterow wszystkich pomaluj
Juz nie moge sie doczekac jak zaczna sie wewnetrzne klotnie, spory, no i na pewno tajemnicze zaginiecia


http://i906.photobucket.com/albums/ac269/Slawol666/seaman1-2.jpg

Offline

 

#9 2012-12-25 20:30:52

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Parę słów od autora

Opisy kampanii podzieliliśmy tak, że Raziel fantastycznie opisuje przebieg bitew z perspektywy szczuroludzi, ja natomiast będe opisywał ogólnie jak przebiegała bitwa i co udało/nieudało sie Squeek'owi osiągnąć. Dzięki temu, mam nadzieję będziecie mogli postawić się w jego sytuacji i oceniać jego postępy podczas kampanii.

Misja I



Squeek the Cunning jest już po pierwszej potyczce z nocnymi goblinami plemienia Czerwony Książyc. Początek bitwy był dość spokojny. Trolle-maruderzy blokowali główne trasy ataku szczuroludzi, oraz zasada ograniczenia widoczności (do 24") skutecznie uniemożliwiała ostrzał. Skaveni spróbowali więc podejść przeciwnika z innej strony. Zgodnie z opisem Raziela, doskonała infiltracja Black Tooth'a (możliwość ukrywanie się w jednostkach nocnych gobbasów) pomogła w oczyszczeniu całej prawej flanki, zadając tym samym ogromne straty goblinom. Pośrodku jaskini trzy trolle brawurowo blokowały dalsze natarcie szczuroludzi, jadnak intensywny ostrzał oraz magia skutecznie unicestwiły wałęsające się poczwary. Walkę na środku jaskini wygrał Squeek, masakrując przy tym najwieksze zagrożenie w postaci hordy 40 goblinów. To był decydujacy zwrot podczas całej bitwy. Lewa flanka goblinskich obrońców skutecznie pogoniła wielkie szczury, oraz oddział włóczników rozbił klanbraci, zmuszając ich do ucieczki. Gobliny w prawdzie otrzymywały posiłki, jednak nie był one dość regularne co znacznie niweczyło skoordynowany atak zielonoskórych. Na domiar złego skaveński warpfire thrower zdołał skutecznie wystrzelić spalając kilku goblińskich łuczników. Wśród tak strachliwej armii każdy test paniki wiążę się z niepowodzeniem, co oczywiście miało miejsce i tym razem. Gobliny z lewej flanki uciekły a gwoździem do trumny okazał sie ostatni szczuroogr, który w pojedynkę wymordował ostatni oddział goblińskiego wsparcia.

Po bitwie:

Droga wewnątrz terytorium plemienia Czerwonych Księżyców została otwarta. Plądrowanie siedlisk zielonoskórych zaowocowało nowymi warptokenami ale niestety niczym więcej. Dalsze infiltrowanie Black Tooth'a przyniosło wieści o studniach znajdujących się w pobliskich jaskiniach. Zatrucie ich zdecydowanie zwiększyłoby szanse na nierówną walke z wrogiem, jadnak misja wydawałą się dosyć trudna ze względu na dobrą obronę wodopojów. Inne rozwiązanie zaproponował Sharpclaw, który usiłował namówić Squeek'a na podążenie innym korytarzem do innej jaskini. Tam rzekomo znajdowały sie skarby złupione przez goblinów podczas ich nieustannych walk ze skavenami, krasnoludami i pobratymcami. Squeek nie dał jednak wiary słowom Sharpclaw'a i ostateczna decyzja zapadła.
Atak na studnie.

Offline

 

#10 2013-01-07 15:03:48

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja IIa - Zatrute Studnie



Shlurp ty zakuty łbie. Od chlania tego grzybianego browaru już całkiem pomieszało ci się w głowie. Jestem tu tylko ja, paru chopaków, ta przeklęta studnia i twoja pijacka morda. Więc jeżeli jeszcze raz wspomnisz o skradających się cieniach to zrobię sobie z twojej głowy przenośną latrynę." Ostatnie słowa Blurpa, dowódcy obrony wschodniej studni.

http://i1174.photobucket.com/albums/r609/omadan/warhammer2_zps05a247b5.jpg

Offline

 

#11 2013-01-13 16:20:32

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Dziesiątki stóp prawie bezszelestnie niosły swoich futrzastych właścicieli, poprzez skomplikowany labirynt goblińskich jaskiń. Skaveni nie usiłowali jednak się skradać, wiedzieli już, że wróg na nich czeka, bitwa była nieunikniona, a zielonoskórzy przygotowani. Poza tym, nie sposób było uniknąć hałasu, jaki generowało wielkie skaveńskie działo, którego obite stalą koła, stukały o skaliste podłoże niczym kowalski młot o kowadło.
    Przed szczuroludźmi stało bardzo trudne zadanie, musieli dotrzeć do dwóch studni, rozmieszczonych w różnych lokacjach. Studnie te, zaopatrywały w wodę pitną całe plemię Red Moon's i jak donosił Black Tooth, ich zatrucie mogło w dużej mierze przyczynić się do pokonania goblinów, stojących na drodze do opuszczenia podziemi przez skavenów.
    Choć zadanie wydawało się proste w pierwszej fazie planowania, już w czasie rozeznania terenu okazało się, że wąskie i zawiłe korytarze jaskini, skutecznie opóźnią marsz licznych oddziałów szczuroludzi. Sharpclaw wspólnie ze Squeek'iem opracowali zatem plan ataku, który według nich był najwłaściwszy i kłócili się o jego szczegóły tylko przez trzy godziny. Niestety, tym razem szczuroludzi dopadł wielki pech, który dał o sobie znać jeszcze przed bitwą, kiedy to nie udało się assassynowi przeniknąć między oddziały goblinów, potem było już coraz gorzej.
    Fangleader Sharpclaw poprawił chwyt na swojej halabardzie i ruszył dziarsko do przodu, był bardzo zadowolony, że tym razem Squeek the Cunning nie dowodzi jego oddziałem stormverminów, lider mógł w końcu się wykazać i przede wszystkim zmyć z siebie hańbę, jaką okrył się podczas poprzedniej potyczki z zielonoskórymi.
- Dziarsko! Do przodu rynsztokowe gównojady! Czekają na...
Jego skrzekliwą wypowiedź zagłuszył huk eksplozji, kilku czarnych szczurów przewróciło się do przodu, a na Sharpclaw'a wpadł sztandarowy Norisk i omal razem nie polecieli do przodu. Oszołomiony lider spojrzał za siebie, odpychając brutalnie Norisk'a. Prawie połowa stormverminów leżała trupem, ich ciała rozrzucone były w okolicy, a kilka metrów od reszty oddziału dymiły szczątki dwóch skavenów, którzy jeszcze przed chwilą stanowili zespół opiekujący się spaczonym moździerzem.
    Squeek the Cunning szybko zrozumiał jakie błędy popełnił planując to starcie, gdy dowodzony przez niego oddział clanratów, zasłonił artylerii i jezzailom pole widzenia. Lawirując między skalnymi odłamkami, szczuroludzie łamali szyki, wpadali na siebie i zachodzili sobie drogę. Inżynier nic nie mógł na to poradzić, clawleader Morik starał się jak mógł, wydając rozkazy pod czujnym okiem Squeek'a, jednak oddział posuwał się bardzo ślamazarnie.
    Po drugiej stronie jaskini, oddział clanratów Snik Snik'a miał podobne problemy i to właśnie tam zauważono pierwsze jednostki wroga. Snik Snik pogonił swoich podkomendnych, gdy tylko zobaczył goblińskich włóczników, nadciągających niepewnie z północy.
    Najłatwiejszą drogę do pokonania miał Sharpclaw, jego oddział podążał centralną, najszerszą częścią jaskini i nie napotkał po drodze większych przeszkód. Jednak ten odcinek był najmocniej broniony i szczuroludzie przekonali się o tym bardzo szybko.
Sharpclaw zobaczył przed sobą liczny oddział goblinów, wyglądało na to, że nie byle goblin dowodził tą hałastrą, fangleader postanowił to sprawdzić osobiście. Stormvermini zaszarżowali błyskawicznie, mając za osłonę po swojej prawej flance hordę gigantycznych szczurów i ratogra. Zielonoskórzy nie zlękli się nadciągającej watahy, nastawili włócznie i oczekiwali cierpliwie, ich boss wykrzykiwał jakieś komendy, a muzyk robił przy tym mnóstwo hałasu.
    Fala futrzastych stworów uderzyła w ścianę włóczni, łamiąc je na swych pancerzach niczym zapałki, rozszalały ratogr chwytał w wielkie łapy po dwa gobliny i roztrzaskiwał ich głowy tłukąc nimi jedna o drugą. Gigantyczne szczury przewracały zielonoskórych i brutalnie wgryzały się w ich gardła, a stormvermini rozcinali wrogów na połówki, swoimi wielkimi halabardami.
Sharpclaw w ferworze walki szukał bossa goblińskiego, bestia była trudna do wypatrzenia, ale w końcu fangleader spostrzegł żółty kaptur swojej ofiary i rozpychając się łokciami, przedarł się w jego pobliże krzycząc straszliwe obelgi.
    Boss usłyszał przekleństwa, jednak nie ma pewności, czy je zrozumiał, na pewno jednak sam krzyk przywódcy szczurzego stada sprawił, że goblin poczuł się zobligowany do podjęcia ryzyka walki ze skavenem, w celu uniknięcia utraty dobrego wizerunku wśród swoich podkomendnych. Sharpclaw dopadł do przeciwnika dwoma susami i z całej siły wyrżnął go trzonkiem halabardy od spodu w szczękę. Żółte zębiska goblina pofrunęły w powietrze, a on sam zatoczył się do tyłu i upadł na twardą skałę.
    W tym momencie goblińskie morale zostało złamane, zielonoskórzy wpadli w popłoch i zaczęli panicznie uciekać w kierunku swojego obozu. Szczury i ratogr puściły się w pogoń za nimi, dobijając wolniejsze stwory i rozbijając oddział w perzynę, niestety w czasie pościgu któryś z wielkich szczurów odebrał życie bossowi goblinów, odbierając tym samym zaszczyt Sharpclaw'owi. Fangleader powstrzymał stormverminów przed dzikim dobijaniem tubylców i wściekły na swojego pecha, skierował ich na kolejny oddział goblinów.
    Sharpclaw przyglądnął się uważnie nowemu przeciwnikowi, byli to goblińscy łucznicy którzy nie przedstawiali sobą zbytniego zagrożenia, jednak ich broń, łuki, mogły być niebezpieczne. Fangleader wydał rozkaz i stormvermini puścili się biegiem pod wzniesienie, na którym rozstawili się zielonoskórzy. Gobliny zareagowały na szarżę wroga nieco spanikowanym ostrzałem, chmura wystrzelonych przez nie pocisków spadła na głowy szczuroludzi, o dziwo, zabijając i raniąc kilku z nich. Tym razem to skavenom puściły nerwy, intensywny smród piżma rozniósł się po okolicy, a czarne szczury, jeden po drugim zaczęły uciekać. Sharpclaw usiłował doprowadzić do porządku stormverminów, jednak ci nie słuchali jego głośnych poleceń.
    Snik Snik tymczasem przeciskał swoich podkomendnych między skałami, chcąc dobrać się do skóry zbliżającym się włócznikom. W końcu skaveni zajęli odpowiednią pozycję i już mieli zebrać się do szturmu, gdy potężna eksplozja targnęła ich szeregami, zabijając na miejscu kilku braci z klanu. Okazało się, że to miotacz spaczpłomieni wybuchł drużynie inżynieryjnej, która zginęła w widowiskowej katastrofie. To zdarzenie zastopowało szarżę, skaveni zatrzymali się, usiłując wyrównać szyki i otrząsnąć się po otrzymaniu strat od własnych sprzymierzeńców.
    Jedynie Black Tooth utrzymał zimną krew, skryty do tej pory między skavenami, wyskoczył z ich szeregów, widząc już cel swojej misji. Assassyn kilkoma susami przemierzył odległość dzielącą go od jednej z goblińskich studni, a gdy do niej dotarł niepostrzeżenie, cisnął do środka spory flakon z parującym płynem, odkorkowując wcześniej naczynie. Assassyn z zadowoleniem usłyszał plusk dobywający się z wnętrza studni i dumny ze swojego sukcesu, pomknął w stronę zbliżającego się oddziału goblinów.
    Zatrute khutary skavena śmigały z niesamowitą szybkością, jednak gobliny nie ulękły się szalejącej śmierci, a mając przewagę liczebności, naparli na śmiałka ze zdwojoną siłą. Black Tooth zrozumiał, że potyczka przybiera niepożądany obrót. Zadawał śmierć, ale nie był dziś wystarczająco szybki i wiele z jego ciosów chybiło, sam musiał też wykonywać karkołomne uniki, a tego już było za wiele. Zgodnie ze starą skaveńską ideą, że kto dziś ucieknie, przeżyje by jutro powrócić silniejszym, Black Tooth wziął nogi za pas i pomknął w kierunku swoich pobratymców.
    Squeek the Cunning siekł swoim sztyletem na lewo i prawo, starając się jednak nie angażować zbytnio w walkę z goblinami, zostawiając to innym skavenom. Przed chwilą jego oddział zaszarżował w małe skupisko zielonoskórych i wszystko wskazywało na to, że prawa flanka pola bitwy zostanie oczyszczona. Inżynier korzystając z okazji, że aktualnie nikt go nie atakował,  przemieścił się na prawą stronę oddziału, gdzie zauważył jedną ze studni, będących celem całej batalii. Misja zatrucia studni była przeznaczona dla assassina, jednak Squeek zabezpieczył się na wszelki wypadek i w jedną ze swych sakiew zapakował dwie butelki z trucizną.
    Inżynier odkorkował jeden z flakoników i już miał go wrzucić do skalnego otworu, gdy nagle potrącił go jeden ze szczuroludzi ugodzony śmiertelnie goblińską włócznią. Krucha amforka roztrzaskała się o skałę, a wściekły Squeek kopnął z całej siły martwe ciało niezręcznego skavena. Na szczęście, druga z butelek bezpiecznie wylądowała na dnie studni, powoli wysączając do wody swoją zawartość.
    Sharpclaw w końcu odzyskał panowanie nad swoim oddziałem, dzięki głośnym, pełnym gróźb i przekleństw nawoływaniom. Stormvermini na powrót uformowali szyk i zwrócili się w kierunku łuczników, którzy napędzili im stracha. Tym razem było łatwiej, gdyż gobliny skupiły się na ostrzeliwaniu pędzącego z lewej strony oddziału Snik Snik'a, stormvermini zwinnie wdrapali się na wzniesienie i z impetem uderzyli we flankę zielonoskórych, dosłownie roznosząc ich na ostrzach swoich halabard. 
    Snik Snik nie miał tyle szczęścia, jego klanbracia słysząc świst strzał wpadli w panikę i rozbiegli się po całej jaskini, w poszukiwaniu schronienia. Clawleader spędził potem cały dzień na odszukiwaniu tchórzliwych wojowników.
Bitwa dobiegała końca, mimo liczebnej przewagi, gobliny łamały szeregi i w panice uciekały do swoich kryjówek.
Obie studnie zostały zatrute przez skavenów, Squeek musiał jedynie odczekać jakiś czas, żeby trucizna zaczęła działać, wtedy szybkie i zdecydowane natarcie mogło zakończyć sprawę Red Moon's definitywnie.
    Po skończonej bitwie, Squeek the Cunning zabrał się za naprawę zniszczonego sprzętu, moździerz i spaczomiotacz nadawały się do naprawy, inżynier miał jeszcze trochę części zamiennych i narzędzi, dzięki czemu było to możliwe. Do pracującego inżyniera podeszli Sharpclaw i Black Tooth, których wezwał na rozmowę, by wysłuchać co mają do powodzenia jego generałowie. Pierwszy otrzymał głos assassyn, którego Squeek zawsze darzył szacunkiem i bezwzględnym zaufaniem.
- Panie panie, studnie zatrute, wielki sukces twój twój, musimy iść dalej, trucizna zadziała zadziała, a wtedy wrócimy i będziemy patrzeć jak padają padają.
Nie mogący tego dłużej słuchać Sharpclaw wtrącił się niegrzecznie.
- Wielka bzdura! Idźmy za ciosem, zniszczmy ich od razu, puki są złamani i śmierdzą strachem na dziesięć mil!
    Squeek odłożył na bok śrubokręt, ściągnął z nosa duże mikroskopowe okulary i przyjrzał się  w zamyśleniu swoim podwładnym.
- Wiele ryzyka było po to, żeby zatrucie zrobić tych studni. Szkoda teraz tego nie wykorzystać, zabieramy się, niech gobasy się napiją swojej wody, a wtedy wrócimy i będziemy się bawić, a oni umierać z bólem brzuchów.
Black Tooth wyszczerzył kły z zadowolenia, ale jego towarzysz był nastawiony mniej entuzjastycznie do tej decyzji.
- Dlaczego zawsze słuchasz tylko jego? - Oburzył się Sharpclaw.
- Nigdy mnie nie słuchasz, znaczy... słuchasz ale się nie zgadzasz!
- Nie unoś się mój gwardzisto, słucham ciebie i zawsze chcę znać zdanie twoje, ale to assassyn jak dotąd nigdy się jeszcze nie pomylił, a ty zawsze.
    Zapadła niezręczna cisza, Tooth tylko sobie znanym sposobem po prostu zniknął, a niepocieszony fangleader obrócił się na pięcie i pomaszerował w głąb obozu.
Squeek odprowadził wzrokiem odchodzącego skavena i powrócił do swojego zajęcia, miał mało czasu, a roboty było całe mnóstwo.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_213845.jpg
Stormvermini Sharpclawa dochodzą do siebie po eksplozji moździerza. W tle oddział Snik Snik'a przeciska się między skałami.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_213853.jpg
Kłopoty z bojowym poruszaniem się po wąskich tunelach mają wszyscy, nawet oddział clanratów Squeeka.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_213912.jpg
Oto wrogowie, broniący dostępu do jednej ze studni. Chodzi oczywiście o hordę goblinów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_214626.jpg
Podobna sytuacja na prawej stronie frontu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_214630.jpg
Jedynym sposobem na pokonanie goblinów jest... jest ich pokonanie, więc szczuroludzie nie zwlekają.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_220137.jpg
Sharpclaw, jego stormvermini, wielkie szczury i ratogr dopadają trzon armii goblinów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_220142.jpg
Potyczka jest krótka lecz intensywna, gobliny zostają złamane i wybite w pień.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_220150.jpg
Squeek the Cunning prowadzi do ataku swoich skavenów, gobliny widząc nacierającą masę futrzaków, postanawiają uciec w popłochu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_221109.jpg
Stormvermini po zwycięskim starciu z dużym oddziałem zielonoskórych, szykują się, by rozgromić łuczników na wzniesieniu, niestety grad strzał wystraszył szczuroludzi i za chwilę zaczną uciekać.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_221145.jpg
Gobliny twardo stoją, przynajmniej, do puki wróg jest na odległość strzału.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_224651.jpg
Tym czasem oddział Squeek'a oczyszcza z goblinów prawą flankę, a inżynier zatruwa jedną z goblińskich studni.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_223017.jpg
Po lewej stronie, Black Tooth samotnie dociera do drugiej studni zatruwając ją, by po chwili wdać się w nierówną walkę z goblinami, z której postanawia uciec, nie ryzykując swojego cennego życia.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20121221_224704.jpg
Finał, oddział Snik Snik'a z lewej, zaraz zostanie ostrzelany w reakcji na szarżę i ucieknie, dając tym samym szansę stormverminom, którzy jej nie marnują i rozbijają łuczników. Reszta goblinów ucieka w popłochu.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#12 2013-01-30 00:28:24

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja II



Początek drugiej misji sprawił skavenom wiele trudności. Wybuch moździeża kosztował życie załogantów i kilku stormverminów, co skutecznie osłabiło ich siłę uderzeniową. Ponadto trudno dostępny układ jaskini sprawiał, że oddziały musiały kluczyć pomiedzy ciasnymi przejściami, często utrudniając sobie nawzajem przejście. Cel główny - czyli dwie studnie - były ulokowane po przeciwnych stronach jaskini, tak aby utrudnić zadanie i wymusić podział wojska szczuroludzi. Tym razem assassinowi Black Tooth'owi nie udało sie ukryć pomiedzy szeregami nocnych goblinów (oblany test infiltracji na 3+) więc zabójca musiał kryć się w szeregach swoich braci. Ostatecznie podopieczny klanu Eshin zdołał praktycznie samodzielnie rozprawić się z ochroną wschodniej studni i zatruć ją swoimi miksturami. Na drugiej flance Squeek dzielnie przebił się do zachodniej studni i pomyślnie zdał test zatrucia jej (4+). Udało mu się to dosłownie "rzutem na taśmę", czyli w ostatniej turze gry.

Po bitwie:

Szczuroludziom udało się zatruć obydwie studnie co da im wielką przewagę w nadchodzącej bitwie. Sakwy zabitych goblinów okazały się wystarczające na uzupełnienie strat, ale niestety nic ponad to nie udało się znaleźć. Przed szczuroludzmi ostatni test w mrocznych jaskiniach nocnych goblinów: starcie z lordem północnych jaskiń, warboss'em o niesmacznym przydomku Cuchnący Oddech.

Offline

 

#13 2013-01-30 15:15:23

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja III - Konfrontacja



"Kwirk, szelmo, dawaj wyżej nasz sztandar. Niech przyjdą i zobaczą wielki czerwony księżyć mej potęgii. Niech ich zapchlone futra pokryją się piżmem strachu i moczu, gdy ujrzą prawdziwych podziemnych wojowników na swej drodze. Parszywe gryzonie poznają siłę czerwonego księżyca, przed którym się pokłonią swymi bezgłowymi ciałami. He! To dobre było com powiedział! Kwirk, nie stój tak z tym drągiem, tylko biegnij po więcej grzybianego piwa. Zwycięstwo czuć już w mym oddechu." Warboss Giblit Cuchnący Oddech zwracający się do swoich wojowników tuż przed bitwą.

http://i1174.photobucket.com/albums/r609/omadan/warhammer3_zpsebb89545.jpg

Ostatnio edytowany przez omadan (2013-01-30 15:16:17)

Offline

 

#14 2013-02-04 11:53:16

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Nic nie zapowiadało takiego pechowego dnia, poprzednia misja zakończyła się wielkim sukcesem, wszystko szło po myśli skavenów, aż do pojawienia się w jaskiniach trzonu armii goblińskiej.
Zielonoskórzy byli przygotowani na atak, ich zwarte szeregi robiły wrażenie, chociaż chaotyczne zachowanie umniejszało nieco powagę całego widowiska.
    Skaveni wydreptali ze szczelin w skałach i zaczęli formować powyginane prostokąty swoich formacji. Squeek the Cunning spoglądał niecierpliwie przed siebie, zastanawiając się, czy jego assassyn zdołał niepostrzeżenie przeniknąć w szeregi nieprzyjaciela. Natomiast Sharpclaw, stojący nieopodal na czele groźnie wyglądających stormverminów, potrząsał energicznie halabardą i wydając piskliwe rozkazy, starał się wyglądać na co najmniej dwa metry wyższego, półtora szerszego, czarniejszego i w ogóle straszniejszego.
    Wszyscy byli już gotowi, szczuroludzie stali na swoich stanowiskach, czekając na rozkaz ataku, najbardziej niecierpliwiły się szczuroogry, które porykiwały donośnie i szarpały się nerwowo, zmuszając ich poganiacza, by co chwilę doprowadzał je do porządku elektrycznym spaczpastuchem.
- Czekamy czekamy! - Zapiszczał Squeek, jednocześnie spoglądając na najbliższych klanbraci wzrokiem, który mógłby zabijać, gdyby mógł.
- Nigdzie nam się nie spieszy tym razem, czekamy czekamy.
    Tak, tym razem skavenom się nie spieszyło, gdyż czas był ich największym sojusznikiem, a ten właśnie zaczynał zbierać swoje żniwo. Gobliny nie zwróciły z początku na to uwagi, ale coraz więcej z nich zaczynało mieć objawy ciężkiego zatrucia. Pewnie przypisywali to z początku przesadnej ilości zjedzonych grzybów, jednak stało się jasne, że padli ofiarami okrutnego spisku, gdy całe ich dziesiątki padały trupem. Woda z zatrutych wcześniej przez skavenów studni, wypełniła trzewia zielonoskórych straszliwie skuteczną trucizną.
    Squeek wyszczerzył siekacze w uśmiechu, widząc jak wśród goblinów wybucha panika, to był odpowiedni moment do ataku. Przy odrobinie szczęścia, szczuroludziom pozostanie już tylko dobić paru gobasów.
Nagle wielkie, skaveńskie spaczdziało ryknęło, a wystrzelona z niego kula energii pomknęła przez jaskinię, rozświetlając ją swoim zielonkawym blaskiem. Zawtórowały jej jezzaile, których strzelcy mieli bardzo ważne zadanie, powalenie trzech trolli szybko zbliżających się od strony obozu goblinów. Kanonada ucichła, a zakończył ją trzask błyskawicy, wyczarowanej przez samego Squeeka.
Na środku jaskini pozostał tylko jeden żywy troll, był nieco zdziwiony i zażenowany zaistniałą sytuacją, no ale wiadomo, że trolle nie lubią gdy dzieje im się krzywda, a nie ma komu oddać piąchą w pysk.
    Squeek maszerował dziarsko w kierunku najbliższego oddziału goblinów, pogwizdywał sobie radośnie, machając energicznie ogonem i poklepywał przyjaźnie od czasu do czasu Morika  po ramieniu. Nagle wąsy stanęły mu dęba, a futro zjeżyło się na grzbiecie niczym szczecina z dzika na wycieraczce przed drzwiami. W powietrzu czuć było niewidzialne zawirowania, które tylko posługujący się mocą mogli zauważyć. Ktoś w jaskini tkał zaklęcie, a to bardzo nie spodobało się przywódcy szczuroludzi, który uwielbiał uchodzić za jedynego i najpotężniejszego władcę spaczonej energii.
    Black Tooth w końcu dostał swój sygnał do ataku, na który czekał już od dobrych kilku godzin. Dreptał razem z kilkunastoma goblinami, zajmując miejsce w drugim szeregu, tuż za plecami szamana zielonoskórych. Jak dotąd żaden z tych przygłupów nie zorientował się, że opatulony w śmierdzące szmaty stwór z długaśnym ogonem, nie jest goblinem tylko zabójcą goblinów.
Szaman wzniósł w górę swój powykrzywiany kostur, zwieńczony czaszką jakiejś wielkiej jaszczurki i zaczął nucić dziwaczną inkantację. Assassyn chwycił kark czarodzieja swoją szponiastą łapą i przystawił do niego wąską szablę niesioną w drugiej ręce. Ostrze bezgłośnie weszło w nieosłonięte niczym ciało, odbierając momentalnie życie nieszczęśnikowi. Black Tooth miał nadzieję, że nikt nie zauważył jego dywersji, niestety, dwa gobliny z prawej, które już od dawna przyglądały mu się podejrzliwie, wszczęły alarm i zaczęła się kotłowanina.
    Wichry magii ucichły, ucięte nagle jak sen nieuważnego strażnika, któremu ktoś wrzasnął do ucha. Squeek rozluźnił się nieco, z powrotem zaczął pogwizdywać i wrócił do pierwszego szeregu, udając, że znalazł się w ostatnim zupełnie przez przypadek.
Tymczasem trucizna zbierała straszliwe żniwo pośród spanikowanych gobasów, ich herszt wydzierał się w niebo głosy, usiłując trzymać w ryzach wystraszonych wojów, ale widok nacierających skavenów i niewyjaśniona śmierć towarzyszy, pogarszały sytuację z minuty na minutę.
    Black Tooth zaplątał się w szmatę, którą obwinął się szczelnie, by ukryć swoją tożsamość. Do tej pory, śmierdząca płachta gwarantowała mu bezpieczeństwo, teraz jednak, mogła przyczynić się do rychłej śmierci. Assassyn dźgał zatrutymi khutarami na lewo i prawo, jednocześnie usiłując uwolnić się z odzienia krępującego jego ruchy. Nagle płachta zsunęła się w okolice kolan i skaven runął do przodu, prosto na drzewce włóczni atakującego go goblina. Black Tooth zobaczył całe konstelacje gwiazd przed oczami, nie był już w stanie kontrolować swoich poczynań, nie widział też dokładnie co się z nim dzieje, gdyż gwiazdy zasłaniały widok.
    Gobliny również nie do końca wiedziały co się dzieje, któryś wszczął alarm, szaman padł, potem w zamieszaniu kilku pokroiło siebie nawzajem, a na koniec co najmniej trzech umarło wyjąc z bólu, spowodowanego palącą trucizną. Oddział ruszył pędem w kierunku do przodu, a miotające się w nim gobliny przypominały raczej tłum naćpanych małp, a nie drużynę wojowników.
Daleko za plecami oszalałych gobasów, pośród ciał kilku zielonoskórych, leżał stratowany assassyn, dla którego walka w dniu dzisiejszym dobiegła właśnie końca.
      Stormvermini pognali do przodu niczym burza, rozgramiając po drodze resztki oddziału, którego dowódcą był martwy w tej chwili szaman. Sharpclaw koniecznie chciał dopaść gobasa w żółtej czapce. Znajdował się on na czele najliczniejszego oddziału wroga i nikt inny nie miał takiej czapki. Było więc jasne, że to sam boss zielonoskórych, a fangleader miał ambicję zabić go własnoręcznie.
Niestety, aby dobrać się do żółtej czapy, stormvermini musieli jeszcze pokonać jeden mały oddział włóczników, który stał im na drodze.
    Ciężkie zbroje dzwoniły niczym wóz wypełniony łańcuchami, czarne szczury złamały szereg goblinów straszliwą szarżą, jednak w ferworze walki zaczęły gonić uciekających w popłochu gobasów, co było bardzo nie na rękę Sahrpclaw'owi. Fangleader usiłował powstrzymać swoich skavenów przed dzikim dobijaniem uciekinierów, niestety, gorąca krew i magia tłumu wzięły górę nad karnością i posłuszeństwem wojowników.
Sytuację tą wykorzystał boss goblinów i krzycząc jazgotliwie, rozkazał swojemu oddziałowi zajść stormverminów od boku.
    W ostatniej chwili skaveni zdołali się zebrać i uformować szyk, jednak nie starczyło już im czasu na zwrot w kierunku przeciwnika. Sharpclaw wyłamał się z szeregu i jednym susem znalazł się obok goblina w żółtej czapce, celując w niego niedwuznacznie halabardą.
Pomysł walki najwyraźniej spodobał się bossowi, gdyż wyskoczył do przodu, wznosząc nad głową połyskujący nienaturalnym światłem miecz.
Sharpclaw spojrzał na ten przedmiot żarłocznie i wiedział już, że nie może opuścić pola bitwy bez tego trofeum.
    Goblin uskoczył przed ciosem rozjuszonego przeciwnika, tnąc na odlew prosto w jego łydki. Jedynie ciężkiemu pancerzowi szczuroludź zawdzięczał to, że jego stopy nadal należały do niego.
Sharpclaw zdzielił goblina drzewcem halabardy w tę jego żółtą czapkę, a gdy tamten usiłował zasłonić głowę przed następnym razem, ostrze skaweńskiej broni zagłębiło się w jego udzie. Goblin został sparaliżowany bólem, a tkwiące w jego nodze żelastwo nie ułatwiało wyjścia z opresji. Dopiero gdy skaven wyszarpnął gwałtownie halabardę, boss mógł zrobić cokolwiek i nie namyślając się ani chwili, dźgnął fangleadera prosto w brzuch.
    Sharpclaw przełknął ślinę, ból był okropny, ale dało się z nim żyć. Skaven chwycił dłoń goblina, trzymającą rękojeść miecza i wygiął jej palce z niesamowitą siłą, jednocześnie, druga ręka uzbrojona w halabardę, z dużym trudem wsadziła jej ostrze prosto pod brodę bossa, jednym szarpnięciem rozrywając jego gardło. Pomruki i piski tryumfu przetoczyły się przez szeregi stormverminów, którzy już dawno nie widzieli swojego fangleadera w tak udanej i bohaterskiej potyczce. Sam Sharpclaw natomiast, uniósłszy nad głowę zdobyczny, błyszczący oręż, podskakiwał w miejscu jak paralityk z połamanymi odnóżami. Skrzek trwogi i niezadowolenia wydały z siebie  gardła goblinów, które mimo przewagi taktycznej, nie były już takie skore do walki.
    Tylko jeden z zielonoskórych zachował zimną krew, chorąży, goblin z wielkim poplamionym sztandarem rozpędził się i z impetem przywalił drzewcem niesionej flagi prosto w wyszczerzone siekacze chełpiącego się przedwcześnie zwycięstwem Sharpclaw'a. Cios z miejsca powalił skavena na ziemię, jednak na jego szczęście, żaden z goblinów nie zdążył podejść i zadać ostatecznego ciosu, do walki bowiem, włączył się Squeek biegnący na czele oddziału klanbraci, którzy atakując od tyłu, roznieśli na włóczniach pozostałych zielonoskórych.
    Squeek zaryzykował idąc z pomocą stormverminom, ponieważ od strony obozu zbliżał się kolejny oddział włóczników wroga, inżynier nie mógł sobie jednak pozwolić na utratę tak cennej jednostki jaką byli stormvermini, no i Sharpclaw'a było mu szkoda. Teraz jednak w pośpiechu razem z klanbraćmi reformowali szyki, by przyjąć szarżę nadbiegającej, zielonej falangi.
Pierwsze szeregi wojowników starły się w akompaniamencie trzasku łamanych włóczni oraz tarcz, i to było wszystko co Squeek the Cunning zapamiętał. Później dowiedział się, że jakiś zabłąkany gobos walnął go tarczą z wyskoku prosto w głowę, po czym inżynier stracił przytomność. Oczywiście oficjalnie to było dziesięciu goblinów, którzy walczyli z mistrzem magii i technologii przez dwa, albo i trzy dni, a jak Squeek już ich zabił to padł ze zmęczenia dosłownie na sekundę.
       Godzinę później, do rozstawionego naprędce namiotu dowodzenia podszedł Morik prosząc usilnie o audiencję. Stormvermin pilnujący wejścia, wsadził głowę do namiotu przez zwisającą kotarę i zakomunikował nadejście gościa. Squeek wrzasnął na Morika, by ten wszedł, po czym rozsiadł się na swoim stalowym zydelku najdumniej jak potrafił, starając się, by turban z bandaży na jego czole wyglądaj jak najnormalniej w świecie.
- Panie panie, mój. Mamy jeńca panie, zielony, mały i gada że wiadomo co gada. - Zakomunikował clawleader. Squeek popatrzył na niego podejrzliwie, po czym skinął jednym pazurem dając do zrozumienia, że oczekuje na więźnia w swoim namiocie, natomiast strażnikowi kazał wezwać czym prędzej assassyna i fangleadera.
    Jakiś czas później, we wnętrzu ciasnego namiotu, otoczony przez wielkich stromverminów stał mały goblin, który choć nieco wystraszonym, to jednak pewnym głosem oświadczył.
- Wielki szczurze, pokonałeś mój klan tak Czerwone Księżyce padają do twoich stóp, w tej chwili, jednak nie chcemy dalszej bitki z waszymi futrzastymi megasami, nie teraz. Dlatego układ mam, niosę, dawaj pogadamy?
Squeek spojrzał na zielonoskórego wyniośle, zrobił ironiczną minę numer osiem, w końcu jednak odezwał się.
- A niby dlaczego nie powinienem teraz rozkazać moim bohaterskim wojownikom, by poodcinali główki całemu temu zamieszaniu, które ty nazywasz swoim klanem?
- Na co szczurze wielki panie teraz? Przecież mam układ, niosę go bo jest bardzo dobry dla nas dla was, dawaj, posłuchaj.
    Inżynier spojrzał na stojącego w najgłębszym cieniu assassyna, jednak nic nie mógł wyczytać z jego błyszczących ślepi, dlatego skinął na niego i obaj udali się w kąt namiotu, czyli metr dalej, nie więcej, gdzie w skrytości zaczęli się naradzać. Po wszystkim, Squeek zwrócił się do goblina tymi słowami.
- Mów. - Gobas nabrał powietrza w płuca i zaatakował obecnych potokiem bezprzecinkowych zdań.
- Mam układ i plana dobrego dla was dla nas to jest tak. Wyjedziecie teraz na górę i prosto ziuuum w łapska chopaków ze zwiędłego liścia. Oni mocni silni i niedobrzy dla nas dla was. Będą bić ale jak my z wami a wy z nami ich napaść to damy radem. Ubić z liścia, liścia...
    Skaveni nie nadążali, ani za tokiem myślenia goblina, ani za jego kłapiącą jadaczką, wypełnioną mielącym jęzorem. Inżynier przerwał goblinowi, celując w niego jednym ze swoich doskonale przypiłowanych pazurów.
- Dlaczego, nie, mam, wysłać wojska, żeby, wycięli twoje plemię w pień?
Goblin patrzył wielkimi oczami na skavena przez chwilę, po czym nie zrażony gwałtownym wtargnięciem mu w słowo, kontynuował.
- Wyjdziemy razem na górę my i wy. Zgładzimy liście z jednej i z drugiej strony my wrócimy i będziemy sobie być tu niegroźnie a wy pójdziecie dalej i bezpiecznie bez liści na głowie z trollami.
- Na kły śmierdzącego świstaka jakie liścieeee! - Nie wytrzymał Squeek, chwytając za leżący na małym stoliku spaczpistolet, i celując nim prosto w czoło goblina.
- Zatrute. - Odpowiedział zwięźle przybysz i nie czekając na dalsze pytania, otworzył paszczę, by wydobyć z niej kolejny zestaw ładnie ujętych treści. Nie mógł jednak mówić z lufą pistoletu wsadzoną mu brutalnie między kły. Inżynier wytrzeszczając oczy z chciwości, powoli, cedząc każde słowo, e tam, każdą literę, zapytał.
- Jakie trolle, moje trolle? Ile tych trolli? - Gobas na tyle, na ile mógł, uśmiechnął się i wypluł niepożądany obiekt z ust, mówiąc.
- Tak szczurze trolle twoje bendom jak wy i my pokonamy Trujące Liście. No i ich boga stwora.
Squeek odszedł na bok, by naradzić się przez chwilę z assassynym i stojącym z lewej strony Sharpclaw'em.
- Chcesz powiedzieć głąbie, że jeśli nie wytnę w pień twojego nędznego klanu i razem z tobą pójdę na powierzchnię wyciąć w pień jakieś liście, to dasz mi trolle? Ile tych trolli? - Zapytał inżynier, wracając do przesłuchania.
- Dwa. - Szybko skwitował goblin.
- Dziesięć! - Rozpoczął targowanie Squeek.
- Cztery! - Skontrował zielonoskóry.
- Osiem! - Przywódca skavenów tracił cierpliwość.
- Sześć! - Wrzasnął przesłuchiwany tak, że aż zdenerwował tym jednego ze strażników, który palnął go w kark stalowym zarękawiem.
- Sześć i nie więcej bo więcej nie mamy. - Zaskomlał goblin, pocierając bolące miejsce na szyi.
    Trójka przywódców znowu zebrała się w koncie na burzliwą naradę, po której Sharpclaw wyszedł ostentacyjnie z namiotu, wyglądając jakby cały świat go obraził. Squeek zacierając łapy usiadł na swoim zydelku, spojrzał na assassyna porozumiewawczym spojrzeniem numer siedem i zwrócił się do więźnia zachęcająco.
- No to porozmawiajmy...

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_211238_zps5664d88f.jpg
Gobliny gotowe do obrony swojej siedziby.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_211246_zps8bfccc0c.jpg
Skaveni gotowi do ataku na siedzibę goblinów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_211503_zpsc0b1c99d.jpg
A to skuteczność skaveńskiej trucizny, zaaplikowanej goblinom w wodzie z zatrutych studni. Trucizna działała na 5+ oto jeden z rzutów na jej efektywność.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_214051_zps7cf9c5aa.jpg
Bitwa się zaczyna, choć połowa gobasów już nie żyje z powodu trucizny.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_214118_zps545610a2.jpg
Squeek the Cunning pędzi dziarsko na czele swoich klanbraci.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_214128_zps05996f0f.jpg
Boss goblinów gotów do walki.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_215950_zps1c20b0b9.jpg
Stormvermini w pogoni za uciekającymi gobasami.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_221108_zps1c583aae.jpg
Szarża na bok, i gobliny narobiły kłopotów. Sharpclaw w swoim bohaterskim starciu z zielonym bossem.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_222813_zps28af5662.jpg
Squeek nadchodzi z odsieczą. Niestety, Sharpclaw dostaje po łbie i pada nieprzytomny.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130104_224642_zpsd122eb39.jpg
Za chwilę również sam inżynier zaliczy łomot, jednak ogólnie bitwa poszła pomyślnie i gobasy zostały zmiażdżone.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#15 2013-02-26 22:12:08

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja III



Szczuroludzie zaczynali bitwę z wielką przewagą w postaci zatrutych studni (poprzednia misja). Skuteczność trucizny (śmierć goblinków na 5+, herosów raniła na 6) zbierała krwawe żniwo wśród zielonoskórych. Co ture praktycznie 1/3 nocnych goblinów padała martwa. Co więcej, rzuty Raziela modyfikowały tę statystykę (oczywiście na jego korzyść). Problemem dla bandy Squeek'a były raczej częste zasadzki, trolle po stronie goblinów oraz sami goblińscy bohaterowie o nieco lepszych współczynnikach i magicznych przedmiotach. Niemniej jednak Boss cuchnący Oddech poległ w bitwie razem ze swoim sztandarowym Kwirkiem. Nie obyło się jednak bez ofiar po drugiej stronie. Squeek oraz Sharpclaw zostali poważnie ranni po bitwie.


Po bitwie:

Rany skaveńskich herosów na szczęście okazały sie niegroźne. Po przeszukaniu goblińskich namiotów Squeek odnalazł całkiem ciekawy arsenał broni. Udało mu się zdobyć: Doomrocket, Smoke Bomb, Foul Pendant (5+ward save), Potion of Strenght, i 3 warp tokeny. Ponadto zabity Boss miał przy sobie Sword of Striking (+1 to Hit). Gdy plądrowanie dobiegło końca Squeek miał przyjemność odbyć rozmowę z jednym z pomniejszych Bossów klanu Czerwonego Książyca. Ów goblin przyszedł do skavenów z bardzo konkretną propozycją wyeliminowania konkurencyjnego plemienia, a właściwie zabicia najcenniejszej ikony klanu Zatrutego Liścia. Gigantycznego pająka Arachnaraka. Warunki umowy przedstawiały się bardzo interesująco. W nagrodę za zabicie potwora Squeek miał otrzymać 6 trolli na własność. Wystraczyło tylko ubić monstrum...

Ostatnio edytowany przez omadan (2013-02-26 22:20:14)

Offline

 

#16 2013-02-26 22:56:22

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja IVa


Pajęczy Bóg



"- Wielki Inżynierze Zifiku, zieloni rozstawiają jakąś dziwną machinę. Jest cała z drewna i chyba puszcza-rzuca głazy jakieś.
  -Morts, ucisz pysk i wciskaj-przesuwaj dźwignie. Potrzebuję więcej mocy. Szybko-chyżo, dawaj-dawaj. Ustrzelę tego wielkiego pająka.
- Inżynierze! Leci coś i....
- Zamknij się wreszcie albo pójdziesz do kopalni spaczenia. Moc, Moc! Dawaj-dawaj. Morts! Morts! Gdzie jesteś tępy-głupi? Gdzieeeeeee."
Ostatnie słowa operatora spaczdziała w momencie gdy ogromny kamień uderzył w samo serce machiny.


http://i1174.photobucket.com/albums/r609/omadan/warhammer4_zps88061bd0.jpg

Ostatnio edytowany przez omadan (2013-02-26 23:44:22)

Offline

 

#17 2013-03-14 15:21:33

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Szeregi nieludzi ustawiły się wzdłuż szerokiego szlaku, wiodącego z High Pass w stronę Kisleva. Od strony północnej, trzy oddziały goblinów powoli zajęły swoje pozycje, patrząc nieufnie na otaczających je ze wszystkich stron szczuroludzi. Dalej na południu, sześć jaskiniowych trolli dreptało nieporadnie, usiłując zrozumieć skomplikowanie polecenia, wydawane przez ich nowego właściciela. 
    Squeek the Cunning zdzierał sobie gardło, usiłując utrzymać bestie w  jako takim szyku, koniec końców, jeden z goblinów musiał interweniować i przywołać bezrozumne stwory do porządku.
Linię frontu na południu zamykał oddział klanratów Squeeka, cała armia rozciągnęła się na około dwieście metrów i oczekiwała w napięciu na rozkazy. Skaveni oczywiście cały czas mieli na oku swoich aliantów, spodziewając się zdrady z ich strony w każdej chwili. Squeek domyślał się, że gobliny w pełni odwzajemniają tą postawę.
    Nagle, od strony zachodu, spomiędzy drzew gęstego lasu, na pustą polanę przed traktem wysypała się istna chmara zielonoskórych z klanu Trujących Liści. W ich szeregach znalazły się zarówno gobliny na pająkach, jak i orki na rozszalałych knurach, oraz piesze zastępy dzikich wojowników. Powietrze przeszył świst pędzącego pocisku, który z impetem spadł prosto na skaveńskie spaczdziało, łamiąc jedno z jego kół i unieruchamiając broń na długie godziny.
    Squeek oczom nie wierzył, zielonoskórzy przytaszczyli ze sobą małą katapultę, którą co chwila miotali duże głazy, ich ostrzał był tragicznie niecelny, jednak ten jeden kamień trafił dokładnie w dopiero co naprawione działo. Inżynier wrzasnął piskliwie, dając swoim wojskom rozkaz do ataku. Beżowo-zielona masa ruszyła do przodu, skaveni zgodnie z instrukcjami, pozwolili aby gobliny wyszły na czoło natarcia, jeśli jakieś trupy musiały paść, to gobasów nikomu nie będzie szkoda.
    W powietrze poszybowały chmury strzał, wystrzelone z małych goblińskich łuków, zawtórowały im wystrzały z jezzaili, oraz spaczmoździerza. Po drugiej stronie szlaku, dziesiątki wyjących dziko orków padło na ziemię, kilkunastu jeźdźców pająków również straciło życie, pozostawiając spanikowanych towarzyszy na pastwę zbliżających się aliantów.
Squeek nie posiadał się z radości, bitwa wyglądała na wygraną jeszcze zanim na dobre się rozkręciła. Jednak już niedługo okazało się, że to tylko pozory, a entuzjazm inżyniera ostudziły złowrogie dźwięki dochodzące z lasu.
    W akompaniamencie dudnienia wielkich bębnów, spośród gęstych zarośli, na polane przy drodze wysypały się świeże zastępy wielkich orków, oraz jeźdźców, dosiadających potężne dziki. Nie to jednak było najstraszniejsze, trwogę w szeregach aliantów zasiał dopiero widok potężnego cielska, przetaczającego się pośród drzew. Najbardziej demotywujące było to, że stwór ów nie omijał drzew, tylko łamał je samym swoim ciężarem.
    Gobliny zaczęły piszczeć, wskazując na okropną maszkarę i już po chwili, oczy wszystkich walczących zwrócone były w stronę nadchodzącego horroru. Szarża aliantów momentalnie straciła impakt, gobasy wręcz zatrzymały się, usiłując powalić jak największą ilość wrogów z dystansu, skaveni widząc, że wysforują się tym samym na czoło ataku, zwolnili i przybrali bardziej zwarte i obronne formacje. Natarcie załamało się, a pałeczkę przejęły orki ośmielone obecnością swojego boskiego avatara.
    Squeek the Cunning w porę zorientował się w sytuacji i czym prędzej wydał nowe rozkazy, pierwsza linia goblińskich łuczników niechętnie ruszyła naprzód, jednak ramię w ramię z nimi poszły trolle i oddział stormverminów. Gobasy bez entuzjazmu zaszarżowały na kilku pajęczych jeźdźców, jednak wystarczył jeden zabłąkany pocisk z katapulty, kilka orkowych strzał i głośne zachowanie przeciwników, by cała horda goblinów w panice obróciła się na pięcie i pobiegła w kierunku bezpiecznych tyłów formacji. Scenariusz przewidywalny, jednak mimo wszystko skaveni liczyli na nieco więcej pomocy ze strony sojuszników.
    Sharpclaw zaciskał palce na rękojeści swojego nowego oręża, które zdobył w ostatniej potyczce, a które okazało się być magicznym i bardzo cennym narzędziem mordu. Za chwile miało się okazać, jak przydatne jest to ostrze w prawdziwej walce. Fangleader otrzepał się, przez jego ciało przebiegły ciarki emocji. Skaven poprawił sztandar armii, który umieścił na specjalnym kołnierzu umocowanym do tylnej części swojego pancerza i czujnie obserwował nadciągającego wroga. Stormvermini nastawili halabardy, szykując się na przyjęcie szarży
    Impet uderzenia zielonoskórych był niespodziewanie duży, już na samym początku starcia, orki uzyskały przewagę, przewracając kilku skavenów. Szczuroludzie szybko się pozbierali, jednak nie miało to już żadnego znaczenia.
Sharpclaw tańczył jak oszalały, siekąc na wszystkie strony długim mieczem, jednocześnie unikając ciosów pałek i prymitywnych toporów. Na nieszczęście dla fangleadera, impet szarzy powalił wszystkich skavenów, którzy osłaniali swego kapitana, wystawiając go na osamotnionej pozycji. Sharpclaw, otoczony przez ryczące orki, starał się za wszelką cenę powrócić w szeregi swoich.
    Skaven sparował ochraniaczem lewej ręki cios kolczastej pałki i skontrował go celnym pchnięciem miecza, które przeszyło gardło napastnika czyniąc go martwym. Kolejne uderzenie nadeszło z prawej, tym razem Sharpclaw musiał parować ostrzem, a przeciwnika unieszkodliwił ciosem opancerzonej pięści. Choć stormvermini odziani byli w ciężkie zbroje, były one tak skonstruowane, by w jak najmniejszym stopniu ograniczać ruchy wojowników, dzięki temu, fangleader mógł z zadziwiającą szybkością nieść śmierć wrogom, bronić się przed ciosami i jednocześnie liczyć na skuteczność swojej zbroi. Niestety, w każdym pancerzu są luki i tylko kwestią czasu jest, by jakiś wprawny żołnierz znalazł je i wykorzystał.
    Sharpclaw zbił cios orkowego, kamiennego topora kierując go w ziemię, by następnie zamaszystym cięciem przeorać pierś zielonoskórego, niestety w chwilę później, potężne uderzenie maczugi zerwało hełm z głowy skavena, a siła ciosu oszołomiła go na ułamek sekundy, który wykorzystał inny z orków. Topór uderzył niecelnie, ześlizgując się z czaszki Sharpclawa i roztrzaskał się niegroźnie na naramienniku, jednak cios płazem w głowę był na tyle silny, że skaven zatoczył się do tyłu i runął nieprzytomny na ziemię, zdeptany momentalnie przez dziesiątki orkowych stóp.
    Squeek miał nietęgą minę widząc, jak sztandar armii znika gdzieś w kotłowaninie walczących, by po chwili pojawić się w łapskach jednego z orków, który machał nim wyjąc wściekle w geście zwycięstwa. Stormvermini zostali złamani i rzucili się do ucieczki, inżynier zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli orki wbiją się w wyrwę pozostałą po czarnych szczurach, to w przeciągu minut wejdą na tyły goblinów i rozniosą ich w pył. Szybko ocenił sytuację i wydał nerwowym tonem kilka rozkazów pałętającym się w pobliżu załogom spaczmoździerza i spaczmiotacza.
    Zielone płomienie pochłonęły zwycięski oddział orków, a eksplodująca kula z moździerza dokończyła dzieła zniszczenia. Garstka ocalałych rozpierzchła się w różne strony, ginąc od przypadkowych strzał lub ciosów. Jednak to nie był koniec kłopotów, na północy kolejna grupa orków wgryzła się w szeregi goblinów i gdyby nie szaleńczy atak goblińskich fanatyków, front w tamtym miejscu załamał by się najpewniej, pieczętując tym samym tragiczny los dla sojuszu.
    Gdy sytuacja nieco się ustabilizowała, Squeek skupił się na najgorszym przeciwniku, który jednocześnie był głównym celem do pokonania. Cały sojusz zawarty z goblinami polegał na tym, że w zamian za pokonanie avatara Trujących Liści, skaveni otrzymają na własność sześć trolli. Taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć, dlatego inżynier na poważnie potraktował tą bitwę.
Na rozkaz skavena, nieco zdezorientowane trolle ruszyły do ataku, Squeek miał nadzieję, że żaden ze stworów nie ucierpi, nie miał jednak innej jednostki, która dała by radę związać walką potwora i skupić na sobie jego uwagę, jednocześnie dając możliwość innym, aby bez ryzyka zaatakowali ją od tyłu i z boków.
    Maszkara wyszła w końcu z lasu, powalając przy tym kilka drzew na skraju polany. Potwór wyglądał jak przerośnięty pająk, któremu na grzbiecie zamocowano platformę, przypominającą wiklinowy kosz, w której usadowiło się kilku leśnych goblinów. Zieonoskórzy strzelali z łuków i dźgali włóczniami na wszystkie strony, jednak to pająk był najgroźniejszy. Trolle okładały sękatymi  pięściami wielkie cielsko potwora, rzygając na niego jednocześnie, silnie żrącym kwasem. Bestia nie była dłużna i już w pierwszej minucie ataku, nadziała jednego z trolli na swoje potężne odnóże,  rozrywając go na strzępy.
    Squeek pogonił swoich klanbraci, dając jednocześnie znak ukrytemu pomiędzy skavenami assassynowi, który wyskoczył przed szereg i ruszył samotnie w kierunku wielkiego pająka. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, stwór otrzymawszy kolejny celny cios w walce z trollami, spłoszył się i zrzucając z zamocowanej na nim platformy resztkę goblinów, popędził w stronę lasu, brocząc obficie z głębokich ran. Squeek wydarł się na swoich wojowników, nie ukrywając emocji w piskliwym głosie. Sytuacja wymykała się spod kontroli, bestia nawet ciężko ranna, była tak wielka, że pokonywała dystans w mgnieniu oka i za chwile mogła kompletnie zniknąć z pola widzenia aliantów.
    Na rozkaz, drużyna spaczmoździerza wypaliła ostatnią już kulę, niestety, nerwowe ruchy strzelca sprawiły, że pocisk rozbił się gdzieś między drzewami, daleko od pająka. Trzy jezzaile wypalały raz za razem, ryzykując eksplozją przegrzanych luf, niestety, mimo wielkich rozmiarów celu, żaden z pocisków nie był w stanie trafić, czy skutecznie zranić bestii.
Squeek zaczerpnął energię z Warpu i skumulował ją na czubkach swoich palców, trzaskające błyskawice przecięły powietrze w ułamku sekundy, rażąc uciekające stworzenie, niestety, nawet tak potężna moc nie unieszkodliwiła stwora, który za chwile miał zniknąć między drzewami. Inżynier wypalił jeszcze ze spaczpistoletu w kierunku pająka, a gdy okazało się, że kula upadła daleko przed nim, stało się jasne, że bitwa skończy się wielkim niepowodzeniem dla sojuszu, który w kilka chwil mógł zamienić się w bratobójczą mordownię. Całą nadzieję Squeek pokładał w pędzącym przez polanę assassynie.
    Black Tooth nie biegł, tylko pokonywał długimi susami dystans dzielący go od przeraźliwej maszkary. Assassyn wyskoczył w powietrze i cisnął przed siebie dwiema zatrutymi gwiazdkami, które niestety nie dosięgnęły celu, chowającego się już pomiędzy gałęziami drzew. Żadna z jednostek skavenów nie była w stanie uczynić nic, aby powstrzymać, lub dogonić potwora, jedni walczyli jeszcze z resztkami orkowej watahy, inni byli zbyt daleko. Wszystko wskazywało na to, że  avatar ledwo żywy, ucieknie jednak w las.
    Stało się inaczej za sprawą jednej, goblińskiej strzały. Trzeci oddział łuczników, jako jedyny nie był niepokojony przez nieprzyjaciela, a gobliny widząc biegnącego przez polanę pająka, na rozkaz dowodzącego wystrzeliły w niego ostatnią salwę. Wątpliwym było, by uczynili jakąkolwiek krzywdę takiemu przeciwnikowi, zrobili to jednak w akcie desperacji i opłaciło się. Jedna ze strzał ugodziła pająka dokładnie w największe z jego ośmiu oczu, wbijając się głęboko w układ nerwowy stworzenia. Sparaliżowany avatar wykrwawił się na śmierć dopiero po kilku godzinach, jednak dla  przeciętnego obserwatora, wyglądało to tak, jakby goblińska salwa powaliła potwora momentalnie.
    Na widok nieruchomego, boskiego avatara reszta zielonoskórych rozpierzchła się po okolicy. Większość na powrót wróciła do lasu, inni zostali wycięci w pień przez skaveńskich maruderów i goblińskie patrole łuczników. Bitwa dobiegała końca, alianci plądrowali pole bitwy w poszukiwaniu kosztowności i pożywienia.
Squeek wraz z Black Tooth'em naradzali się szybko, w obecnej sytuacji dla sojuszu mogły nadejść ciężkie chwile i skaveni woleli być na to przygotowani.
    Do rozmawiających szeptem szczuroludzi podszedł przywódca goblinów, który ostentacyjnie wycierał kępką trawy krew ze swojej szabli, mówiąc jednocześnie.
- Ubiliśmy bożka futrzaste wasze ubiliśmy sami bez was...
Skaveni popatrzyli po sobie, assassyn sięgnął po oba khutary, gotów w kilka sekund zakończyć tą rozmowę, jednak Squeek uprzedził go dyplomatycznym stwierdzeniem.
- Nie przesadzasz zielony? Co niby miały by uczynić te wasze połamane strzałki takiemu potworowi? Nie widziałeś, jak moje trolle zmiękczają bestię, jak moje wspaniałe wynalazki rozpruwają jego bebechy swym ogniem, jak moja potężna magia pali go żywcem? Jesteś ślepy?
    Goblin wsadził szablę za pasek i splunął z pogardą na ziemię.
- Nasze trolle pobiły bożka, nasze łuki go zabiły nie wasze... wasze futrzaste niepotrzebne nam były wcale... poco nam wasze futrzaste do robienia co sami musimy robić skoro wy nic nie robicie?
Skaveni pogubili się w skomplikowanej formie przekazu, jakim obdarzył ich goblin, jednak inżynier nie dawał za wygraną czując, że za chwilę walka na polanie rozkręci się na nowo.
- Trolle są moje, daliście mi trolle i to moje trolle pobiły pająka, a moja wspaniała magia uśmierciła potwora raz na zawsze. Twój zielony jęzor nie sprawi, że było inaczej, powiedz otwarcie, że chcesz zerwać umowę, liczyłeś, że liście nas wybiją, my zabijemy robala, a wy ukradniecie moje trolle?
    Goblin stracił pewność siebie, zrozumiał, że stąpa po wąskim gruncie, a kapiąca z ostrzy assassyna trucizna upewniła go w przekonaniu, że negocjacje nie mogą iść dalej tym torem, bo zostaną gwałtownie ucięte, dosłownie.
- Dobra futrzaki wasze też bić bożka więc wasze siem dołożyć do wielkie zwycięstwo nasze... ale trolli sześć nie możem dać... trzy...
Squeek zrobił minę numer osiem, na widok której goblinowi powinno zrobić się głupio i powiedział cedząc przez zęby groźną kwestię.
- Posłuchaj kupo szlamu, nie mam czasu dla ciebie i twoich śmierdzących krzykaczy, ale jeśli bardzo tego chcesz, zaraz przeleje się na tej polance reszta waszej parszywej krwi. Zabieram wszystkie trolle i idę w swoją stronę, ty cieszysz się że żyjesz i wracasz do tej swojej cuchnącej nory, nie pokazując mi się więcej na oczy, zrozumiałeś?
    Goblin wyglądał na niepocieszonego, wywnioskował jednak z tonu skavena, że czas na targowanie się skończył, a dalsze dociekanie sprawiedliwości, skończy się nieszczęśliwie. Odstąpił więc, warcząc coś w swoim języku i patrząc ponuro na przywódcę szczuroludzi.
Squeek z wyrazem nieukrywanego tryumfu na pysku, patrzył jeszcze przez chwilę na odchodzącego goblina i kiedy ten zniknął pomiędzy swoimi współplemieńcami, odsapnął ciężko.
    Po chwili, uwagę inżyniera przykuło inne zdarzenie, dwaj stormvermini taszczyli przez pole bitwy czyjeś ciało, najwyraźniej nieśli je w stronę Squeeka. Po bliższych oględzinach okazało się, że delikwent był żywy, ale mocno poobijany i utytłany zakrwawionym błotem. Squeek rozpoznał pancerz Sharpclaw'a, skaven był ledwo przytomny, ślina ciekła mu z pyska, zamglone oczy krążyły we wszystkie strony bez ładu.
- Co ci jest? - Zapytał inżynier, unosząc łeb fangleadera do góry i zaglądając oszołomionemu skavenowi w oczy.
- Eśściiiiisss... bleu... bffff. - Mówiąc to, Sharpclaw wypluł z pyska tyle śliny, że starczyło by na rok. Z pomocą przyszedł mu jeden ze stormverminów, który podtrzymywał kapitana pod ramię.
- Dostał w łeb, w łeb panie. Coś nie tak z jego jego myśleniem.
Squeek spojrzał na assassyna, który z politowaniem wskazał fangleadera i wzruszył ramionami mówiąc.
- Wiele się nie zmieniło, tylko bardziej sepleni.
Squeek'owi nie było jednak do śmiechu, liczył na swoich generałów i obiecał sobie, że w pierwszej kolejności zajmie się opatrzeniem Sharpclawa.
    Alianci po ogarnięciu pola bitwy, rozeszli się, zaglądając niepewnie jedni na drugich. Bitwa wisiała w powietrzu, na szczęscie żaden incydent nie nastąpił i szczuroludzie bez kłopotów ruszyli w dalszą drogę, na południowy zachód,w kierunku Kisleva. 

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_213714_zpsf6191099.jpg
Dzikie orki i gobliny szykują się do ataku, za lasem katapulta gobasów, którzy radośnie spędzali czas ciskając sobie głazami.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_215440_zps9da8da97.jpg
Potężny bóg pająk przedziera się między drzewami.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_213737_zps257db959.jpg
Skaveni i gobliny nerwowo wyczekują rozkazów Squeeka.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_215445_zps83093196.jpg
W końcu alianci ruszają, szykuje się niezła młócka.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_223404_zpse81b91ff.jpg
Roztrzaskane spaczdzieło było początkiem niepowodzeń sojuszu, zaraz potem jeden z oddziałów łuczników został spanikowany i zaczął uciekać.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_223417_zpsa0d98fe1.jpg
Natarcie zostaje przerwane, na widok wielkiego pająka, każdemu odechciewa się walczyć.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_230248_zps707165ff.jpg
Pierwsze starcie wręcz, stormvermini dają się zaskoczyć orkom i tracą przewagę liczebności oraz szybkości za sprawą dzikiej szarży zielonoskórych.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_232206_zpsb0bbe4cd.jpg
Czarne szczury uciekają w popłochu, ich fangleader zostaje powalony i zdeptany, armia traci tym samym sztandar armijny. Grupa trolli związuje walką boga pająka.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_232219_zpsbcfe30a5.jpg
Squeek rozkazuje assassynowi aby ten bezpośrednio zaatakował bestię, trolle w zaskakująco szybkim czasie zadają stworowi poważne obrażenia.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_234253_zps1153440d.jpg
Nagle pająk robi w tył zwrot i ucieka do lasu, Black Tooth usiłuje dogonić go i dobić.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_234801_zpsa236f26b.jpg
Goblińskie strzały okazują się jedynym sposobem, na zabicie uciekającego avatara, którego nie pokonała magia, pociski ani trucizny skavenów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130111_234807_zps3559b2c4.jpg
Squeek mimo wszystko sobie przypisuje zwycięstwo nad bogiem pająkiem, sojusz przestaje istnieć, a niedawni alianci rozchodzą się każdy w swoją stronę.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#18 2013-03-28 20:13:19

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja IV



Szczuroludzie w tej misji szybko przeszli do ofensywy. Nie mieli w sumie wielkiego wyboru, gdy w pierwszej turze spaczdziało zostało zniszczone. Tym razem przeciwko hordzie Squeek'a wystapiła dzika banda Zatrutych Liści. Horda złożona głównie z dzikich orków stanowił nie lada wyzwanie dla skavnów. Orkowie są twardzi, odporni na psychologię i posiadają zasadę szał co czyni ich prawie niezwyciężonymi w bezpośrednim starciu. Sprytność skavenów jest jednak legendarna i dzieki magii oraz łukom goblińskich sprzymierzeńców orkowe oddziały topniały w oczach. Natomiast sam cel misji - Wielki Pająk - stanowił zdecydowanie trudniejsze wyzwanie. Osiem ran, tyle samo ataków oraz wzbudznie terroru to iście zabójcza kombinacja. Niemniej jednak pająk został pokonany a co ciekawsze ostatnią ranę zadała mu goblińska strzała...

Po bitwie:

Umowa pomiędzy goblinami a skavenami dobiegła końca. Squeek chętnie przygarnął szóstkę zdrowych trolli, gotowych mordować w jego imieniu. Gobliny czuły się nieco oszukane ogólnym rozrachunkiem ale nic nie powiedziały. Istnieje więc szansa na współpracę w przyszłości. Ciekawostką jest rana głowy, którą odniósł sztandarowy Sharpclaw. Od tej pory w każdej rundzie będzie musiał testować głupotę.

Offline

 

#19 2013-03-28 20:27:16

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja V

Czarna Wieża




"Mówiem prawdą Pani Sherniff. Tylko prawdę. Widziałem ich! Byli jak ze prastarych legend, którymi straszy się małe bachory. Wysocy i smukli, poruszający się z nadludzką gracją. Byli tam też zielonoskórzy, całe mnóstwo ich było. Jednak najgorsze przyszło z północy. Obrzydliwe szczury wielkości niskiego człowieka. Straszne powiadam, straszne rzeczy widziałem!! Sigmarze broń nas. Co?..eh..no wypiłem wtedy trochę ale klne się na grób babki, że nie kłamię."  Relacja leśnego kłusownika Timba Gorzałkołyka.


http://i1174.photobucket.com/albums/r609/omadan/warhammer5_zps6737c2ca.jpg

Offline

 

#20 2013-04-08 17:12:05

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Minęło kilka dni, odkąd skaveni po raz ostatni widzieli się z goblinami. Squeek the Cunning podejrzewał, że małe, podstępne stworki mimo wszystko zaatakują którejś nocy, jednak nic podobnego się nie wydarzyło.
Inżynier miał zatem trochę spokoju, oraz czasu, potrzebnego do zreperowania i ulepszenia zużytych lub uszkodzonych machin bojowych. W tym czasie również, nauczył się w większym stopniu kontrolować piątkę trolli, które otrzymał od goblinów w ramach zapłaty za pomoc w rozgromieniu klanu Trujących Liści.
    Niestety, większość napraw Squeek musiał wykonywać w czasie postojów, które przez to przedłużały się i sprawiały, że armia posuwała się do przodu bardzo powoli. Jednak wszyscy byli świadomi tego, że sprzęt bojowy inżyniera jest niezastąpiony na polu walki i nieraz zwykły spaczmiotacz potrafił zdziałać więcej niż cały oddział klanbraci, dlatego nie szczędzono czasu na naprawy i konserwację.
    Tak minęło kilka spokojnych dni, podczas których nikt nie niepokoił maszerującej powoli hordy szczuroludzi. Niestety, sielanka nie trwała zbyt długo, a na drodze Squeek'a pojawiło się nowe zagrożenie, a wraz z nim szansa na osiągnięcie potęgi i chwały.
    Assassin Black Tooth, na czele grupy zwiadowców powrócił z rekonesansu, po jego szybkich, nerwowych ruchach było widać, że niesie ciekawe wieści. Squeek the Cunning nie był tym zbytnio ucieszony, ale postanowił najpierw wysłuchać swojego doradcę, zanim zezłości się na dobre.
Informacje były nader interesujące, otóż jakieś dwa kilometry przed skaveńską hordą, na dużej polanie okalającej dziwną budowlę, dwa niewielkie oddziały przygotowywały się do starcia. Była to grupa orków, co nie dziwiło wcale, oraz mała jednostka mrocznych elfów dowodzonych przez jakąś wypacykowaną kobietę, co nie należało do standardów w tym rejonie.
    Skaveni musieli by zejść ze szlaku, żeby ominąć walczących, jednak to kosztowało by ich około dwóch dni przedzierania się przez skaliste zbocza, tego inżynier wolał uniknąć. Z kolei omijanie konfliktu przez północne lasy, zbliżyło by szczuroludzi znowu w rejon panowania goblinów i orków. Squeek zdecydował więc, że osobiście z bliska przyjrzy się walce obcych, a w razie potrzeby, podejmie jakieś inne decyzje na miejscu.
Na wszelki wypadek rozkazano uformować formacje bojowe, zwiadowcy ruszyli do przodu, a za nimi podążyła reszta hordy, w której szeregach zaczęto szemrać o zbliżającym się starciu.
    Polana była ulokowana u stóp skalistego wzgórza, którym schodzili skaveni, od strony północy i zachodu otaczał ją gesty las, z którego dochodziły niepokojące dźwięki bębnów i rogów, niewątpliwie należących do zielonoskórych. Mniej więcej na środku polany, stała samotna, wysoka wieża, zbudowana z czarnego jak węgiel kamienia. Budynek nijak nie pasował do reszty terenu, nie było dookoła żadnej innej budowli, świadczącej o istniejącej tu kiedyś osadzie lub mieście. Na szczycie wieży stało kilkunastu elfów odzianych w ciemne zbroje, którzy zaciekle bronili wejścia do budynku, ostrzeliwując z kusz nadciągających orków.
    U stóp wieży, kilkudziesięciu mrocznych ścierało się z całą watahą zielonoskórych, nieopodal stała smukła elfka, której zaśpiewy roznosiły się silnym echem po całej polanie.
Squeek wezwał do siebie Sharpcla'wa oraz Black Tooth'a, żeby wspólnie naradzić się co dalej począć.
- Słucham was moi doradcy, co myślicie, co wiecie o szpiczastouchych? - Pytanie inżyniera było trochę kłopotliwe dla obu wojowników, jednak pierwszy o odpowiedź pokusił się fangleader, choć widać było, że nie przemyślał swojej wypowiedzi.
- Epfff ten, panie, damy rade, damy rade rozwalimy śmierdzieli, a potem pffff ten szpiczastouchy ek, ek,
Sharpclaw zachłysnął się, i zaczął się dławić własną śliną, której przełykanie podczas mówienia sprawiało mu wielkie trudności. Squeek popatrzył na stormvermina z dezaprobatą, fuknął na niego lekceważąco i skupił uwagę na assassynie, który właśnie zaczynał swoją kwestię.
- Panie panie, to elfy są, oni są podli podli, panie, podstępni i podli. Zadrzyjmy z nimi, a nie dadzą nam spokoju spokoju nigdy panie. Jest ich mało mało panie, podejdźmy po cichu, zobaczmy co się dzieje panie panie i albo czmychniemy dalej, albo wytniemy ich w pień pień panie wszystkich.
    Inżynier zastanawiał się chwilę, po czym zdecydował.
- Naprzód! Stoją nam na drodze do mojego skarbu, jeśli okażą się wrogami, zginą, jeśli zostawią nas w spokoju... wtedy zdecydujemy co z nimi zrobić.
Armia ruszyła na polanę, dopiero po chwili elfka zwróciła na to uwagę i widać było zmieszanie i zakłopotanie na jej częściowo skrytej za lekkim hełmem twarzy.
    Skaveni wylali się na polanę, niczym beżowa fala przypływu, tyle, że fala zazwyczaj szumi, a nie piszczy. Załoga ustawiła w gotowości wielkie spaczdziało, które inżynier kazał wycelować w rejon wieży, nie do końca było wiadomo, kto będzie celem skavenów.
Gdy Squeek zbliżył się na odległość krzyku do walczących, wyczuł emanującą z elfki moc, której nie dało się pomylić z niczym innym. Czarodziejka skończyła śpiewać kolejne ze swoich zaklęć i zawołała coś w stronę skavenów, jej słowa brzmiały groźnie, ale nie złowrogo. Niestety, były niezrozumiałe nawet dla inżyniera. Elfka ponownie krzyknęła, tym razem we wspólnej mowie.
- Pokój, nic do was nie mamy władcy kanałów!
    Squeek od razu wyczuł w tym podstęp, postanowił więc nie zdradzać swoich zamiarów, po prostu jego wojsko maszerowało dalej, jednak elfka nie widząc żadnej reakcji ze strony przywódcy szczuroludzi, z namaszczeniem i udawaną szczerością krzyknęła.
- Pomóż mi władco kanałów, pomóż mi w tym starciu a obiecuję, nie pożałujesz tego!
Czarodziejka najwidoczniej wyczuła aurę niewielkiej mocy, otaczającą inżyniera, postanowiła więc uderzyć we właściwą strunę.
- Uczynię z ciebie potężnego maga, inni z twojego rodzaju będą się kłaniać tobie, tylko pomóż mi odegnać zielonoskórych od tej wieży!
    Squeek zapomniał o czym właśnie myślał, obietnica potęgi i wielkiej magii zaćmiła jego umysł na chwilę, w której wydał głośno nieprzemyślany rozkaz.
- Do ataku, na śmierdzieli!
Ryknęło spaczdziało, jezzaile posłały w oddział orków śmiertelne pociski, a szarżujących stormverminów słychać było na drugim, krańcu lasu. Inżynier potrząsnął głową, z niedowierzaniem patrząc na rozpętujące się piekło, szturchnął łokciem stojącego obok Morika i zapytał ściszonym głosem.
- Dlaczego oni tam biegną, w kogo nasi strzelają?
Zmieszany clawleader popatrzył bezradnie na swojego przywódcę, wskazał na niego nieśmiało palcem i rzekł.
- Panie panie, kazałeś nam bić orki panie.
Squeek raz jeszcze potrząsnął głową i popatrzył na śpiewającą zaklęcie elfkę.
- No najwyraźniej miałem rację, zawsze mam rację, prawda Moriku?
Clawleader pokiwał głową niepewnie, zgadzając się ze zdaniem inżyniera, widać było jednak w jego oczach, że nie jest zbyt szczery w tej chwili, a popuszczone piżmo strachu potwierdziło tylko, że łże jak pies.
     Inżynier pchnął do przodu trolle, którym mało kto dorównywał mobilnością, jednocześnie uderzenie ich szarży mogło złamać orki już w pierwszych sekundach walki. Oddział Squeek'a biegł tuż za nimi, klanbracia byli pewni siebie, licząc na to, że po zielonoskórych nie zostanie śladu, gdy zajmą się nimi trolle. Sytuacja jednak zaczęła się komplikować, gdy na północy, ze skraju lasu wyszedł dość liczny oddział dzikich orków. Squeek momentalnie dał znać Sharpclaw'owi, żeby ten zajął się tym problemem i już po chwili, rozwścieczeni stormvermini roznosili na ostrzach halabard zielone ścierwo.
    Niestety, z elfami było krucho, ich jednostka została rozbita niemal w całości, z orkami walczył już tylko osamotniony jeździec, dosiadający łuskowatej, przerośniętej jaszczurki, jakie można było zazwyczaj spotkać w głębokich dżunglach Lustrii. Wojownik wył dziwnym, niskim głosem, nabijając nieprzyjaciół na lancę niczym na szaszłyk. Siła i determinacja owego szaleńca była godna podziwu, jednak w inteligentnych stworzeniach wzbudzała lęk i ciekawość.
Squeek był inteligentny, przynajmniej sam w to głęboko wierzył, rozumiał więc, że walczący pod wieżą elf nie jest zwykłym śmiertelnikiem.
    Trolle w końcu dopadły do zaskoczonych orków, tłukąc je zapalczywie pięściami i głazami, rozrywane na strzępy istoty, zaczęły się wycofywać, mając za wrogów ścianę wielkich, kościstych pięści i wyjącego półdemona. Zielonoskórzy nie zdążyli jednak uciec, zostali wybici do nogi, a pędzące za nimi trolle, rozgrzane dzikim zapałem, pognały dalej na zachód, skąd dochodziły odgłosy przedzierających się przez las orków.
Kolejne jednostki wroga wyłaniały się ze wszystkich stron, wychodząc z cieni drzew, wyjąc w niebo głosy i dmąc w zakrzywione rogi. Sytuacja skomplikowała się na tyle, że Squeek zaczął żałować, iż w ogóle przyszedł na tą polanę.
    Elfia wiedźma podeszła do inżyniera, korzystając z okazji, że wrogowie byli jeszcze daleko, a jej oddział stacjonujący w wieży, dopiero schodził na dół i formował szyk bojowy. Kobieta skinęła lekko głową na powitanie, widać było jednak, że kłanianie się skavenom przyprawia ją o mdłości, a sam fakt, że musi z nimi rozmawiać odbiera jej wielką część tego, co dotychczas uważała za swój honor.
- Pomóż mi odeprzeć zielonoskórych, nie można dopuścić do tego, żeby zgromadzili się wokół wieży, staną się wtedy niezniszczalni i będą stanowić dla ciebie wielkie zagrożenie szczurze.
Ostatnie słowa mocno zabolały Squeek'a, widywał na co dzień szczury, niekiedy nawet jadł co soczystsze osobniki, jednak nie wydawało mu się, żeby nazywanie jego samego szczurem, było odpowiednie. Postanowił jednak, że puści to mimo uszu i w stosownym momencie odpłaci z nawiązką wstrętnej jędzy.
- Mówiłaś, że stanę się posiadaczem wielkiej mocy, jeśli ci pomogę, wyjaśnij. - Skaven dla podkreślenia wagi swoich słów, trzasnął minę numer trzy, podparł się rękami pod boki i zadarł ostentacyjnie ogon do góry.
- Wyczuwam w tobie wielki potencjał. - Skłamała wiedźma. - Mogę pomóc ci w zgłębieniu tajników magii jeśli się zgodzisz, ale martwa nie przydam się tobie do niczego. - Westchnęła elfka.
- Tu możesz się mylić szpiczastoucha, ale mów dalej. - Squeek sapnął ostentacyjnie, patrząc głęboko w szkliste oczy nieznajomej.
- Wiem o pewnym miejscu, które wypełniają prastare artefakty, jednym z nich jest, jest coś, co sprawi, że staniesz się potężnym władcą mocy.
    Inżynier wyłapał zawahanie w czasie wypowiedzi elfki i domyślał się, że nie słyszy całej prawdy, jednak jakakolwiek opcja zdobycia wielkiej mocy magicznej bardzo go kusiła, nie namyślał się więc zbyt długo i rzekł.
- Pomożemy ci, ale jeśli nas zdradzisz, jak to w zwyczaju ma twój gatunek, dorwiemy cie i przerobimy na karmę dla szczurów.
    Tę owocną konwersację przerwało wycie szarżujących zewsząd orków, które ciągnęło do wieży, niczym pszczoły do miodu. Nagle okazało się, że wysunięty pod wieżę oddział Squeek'a jest w potrzasku. Klanbracia zaatakowani z obu stron, z ledwością wytrzymywali napór zdziczałych zielonoskórych. Gdyby nie magia wiedźmy, która osłabiła orków, skaveni poszli by w rozsypkę.
Stormvermini walczyli zaciekle w północnej części pola bitwy, oszalałe trolle cały czas biegły w stronę lasu, nie reagując kompletnie na nawoływania i groźby Inżyniera. Reszta skaveńskiej armii była na tyle zdezorientowana, że nie sposób było określić kto co ma, lub powinien robić i w jakim kierunku.
    Z pomocą inżynierowi ruszyli stormvermini, którzy rozprawiwszy się z orkami pod lasem, z impetem zaszarżowali w hordę, otaczającą klanbraci. Niestety, nim do tego doszło, morale w szeregach oddziału Morika upadło i skaveni ile sił w nogach pomknęli w kierunku zachodnich lasów. Squeek nie protestował, wiedział, że jeśli wraz ze swoimi podwładnymi ucieknie, przetrwa, a to było najistotniejsze.
Tymczasem, na polanę od południa z lasu wjechał rydwan, zaprzęgnięty w dwa wielkie dziki, na jego pokładzie stał wielki boss orkowy, który wymachiwał nad głową potężnym rębakiem. U jego boku biegło kilkudziesięciu orków, którzy bynajmniej nie wyglądali na dyplomatów.
    Ich natarcie zostało powstrzymane przez klanbraci Snik Snik'a oraz dwa ratogry, które z zapałem rozszarpały dziki na drobne kawałki. Bossem zajął się dziwny elf dosiadający jaszczurki, który zdawał się być w ciągłym transie. Choć z początku źle to wyglądało, nagle okazało się, że zielonoskórzy zaczęli się wycofywać, widząc porażkę swojego przywódcy i determinację popiskujących przeciwników.
Po jakimś czasie, również niedobitki oddziału Squeeka wróciły na pobojowisko, Inżynier oczywiście nie stronił od obnoszenia się zwycięstwem i przypisywania sobie wszelkich zasług, drobny epizod z ucieczką ciskając w ciemny kąt zapomnienia.
    Bitwa dobiega końca, skaveni wzięli się za plądrowanie zwłok, a przywódcy nowo powstałego sojuszu, zebrali się, by radzić co dalej.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130125_212850_zps29d444b9.jpg
Wiedźma Tamera i jej dark elfy w tarapatach, u stóp czarnej wieży.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130125_212856_zpsa1ce926a.jpg
Ze wschodu nadciągają skaveni, jeszcze nie wiadomo co się szykuje, więc szczuroludzie są czujni i stronią od pochopnych decyzji.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130125_215041_zps4d12f856.jpg
Coraz więcej orków, a zaślepiony obietnicą potęgi i mocy Squeek, posyła trolle do walki z zielonoskórymi w obronie szpiczastouchych elfów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130125_222946_zpsa761e737.jpg
Po odparciu pierwszego ataku, przychodzi chwila wytchnienia i czas na pogawędkę, zawiązany zostaje sojusz.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130125_225702_zps7ca5cd59.jpg
Nagle orków robi się coraz więcej, a oddział Inżyniera zostaje zakleszczony między dwiema hordami dzikusów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130125_231230_zps22a2c53c.jpg
Squeek postanawia wiać z resztką oddziału, na pierwszym planie waleczne trolle, które zgłupiały dosłownie po swoim pierwszym zwycięstwie i pobiegły do lasu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130125_233944_zps2eb01725.jpg
Ostatnia potyczka, opętany dark elf na jaszczurze, w asyście ratogrów powala orkowego warbossa. Bitwa kończy się sukcesem, który pieczętuje kolejny dziwaczny sojusz skavenów.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#21 2013-05-08 00:42:03

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja VI



Odsiecz



"Dzień czwarty dziennika Johna Sibrida. Już od czterech dni siedzę ukryty na poddaszu gospody starego Ogluka. Przez cztery dni i noce słyszałem jak orkowie zabijają miasto Wurbestten. Krew z porąbanych ciał obficie dekoruje każdy zakątek tego przeklętego miasta. Każdego dnia liczę na cud wybawienie wypatrując wojsk imperium pośród lasów otaczających Wurbestten. Bezskutecznie. Nikt nie kiwnie palcem by ratować małą osadę przy krańcach imperium. Czwartego dnia usłyszałem jednak odgłosy z lasu. Licząc, że moje modlitwy zostały wysłuchane rzuciłem się ponowie do małego okienka. I wtedy poczułem prawdziwą trwogę bowiem zamiast wojsk imperium ujrzałem przerośnięte szczury z koszmarnych opowiadań w asyście elfów, które nie mogły pochodzić z Ulthuan. Horda potworów runęła na zielonoskórych okupujących miasto. Sigmar nas opuścił. Trafiłem z deszczu pod rynnę."Pamiętnik Johna Sibrida znaleziony na poddaszu gospody.

http://i1174.photobucket.com/albums/r609/omadan/warhammer6_zpse7433e74.jpg

Offline

 

#22 2013-06-15 10:03:31

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Skaveni maszerowali spiesznie, poganiani przez wydzierającego się Sharpclaw'a. Sojusznicy zdecydowali się na podróż traktem, gdyż zdecydowanie tak było szybciej, a o bezpieczeństwo nie trzeba się było martwić, niewielu okolicznych bandytów, zdecydowało by się na tak heroiczny czyn, jakim byłby w tej chwili atak.
    Squeek razem z wiedźmą Tamerą dreptał na czele drugiego oddziału klanbraci, kobieta stawiała długie, energiczne kroki, widać było od razu, że bardzo się spieszyła. Oboje rozmawiali w czasie podróży, używając nieco zniekształconej wspólnej mowy.
- ... mówisz więc, że to wielkie, tajemnicze coś, pełne mocy, która uczyni ja, ze mnie przeogromnego czarodzieja? - dopytywał się inżynier.
- Tak szczurze, jest tam tyle niezwykłości, że starczyłoby dla wszystkich odważnych szczurów, takich jak ty.
Cunning spojrzał na elfkę spojrzeniem numer sześć, które wyrażało pełną dezaprobatę dla twierdzenia, że cokolwiek może nie należeć się tylko jemu. Wiedźma nie znała tego spojrzenia, kompletnie więc je zignorowała. Skaven cmoknął przeciągle i kontynuował wypytywanie.
- A co niby skłoni ty, do tego, żeby mnie, ja zrobić wielkim czarodziejem?
- Pomożesz mi. - Szybko odparła Tamera.
- A jak już ci, ciebie... pomogę, to co zatrzyma cie, ciebie przed zabraniem tego czegoś do swoich?
- Druchii tak nie czynią szczurze. - Elfka ponownie odparła bez zastanowienia, co głośnym, ironicznym prychnięciem skomentował Black Tooth, idący kilka kroków za rozmawiającymi. Squeek the Cunning nie omieszkał zwrócić uwagi na tą wskazówkę, w jego armii tylko assassyn znał trochę mroczne elfy i ich naturę.
- To ja cie, ci pomagam tobie i pokażesz mi, gdzie jest to coś, ale co ja pomagam?
    Wiedźma wyglądała na nieco poirytowaną, jednak zależało jej na pomocy szczuroludzi, przynajmniej na razie, musiała więc sprawiać pozory. Nieco banalnym tonem zwróciła się do inżyniera.
- Pół dnia drogi stąd, orkowie spustoszyli małą osadę rolniczą, większość ludzi wycieli w pień, część zabrali w góry, ale najważniejsze, że przetrzymują w tej osadzie moich braci. Pomóż mi ich wyswobodzić, a nie ominie ciebie nagroda, chwała i obiecana moc.
- Ciekawe. - Skwitował Squeek. - Co ty, te twoje szpicouchy tam robiły niby?
Elfica zagryzła zęby, jej smukłe dłonie zacisnęły się w pięści, jednak szybko się rozluźniła i podjęła temat.
- Nasz patrol zgubił się w okolicy, młodzikowie dali się zaskoczyć i zostali schwytani podczas snu.
- Nie mówisz ty, co one tam robili, oni. No i co to za zwiadowcy, co ich w czasie gdy zlegają, ktoś łapie... i to zielonoskórzy.
    Squeek tryumfował, właśnie wygrywał kolejną ze swoich bitew, taką maleńką, ale zawsze.  Wiedźma jednak nie dała się zwieść, w końcu jej rasa również słynęła z przebiegłości.
- Nie widzę potrzeby, zawracania ci głowy nieistotnymi szczegółami, ty też masz swoje sekrety, których mi nie wyjawiasz...
- Nie pytałaś. - Wszedł jej w słowo inżynier, zaliczając kolejny punkt zwycięstwa.
- Posłuchaj, nie dam rady ze swoimi braćmi odbić jeńców, jednak z tobą i twoimi szczurami, to będzie proste jak... - Elfka nie mogła znaleźć słów, nie wiedziała też, czy skaveni znają to powiedzenie i w jakiej formie.
- ...no niczym nie ryzykujesz, a nagrodą będzie potęga, której szukasz.
    Nastąpiła niezręczna chwila ciszy, którą inżynier napawał się ostentacyjnie, cmokając i świszcząc pod nosem. Miało to oznaczać, że zastanawia się nad podjęciem decyzji, chociaż tak naprawdę podjął ją już dawno, gdy tylko usłyszał o potężnej magii.
- Dobra więc, odbijamy twoich, moi bracia zabierają wszystko co znajdą i prowadzisz, ty nas, mnie do tego czegoś, co tylko mi się należy.
Wiedźma odetchnęła z ulgą, jednocześnie uśmiechając się słodko do skavena i zwalniając nieco kroku, by dołączyć do idących nieopodal za nią korsarzy.
- Nie będziesz tego żałował szczurze, pamiętaj, wdzięczność Druchii jest sławna na cały świa...
- Ufff – Sapnął Black Tooth, Tamera zatrzymała się gwałtownie, idąc do tyłu, nie zauważyła assassyna, o którego niemal się potknęła, nadepnęła mu jednak na końcówkę ogona, co skwitowała z udawaną pokorą:
- Bez urazy.
Black Tooth oczami wyobraźni widział swój khutuar, wbity głęboko w trzewia wiedźmy. Nic się jednak nie odezwał.
    Mała wieś otoczona była lasem z trzech stron, wojska sojuszu dotarły do niej od północnego wschodu i przyczaiły się w zielonej gęstwinie. Skaveni zajęli pozycje za mrocznymi elfami, Squeek mimo wszystko nie ufał do końca obcym. Elfy świadome nieufności ze strony szczuroludzi, nie zwracały uwagi na rozstawienie ich sił, starając się dobrać dla siebie jak najlepsze pozycje. Jak dotąd, nikt nie odkrył obecności intruzów, orkowie przechadzali się między postawionymi przez siebie szałasami, a zrujnowanymi domostwami ludzi. Przed jednym z domów, na szerokim ganku, dwa gobliny szamotały się, okładając się pięściami i wyzywając, nieopodal biegały dwa wielkie wargi, które z zapałem ścigały tutejsze koty i kury. Sielanka.
    Squeek the Cunning wychylił głowę spod szerokiej gałęzi drzewa, której liście całkowicie zasłoniły jego sylwetkę. Zasadzka była gotowa, w tym starciu liczyły się szybkość, zaskoczenie i mnóstwo szczęścia. Jedna rzecz niepokoiła jednak inżyniera, niedługo przed dotarciem do obrzeży lasu elfi jeździec Malus, zniknął razem ze swoją jaszczurką. Jeśli to była taktyczna część planu wiedźmy, to Squeek nic o tym nie wiedział, co niezmiernie mu się nie podobało.
Czas naglił, maszyny bojowe zostały rozstawione, załogi skaveńskich wynalazków inżynieryjnych czekały w gotowości. Elfy przekonawszy się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, wydały ciche rozkazy i ze ściany lasu, w kierunku osady ruszyło morze futra, skór i stali.
    Zaskoczenie powiodło się tylko połowicznie, sojusz przedarł się do pierwszych szałasów bez strat, jednak pałętający się orkowie, w mgnieniu oka sformowali dwa duże oddziały i rzucili się do kontrataku. Nie wiadomo skąd, na miejscu pojawił się mały oddział goblińskich jeźdźców pająków, a na domiar złego, dwa gobliny tłukące się do tej pory na ganku jednego z domów, wsiadły na mocarne wargi i pognały w las, każdy w innym kierunku.
    Squeek zaalarmowany o tym fakcie przez assassyna, wydał nerwowy rozkaz wszystkim, którzy mogli prowadzić ostrzał zasięgowy, by obrali uciekających zwiadowców za cel priorytetowy. Niestety, tylko elficka balista zdołała przyszpilić do ziemi jednego z uciekinierów, drugi bez szwanku zniknął w gęstwinie drzew. W tym czasie, z głębi osady, na pole bitwy przybywały kolejne oddziały pajęczych jeźdźców, a w oddali dało się słyszeć złowróżbne bębny orkowych zastępów.
    Inżynier świsnął przeciągle, dając swoim trollom rozkaz do natarcia, zaraz za charczącymi bestiami, ruszyły ratogry, poganiane biczem packmastera. Squeek zorientował się, że tylko gwałtowne uderzenie najmocniejszych i najszybszych jednostek pozwoli osiągnąć cel misji. Przy odrobinie szczęścia, ogry i trolle mogły tego dokonać. Wojownicy sojuszu pędzili ile sił w nogach, starając się jednak utrzymać szyki, niestety, zaskoczenie było krótkotrwałe, z kilku budynków i z szałasów wylały się dziesiątki zielonoskórych, którzy w zasadzie od momentu narodzin byli gotowi do walki.
    Trolle wpadły z impetem w pierwszy oddział orków, zielone ścierwa fruwały dookoła, a rozwścieczone bestie parły naprzód niestrudzenie, ignorując ciężkie rany, które momentalnie goiły się na ich magicznych ciałach. Widzący to pajęczy jeźdźcy, zawrócili i czmychnęli w las, by tam przegrupować się i ochłonąć. Niestety, na miejsce uciekinierów, z lasu przybyły kolejne oddziały orków. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, doszło do pierwszych starć, elfy przyjęły atak dzikich orków z południa, co znacznie spowolniło siłę i impet natarcia sojuszu.
Black Tooth wyszedł z szeregów klanbraci, assassyn zdecydował, że na własną rękę postara się przebić do obozu. Wyglądało bowiem na to, że główne siły wojujących, zblokują się przed osadą, a na taki impas nie można było sobie pozwolić. W każdej chwili, jakiś orkowy herszt mógł zdecydować o egzekucji więźniów, niwecząc tym samym plany sojuszu.
    Sharpclaw widząc śmiałe poczynania swojego odwiecznego rywala, również wyszedł z szeregu swoich stormverminów, przekazując dowodzenie chorążemu. Fangleader wzniósł w górę obnażone ostrze i zapiszczał coś niezrozumiale, rzucając się do energicznego truchtu. W tym czasie, assassyn w kilku susach znalazł się za plecami walczących trolli i aby nie wdawać się w niepotrzebne potyczki, starał się ominąć je szerokim łukiem. Tooth przechodził właśnie obok drzwi największego szałasu orków, gdy te nagle wyleciały z futryn, roztrzaskane na drobne kawałki. Coś ryknęło donośnie z wnętrza szałasu, a po chwili, na podwórze wyszedł stamtąd wielki ork, odziany w potężną zbroję i rogaty hełm. Rębak i duży, obosieczny topór w rękach herszta wyglądały imponująco i przeraźliwie, jednak na skavenie nie zrobiły one większego wrażenia. Assassyn sięgnął po khutuary, upewnił się, że są odpowiednio namaszczone trucizną i skoczył na swoją ofiarę.
    Squeek z niepokojem obserwował walczących przed nim elfów, z trudem pokonywali oni właśnie pierwszy z oddziałów orków. Inżynier obawiał się, że jeśli jego alianci będą ginąć w takim tempie, on sam i jego skaveni będą musieli toczyć tą bitwę. Nagle niedobitki orków z rykiem paniki rzuciły się do ucieczki, oddalając się znacznie od ścigających je elfów. Squeek chciał wykorzystać tą sytuację, by zaimponować wiedźmie i przekonać ją o swojej potędze i wyższości. Skupił się na końcówce wyciągniętego przed siebie pazura lewej dłoni, zaczerpnął z Warpu duży hałst energii i uformował go w małą iskrę, która... eksplodowała mu prosto w twarz. Inżynier poleciał do tyłu, prosto pod nogi klanbraci z oddziału, jego futro dymiło, a po osmalonej szacie błądziły małe łuki energii. Na szczęście, kilka pomocnych dłoni postawiło szefa na równe nogi. Squeek doszedł w końcu do siebie, jednak to przedawkowanie energii pamiętał jeszcze przez parę dni.
    Sharpclaw wpadł między budynki, kontem oka zauważając assassyna walczącego z wielkim orkiem, stormvermin zignorował to, wiedział, że tamten sobie poradzi, a jeśli nawet nie, to też dobrze. Fangleder wszedł między dwa budynki postawione przez ludzi i już miał wyważyć drzwi do pierwszego z nich, gdy jego myśli przyćmiła gęsta mgła, która nawiedzała czaszkę nieszczęśnika, od czasu ostatniego urazu odniesionego w czasie bitwy. Sharpclaw zaczął błąkać się bez celu, ślina w jego pysku zamieniła się w pianę, a skaven przy każdym wypowiedzianym słowie, puszczał kilka baniek, które szybowały w powietrzu, skupiając na sobie jego uwagę.
    Black Tooth kopnął z wyskoku potężnego przeciwnika, ten zachwiał się, zmuszony zrobić krok do tyłu, na jego szczęście, ściana szałasu o którą się oparł, wytrzymała napór góry mięśni i przerdzewiałej stali. Ork ryknął poirytowany, wykonując leniwe cięcie rębakiem, by po chwili zamachnąć się na skavena wielkim toporem. Assassyn wiedział, że nie ma czasu na zabawy z wrogiem, jednak nie mógł się powstrzymać od wykonania kilku widowiskowych technik.
Wyskoczył w powietrze raz jeszcze, kolanem strącił hełm z głowy herszta i prostując nogę, kopnął go stopą w pysk. Ork znowu odbił się od ściany szałasu, tym razem jednak, cios nieco go zamroczył i potężne cięcie jakie po tym wykonał, pozbawione było zarówno precyzji, jak i skuteczności.
    Assassyn wylądował z gracją na ziemi i od razu kopnął drugą nogą z wykroku w lędźwie przeciwnika, które były najsłabiej osłonięte pancerzem. Kolejny kopniak, z obrotu, cios kolanem i znowu kopniak z wyskoku. Herszt orków odbijał się od pękającej ściany szałasu, niczym piłka do bloodbowla. W jego żyłach płynęła jednak krew wojownika, a nie woda, zebrał się więc do kupy i przy kolejnym ataku skavena, przyjął niespodziewanie kopnięcie na opancerzone ramię, odpychając szczuroluda do tyłu. Zyskawszy odrobinę czasu i miejsca, ork zamachnął się obiema broniami, chcąc za jednym razem powalić natręta. Black Tooth błyskawicznie stanął bokiem do rozwścieczonego orka. Rębak o włos minął policzek assassyna i wbił się w ziemię obok jego stóp, to samo stało się z toporem, tylko z drugiej strony. Herszt zrobił wielkie oczy, a z jego gardzieli wydobyło się stłumione „omg”.
Black Tooth musiał kończyć, z niechęcią wsadził ostrza khutuara w oczodoły wroga, zabijając go na miejscu.
    Squeek z niepokojem patrzył na szarżujący oddział wiedźmy, który obrał za cel nowo przybyłą hordę zielonoskórych. Elfy najwyraźniej zapędziły się nieco, zmotywowane rozbiciem pierwszej jednostki wroga. Skaven obawiał się, że jeśli Tamera straci życie, nie wyjawi mu tajemnicy wielkiej potęgi i chwały jaką obiecała. Niestety, klanbracia którymi dowodził, nie byli w stanie przecisnąć się między budynkami a walczącymi, ustawili się więc na plecach elfów, oczekując na dogodną sytuację do ataku.
Nagle stało się coś bardzo dziwnego, elfi zapał i furia ustąpiły miejsca strachowi i rezygnacji, wojownicy byli dosłownie wycinani do nogi przez rozszalały tłum orków, wiedźma nie była w stanie utrzymać szyku, który w końcu został złamany. Elfy poszły w rozsypkę, jednak możliwość ucieczki do tyłu blokowali im szczuroludzie, którzy zamiast pomóc, bardziej zaszkodzili. Squeek był bezradny, przygotował się do walki wiedział bowiem, że rozpędzający się właśnie orkowie, wpadną na skavenów z impetem.
Nic takiego się nie stało, kilkunastu orków zostało by blokować ewentualny pościg, a reszta porwała szamoczącą się wiedźmę i kilku jej wojowników. Wyjący motłoch pogalopował w głąb osiedla, by po chwili zniknąć za ścianą lasu. Inżynier zdębiał, nie miał jednak czasu na przemyślenie zaistniałej sytuacji, gdyż na polu bitwy pojawiło się kolejne zagrożenie. Masa pajęczych jeźdźców, którzy dosłownie zalali niczym rzeka podwórza przed domami.
    Sharpclaw opamiętał się dopiero, gdy cała zgraja goblinów na pająkach otoczyła go ze wszystkich stron, głupota momentalnie wyparowała z głowy wojownika, który uniósł błyszczący miecz ponad głowę i porykując tępo przyjął zaciekły atak. Stormvermin nic sobie nie robiąc z otaczających go zewsząd pajęczych odnóży, celował dokładnie w głowy ich gobasów. Bestie, pozbawione jeźdźców, uciekały w mgnieniu oka, nie stanowiąc więcej zagrożenia.
    Ostre końcówki nóg pająków, ześlizgiwały się z pancerza skavena, dodatkowo fakt, że Sharpclaw był sam, mocno utrudniał goblinom walkę, gdyż zaledwie czterech naraz mogło się do niego zbliżyć, a i wtedy mocno sobie wzajemnie przeszkadzali. Fangleader zdzielił najbliższego pająka w oczy, rozbijając pancerną pięścią kilka z nich, oszalała z bólu bestia, zrzuciła jeźdźca i roztrącając innych atakujących, pognała do lasu. Sharpclaw wepchnął się w powstałą lukę unikając ataku z tyłu, zamaszystymi cięciami na lewo i prawo pozbawił życia kolejne dwa gobliny i dalej przesuwał się systematycznie na pozycje uciekinierów. W końcu gobliny poddały walkę widząc, że z tym zawodnikiem raczej im się nie uda. Pająki rzuciły się do ucieczki, a rozwścieczony skaven popędził za nimi... zaledwie kilka kroków, gdyż nagle znowu dopadła go głupota i Sharpclaw momentalnie zapomniał co robi, gdzie jest i w jakim celu.
    Kilka uciekających pająków trafiła błyskawica, wyczarowana przez Squeeka, który wraz ze swoim oddziałem zbliżał się do centrum osady. Jednak już po chwili klanbracia musieli stawić czoła gromadzie zdziczałych orków, wylewających się z lasu niczym rwący potok. Odgłosy walki wypełniły powietrze, a wycie i piski konających przetoczyły się przez pole bitwy. Harmider wypłoszył z największego, ludzkiego budynku, kolejnego wroga. Oddział potężnie opancerzonych i uzbrojonych po zęby czarnych orków, wypadł z wnętrza karczmy niczym tajfun. Elicie orkowej armii przywodził stary szaman, który wykrzykiwał zachrypniętym głosem swoje rozkazy.
Pierwszym przeciwnikiem czarnych orków okazały się trolle, które bez namysłu wbiły się w nieco zaskoczonych zielonoskórych. Ku zdziwieniu wszystkich, trolle dosłownie wgniatały potężnych wojowników w ziemię, jeden po drugim.
    Black Tooth upatrzył sobie szamana za swój kolejny cel, jednak zanim do niego doskoczył, potężna pięść trolla rozłupała czaszkę orka, pozbawiając assassyna wielkiej satysfakcji. Skaven nawet nie próbował gonić za uciekającymi czarnymi orkami widząc, jak trolle mordują je w biegu niemal do nogi. Zamiast tego, assassyn skupił się na swoim głównym zadaniu, odnalezieniu uwięzionych szpiczastouchych.
    Oddział Squeeka w tym czasie, dzielnie stawiał czoła zielonej hordzie, spychając wyjących brutali w stronę drzew. W końcu orkowie nie wytrzymali i zostali złamani, widok masakrowanych nieopodal czarnych orków, przyczynił się do rozpowszechniającej się dookoła paniki. Wszystko wskazywało na to, że bitwa była wygrana, niedobitki zielonoskórzych walczyły jeszcze w różnych rejonach wsi i okolic, jednak kwestią minut była ich totalna klęska.
Inżynier tryumfował, w akcie najwyższego uniesienia, postanowił zademonstrować wszystkim pełnię swej mocy i zaczerpnął głęboko w Warpu, przyciągając potężną dawkę mocy... zbyt potężną. Potworna eksplozja wstrząsnęła powietrzem, klanbracia z oddziału zostali porozrzucani dookoła niczym szmaciane lalki, a wielu z nich straciło przy tym życie. Squeek przeżył, jednak minęło ładnych kilka godzin, zanim odzyskał świadomość, a pełnię zdrowia odzyskał dopiero po dwóch dniach intensywnego leczenia.
    Jednak nie tylko dźwięk eksplozji zaskoczył wszystkich w okolicy, na niebie pojawił się złowróżbny cień, któremu towarzyszył rozrywający powietrze ryk. Ciemny kształt rósł w oczach, by w końcu z impetem runąć na polanę przed lasem. Była to wyverna, dosiadana przez potężnego orka, który  z wściekłością w oczach omiatał spojrzeniem pole bitwy. Bestia z ledwością wyhamowała, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Na szczęście dla sojuszu, strzelcy jezzaili i spaczdziała zachowali zimną krew, załoga balisty elfów również nie spała i już po chwili , wieki stwór został kilkukrotnie ostrzelany. Ork widząc, że naraża swojego wierzchowca na zbyt wielkie ryzyko, postanowił opuścić wioskę, nawet dla niego bitka w takich okolicznościach nie była warta zachodu. Wykrzykując potok obelg w kierunku otaczających go wojowników, boss wzbił wierzchowca w powietrze i razem odlecieli ponad koronami drzew.
    Black Tooth otworzył ostrożnie drzwi kolejnego z szałasów i zamruczał pod nosem, na widok związanych parami elfich wojowników. Wyglądało na to, że oprócz powierzchownych ran i zmęczenia, nie stała im się większa krzywda. Zadanie zostało wykonane, choć problemy dopiero miały się pojawić. Squeek the Cunning był nieprzytomny, a assassyn nie wiedział o porwaniu wiedźmy i myślał, że ta najzwyczajniej w świecie uciekła. Dopiero po przebudzeniu inżyniera okazało się, że sytuacja jest bardziej skomplikowana.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_130741_zpsbff73ac1.jpg
Zasadzka przygotowana, orkowie nie spodziewają się tak zmasowanego ataku sojuszu darkelfów i skavenów.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_130841_zpsada192f7.jpg
Rozkaz do ataku wydają elfy, mimo zaskoczenia, orkowie w mig formują oddziały i stają do walki.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_130901_zpsf095a1bf.jpg
Sytuacja nie wygląda groźnie, inżynier Squeek the Cunning jest pełen optymizmu.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_130915_zps187b89c5.jpg
Dwaj goblińscy zwiadowcy przerywają pijacką bójkę i wsiadają na grzbiety wargów,  by pomknąć w las z ostrzeżeniem dla reszty hordy.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_140027_zps623771d3.jpg
Pierwszy z oddziałów orków, brutalnie potraktowany przez trolle, ucieka w popłochu.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_140356_zps9c0fdaf9.jpg
Niestety, zaskoczenie mija, a z lasu przybywają posiłki dla zielonoskórych.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_142715_zpse21f0c0f.jpg
Elfia wiedźma Tamera prowadzi swoich wojowników do walki, Squeek stara się flankować nieprzyjacielski oddział.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_145057_zps2c8ef7eb.jpg
Assassyn Black Toorth i fangleader Sharpclaw odłączają się od swoich oddziałów, by samotnie prześlizgnąć się na teren osady. Tym czasem bitwa rozkręca się na całego, a w okolicy pojawia się coraz więcej oddziałów orków.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_151948_zps312c6e95.jpg
Sharpclaw kątem oka przygląda się zwycięskiej walce Black Tooth'a, który dosłownie obija mordę wielgaśnemu hersztowi orków.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_152633_zps0c3ec398.jpg
Z knajpy wylewa się fala czarnych orków w asyście szamana.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_155410_zpsf86d2add.jpg
Fangleader Sharpclaw stawia czoło zawziętym pajęczym jeźdźcom, którzy w końcu poddają walkę i uciekają.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_161028_zpsfd2b4fe1.jpg
Squeek the Cunning, jak zwykle przesadza i czerpie zbyt wielką moc z Warpu, na szczęście obyło się bez poważniejszych obrażeń.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130131_161034_zps133eaf1c.jpg
Na polu bitwy pojawia się nowy przeciwnik, orkowy boss na wyvernie, ostrzelany przez skaveńskie zabawki i elficką balistę, otoczony ze wszystkich stron, postanawia oddać pole i ucieka złorzecząc siarczyście. Bitwa dobiega końca.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#23 2013-07-07 23:46:54

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Misja VII

Test Sojuszu



"Chyżo-szybko Black Tooth! Czyń-rób to co potrafisz najlepiej. Zabij-ubij wszystkich! W cieniu-mroku bądź. Niech głupcy poznają siłę Klanu Eshin". Squeek the Cunning zwracający się do swojego oddanego zabójcy.


http://i1174.photobucket.com/albums/r609/omadan/warhammer6_zpse7433e74.jpg

Offline

 

#24 2015-09-05 21:01:13

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Witam po strasznie długiej przerwie, jak wiecie, nasza kampania dotarła niemal do samego końca, pozostała nam jedna, wielka bitwa finałowa, ale dojdzie do niej, jak się odpowiednio na nią przyszykujemy. Tym czasem, miało miejsce kilka mniejszych starć, o których nie zdążyliśmy wspomnieć ani słowem, gdyż musiałem na czas jakiś zająć się swoją karierą zawodową i najzupełniej na świecie, zabrakło mi czasu na pisanie, granie w ludziki, a nawet malowanie. Na szczęście, ten impas już minął, wracam powoli do "gry" a najlepszym przykładem niech będzie wznowienie publikowania tegoż raportu.
Będzie się to odbywało już w nieco innej formie, nie chcę obarczać Omadana koniecznością wklejania mapek i podsumowywania starć, on pewnie już dawno zapomniał co i jak się wydarzyło, a ja, dysponując zdjęciami jestem w stanie wiernie odtworzyć historię, która toczyła się na ziemiach Kisleva.
Starych czytelników pewnie nie muszę namawiać, a nowych zachęcam, do prześledzenia tematu i zagłębienia się w dzieje skaveńskiej ekspedycji.
Miłego czytania i do przeczytania za kilka dni, przy okazji kolejnego odcinka.


Niecodzienny sojusz stanął przed nie lada problemem, wiedźma Tamera została porwana i choć udało się uratować sporą grupę jej braci z niewoli orków, jej nieobecność była nader kłopotliwa. Skaveni rozbili obóz tuż za wsią, elfy natomiast, rozlokowały się wewnątrz kilku niezniszczonych budynków. W czasie wylizywania ran po ostatnim starciu, obie drużyny wyczekiwały na rozwój wydarzeń, uważnie i nieufnie obserwując siebie nawzajem.
    Zaraz po bitwie, Malus, towarzysz wiedźmy, ruszył na swoim jaszczurze w gęstwinę lasu, podążając tropem grupy orków, którzy porwali jego panią. Squeek the Cunning nie był tego świadomy, sam w czasie bitwy odniósł rany i teraz dochodził do siebie w jednym z rozstawionych naprędce namiotów.
    Sytuacja zmieniła się dopiero nazajutrz, kiedy inżynier stanął na nogi, a szalony Malus powrócił ze swojej wycieczki oznajmiając, że jego pani jest przetrzymywana w kislevskiej osadzie, znajdującej się niecały dzień drogi od obozu sojuszu.
Armia orków, prąc na południowy zachód, plądrowała po drodze wszystkie wsie i osady, zatrzymali się dopiero w małym mieście Lodogrodyj, które nie oparło się zielonej nawałnicy.
Tam właśnie urwał się trop Tamery i jej oprawców, Malus z szaleństwem w oczach opisywał sytuację Squeek'owi, usiłując wyperswadować mu jak najszybszy wymarsz i atak na niczego nie spodziewających się orków.
    Przywódcy skavenów również zależało na pośpiechu, wiedźma posiadała cenną dla niego wiedzę, wiedzę, która miała mu dać moc, władzę i potęgę. Rozkazy pomknęły z szybkością błyskawicy i choć armia nie była jeszcze na to gotowa, w godzinę później ruszyła na południe.
    Squeek nie chciał wpaść w pułapkę, wysłał przodem assassyna Black Tooth'a, który razem z kilkoma zwiadowcami rozpoznali teren i ocenili potencjalne siły wroga.
Okazało się, że miasteczko jest silnie bronione, orkowie wystawili patrole, przedmieścia obstawione były przez dwa bataliony zielonoskórych, a obrzeża lasów dookoła osady aż roiły się od pajęczych jeźdźców.
Squeek the Cunning miał nie lada dylemat, wiedział, że frontalny atak nie odniesie sukcesu, będzie jednak doskonałym sposobem, na odwrócenie uwagi obrońców. Rozkazał Sharpclaw'owi i Black Tooth'owi wybrać najlepszych skradaczy spośród skavenów i sformować dwie, małe grupy, których zadaniem było przedostać się niezauważenie do miasta. Druga grupa, składała się z elfich zwiadowców, którym przewodził Malus, dosiadający błekitnołuskiego jaszczura.
    Elfy ruszyły w las, zachodząc osadę od północy, skaveni zajęli pozycję od południa, a trzon armii sojuszu ruszył od wschodu, szykując się do ciężkiej bitwy.
Orkowie nie dali się zaskoczyć, batalion zielonoskórych czekał już na nadciągającą armię nieludzi i na pierwszy rzut oka widać było, że mają druzgocącą przewagę liczebną. Orkowie czuli się jednak zbyt pewnie, nie podniesiono alarmu w mieście, gdyż dowodzący batalionem stwierdził, że bez pomocy rozprawi się z nadchodzącym przeciwnikiem.
    Na to właśnie liczyli członkowie obu grup ratunkowych, którzy w tej chwili przemykali pośród budynków zrujnowanego miasta.
Bitwa na przedmieściach zaczęła się od wystrzału jezzaili, na nieszczęście, jeden z muszkietów eksplodował, zabijając strzelca i śmiertelnie raniąc jego pomocnika, to była zapowiedź wielkiego pecha dla sojuszu, ale o tym przekonali się oni dopiero później.
    Pierwsza drużyna, w której skład wchodzili assassin Black Tooth, fangleader Sharpclaw, clawleader Morik, clawleader Snik Snik, oraz dwóch klanbraci, których imiona są nieistotne, wniknęła niepostrzeżenie między zabudowania. Ich misja była o tyle trudna, że nie wiedzieli gdzie jest przetrzymywana wiedźma i czy w ogóle jeszcze żyje. Jednak rozkazy Squeek'a były jasne...”nie wracać bez wiedźmy”. Skaveni rozpierzchli się na wszystkie strony, zaglądając ukradkiem przez wybite okna, szpary w ścianach budynków i uchylone drzwi.
Druga drużyna, mając za cel to samo zadanie, inwigilowała budynki od strony północnej i wszystko szło dosyć sprawnie do czasu, gdy jeden z zielonoskórych strzelców, usytuowany na wieży starej świątyni, nie wszczął alarmu na widok skradającego się Sharpclaw'a.
    Okolica zaludniła się momentalnie, z budynków wyskoczyli orkowi wojownicy, omiatający otoczenie czujnymi spojrzeniami, podchody się skończyły, zaczęła się otwarta bitka na ulicach miasta Lodogrodyj.
Morik, w towarzystwie jednego z klanbraci, zaatakowali dwójkę najbliższych orków, jednak przecenili swoje możliwości i zostali zklinczowani w nierównym starciu. Sharpclaw widząc, że jego towarzysze mają kłopoty, z bojowym okrzykiem ruszył w ich kierunku. Jednak w połowie drogi mgła ogłupienia zakryła mu oczy i nieszczęśnik zapomniał po co biegł przed siebie i dlaczego się tak przy tym wydzierał. Czarny skaven stanął na środku ulicy otumaniony i zaczął się ślinić obficie. Pozostała trójka skavenów zniknęła za rogiem najbliższego domostwa, i nie było szans, żeby wrócili na czas, by pomóc walczącym.
    Morik, przyparty do ściany patrzył bezradnie, jak jego towarzysz ginie, dźgnięty pordzewiałą szablą jednego z napastników. Skaven popuścił ze strachu, chciał uciec, ale nie było jak, nagle atakujący go gwardzista, zamaszystym ciosem zerwał z głowy szczuroluda hełm z takim impetem, że biedak upadł na plecy i aż nakrył się nogami. To był koniec walki dla nieprzytomnego Morika, któremu życie uratował tylko fakt, że obaj orkowie od razu rzucili się na Sharpclaw'a.
    Snik Snik, który usłyszał odgłosy walki, w porę wrócił do zostawionych w tyle towarzyszy, by stwierdzić, że mają spore kłopoty. Dwaj orkowie, szarżujący właśnie na otumanionego fangleadera, za chwilę mieli skrócić go o głowę, Snik zdążył jednak wrzasnąć doniośle, rozbudzając czarnego skavena z transu.
Sharpclaw potrząsnął głową energicznie, widząc nacierających wojowników uśmiechnął się i przybrał bardziej bojową postawę. Nie pozwolił wrogom na pierwszy cios i nim ci zorientowali się, co się stało, jeden z nich leżał już martwy. Drugi zreflektowawszy się, że ma przed sobą bardziej wymagającego przeciwnika, włożył w swoje ataki więcej finezji, jeśli można tak nazwać walenie tasakiem gdzie popadnie. Skaven przeszedł do zdecydowanej ofensywy, nie było czasu na zabawy z byle śmierdzielem. Ork skończył z własnym tasakiem, wbitym głęboko w swoją pierś.
    Tym czasem, w północnej części miasta, podobne problemy mieli elfi zwiadowcy i o ile Malus radził sobie doskonale z napotkanymi orkami, to jego towarzysze nie mieli tyle szczęścia. Jeden, z czterech elfów zginął od strzał rozlokowanych na dachach strzelców, kolejny, nie miał szczęścia w starciu z pojedynczymi gwardzistami, którzy przewyższali go skutecznością i siłą, toteż bardzo szybko okazało się, że Malus przemierza ulice w poszukiwaniu swojej pani tylko z dwoma pomocnikami.
    Na wschodnich przedmieściach zaś, trwała zagorzała bitwa. Elfy nie wiedząc, że w lasach dookoła aż roi się od goblinów i orków, z impetem zaszarżowały na batalion broniący wjazdu do miasta. Squeek również dał się nabrać na ten podstęp, jednak w przeciwieństwie do szpiczastouchych, zdążył w porę zauważyć wychodzące z lasów szeregi wroga i powstrzymał skavenów od bezmyślnej szarży. Szybko okazało się, że początkowe szacunki, co do liczebności wroga są mocno chybione, inżynier potrzebował nowej strategii i czasu na przemyślenie nowego planu, jednak nie było o tym mowy. Nagle zaroiło się od zielonoskórych dookoła i okazało się, że oddział klanbraci Squeek'a jest w samym centrum bitwy. Sytuacja komplikowała się z minuty na minutę coraz bardziej.
    Sharpclaw nie zdążył jeszcze odsapnąć po ostatnim starciu, gdy jego oczom ukazał się wielki ork, wyłaniający się zza sterty desek i cegieł. Przeciwnik niósł w kościstych dłoniach dwa wielkie rębaki, jego ciężka zbroja podzwaniała złowieszczo, a jarzące się czerwienią oczy, wyzierały z pomiędzy płyt rogatego hełmu. Skaven od razu rozpoznał w nim wielkiego wojownika i oczami wyobraźni zobaczył wielką sławę, którą zdobędzie po jego pokonaniu. Ork przyjął szarżę szczuroczłeka ze spokojem, sparował dwa pierwsze ciosy, uchylił się przed trzecim i przyjął dwa kolejne na naramiennik. Poczekał aż przeciwnik wytraci impet i uderzył z potężną siłą i wprawą.
    Fangleader ze zdziwieniem patrzył na rozbryzgi krwi pod swoimi stopami, to była jego krew. Ork cofnął się o krok i przygotował się na kolejną rundę bitki. Skaven zrozumiał, że to może być ciężkie starcie, ale pragnienie zdobycia sławy było wielkie i paliło.
Czarny szczur zmylił przeciwnika szybkim wypadem do przodu, jednocześnie kopiąc niepostrzeżenie w odsłonięte kolano orka, ten mimo iż nie spodziewał się takiego triku, nie spanikował i wyjąc z bólu zagryzł mocniej zęby, nadal wyczekując na swoją kolej do uderzenia. Miecz skavena krzesał iskry ocierając się nieskutecznie o stalowe płyty czarnego pancerza, ork wielokrotnie o włos bliski był utraty którejś z kończy, jednak koniec końców, to on zadał skuteczne uderzenie, tylko jedno, ale skuteczne.
Sharpclaw poczuł nieznośne pieczenie pod prawym naramiennikiem, rana była głęboka i krwawiła obficie, przed oczami skavena pociemniało, osunął się na jedno kolano, podpierając się dłońmi o zbryzganą krwią ziemię. Ork nie czekał, kopnął pancernym buciorem prosto w pysk szczuroczłeka, odrzucając go do tyłu. W tym samym momencie do walki włączył się Snik Snik, który postanowił nie wtrącać się w zwycięstwo Sharpclaw'a, żeby nie odbierać mu niewątpliwej sławy. Sytuacja wymagała jednak jego ingerencji i to natychmiast.
Clawleader dźgnął zaskoczonego orka między płyty pancerza, zwracając tym samym jego uwagę na siebie. Zielonoskury olbrzym walnął rębakiem na odlew, celując w głowę podstępnego napastnika. Snik zasłonił się tarczą, która rozprysła się na dziesiątki kawałków i spojrzał głęboko w ślepia starego orka.
    Black Tooth przemykał między budynkami, starając się kryć w cieniu, niestety, jego towarzysz miał pecha i już po pokonaniu kilkunastu kroków wpadł na patrol dwóch zielonoskórych. Klanrat padł martwy na ziemię, a jego oprawcy zaczęli przeszukiwać okolicę i szybko okazało się, że assassinowi nie uda się kontynuować misji niepostrzeżenie. O skradaniu się po dachach nie było mowy, prawie na każdym znajdował się uzbrojony w łuk ork, pozostały więc ulice i krycie się w cieniu. Niestety, zaalarmowani orkowie byli bardzo czujni i wypatrzyli zagrożenie, alarmując pozostałych towarzyszy z okolicy.
    Skaven skoczył między dwóch wojowników, przewracając jednego kopniakiem, jednocześnie wbijając drugiemu khutuar głęboko w pierś. Ten który się przewrócił, wstał ociężale, sapnął wściekle i zaatakował ciężką szablą. Assassin wykonał kilka błyskawicznych pchnięć zatrutą bronią, nie pozwalając przeciwnikowi wykonać choćby jednego zamachu. To był jednak dopiero początek, z za rogu wyszedł kolejny ork, a z budynku naprzeciwko, wytoczył się wielki orkowy boss, odziany w ciężki, poobdzierany z czerwonej farby pancerz. Skaven cisnął w mniejszego przeciwnika zatrutą gwiazdką, która przebiła się przez skórzany hełm i zaaplikowała do małego mózgu śmiertelną dawkę chemikaliów. Boss zaryczał rozwścieczony, spodziewając się nieczystej walki ze strony skavena, ten jednak rozczarował go, atakując niczym czarna błyskawica.
    Skaven początkowo miał widoczną przewagę, zasypywał wroga seriami ciosów i kopniaków, samemu bez trudu unikając ociężałych ripost orka, jednak żadna z technik assassina nie przyniosła wymiernych efektów. Ork stał na własnych nogach, wyglądał nadal bardzo groźnie i miał się dobrze. Black Tooth zmienił taktykę, zaczął biegać wokół bossa, często zmieniając pozycję i sposób ataku, w końcu nadział się na jeden z rębaków orka i znieruchomiał.
Assassin znalazł się w tej sytuacji, z której dotychczas wychodził z życiem tylko w jeden sposób, już miał czmychnąć gdzieś w bok, gdy nagle poczuł na sobie gorące spojrzenie półelfa Malusa. Wojownik sprawdzał metodycznie każdą mijaną chałupę, aż w końcu dotarł do miejsca walki skavena z bossem, widząc, że sojusznik ma kłopoty, ruszył do ataku, jednak od walczących dzielił go spory kawałek drogi.
    Black Tooth nie mógł sobie pozwolić na ucieczkę w takiej sytuacji, to byłby wielki dyshonor dla niego i jego klanu, do tego, Malus mógł zabić bosa i sobie przypisać zwycięstwo, a to nie mogło się wydarzyć. Skaven błyskawicznie doskoczył do orka i celnym kopniakiem podbił do góry jego lewe ramię, zaskoczony wojownik nie wiedział jak zareagować i postąpił najgłupiej jak mógł, wykonując zamaszyste ciecie rębakiem trzymanym w prawej dłoni. Assassin z wprawą uniknął ciosu, w tym samym czasie wykonując szybkie cięcie pod odsłoniętą, lewą pachę orka. Ból wdarł się do umysłu bosa, rozwścieczając go jeszcze bardziej, jednak w jego gorącej krwi płynęła już śmiercionośna trucizna, która szukała sobie najkrótszej drogi do serca.
    Ork naparł na skavena z ogłuszającym rykiem, siekąc rębakami i zmuszając go do defensywy. Jednak gdy wojownik skupi się na dzikim ataku, łatwiej znaleźć lukę w jego obronie. Black Tooth odbił poszczerbione ostrze raz i drugi, by zaraz potem błyskawicznie wykonać celną kontrę. Zadawał mnóstwo małych ran, jednak nie potrzebował więcej, orkowy boss zabijał sam siebie, pozwalając życiodajnej krwi wypływać ze swojego ciała, a toczącej żyły truciźnie, bezkarnie wlewać się do słabnącego serca. Olbrzym w końcu padł na kolana, podpierając się jedną ręką na niegroźnym już rębaku. Skaven zbyt wcześnie uznał swoje zwycięstwo i w widowiskowy sposób chciał wykończyć bosa na oczach Malusa. Skoczył do góry, rozczapierzył uzbrojone w khutuary ręce i spadł na półprzytomnego wroga niczym polujący sokół.
    Zatrute ostrza wbiły się głęboko w kark orka, który konając zdołał jednak unieść prawe ramię do góry i nadziać spadającego szczuroczłeka na rębak. Skaven cudem uniknął poważniejszych obrażeń, jednak rana na żebrach goiła się długo i pozostawiła na ciele Black Tooth'a paskudną bliznę.
    Nieciekawie przedstawiała się natomiast sytuacja na przedmieściach, gdzie otoczeni zewsząd alianci tracili siły i nadzieję. Oddziały elfów utrzymywały pozycje, jednak to na nich skupili się zielonoskórzy i to oni ponosili największe straty. Skaveni z kolei, raz za razem byli rozbijani na mniejsze grupki i bezlitośnie eliminowani. W pewnym momencie, oddział którym dowodził sam Squeek the Cunning, został zaatakowany z dwóch stron, przez rozjuszone orki. Squeek znalazł się między młotem, a kowadłem i wiedział doskonale, że szarża obu hord zielonoskórych skończy się rozbiciem i ucieczką jego oddziału, a ta z kolei rzezią i jego niechybną śmiercią. Postanowił więc zmienić bieg historii i oszukać przeznaczenie. Odłączył się od oddziału w ostatniej chwili przed uderzeniem przeciwników i czmychnął niepostrzeżenie do pobliskiej stodoły, gdzie na chwilę skrył się w stogu siana.
    Inżynier obserwował starcie przez dziurę w desce i zdecydował się opuścić kryjówkę dopiero wtedy, gdy okolica stała się bezpieczniejsza. Jego oddział poszedł w rozsypkę, ale na szczęście, dwa trolle zdołały cofnąć się z głębi polany i wspierane ogniem jezzali i spaczdziała, rozbiły jeden z większych oddziałów orków. Również do elfów w końcu uśmiechnęło się szczęście, przypłacili to ogromnymi stratami, ale udało im się utrzymać front i w końcu przepędzić zrezygnowane oddziały zielonoskórych. Bitwa na przedmieściach dobiegała końca.
Squeek wyszedł ze stodoły, rozglądnął się niepewnie po okolicy i gdy już miał biegiem rzucić się w kierunku najbliższego zgrupowania aliantów, zobaczył w wąskiej ulicy kontem oka wielkiego orka w czarnej zbroi, pochylającego się nad nieprzytomnym Sharpclaw'em.
    Fangleader ocknął się i zaczął powoli podnosić się na kolana, może nawet wstałby z ziemi, gdyby nie zamaszysty kopniak olbrzymiego orka, który właśnie skończył z biednym Snik Snik'iem.
Sharpclaw padł na ziemię w tumanie kurzu, siły opuściły jego ciało, a pozbawione tchu płuca zaprotestowały ostrym bólem. Nagle, tuż obok zrezygnowanego skavena upadło zwiotczałe ciało jego niedoszłego kata. W hełmie orka ziała spora dziura, unosił się z niej brunatny dymek. Sharpclaw spojrzał w dół ulicy, na końcu której stał jego wybawiciel. Squeek the Cunning, chował właśnie za pas dymiący jeszcze spaczpistolet.
    W tym czasie, między budynkami w okolicach rynku trwała mordercza walka. Black Tooth, otoczony przez kilku napastników, brocząc krwią, rozdawał śmiertelne razy na lewo i prawo. Podciął ogonem nogi jednego z napastników i jeszcze gdy ten nie zdążył upaść, dźgnął go dwa razy ostrzami w brzuch. Kolejny zaatakował bardziej sprawnie i zmusił skavena do cofnięcia się, ten jednak nie oddał pola i przeskoczył z saltem nad głową zielonoskurego, wbijając oba khutuary w jego odkryte plecy. Trzeci z przeciwników, mając odpowiednio dużo czasu na reakcję, zdzielił skavena przez łeb pałką, posyłając go na łopatki. Black Tooth odbił się od ziemi jak sprężyna i wylądował tuż przed orkiem. Był nieco oszołomiony ciosem pałki, ale nie przeszkodziło mu to we wsadzeniu ostrzy głęboko w gardło i pachwinę wroga. Ostatni z orków, nie mając pomysłu na walkę z tak zręcznym przeciwnikiem, zginął najgłupiej jak potrafił, po prostu dając się zabić.
    Z bitewnego zamieszania i rozróby panującej na ulicy skorzystał jeden z elfich zwiadowców, który trafił w końcu na dom, gdzie przetrzymywano wiedźmę. Elfy, osłaniane przez niezmordowanego Malusa, uciekły niepostrzeżenie z miasta, niedobitki skavenów odszukały swoich rannych bohaterów i cała ekspedycja ratunkowa wycofała się na wschód. Bitwa zakończyła się sukcesem, został on jednak okupiony krwią wielu darkelfów jak i skavenów, którzy potrzebowali wielu dni, aby dojść do siebie i choć w niewielkim stopniu uzupełnić straty.


Armia sojuszu darkelfów i skavenów gotowa do natarcia.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_131041_zpsrwaijv3k.jpg

Obrońcy miasta przygotowani do krwawej bitki.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_131051_zpsqxiss0s0.jpg

Drużyny poszukiwawcze skavenów i elfów ukryte w lesie na północ i południe od miasta.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_131110_zpsyoaxm0io.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_131115_zpss6depbpl.jpg

Bitwa na przedmieściach rozkręca się.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_134016_zpsn8rdsodp.jpg

Dochodzi też do pierwszej potyczki w samym mieście. Clanleader Morik przypłaca ją zdrowiem, a jego kompan życiem.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_134954_zpsy8xz5ant.jpg

Malus i jego pechowa grupa zwiadowców, bardzo szybko wpadają na patrole orków.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_135055_zpsnwevbhpo.jpg

Wielki ork zaraz zetrze się w popisowej walce z Sharpclaw'em, clanleader Snik Snik tylko sie przygląda, nie chcąc przeszkadzać czarnemu skavenowi.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_143732_zpsc0r96qck.jpg

Black Tooth chwilę przed walką z bossem.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_150525_zpsl2qymx3t.jpg

Posiłki orków zalewają pole bitwy z każdej strony.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_150457_zpskch5wbgh.jpg

Squeek the Cunning, na czele swego oddziału, tuż przed masakrą.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_150507_zpst2lstouj.jpg

Na szczęście, Inżynier jest za sprytny, by zginać i chowa się w pobliskiej stodole.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_155016_zpsmushtwny.jpg

Strzał dnia, Squeek powala orkowego czempiona z daleka, do dziś nie wiadomo, czy to była kula z jego spaczpistoletu, czy błyskawica przywołana z Warpu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130204_161518_zpsm58s8j1u.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#25 2015-09-26 19:34:23

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

MISJA VIII



                                                                                 

Pokusa nie do odparcia



"...a po wszystkim, spotkamy się o tutaj" inżynier wskazał swoim generałom lokację na rozłożonej mapie. "Tylko upewnić się, że szpiczastouche nie będą szły za wami".
Squeek the Cunning na tajnej odprawie skavenów, przed bitwą pod wieżą maga.


http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/warhammer6_zpsksncb3xb.jpg

        Minął ponad miesiąc od szalonej wyprawy ratunkowej, podczas której połączone siły dark elfów i skavenów zdołały wedrzeć się do kislevskiego miasteczka Lodogrodyj, gdzie orkowie przetrzymywali elfich jeńców, między innymi wiedźmę Tamerę.
Elfka potrzebowała sporo czasu na odzyskanie sił, orkowie nie patyczkowali się z nią, najwyraźniej była też torturowana, jednak nie chciała o tym z nikim rozmawiać. Jej wierny towarzysz, tajemniczy Malus Dark Blade, zniknął gdzieś w typowy dla siebie sposób, nikogo nie informując o powodzie ani celu swojej nieobecności.
    Tym czasem, Squeek the Cunning starał się wzmocnić nadwątlone siły swojej armii, niestety, teren na którym przebywali, nie obfitował w skaveńskie kryjówki ani tunele, armia inżyniera nie miała więc skąd pozyskać posiłków do nadwątlonych szeregów. Problem był również z podstawowymi naprawami, jakich wymagał bojowy sprzęt, brak części zamiennych, lub jakichkolwiek materiałów, które mogły by pomóc w prowizorycznych naprawach sprawił, że skaveni nie stanowili już zagrożenia dla kogokolwiek.
Squeek zdawał sobie doskonale sprawę z faktu, że tylko sojusz z elfami pozwoli mu odzyskać dawną potęgę i osiągnąć cel swojej ryzykownej podróży.
Inżynier cierpliwie czekał aż wiedźma wyzdrowieje, jednak pewnego dnia, jego cierpliwość została wystawiona na próbę, której nie przeszła pomyślnie.
    Do nory, która była tymczasowym centrum dowodzenia skavenów, wszedł nieśmiało jeden z klanbraci i spojrzał nieśmiało na Squeek'a, siedzącego przy drewnianym biurku. Inżynier oderwał wzrok od niewielkiej mapy, którą właśnie studiował i zrobił minę numer trzy, której zadaniem było odstraszyć potencjalnego marudę i posłać go do piekła, w jakimkolwiek celu. Młody klanbrat nie znał tej miny, więc zamiast wyjść bez słowa z nory, zaczął wyszczekiwać swoją kwestię.
- Panie, panie! Wiedźma wstała, wstała i wzywa ciebie panie panie. Bardzo pilnie wzywa!
Squeek zmrużył oczy, nie mógł się doczekać rozmowy z elfką, jednak w jego wyobrażeniach, to on wzywa ją do siebie, a ona na kolanach przypełza, błagając o posłuch i litość. Niestety, los za nic miał skaveńskie wyobrażenia i postanowił zignorować inżyniera.
    Cunning wstał ze stołka, machnął dłonią na klanbrata dając mu do zrozumienia, że informację przyjął i nie ma mu nic więcej do powiedzenia. Posłaniec czmychnął z nory pozostawiając inżyniera samego, jeśli nie liczyć assassyna Black Tooth'a skrytego w głębokim cieniu, z którego tenże właśnie wyszedł. Assassyn podszedł do biurka i przyjrzał się leżącej tam mapie mówiąc.
- Panie, szpiczastouche obiecały potęgę i władzę, władzę. Obiecały, że wyjdziemy na powierzchnię i wszyscy będą umierać, umierać z trwogi i... tego, i że respekt wzbudzimy i strach strach. Co nam dały te przechwałki? Zostało zostało nas garść, wszystko się zepsuło i nie działa, działo nie działa, miotacze zepsute, wszystko wszystko nie działa.
- Wiem!- Warknął inżynier poirytowany.
- Idę do wiedźmy, przycisnę ją znacznie i zmuszę, by dotrzymała obietnicy, nic się nie martw. Jak już będę najpotężniejszym magiem na świecie, nie będzie problemu z niczym, nawet działo naprawimy.
    Tooth wyczuł zwątpienie w głosie Squeek'a, jednak postanowił tego nie komentować, zamiast tego, pozwolił inżynierowi zebrać z nory kilka drobiazgów oraz jego brunatny, potargany płaszcz. Gdy obaj byli gotowi do wyjścia, Squeek poklepał assassyna po ramieniu mówiąc.
- Weźmiemy ją w obroty, sprawimy, że będzie śpiewała wszystko co wie przyjacielu, już ja się o to postaram.
Skaveni podreptali w noc, kierując się w stronę obozu elfów, gdzie jeden z największych namiotów należał właśnie do wiedźmy Tamery.
    Wnętrze kwadratowego namiotu oświetlone było pojedynczą świecą, stojącą na drewnianej skrzyni pod jedną ze ścian. Wewnątrz, na grubym, potarganym materacu siedziała Tamera, trzymająca w dłoni małe, okrągłe zwierciadło. Za plecami wiedźmy, siedziały dwie elfki, starające się ułożyć bujną fryzurę swojej pani tak, żeby udało się ją spiąć pod złotą tiarą.
Wiedźma nie poruszyła się nawet, gdy dwaj skaveni weszli do jej namiotu, oderwała wzrok na chwilę od zwierciadła, w którym się przeglądała i obdażyła nim pokracznych gości mówiąc.
- Witaj Squeek, chciałam ci podziękować za pomoc i przeprosić, że tak długo musiałeś na to czekać, byłam jednak w dosyć ciężkim stanie jak wiesz.
    Inżynier zacisnął dłonie w pięści, znał wspólną mowę na tyle by wiedzieć o co chodzi kobiecie, jednak nie tak sobie wyobrażał wejście do jej sanktuarium. Najwyraźniej mógł zapomnieć o skamlącej i kajającej się u jego stóp wiedźmie, zamiast tego, czekała go trudna rozmowa, w której miał nadzieję znaleźć sojusznika w osobie Black Tooth'a. Cunning podszedł bliżej ściany, gdzie leżał materac i rozglądnął się ostentacyjnie za jakimś krzesłem.
Wiedźma pozwoliła skavenowi na dłuższą chwilę poszukiwań, po czym z udawanym westchnieniem niezadowolenia rzekła.
- Wybacz, nie mam tu żadnych wygód, którymi mogłabym ciebie uraczyć, jak widzisz, sama egzystuję w nędznych warunkach.
Mówiąc to, wskazała na poplamiony materac. Skaven przewrócił oczami i z niedowierzaniem popatrzył w sufit robiąc minę numer jedenaście, której celem było wzbudzenie paniki i wstydu u rozmówcy... nie zadziałało.
    Squeek zrezygnowany stanął więc pośrodku namiotu, zerkając na zwinne ręce elfic, operujących grzebieniami przy włosach wiedźmy. Już miał się odezwać, używając jak najgroźniejszego tonu i przerażających słów, jednak elfka była szybsza i to ona rozpoczęła rozmowę.
- Myślę, że czas najwyższy ruszać w dalszą drogę, przed nami zaledwie kilka dni marszu, dzielącego ciebie od zdobycia potężnej mocy, którą ci obiecałam.
- Tak tak!- Wtrącił piskliwie Squeek, zaskoczony nieco faktem, że w końcu może coś powiedzieć.
- Czas już, gonić, wściekle. Mieć mało nas, was mieć mało, maszyny złamane, ale mocność... mocowość jak dostać to wszystko odtworzyć...
Cunning przygryzł dolną wargę z nerwów, wspólna mowa była dla niego niczym tortury, które bolały zarówno język, jak i jego wielkie ego.
    Tamera czerpała nieopisaną radość z upokorzenia, jakie przy niej inżynier sam sobie zadawał, ukrywała to jednak bardzo skutecznie, patrząc mu głęboko w oczy z poważną miną.
- Wiem, że ponieśliśmy duże straty, jednak okolica jest w miarę spokojna, a u kresu naszej podróży, możemy natknąć się co najwyżej na bandę rozbójników, albo kilku wystraszonych goblinów.
Tym razem głos zabrał Black Tooth, któremu z racji doświadczenia, rozmowa we wspólnym nie sprawiała problemów, przynajmniej jak na skaveńskie standardy.
- Zawsze tak mówisz mówisz, szpiczastoucha. Potem przychodzi co do czego, do czego i jest wszystko zepsute! Jak możesz nas zagwarantować, zagwarantować, że na końcu drogi jest kilka goblinów, byłaś tam? Wiesz?
    Wiedźma obdarzyła assassyna przenikliwym wzrokiem, starając się ocenić jego spryt i inteligencję, niestety, skryty w mroku kaptura pysk poczwary, nie zdradzał niczego.
- Moi zwiadowcy wrócili właśnie z rejonu, gdzie mniej więcej znajduje się nasz cel, nie napotkali po drodze żadnych problemów, widzieli jedynie kilku zielonoskórych i grupę leśnych bandytów. Nic, czym mielibyśmy się przejmować. Myślę, że zamiast tracić czas na czcze gadanie, powinniśmy zbierać się do wymarszu.
Inżynier wszedł w słowo swojemu przyjacielowi, który najwyraźniej nadal miał jakieś wątpliwości.
- Ruszamy zatem gonić, nic tu po nas, a mocność czeka, cobym joł zjadł i okazał całego światu kto mocny najlepiej...
Tamera razem z Tooth'em spojrzeli na Squeeka, starając się zrozumieć co ten miał na myśli, jednak oboje odpuścili, przekaz był jednoznaczny. Sojusz miał lada moment wyruszyć na południe, w poszukiwaniu potęgi i chwały.

    Squeek the Cunning stojąc w pierwszym szeregu oddziału klanbraci, spojrzał w kierunku majaczącej na horyzoncie wieży. Była wysoka, smukła, zbudowano ją z czarnego jak węgiel kamienia, jej szczyt wieńczyły poszarpane przez czas blanki, wśród których tańczyła samotna postać, odziana w czarną pelerynę i przesadnie duży kapelusz. Wieżę otaczały rzadkie kępy drzew, jednak dookoła okolicę pokrywał gęsty las, a polana na której stała wieża, zdawała się być niewielką oazą, rozświetloną teraz przez promienie wschodzącego słońca.
    Dwa trolle, dwa oddziały skavenów, oraz trzy dark elfów, wspomagane kilkoma ekipami z inżynierskimi zabawkami, wyszły na polanę zachowując czujność i bacznie się rozglądając. Tym razem zwiad elfów zawiódł, zamiast kilku zielonoskórych, po polanie wałęsały się leśne trolle, a u stóp wieży, legowisko założyła młoda wyverna.
Inżynier zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli będą eliminować pojedynczo trolle, dotarcie do wieży obędzie się bez większych strat, jednak wyverna stanowiła wyzwanie. Skaven nie wiedział też, czego ma się spodziewać po dziwnym jegomościu tańczącym na wieży, jedyne czego był pewien to fakt, że w jej pobliżu wiatry magii przybierały na sile, a w powietrzu czuć było ozon i orzeźwiającą moc.
    Pierwszą krew przelała załoga elfickiego boltthrower'a, która jednym, celnym strzałem posłała do piachu najbliższego trolla. Widząc to, postać na szczycie wieży przestała tańczyć i zaczęła śpiewem recytować słowa mocy. Wiatry magii utworzyły wielki wir wokół nieznajomego, wypełniając go mocą od stóp, po czubki palców dłoni, na których zaczęły tworzyć się niewielkie kule energii. W tym momencie padł strzał, połyskująca niezdrową zielenią kula pomknęła przez całą długość polany i wbiła się w czarną cegłę, tuż obok śpiewającego maga. Odłamki kuli i gruz raziły nieznajomego, który cudem uniknął śmierci, jednak przerwał recytowanie czaru w najmniej odpowiednim momencie, zebrana wokół niego moc, nie mogąc znaleźć ujścia w zaklęciu, eksplodowała błękitną kulą energii. Skaven, który oddał celny strzał z jezzaila, spojrzał wymownie na stojące w pobliżu elfy i splunął na ziemię z pogardą.
    Obudzona hukiem wyverna, zerwała się na równe nogi i choć w pierwszej chwili wyglądało na to, że ucieknie w popłochu, opanowała się i zaryczała wściekle. Najwyraźniej ignorowała wałęsające się w pobliżu trolle, wpatrując się morderczym wzrokiem w najbliższą grupę skavenów.
Bestia rozłożyła skrzydła, nabrała rozpędu i wzbiła się w powietrze, Squeek widząc co się szykuje, wypiszczał szybkie rozkazy do skavenów, którzy momentalnie zeszli z drogi potworowi, lądującemu w akompaniamencie szumu wielkich skrzydeł. Wyverna wyhamowała wzburzając tumany kurzu dookoła, zatrzymując się dokładnie naprzeciwko oddziału elfów, dowodzonego przez samą Tamerę.
    Squeek miał bestię z głowy, przynajmniej na razie, jednak to nie był koniec niespodzianek, jakie czekały na niego w drodze do należącej się mu potęgi. Z północnego krańca polany, gdzie drzewa były bardzo wysokie i nieco rzadziej rosnące, wyszedł potężny, półnagi człowiek, dzierżący w dłoni kamienny topór. Szczuroludzie zatrzymali się na jego widok, dookoła rozniósł się zapach piżma i kilku wojowników o słabych nerwach cofnęło się o parę kroków, gotowi w każdej chwili zwiać.
Cunning wskazał olbrzymią postać Sharpclaw'owi, który dowodził drugim oddziałem klanbraci, zagwizdał też na dwa swoje trolle, nakazując im ruszyć w kierunku porykującej wyverny. Sam przesunął swój oddział jak najdalej w lewo, aby uniknąć ewentualnej szarży przerośniętego człowieka i dał znać Sharpclaw,owi.
    Fangleader ryknął na swoich podkomendnych wymachując nad głową połyskującym mieczem. Skaveni ruszyli truchtem, by po chwili rzucić się pędem na gigantycznego intruza. Ten, widząc zbliżające się niebezpieczeństwo, zwrócił się w kierunku szarżujących, odsłaniając tym samym plecy maszerującemu po jego prawej Squeek'owi. Inżynier wydał rozkaz i jego oddział dosłownie wbiegł na plecy zaskoczonego kolosa.
Z pomiędzy wojowników wyskoczył nagle sam Black Tooth, który widowiskowym saltem dosięgnął ramienia olbrzyma i wbił w jego umięśnione cielsko oba swoje khutuary. Gigant, ku zdziwieniu assassyna, nie był skory do walki, wykrzykiwał jakieś słowa w nieznanym języku i starał się osłonić przed ciosami, sam jednak nie atakował.
    Fala skavenów zalała miotającego się olbrzyma z dwóch stron, obalając go w końcu na ziemię. Ogromne cielsko runęło do tyłu, gdy intruz nie zdołał zachować równowagi, z jego dłoni wypadł topór, zrobiony z kawałka kłody i marmurowego nagrobka. Na pierś leżącego kolosa wskoczył Tooth, szykując się do zadania śmiertelnej serii ciosów, gdy nagle olbrzym ryknął we wspólnym.
- Nie zabijaj! Ja pomóc!
To były jednak jego ostatnie słowa, gdyż w chwilę po tym stracił przytomność i zwiotczał. Assassin spojrzał na Squeek'a oczekując dalszych instrukcji, inżynier zastanowił się przez chwilę, po czym dał znać Tooth'owi, aby ten dołączył do oddziału. Ostatnie słowa olbrzyma zaintrygowały skaveńskiego przywódcę i przynajmniej na razie, postanowił on nie zabijać nieznajomego.
    Tym czasem, Tamera i otaczający ją wojownicy starali się ubić rozszalałą wyvernę, która na szczęście z racji młodego wieku, nie potrafiła jeszcze walczyć tak podstępnie i zajadle jak dorosłe osobniki. Bestia miotała się to na lewo, to na prawo, nie mogąc się skupić na pojedynczym przeciwniku. Elfowie doskonale to wykorzystywali, dźgając ją włóczniami w boki, gdy tylko się odsłoniła. Z pomocą przyszły im też dwa trolle skavenów, które zaatakowały zaskoczoną maszkarę od tyłu, miażdżąc jej skrzydło i opluwając żrącym kwasem. Ryki złości i szału, zamieniły się w paniczne wycie, wypełnione bólem i strachem. Wyverna chciała uciec z walki, wzbić się w powietrze daleko od kłójących czubków włóczni, sękatych pięści trolli i ich jadowitych wymiocin. Niestety, poszarpana błona prawego skrzydła uniemożliwiała latanie, bestia podskakiwała więc niezdarnie, tłukąc kikutem skrzydła dookoła, co tym bardziej wzmagało paraliżujący ją ból.
W końcu, jedna z elfich włóczni zakończyła agonię rannego potwora, dosięgając przez oczodół prosto do jego małego mózgu.
    Ze szczytu wieży dotarły do walczących niespokojne pokrzykiwania, najwyraźniej mag doszedł już do siebie po eksplozji energii i zrozumiał, że grozi mu niebezpieczeństwo. Najwyraźniej jednak, już o wiele wcześniej zadbał o to, by intruzi pożałowali wtargnięcia na jego polanę, gdyż na skraju lasu, ze wszystkich stron zaczęły pojawiać się grupy ziwerzoludzi, uzbrojonych w dzidy i topory. Bestie wychodziły z lasu porykując doniośle, uderzając bronią o prowizoryczne tarcze i miotając czym popadnie w zaskoczonych aliantów.
    Squeek the Cunning szybko ocenił sytuację, jego oddział był najbliżej wieży, oddział Sharpclaw'a, wysunięty nieco na północ, stanowił doskonałą osłonę przed natarciem z północnego krańca lasu. Oddział elfów z zachodu zabezpieczał tyły jednostki inżyniera, a oddział Tamery, korsarze i stado wielkich szczurów zapewniały bezpieczne, wschodnie skrzydło. W okolicy wieży pałętał się tylko jeden z leśnych trolli, nie stanowił on raczej realnego zagrożenia, Squeek postanowił więc, postawić wszystko na jedną kartę. Skierował swoich wojowników w kierunku wejścia do wieży.
    Nagle wszystko zaczęło dziać się nie po myśli skavena, najpierw elfy z zachodu zostały dosłownie wybite w pień przez grupę bestigorów, które w dzikim szale wpadły na polanę. Zaraz potem, załamał się front na wschodzie polany, gdzie horda gorów rozniosła na dzidach osławionych korsarzy, a stado wielkich szczurów zostało wygryzione przez psy Chaosu, które wyjąc przeraźliwie zalały niezliczoną masą, skąpane w słońcu i krwi pole bitwy.
Pierścień zwierzoludzi zacieśniał się wokół topniejących sił alianckich i pomimo desperackich ataków Sharpclaw'a i Tamery, siły Chaosu zdobywały przewagę z minuty na minutę. Squeek wiedział, że nie ma czasu do stracenia, czuł potężne źródło mocy, wydobywającej się zza czarnych murów i wzmagające się wichry magii, uderzające w szczyt wieży, gdzie nawiedzony mag zaczął z powrotem swoje dzikie inkantacje.
    Squeek razem z Tooth'em podbiegli do ciężkich, drewnianych drzwi, ich stalowe okucia i dziwne wzory wyryte w drewnie, nie wróżyły niczego dobrego. Inżynier zaczerpnął trochę mocy z szalejących dookoła wichrów i utkał niewielkie zaklęcie, które z siłą pioruna uderzyło umagiczniony zamek w drzwiach. Głuchy huk eksplozji rozniósł się po okolicy, a gdy dym wywołany eksplozją rozwiał się na wietrze, skaveni wpadli do środka i od razu zaczęli wspinaczkę po stromych schodach na szczyt wieży. Pierwszy pędził assassyn, gotów w każdej chwili zadać śmierć swoimi skąpanymi w truciźnie khutuarami. Za nim dreptał Squeek, dzierżąc w dłoniach spaczpistolet i nasiąknięty skaveńską magią miecz.
Black Tooth wyskoczył przez właz na dach wieży, od razu atakując znajdującego się tam maga, niestety, zdążył się on zabezpieczyć i wymierzony w jego głowę kopniak odbił się od magicznej bariery. Odtrącony do tyłu assassyn stracił na chwilę równowagę, porażona prądem stopa zdrętwiała, a okrutny ból sparaliżował skavena na kilkanaście sekund. Tyle potrzebował mag, żeby utkać kolejne zaklęcie, jednak rozproszył go wystrzelony ze spaczpistoletu pocisk, który roztrzaskał resztki magicznej bariery i boleśnie ugodził człowieka w pierś.
    Squeek odrzucił na bok nieprzydatny już pistolet i zamachnął się mieczem na łapiącego z trudem dech maga. Cios został sparowany drzewcem magicznej laski, czemu towarzyszył sypiący się snop iskier. Skaven atakował zaciekle raz za razem, zmuszając wroga do defensywy, mag cofał się krok za krokiem, aż w końcu został przyparty do ściany wieży. Widząc, że nie zdoła poradzić sobie z doskonałym szermierzem walcząc w ręcz, postanowił pomóc sobie magią. Zaczerpnął mocy aby utkać zaklęcie i jednym ruchem dłoni wyrzucić intruza w powietrze.
Squeek oczywiście poczuł opływającą go moc, zaczerpniętą przez przeciwnika, ocenił jej ilość i błyskawicznie utkał zaklęcie o mocy kilkukrotnie mniejszej.
    Mała iskierka utworzona na czubku pazura skavena, dotknęła ręki maga, porażając go bolesnym wstrząsem. Zaklęcie człowieka nie zostało utkane do końca, a jego energia rozproszyła się w powietrzu, nie czyniąc nikomu krzywdy. Inżynier nie czekał aż przeciwnik się otrząśnie, rozciął jego odkryte gardło zielonkawym ostrzem i dla pewności wbił miecz jeszcze dwa razy w okolicę serca wroga. Czas uciekał. Black Tooth kiwnął z uznaniem swojemu panu zakapturzoną głową i rozcierając bolące udo, zaczął przeszukiwać górne pietra wieży w poszukiwaniu artefaktów.
Squeek nie musiał długo szukać, jego ciało całym sobą czuło potężną obecność, emanującą magią z taką siłą, że skavenowi aż mieniło się w oczach.
    Znalazł księgę dosłownie na chwilę przed tym, jak do wieży wpadła zakrwawiona Tamera miotająca dzikim spojrzeniem na wszystkie strony. Wiedźma najwyraźniej szukała tego samego co inżynier, ale nie chciała otwarcie mówić o tym przy skavenie.
- Znalazłeś coś szczuroludzie? - Wycharczała, nie starając się nawet ukrywać swojej pogardy w głosie.
- Nic tu nie być, ubity magik na dachu... tyle.
Mówiąc to, Squeek czmychnął  przez rozbite drzwi, za nim podążył assassyn, rzuciwszy uprzednio nienawistne spojrzenie wściekłej wiedźmie.
    Na zewnątrz panował Chaos, dosłownie. Polana usiana dziesiątkami zwłok, przedstawiała sobą okrutny widok, na obrzeżach lasu trwały jeszcze niewielkie potyczki, rozproszeni alianci byli w zasadzie w odwrocie, uciekając przed coraz liczniejszymi wojownikami Chaosu, bestiami i zwierzoludźmi. Squeek zdążył tylko zauważyć, że zniknęło ciało wielkiego człowieka, powalonego na początku bitwy, jednak to teraz był dla niego żaden kłopot. Inżynier trzymał pod płaszczem swój klucz do potęgi i władzy, nic więcej się nie liczyło. Kiwnął porozumiewawczo assassynowi głową i razem ruszyli biegiem w kierunku umówionego punktu zbornego, znanego tylko skavenom.

Alianci wchodzą na polanę, okazuje się, że zamiast kilku goblinów i bandy rozbójników, pilnuje jej wyverna i stado trolli.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130215_204030_zpsdnwojlgf.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130215_204037_zpsilrlhw4f.jpg

Wyverna szarżuje na dowodzonych przez Tamerę elfów, a za nią podąża tajemniczy jegomość, większy trzy razy od przeciętnego człowieka.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130215_210822_zps6xl5bstu.jpg

Sprytny manewr Squeek'a i nieocenione umiejętności walki Black Tooth'a sprawiają, że gigant pada nieprzytomny.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130215_214212_zps3fodpjwt.jpg

Z lasu wyłaniają się nowi przeciwnicy, horda Chaosu szykuje się do rozgromienia intruzów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130215_215437_zpsncdqbpwh.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130215_220133_zpsynvgvvoq.jpg

Pojedynek na szczycie wieży, gdzie Squeek udowadnia, że oprócz posiadania wielkiej mocy i potężnego umysłu, doskonale włada również ostrzem.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130215_231806_zpsgrxj7v1l.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#26 2015-11-16 21:03:42

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

MISJA IX




                                                                                 

"...gdzie czterech się bije, tam skaven korzysta..."



"...i wtedy dopiero pokarzemy na co nas stać, nikt nie ośmieli się więcej mnie tak upokarzać!".
Wiedźma Tamera do swoich wojowników, podczas narady przed zaskakującym atakiem.


http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/warhammer6_zpsbntvaqdm.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#27 2015-11-16 22:23:16

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Squeek the Cunning przez kilka tygodni siedział w swojej naprędce przygotowanej noże, w obozie rozbitym głęboko w puszczy na południowy zachód od Kisleva. Nikt oprócz assassina Black Tooth'a go nie odwiedzał i nikt inny nie miał na to pozwolenia. Squeek pochłonięty był rozkodowaniem treści zawartej w magicznej księdze, jaką zdobył po ubiciu czarodzieja na wieży, gdzie odnalazł też kilka innych, ciekawych artefaktów. Jedynie dwa dni po bitwie pod wieżą, inżynier wyszedł z kryjówki aby spotkać się z tajemniczym olbrzymem, który nieoczekiwanie pojawił się w obozie skavenów.
    Nieznajomy w czasie bitwy, mimo iż skaveni powalili go i ogłuszyli, wydawał się być neutralnie nastawiony i nie uczynił krzywdy żadnemu ze szczuroludzi, później próbował nawiązać kontakt, ale bitwa z powiększającymi się zastępami Chaosu uniemożliwiła mu to skutecznie. Olbrzym wytropił więc skavenów, najwyraźniej mocno zdeterminowany, by z nimi porozmawiać.
Kolos czekał na Squeek'a oparty o pień starego kasztanowca, kawałkiem gałęzi wyskrobywał sobie bród spod paznokci dłoni, cmokając przy tym soczyście. Inżynier przyprowadził ze sobą oddział klanbraci do obstawy, oraz swoich przybocznych, śliniącego się Sharpclaw'a i czujnego jak zwykle Black Tooth'a.
    Na widok przybyłych, olbrzym machnął pojednawczo wielką jak zad konia dłonią i uśmiechnął się krzywo, witając się przy tym we wspólnej mowie.
- Witać ludioszczury, Gruutz przychodzić w pokoju.
Squeek the Cunning nie miał ochoty na głupie przedstawienia i niepotrzebne uprzejmości, spieszyło mu się z powrotem do studiowania księgi.
- Czego chcieć dziwoląg?
Nieuprzejmy ton skavena, nie zbił z tropu wielkoluda, który raz jeszcze postarał się o uśmiech na swojej nieco zdeformowanej facjacie.
- Gruutz przyjaciel, Gruutz pomoże ludzioszczurom...
- Niby jak? - Wtrącił Squeek, zaciekawiony tym ostatnim stwierdzeniem obcego.
- Gruutz silny, mocny i wielki wojownik, Gruutz rozgnieść wroga twoja jeden cios. Gruutz być bardzo twardy jak skała...
- Moi rozgnietli ta skała w kilka chwil ostatnio niedawno. - Uciął inżynier, który zaczynał tracić już cierpliwość.
- Gruutz nie walczyć, Gruutz nie walczyć, gdyby walczyć, twoi by nie żyć...
    Kolos zrobił dwa kroki w stronę delegacji szczuroludzi, którzy momentalnie podnieśli do góry włócznie, gotowi w każdej chwili je rzucić i uciekać gdzie się da.
Gruutz przykucnął, żeby mniej więcej jego oczy znalazły się na wysokości oczu Squeek'a i rzekł z powagą.
- Gruutz wielki wojownik i silny, pomoże wam jedynie za kilka gwiazdek.
Nastąpiła niezręczna cisza, olbrzym wyglądał jak ktoś, kto oczekuje na sensowną odpowiedź, a reszta zgromadzonych na takich, którzy nie widzą sensu w zadanym pytaniu.
- Ty posłuchać, nie mamy gwiazdek, ani niczego dla ciebie, taki siłacz dobry, może się przydać, ale nie rozumiemy czego chcieć ty w zamian.
    Gruutz wyprostował się z uśmiechem na pulchnej gębie, uderzył się pięścią w pierś, jak czynią to niektórzy bretońscy rycerze i skierował swe kroki w głąb puszczy mówiąc.
- Ty niedługo znaleźć gwiazdy, wtedy zdecydować, czy Gruutz ma być wojownik po twojej stronie. Na ten czas, Gruutz odpocząć i zebrać siły.
Squeek wzruszył ramionami patrząc zdezorientowany, jak cielsko giganta znika pośród koron drzew. Inżynier rozkazał assassynowi, aby ten śledził nieznajomego przez jakiś czas. Wariat mógł wrócić w każdej chwili i zaskoczyć skavenów nagłym atakiem.
    Czas mijał, nadeszła jesień, a z nią potrzeba zaopatrzenia się w żywność na zimę i zadbanie o wzmocnienie szeregów armii. Okolica na szczęście usiana była skaveńskimi tunelami i o niewolników, a nawet ochotników nie było trudno.     
Większością obowiązków w obozie zajmował się Black Tooth, Sharpclaw nie był do końca zdrowy na umyśle i choć nieraz miał przebłyski wojskowej inteligęcji i wykazywał się logistycznymi umiejętnościami, to większość czasu spędzał na ślinieniu się i gapieniu w jeden punkt godzinami.
Squeek wiedział, że może liczyć na innych i im pozostawiał zarządzanie wyprawą, sam natomiast, czasem rezygnując przez kilka dni ze snu, czy jakiegokolwiek odpoczynku, studiował wiedzę zawartą w magicznej księdze. W końcu udało mu się rozgryźć kod jakim była napisana i zagłębił się w tajemnice ukryte w niej przez nadzwyczajny umysł nieznanego autora.
    Liście zaczęły sypać się z drzew na potęgę, coraz częściej całymi dniami lało i wiało przenikliwym wiatrem z północy. Skaveni rośli w siłę, zadowoleni z tego, że nie trzeba walczyć z wrogiem innym niż burczenie w brzuchu i nieznośna wilgoć. Zdarzało się, że do obozowiska zanadto zbliżyła się jakaś szajka leśnych rabusiów, lub zwiad goblinów „Czerwonej Twarzy”, jednak byli oni szybko wykrywani i neutralizowani, a sam obóz nigdy nie został zdekonspirowany i nikt nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia tak blisko serca imperium.
    Niespełna tydzień przed nadejściem zimy, Black Tooth po powrocie z kilkudniowego zwiadu popędził spiesznie do nory Squeek'a, niosąc mu informację o niespotykanej wartości.
Inżynier właśnie czytał akapit traktujący o wykorzystaniu energii zmagazynowanej w ciele człowieka, do wywołania niewielkiego wyładowania napięcia, które w odpowiednich warunkach, mogło by powstrzymać pracę jego serca, gdy do wydrążonego w glinie laboratorium wpadł podekscytowany assassyn.
- Panie panie, wielka rzecz trzy dni drogi stąd. - Squeek uniósł wzrok znad kart księgi i krytycznie przyjrzał się intruzowi.
- Możesz sprecyzować, co jest na tyle wielkie, że zawracasz mi tym głowę?
Tooth zreflektował się, że rozmawia z przedstawicielem gatunku odpornego na emocje takie jak euforia, czy stan taki jak radość, lub zwykłe poczucie chumoru. Inżynier co prawda przejawiał czasem coś podobnego do fascynacji, czy kompletnego ześwirowania na punkcie czegoś, ale niestety, zawsze w bardzo dziwny i skomplikowany sposób.
- Panie, nie chodzi o kształt, kształt panie. Znalazłem stare ruiny, mają ze trzy może cztery setki lat. Jest tam coś jak plac plac centralny z pręgierzem panie. Widać tam ślady ślady po krwi i symbole Chaosu, miejsce kultu kultu panie.
    Inżynier westchnął ciężko, obdarował Tooth'a pobłażliwym spojrzeniem i zapytał.
- Znalazłeś kawałek ludzkiej historii, która nas kompletnie nie obchodzi i miejsce obrzędu jakiś barbarzyńców, które nie przedstawia dla nas żadnej wartości, co w tym WIELKIEGO!?
- Panie panie, daj mi dokończyć. Samo miejsce i pręgież pręgież nie są wielkie, ale wielkie się dopiero stanie za kilka kilka dni. Wygląda na to, że zebrał się tam klan klan zwierzoludzi, szamany i inne magiki, ale największe jest to, że mają ze sobą gwiazdy.
    To słowo najwyraźniej przykuło uwagę Squeek'a, który zbliżył się do Tooth'a i konspiracyjnym szeptem zapytał.
- Gwiazdy? Jakie gwiazdy, takie z nieba? Czy postradałeś rozum tam na tym deszczu?
- Panie najczystszy spaczeń spaczeń, wielki, lśniący, opiłowany w ośmioramienne gwiazdy gwiazdy panie.
Squeek przypomniał sobie rozmowę z Gruutzem i wspomniane przez niego „gwiazdy”, ale najważniejsze, że zaświtał mu w głowie pewien pomysł. W księdze, którą właśnie studiował, była kompletna instrukcja obsługi skaveńskiego cudu technologicznego, zwanego „Gundamaran”, czyli „Arka” w tłumaczeniu na wspólny. Do jej uruchomienia i zasilenia jej podzespołów, konieczne są kondensatory energii, przekaźniki i wielkie baterie, do zastąpienia których, doskonale nadawał by się spaczeń, zastosowany w większych ilościach. Te gwiazdy, jak nazwał je Tooth, mogły okazać się bardziej cenne niż wszystko co do tej pory Squeek zdobył i osiągnął.
    Armia Squeek'a the Cunning'a stała na nogach już nazajutrz, gotowa do wymarszu. Inżynier popędzał wszystkich i straszył wypatroszeniem, co odnosiło mizerny skutek wśród rozleniwionych i głodnych skavenów. W końcu jednak przygotowania dobiegły końca i w południe armia ruszyła na zachód. Większą część drogi szczuroludzie pokonywali tunelami, nie martwiac się o wykrycie przez okoliczne osady ludzi i bandy goblinów. Po drodze udało się odnaleźć i splądrować małe gniazdo skavenów z pomniejszego klanu szabrowników, co zaowocowało kolejną dawką niewolników i pokaźnymi zapasami pożywienia. Nim jednak dotarli na miejsce, Squeek zażyczył sobie wziąć udział w zwiadzie, jaki tuż przed dotarciem do ruin zorganizował Black Tooth.
    Wszystko się zgadzało, znaleźli dużą polanę pośród wysokich drzew, usianą ledwie widocznymi zgliszczami starych, murowanych budynków, pośród której majaczył wysoki na trzy metry pręgierz, wykonany z czarnego kamienia. Niestety, grupka kultystów o których wcześniej wspominał Tooth, rozrosła się do potężnej armii wyznawców wszystkich bóstw Chaosu. Ich namioty i szałasy zajmowały każdy skrawek wolnego terenu, niektórzy kultyści, porozwieszali między drzewami ogromne płachty, tworząc swego rodzaju bez-ścienne namioty. Wszędzie kręcili się jacyś nawiedzeni ludzie, zwierzoczłeki i mutanci, a nawet kilku wojowników z północy.
    Po powrocie ze zwiadu, Squeek przez dobre trzy godziny radził z Black Tooth'em i Sharpclaw'em jak zabrać się do zdobycia pozycji Chaotyków i ich cennego towaru, jakim były gwiazdy spaczenia, których w całym obozie assassyn naliczył co najmniej osiem.
W końcu ustalono plan działania, z którym oczywiście nie zgadzał się Sharpclaw, gdyż nie zawarto w nim ani jednego jego pomysłu. Armia rozproszyła się, aby zająć ustalone pozycje i otoczyć ruiny, zamykając tym samym kultystów w wąskim pierścieniu, uniemożliwiającym im ucieczkę i wyniesienie gwiazd z obozu.
Tym czasem, przy pręgierzu rozpoczęto krwawy rytuał, w którym brali udział wszyscy mieszkańcy tymczasowego obozu Chaosu.
    Do czworościennego pręgierza przywiązano cztery ofiary, młodą, urodziwą kobietę, starca, który najwyraźniej pochodził ze szlacheckiej, wykształconej rodziny, co wywnioskować było można ze sposobu i stylu w jaki był ubrany, jednego mutanta, który najwyraźniej był wojownikiem, oraz starą, pokrytą wrzodami i trądem wiedźmę. Każda ofiara dla jednego z bóstw Chaosu, każda miała na czole wycięty znak ośmioramiennej gwiazdy. Przy pręgierzu stały trzy postaci, wysoki rycerz Chaosu, zamknięty w błękitnym pancerzu lśniącym od wypełniającej go magii, zakapturzony, trzy ręki mutant dzierżący w dłoni płonącą magicznym ogniem włócznię, oraz potężny zwierzoczłek, odziany w kaftan z ludzkich skór.
Dookoła, w odległości kilkunastu metrów, stała reszta uczesników rytuału. Zwierzoludzie, rycerze Chaosu, wojownicy z północy, mutanci i zwykli kultyści stali w kręgu kołysząc się miarowo na boki, w rytm inkantacji zaśpiewywanej przez trzech liderów. Ośmiu kultystów, dzierżyło w dłoniach przerażające ikony, wykonane z ośmioramiennych okruchów spaczenia, rozlokowano ich co kilkanaście metrów tak, by tworzyli wzór gwiazdy Chaosu.
    Squeek słusznie zauważył, że wszyscy uczestnicy byli w głębokim transie, większość z nich miała nawet zamknięte oczy, a reszta patrzyła na pręgierz jak zamurowani. Nie wystawiono żadnej straży, jedynie garstka zmutowanych ogarów, pałętała się po okolicy, ale i one wydawały się poddawać skutkom omamiającego rytuału.
Zakapturzony jegomość najwyraźniej był prowadzącym cały obrzęd, to on podawał rytm i pierwsze słowa zwrotek inkantacji, on też w pewnej chwili jako jedyny poruszył się do przodu, zmierzając w kierunku pręgierza ze złowieszczo opuszczoną włócznią.
Dla skavenów to był znak do ataku, kolejne wydarzenia mogły sprawić, że uczestnicy zostaną wytrąceni z transu, który był poważnym sprzymierzeńcem intruzów.
    Sharpclaw otrzymał sygnał od inżyniera i ruszył do ataku, jego nowy oddział stormverminów jak dotąd spisywał się doskonale, to byli sami najemnicy, ale trzymali szyk, starali się jak najmniej hałasować i nie bali się walki. Czarne szczury uderzyły z impetem w krąg kultystów, roznosząc po drodze napotkanych zwierzoludzi i oszołomionych wojowników z północy. Wielkie halabardy stormverminów śmigały w powietrzu z nieprzyjemnym wizgiem, a bryzgająca dookoła krew szybko pokryła gliniaste podłoże. Sharpclaw skrócił o łeb najbliższego ungora i rzucił się do przodu, prosto pod pręgierz i trójkę liderów zgromadzenia.
    Powietrze przecięła seledynowa błyskawica, pocisk minął walczących, trafił zakutego w błękitną zbroję rycerza Chaosu i momentalnie ugotował jego ciało wewnątrz, niczym kurczaka w garncu na rosół. Sharpclaw ominął dymiące truchło i zaszarżował na stojącego nieco dalej szamana zwierzoludzi. Bestia nie otrząsnęła się jeszcze ze skutków omamiającego rytuału, gdy ściana opancerzonych, czarnych szczurów powaliła go na ziemię i stratowała, odbierając życie w ułamkach sekund.
W tym czasie, szczuroogry i gigantyczne szczury dokonały spustoszenia w szeregach kultystów, eliminując przy okazji grupki ogarów, które nie zdążyły na czas zaalarmować swoich panów.
Zaskoczenie powiodło się idealnie, skaveni błyskawicznie zajęli teren wokół pręgierza, zabierając się pospiesznie za kolekcjonowanie porozrzucanych ikon ze spaczenia. Niestety, w miarę upływu czasu większość Chaotyków zaczęła dochodzić do siebie, najszybciej pozbierali się konni rycerze Chaosu, którzy zaraz po sformowaniu szyku wykonali druzgocący kontratak, wbijając się w nieco zaskoczonych stormverminów Sharpclaw'a.
    Sharpclaw wypruwał właśnie flaki zakapturzonemu przywódcy kultu, gdy wjechał na niego ogromny, czarny rumak. Uderzenie było tak silne, że skaven przeleciał do tyłu kilka metrów i rozbił się o sztandarowego ze swego oddziału. Obaj padli na ziemię, Sharpclaw stracił jedynie przytomność, natomiast chorąży nie miał tyle szczęścia ginąc na miejscu.
Na zdezorientowanych stormverminów spadła od tyłu fala gorów, którzy w końcu zrobili użytek z dzierżonych w łapach toporów i szabel. Czarne szczury walczyły zaciekle, powodując ogromne straty w szeregach Chaotyków, jednak szybko okazało się, że zaatakowani ze wszystkich stron nie zdołają przetrwać, nie mówiąc już o utrzymaniu pozycji.
    Squeek the Cunning starał się jak najefektywniej wykorzystać czas jaki, dali mu stormvermini dzięki swojemu poświęceniu. Zbieranie ikon szło sprawnie i już po chwili skaveni znajdowali się w posiadaniu wszystkich ośmiu sztuk. Inżynier wydał rozkaz odwrotu jednostkom, które niosły ikony, a pozostałym rozkazał osłaniać ucieczkę towarzyszy, nawet kosztem włąsnego istnienia. Różnie było z respektowaniem tych rozkazów w ferworze walki, jednak cały manewr najwyraźniej się udał, gdyż niezwiązane walką skaveńskie oddziały szybko wycofywały się w stronę lasu, podczas gdy ich kamraci walczyli zaciekle z oszalałymi ze wściekłości kultystami.
    Scharpclaw otrząsnął się, zrzucając z siebie zakrywający go sztandar stormvermninów. Skaven wspiął się na stertę ciał przed nim, starając się rozeznać w sytuacji, ta była tragiczna, kilku rycerzy Chaosu i banda gorów skończyli właśnie katować ostatniego czarnego szczura i momentalnie wzrok wszystkich padł na przywódcy oddziału, który właśnie rozbili. Scharpclaw schylił się by podnieść swój magiczny miecz, który wcześniej upuścił i stanął w szerokim rozkroku, przyjmując bojową postawę.
W tym momencie, od strony wschodu na szykujących się do rzezi Chaotyków uderzył Snik Snik ze swoim oddziałem klanbraci. Fala futra i czarnych ostrzy zalała zaskoczonych rycerzy, a następnie niczym strumień w skałę, wryła się w zbiorowisko zwierzoludzi, roztrącając ich na boki.
    Squeek zatrzymał gwałtownie swój oddział, patrząc z niedowierzaniem w stronę ściany lasu na północy. Z pomiędzy drzew na polanę wychodziły kolejne oddziały mrocznych elfów, to samo ze wschodu i południa. Zarówno Skaveni jak i Chaotycy byli teraz niemal otoczeni szczelnym pierścieniem maszerujących w ciszy smukłych wojowników.
Za plecami inżynier usłyszał znajomy głos, wiedźma Tamera recytowała jakieś zaklęcie, którego słowa rozniosły się po polu bitwy niczym huk gromu. Stara przyjaciółka wróciła, najprawdopodobniej przez cały czas śledziła Squeek'a, czekając na dogodną chwilę, by zagarnąć wszystko, co on w pocie czoła i krwi zdobył.
Skaveni znaleźli się w potrzasku, z jednej strony rozszalały tłum Chaotyków, którzy mimo usilnych starań szczuroludzi, nie chcieli ginąć bez walki, a z drugiej świeże oddziały elfów, dowodzone przez wredną i przebiegłą wiedźmę. Bitwa tak naprawdę dopiero się zaczęła.
    Nagle niebo pociemniało, a powietrze wypełnił świst czarnych strzał, nadlatujących z zachodu i południa. Wielu elfich wojowników padło trupem, jednak jakimś cudem żaden ze skavenów nie ucierpiał od tej salwy. Squeek rozglądnął się raz jeszcze, na wszelki wypadek odłączył się od swojego oddziału, pozostawiając dowodzenie nim Morikowi. Z lasu wymaszerowały setki goblinów z wymalowanymi na czerwono mordami.
- Co jeszcze na rogi rogatego szczura? - Krzyknął inżynier poirytowany.
- Może teraz Gotrek i Feliks na grzbiecie smoka, oraz sam Sigmar na gryfie w towarzystwie jaszczuroludzi jadących na szkieletach koni z Khemri?
Nikt nie odpowiedział na to pytanie, jedynie chorąży piskliwie poinformował, że za plecami oddziału widać szarżujące elfy.
    Tamera prowadząc swoich wojowników do ataku, nie zwróciła szczególnej uwagi na przemykające z prawej strony gigantyczne szczury, z daleka, wyglądały jak uciekająca wataha psów, wydawało się więc, że nie stanowią zagrożenia. Najistotniejszy dla wiedźmy był oddział skavenów przed nią, i jego dowódca, Squeek the Cunning, z którym miała rachunki do wyrównania. Kobieta uniosła do góry dłoń i zaczerpnęła z Warpu garść energii, która momentalnie oplotła jej ciało świetlistą łuną, rozchodząc się po wszystkich szeregach elfów. Wiedźma uśmiechnęła się złowieszczo, pewna potęgi swojej magii i w tym momęcie poczuła gwałtowne szarpnięcie za kolano, któremu towarzyszył okrutny ból. Do jej nogi zębiskami uczepiony był szczur wielkości owczarka myśliwskiego.
Horda stworzeń poganiana przez niepozornego skavena, minęła oddział elfów z prawej flanki, by w krytycznym momencie zawrócić i zaatakować od boku zdezorientowanych wojowników. Szczury zalały falą śmierdzących futer spanikowanego przeciwnika. Żołnierze uzbrojeni w długie halabardy, mieli poważne trudności z obroną przeciw niskim stworzeniom, które na dodatek atakowały z tyłu i z boku. W ruch poszły noże i sztylety, które niestety były mało efektywne w starciu z gruboskórnymi i porośniętymi futrem mutantami.
    Squeek stał na wzniesieniu okalającym pręgierz, więc widział całą sytuację doskonale. Niezmiernie się ucieszył na widok rozsypującego się oddziału elfów, a najbardziej podobał mu się widok wiedźmy, która nie mogła sobie poradzić z jednym, wyjątkowo zaciekłym szczurem. Inżynier wskazał kobietę lufą swojego spaczpistoletu i w charakterystyczny sposób kiwnął głową patrząc w głąb swojego oddziału. Nagle, spomiędzy klanbraci wychynęła zakapturzona postać, która pomknęła zwinnymi susami w kierunku walczących. Czarny płaszcz skavena falował w rytm skoków, a trzymane w jego dłoniach khutuary ociekały zielonkawą trucizną.
    Wiedźma wyciągnęła splugawiony sztylet z głowy martwego szczura, odrzucając go na bok ze wstrętem. Wyglądało na to, że stworzenie nie wyrządziło jej większej krzywdy, bolesne ugryzienie powinno się zagoić w kilka dni, trzeba tylko pamiętać o zdezynfekowaniu rany zaraz po bitwie. Do rozglądającej się elfki właśnie dotarło, że straciła jedną trzecią jej oddziału, przez zaskakujący atak mutantów. Jednak nie to było teraz problemem, problem właśnie się zbliżał, powoli, delikatnie stawiając każdy krok, otulony czarnym płaszczem, patrząc uważnie czerwonymi ślepiami wyzierającymi z dziur maski zakrywającej twarz.
- Wiedziałam, że dane mi będzie zedrzeć własnoręcznie z ciebie to przesiąknięte piżmem futro.
Zakpiła wiedźma szykując najszybsze, ofensywne zaklęcie jakie była w stanie rzucić. Skaven był doskonale świadom z kim ma do czynienia, wiedział, że zginie na miejscu, jeśli pozwoli na pierwszy krok swojej przeciwniczce. Błyskawicznie uchylił rąbek poły płaszcza kolanem i używając do tego końcówki ogona, cisnął w elfkę czteroramienną gwiazdkę.
    Tamera zawyła z bólu, jej zaklęcie, które miała na końcu języka rozprysło się dookoła w feerii kolorowych iskier. Pieczenie w boku, gdzie utkwił zatruty pocisk było nie do zniesienia, w takich warunkach skupienie się na tkaniu zaklęcia nie mogło się udać.
Black Tooth zaatakował, momentalnie znalazł się przy wiedźmie, kopnął jedną z jej stóp, potem drugą i wyskakując w powietrze trzasnął kolanem w jej napierśnik. Kobieta straciła równowagę, jej stopy ustawione nienaturalnie z powodu ciosów szczuroczłeka, nie dawały jej oparcia i pozwoliły by bezradnie poleciała do tyłu. Rasowa zwinność uratowały elfkę od upadku, cofnęła się tylko, szykując do walki i sięgając do paska po sztylet, którego nie było.
    Tooth uderzył khutuarem markując cios w twarz, by odwrócić uwagę od nóg ofiary, gdzie rzeczywiście mia ł zamiar zaatakować. Tamera zbiła uderzenie osłoną przedramienia, uniosła jednocześnie nogę, unikając głębokiego cięcia drugiego khutuaru. Musiała pozbyć się tkwiącego w jej biodrze pocisku, bo bez swojej magii była bezbronna w pojedynku z assassynem. Kobieta nie spuszczając wzroku z wroga, odskoczyła do tyłu, jednak Tooth wykorzystał ten manewr i błyskawicznym kopniakiem podciął nogi elfki, której stopy nie zdążyły jeszcze wrócić na ziemię po skoku.
Wiedźma uderzyła łokciem o tarczę półmartwego elfa, który leżał koło niej ciężko dysząc. Nie myśląc za wiele, poderwała tą tarczę i zasłoniła się nią akurat na czas, by uniknąć potężnego ciosu zatrutymi ostrzami. Uderzenie było zaskakująco silne, tarcza została wyrwana z wątłych dłoni wiedźmy i upadła daleko. Tamera chciała odczołgać się do tyłu, ale przeciwnik przydepnął jej stopę, usiłowała się wyrwać z całej siły, szarpiąc dziko nogą i w końcu udało jej się wyślizgnąć po rozmiękczonej krwią glinie.
    Elfi wojownicy nadal zmagali się z gigantycznymi szczurami, które zdawały się wychodzić spod ziemi niekończącymi się falami. W końcu jeden z oficerów, zauważył pojedynek swojej pani i dał znak pozostałym, że ich przywódczyni potrzebowała natychmiastowego wsparcia. Żołnierze nie byli jednak w stanie wyrównać szyku, czy sformować jakąkolwiek inną formację, po prostu, ci, którzy byli w stanie, biegiem rzucili się w kierunku walczącej kobiety.
    Tooth wbił stopę pod napierśnik elfki, boleśnie obtłukując jej brzuch, następnie błyskawicznie pochylił się i przygwoździł ją khutuarem, przebijając pancerz w okolicy obojczyka. Wiedźma zakwiliła jak zarzynana świnia, miotając się w śliskiej glinie, zbroczonej czerwoną posoką. Jej długie, czarne włosy wyglądały teraz jak kołtun, oblepiony ziemią i brudem. Assassyn musiał natychmiast przerwać kaźń, jaką właśnie rozpoczął, gdyż zbliżali się kolejni wrogowie. Pierwszy elf zginął trafiony gwiazdką w głowę, drugi został wyeliminowany małymi nożykami, które utkwiły w płytach pancerza ryjąc ciało pod nim przy każdym ruchu. Tooth skoczył na kolejnego napastnika, uderzając kolanami i przewracając go na ziemię, jednocześnie wbijając oba khutuary w jego szyję. Następni trzej zginęli, zanim zorientowali się co ich spotkało, jednak widok ich śmierci spowodował, że kolejna piątka wojowników podeszła do walki z rozszalałym widmem już nieco ostrożniej.
    Elfy otoczyły skavena, starając się trzymać go na dystans długimi halabardami, jednak nie był to skuteczny sposób. Assassyn wskoczył na drzewce jednej z halabard, używając jej jak trampoliny, zdezorientowany elf, zamiast błyskawicznie ją puścić, chwycił ją jeszcze mocniej, co ułatwiło cały trik skavenowi. Tooth przekoziołkował nad elfem, lądując za jego plecami i już w powietrzu szatkując jego twarz zatrutymi ostrzami. Wojownicy nieco na pamięć, starali się sformować szyk, co nie wychodziło im na dobre, gdy śmigający dookoła assassyn zachodził ich od boku, nim zdążyli się przesunąć.
    Black Tooth szybkim piruetem uniknął ciosu halabardy, jednocześnie przesuwając się za plecy wroga i eliminując go jednym, morderczym dźgnięciem. Towarzysze zabitego, sami sobie przeszkadzali w walce, a taktyka osłony tarczą nie miała zastosowania przeciwko ciosom zazwyczaj zadawanym od tyłu. Pozostało dwóch żołnierzy, którzy poszli po rozum do głowy, odrzucili nieporęczną broń i chwycili za sztylety. Zaatakowali jednocześnie z dwóch stron, zmuszając skavena do uskoku w tył, a gdy ten chciał prześliznąć się między nimi, skutecznie zblokowali go tarczami. Tooth zmienił taktykę, oddalił się nieco i podniósł z ziemi leżący tam miecz, który następnie cisnął w nacierającego elfa. Żołnierz zasłonił tarczą twarz przed nadlatującym pociskiem, jednak na tą chwilę stracił z oczu swojego przeciwnika. Tooth zdążył dogonić lecący miecz i uderzył w tym samym momencie. Miecz odbił się nieszkodliwie od tarczy, jednak zabójczy khutuar zagłębił się w tym samym czasie w brzuchu elfa.
    Tamera przewróciła się na bok, starała się podnieść na kolana, ale zamiast tego, bezradnie ślizgała się w gliniastej brei. Krwawiła obficie, a do tego czuła, jak jej żyły przepala silna trucizna. O magii nie było mowy, jedyne co wiedźma mogła zrobić, to odczołgać się w okolicę drzew i mieć nadzieję, że jakaś pomoc nadejdzie, zanim nadejdą szczuroludzie. Za swoimi plecami usłyszała kolejny szczęk stali i jęk konającego. Ktoś nadchodził, sparaliżowana strachem przylgnęła do ziemi i znieruchomiała.
- Obiecałem tobie szpiczastoucha kiedyś kiedyś, że rozetnę ci gardło i rozetnę ci gardło.
Black Tooth wysyczał ostatnie słowo trzymając w dłoni utaplane błotem włosy ślicznej elfki, silnym szarpnięciem pociągnął jej głowę do tyłu i wbił khutuar w jej odsłoniętą, smukłą szyję.
Skaven uderzył jeszcze trzy razy w plecy wiedźmy, by mieć pewność, że Tamera już nigdy nie wstanie. Assassyn rozejrzał się dookoła, był sam, reszta skavenów właśnie chowała się w gęstwinie lasu, a na polanie pozostała tylko garść Chaotyków i dziesiątki goblinów, walczących z elfami. Tooth popędził w kierunku ściany drzew, wpadając po drodze na kilka walczących grup, jednak nie zaczepiany, szybko znikał im z oczu, choć w pewnym momencie przeżył ciężkie chwile, gdy grupa kuszników wystrzeliła w niego gradem zabójczych bełtów. Diabelska zwinność i doświadczenie pomogły assassynowi przeżyć, jednak niewiele brakowało.
    Skaveni wykorzystali fakt, że wszędzie dookoła walczyli ze sobą zarówno elfy, gobliny jak i pozostałości Chaotyków, wymknęli się przy niewielkich stratach w gęstwinę drzew i rozpierzchli w różnych kierunkach, tak jak to było ustalone, żeby zmylić ewentualnych ścigających. Squeek the Cunning świętował, jego plan udał się w dwustu procentach, gdyż okazało się, że zebranych ikon jest aż jedenaście, a na dodatek, zginęła jego groźna rywalka, wiedźma Tamera, która do samego końca nie przestała knuć przeciwko inżynierowi.
Skaveni po zebraniu się w umówionej kryjówce pomaszerowali w głąb imperium, zatrzymując się dopiero nieopodal miejscowości Bissendorf leżącej nad rzeką Stir. Tutaj Squeek the Cunning postanowił utworzyć obóz w szerokiej sieci kanałów pod miastem i przygotować się do dalszej podróży. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że jego przemarsz przez ziemie goblinów nie pozostał niezauważony.
Inżynier odnowił swoje znajomości w Bissendorfie, najął sporą grupę chętnych do walki skavenów, udało mu się nawet zdobyć części do zniszczonych w czasie starć z Chaosem maszyn i sprzętu.
Rozpoczęły się kolejne dni oczekiwania na wymarsz, studiowania, leniuchowania i leżenia do góry pustym brzuchem.

Pręgierz i otaczający go kultyści (cenzor wyciął przywiązane do pręgierza ofiary)
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130315_211918_zps9bt4nd7i.jpg

Skaveni gotowi do zaskakującego szturmu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130315_211932_zpst6aad7if.jpg

Scharpclaw i jego stormvermini wbijają na imprezę.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130315_214313_zpss9lejdmy.jpg

Squeek the Cunning i jego oddział szykują sie do szabrowania ikon.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130315_221727_zpsjdvcrfdh.jpg

Nieoczekiwany zwrot akcji, do walki dołączają się dark elfy i gobliny.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130315_223327_zpsue2guj96.jpg

Black Tooth napawa się widokiem zamordowanej przez siebie wiedźmy.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130315_232752_zps3l4tcrnn.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#28 2015-11-17 12:03:12

 czlowiek.morze

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-17
Posty: 995

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Nic tylko pozazdroscic Omadanowi


http://i906.photobucket.com/albums/ac269/Slawol666/seaman1-2.jpg

Offline

 

#29 2015-11-17 19:54:55

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Nie rozumiem, czego Mu tu zazdrościć? Co by bidula nie wymyślił, szczury i tak to zrobią po swojemu

Ostatnio edytowany przez Raziel (2015-11-17 19:55:09)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#30 2015-11-21 15:38:28

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

MISJA X



Raz na lodzie, raz pod lodem.



"...zdaje się panie panie, że krucho z nami, na tym kruchym lodzie lodzie panie."
Słowa Black Tooth'a zaraz po pierwszym pęknięciu lodu na rzece Stir.


http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/warhammer6_zpsrffs7dbg.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#31 2015-11-21 16:02:02

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Nadeszła zima, śnieg pokrył całą okolicę, a coraz niższa temperatura skutecznie odstraszała od wychodzenia z ciepłych, przytulnych domostw. Squeek the Cunning kończył właśnie swoją pracę nad rozkodowaniem magicznej księgi, którą studiował od dłuższego czasu. Zawarte w niej informacje wskazywały na to, że obiekt pożądania inżyniera, osławiona „Arka”, znajduje się kilkaset kilometrów na południowy zachód od centrum Imperium.
    Skaveni, ukryci w tunelach pod miastem Bissendorf, czynili usilne starania, by robiąc jak najmniej, stwarzać pozory, że robią wszystko w celu przygotowania armii Squeek'a do wymarszu.
Inżynier planował ruszyć w dalszą drogę razem z topniejącymi śniegami, kiedy temperatura jest jeszcze na tyle wysoka, że jego maszyny nie ugrzęzły by w błocie, a zanikający śnieg nie zdradzał by obecności tak potężnej armii.
Oczywiście jednak, szczęście omijało bokiem buntowniczy odłam skaveńskiej społeczności dowodzony przez Cunning'a i już w kilkanaście dni po opadnięciu pierwszych płatków śniegu, doszło do niespodziewanego zdarzenia.
    Skaveński patrol, którego zadaniem było przeczesywanie wschodnich części tuneli w poszukiwaniu prowiantu i ewentualnych zagrożeń, natknął się na bandę goblinów, którzy usiłowali podkraść się niepostrzeżenie do obozu szczuroludzi.
Wywiązała się krótka walka, w efekcie której gobliny rozbito i wzięto dwóch z nich do niewoli. Po wnikliwym przesłuchaniu okazało się, że gobliny z klanu „Czerwonej Twarzy” od kilkunastu dni śledzą poczynania skavenów. Zielonoskórzy znaleźli trop zaraz po bitwie pod pręgierzem, gdzie rozgromili zdesperowanych, dark elfickich wojowników, oraz pozostałości Chaotyków, którzy rozpierzchli się po okolicznych lasach.
    Squeek nie miał wyjścia, z relacji jeńców wynikało, że ich główne siły stanowią istną potęgę, której skaveni nie byli by w stanie się oprzeć. Wkrótce zaczęto zwijać obóz, pospiesznie zabezpieczając zebrane surowce i prowiant.
Szczuroludzie musieli udać się na południowy zachód, zgodnie z zaleceniami zawartymi w księdze Squeek'a. Oznaczało to, że musieliby wyjść z kanałów i sforsować rzekę Stir mostem ulokowanym na samym obrzeżu miasta. Zakładając jednak, że czujni w tym rejonie gwardziści imperialni szybko zorientowali by się w obecności szczuroludzi, misja stała by się trudna do wykonania lub niemal niemożliwa. Na szczęście, bardzo silne mrozy przyszły skavenom z pomocą, tak się im bynajmniej z początku wydawało.
    Squeek razem z Scharpclaw'em i Black Tooth'em doszli do wniosku, że armia może przedostać się na drugi brzeg Stiru po lodzie, w miejscu oddalonym od miasta na tyle, by nie wzbudzić podejrzliwości jego mieszkańców, a jednocześnie, by nie nadkładać niepotrzebnie drogi. Niestety i tym razem nie było mowy o choćby maleńkim szczęściu.
Zaraz po wymarszu ostatnich oddziałów skaveńskich, z lasów na wschód od miasta wyszły pierwsze grupki zielonoskórych, którzy rzucili się w pogoń za maszerującymi szczuroludźmi.
Skaveni nie zdołali dotrzeć do ustalonego dzień wcześniej miejsca, w którym lód był bardzo gruby, a koryto rzeki stosunkowo wąskie. Zamiast tego, stanęli nad brzegiem jednego z szerszych odcinków zdradzieckiej Stir, do tego pokrytej bardzo cienką warstwą lodu.
    Squeek the Cunning nie miał wyjścia, wydał rozkaz i pierwsze szeregi jego cuchnącej piżmem strachu armii weszły na dudniące od pęknięć podłoże. Zapadała noc, jednak mimo tego, goblińscy łucznicy nie oszczędzali strzał, strzelając zawzięcie do uciekających wrogów. Ich ostrzał nie wyrządzał większych szkód, odległość z jakiej strzelano i stosunkowo dobre pancerze szczuroludzi sprawiały, że groty ześlizgiwały się niegroźnie po zbrojach, lub w większości w ogóle chybiały. Dopiero gdy w miejscu lądowania jednej ze strzał powstało szerokie pęknięcie w lodzie, skaveni zrozumieli, że wcale nie byli bezpieczni.
    Większość jednostek przebyła już jedną trzecią drogi, gdy w kilku miejscach, w akompaniamencie basowego pomruku, z trzaskiem pękł lód, załamując się pod ostrożnie przesuwającymi się wojownikami. Nagle okazało się, że te wspaniałe pancerze, chroniące od pocisków, przyczyniły się do śmierci większość skavenów, którzy wpadli w toń mrocznej Stir. Na domiar złego, na drugim brzegu rzeki pojawiły się szeregi orków i goblinów i jasnym się stało, że skaveni wpadli w pułapkę bez wyjścia.
    Niektórzy usiłowali pędzić na złamanie karku w kierunku małych wysepek, które wystawały ponad lustro wody, ci, którym się to udało, byli z kolei łatwym celem dla łuczników. Inni, woleli zawrócić licząc na to, że zdołają przełamać szeregi nacierających z tyłu prześladowców. Jednak większość skavenów parła naprzód, woląc walczyć z przeważającymi siłami wroga na stałym lądzie, niż zażywać zimnej kąpieli pod taflą lodu.
Zielonoskórzy nie potrafili opanować swoich odruchów i rzucili się do ataku, zanim szczuroludzie zeszli z rzeki. W efekcie doszło do wielu potyczek na kruszącym się lodzie, a Stir zbierała żniwo zarówno po stronie orków jak i skavenów.
    Załogi skaveńskich maszyn bojowych, w desperackich atakach furii i strachu zarazem, siały spustoszenie w szeregach napastników, pokrywając okolicę płomieniami i eksplozjami granatów, klanbracia znajdujący się najbliżej Inżyniera, walczyli zaciekle o życie, natomiast ci, którzy znaleźli się w większej odległości od niego, skupili się jedynie na przeżyciu przy pomocy manewru ucieczkowego, jakże popularnego wśród skavenów.
    Jednak mimo beznadziejnej sytuacji, w jakiej szczuroludzie znaleźli się z początku, okazało się, że w miarę jak rzeka pochłaniała kolejne hordy szalonych orków, skaveni zaczęli zyskiwać przewagę, a ośmielone tym faktem rozbite jednostki przegrupowały się i z nową werwą wróciły do walki. Na polu bitwy niespodziewanie pojawił się też sojusznik Squeek'a, dawno nie widziany olbrzym Gruutz, nadszedł z południa, miażdżąc swoją maczugą uciekające w popłochu gobliny.
Punktem kulminacyjnym bitwy był jednak pojedynek goblińskiego bossa, który miał pecha oddzielić się od oddziału ochroniarzy, z assassynem Black Tooth'em, który miał to szczęście, że znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie.
    Gobliński herszt wywijał zawzięcie swoją pałką zrobioną z ludzkiej czaszki i wykrzykiwał obelgi w stronę walczących w oddali skavenów. Umknął mu jednak fakt, że jego oddział czmychał właśnie w popłochu na widok zbliżającego się olbrzyma. W pobliżu znikąd pojawił się też odziany w czarny płaszcz i kaptur skaven, który ostrożnie stąpał po śliskim podłożu, kierując się prosto na bossa. Goblin wskazał wroga maczugą i drąc ryja wniebogłosy, rozkazał zabić intruza. Jego zdziwienie, gdy odkrył że jest sam, było druzgocące, ale trzeba przyznać, otrząsnął się z niego błyskawicznie i stanął dzielnie do walki.
    Assassyn wyskoczył do góry, gdy tylko poczuł, że stoi na ziemi, a nie kruchym lodzie. W powietrzu wyszarpnął zza pasków khutuary, których unurzane w truciźnie ostrza ze świstem przecięły powietrze. Goblin niebywale zwinnie usunął się z drogi skavenowi i ciosem na odlew wyrżnął go pałką w plecy. Tooth kiwnął pyskiem z podziwem i nie czekając na kolejne ciosy, zaatakował ponownie, tym razem będąc bardziej czujnym. Boss schylił się, nosem prawie dotykając śniegu, odsunął się w bok i pałką sparował nadlatujące, małe ostrze. Kolejny nożyk przeciął powietrze dosięgając ramienia zielonoskórego, jednak noszona przez niego kolczuga, osłoniła ciało od trucizny zawartej w kanaliku wydrążonym w ostrzu.
    Black Tooth cisnął kolejny nóż i dwie gwiazdki, z podziwem obserwując, jak jego przeciwnik unika pocisków, odbija je pałką lub przyjmuje w chronione pancerzem miejsca, gdzie jest pewien, że nie wyrządzą mu szkody. Skaven musiał inaczej zabrać się za tego wojownika, który najwyraźniej otoczony był jakąś magią obronną. Tooth domyślał się, że moc pochodzi z pałki goblina lub jego zbroi i jak z tym drugim nie mógł zbyt wiele zrobić, tak pałka stanowiła łatwy cel.
Assassyn zasypał wroga gradem ciosów, goblin z ledwością, jednak odparował każdy i właśnie szykował się do kontry, gdy skaven niespodziewanie cisnął mu w twarz kolejny pocisk. Boss bez problemu odbił go jak zwykle, jednak nie spodziewał się, że będzie to gliniany zasobnik, wypełniony chemikaliami. Naczynie rozbiło się, a uwolniona zawartość, w zetknięciu z powietrzem zapaliła się błękitnozłotym płomieniem i pokryła pierś, oraz twarz zielonoskórego.
    Goblin wrzasnął z bólu, gdy palący proszek dotknął jego szyi i policzka. Jeno z jego oczu momentalnie zagotowało się i eksplodowało, a paraliżujący ból rozszedł się po całym ciele. Płomień szybko zmalał i zgasł, jednak pozostawił po sobie straszliwe rany. Skaven nie czekał na reakcję wroga, kopniakiem podciął jego powykrzywiane nogi, oba khutuary wbił w pierś i bok upadającego, a zwinnym ogonem pochwycił pałkę bossa i wyrwał mu ją z poparzonej ręki. Nagle cały spryt, zawziętość i odwaga goblina prysły. Usiłował wstać i rzucić się do ucieczki, ale trucizna płynąca właśnie w jego żyłach, zaczęła paraliżować jego ciało i łomoczące ze strachu serce.
    Black Tooth dobił goblina dla pewności, dosyć miał już powtarzających się konfrontacji ze starymi wrogami, a i na nowych mu nie zależało. Assassyn rozglądnął się po okolicy, skaveni zbierali się na południowym brzegu Stir. Scharpclaw wrzeszcząc niemiłosiernie, usiłował uspokoić oszołomionych niewolników, a nerwowo dreptający dookoła stormvermini pomagali mu w zachowaniu porządku wśród pozostałych wojowników. Bitwa dobiegła końca, a skaveni przedarli się przez złośliwą Stir, niestety tracąc przy tym trzecią część jednostek, moc zapasów i surowców.
    Squeek the Cunnig poprowadził swoją armię na południowy zachód, po drodze starając się odrestaurować choć część straconych jednostek, a przede wszystkim prowiantu. Droga do Altdorfu przebiegała w miarę spokojnie, większą jej część udało się pokonać podziemnymi tunelami i już pod koniec zimy, armia inżyniera zadomowiła się w altdorfskich kanałach, gdzie skaveni założyli obóz i zaczęli zbierać surowce i pokarm, znowu.
    Inżynier korzystając z faktu, że Altdorf obfitował we spaniałe dobra skaveńskiej technologii, postanowił wykonać drobny eksperyment, który mógł pomóc Scharpclaw'owi pozbyć się jego narastającego problemu z napadami głupoty.
Stormvermin nie protestował, obawiał się trochę tego, co może się z nim stać, jednak widział jak Squeek sprawnie radzi sobie ze spaczśrubokrentem, spaczkombinerkami i spaczmłotkiem, nie było się czego obawiać.
Operacja trwała kilka godzin, Scharpclaw przeszedł ją bez uszczerbku na zdrowiu, a po nasilającej się głupocie nie został nawet ślad, jeśli nie liczyć miedzianej blaszki przynitowanej do czoła skavena. Squeek był bardzo zadowolony ze swojego wyczynu. Usunął wielki guz z mózgu swojego generała, jednocześnie nie czyniąc większych uszkodzeń w jego tkance, nie wiedział jednak, że jego eksperyment miał też uboczne efekty, ale o tym, inżynier miał się przekonać dopiero za kilka miesięcy.
    Na stałe do skavenów dołączył Gruutz, któremu Squeek obiecał jedną z chaotyckich ikon, w zamian za pomoc w walce i dotarciu do Bretonii, gdzie wiódł trop wyśnionej „Arki”.
Olbrzym początkowo sprawiał problemy, gdyż nie mieścił się w kanałach wiodących z  Bissendorf do Altdorfu, ale w samym Altdorfie, gdzie kanały były bardzo obszerne i nierzadko wysokie na prawie dwa metry, chodzący na czworaka Gruutz dawał sobie jakoś radę. Ciągnąca się od miesięcy podróż dobiegała końca, Squeek the Cunning nie mógł wręcz opanować zniecierpliwienia, by w końcu zasiąść za sterami wymarzonej „Arki”. Nadchodził czas potęgi.


Skaveni stąpają po kruchym lodzie, prześladowani przez hordę goblińskich łuczników.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130412_211903_zpsk8xy2qny.jpg

Nie potrafiący wykorzystać do końca zastawionej pułapki zielonoskórzy, rzucają się na szczuroludzi w napadzie bitewnego szału. Dochodzi do starć na pękającym lodzie, toną zarówno orkowie jak i skaveni.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130412_214652_zpssercdrb6.jpg

Widząc, że ich towarzysze dobrze się bawią walcząc, ścigający skavenów także wchodzą na lód, nie robiąc sobie nic z trzeszczącego podłoża.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130412_214702_zpstevjiism.jpg

Do walki niespodziewanie dołącza Gruutz, siejąc spustoszenie w szeregach zielonoskórych.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130412_231939_zpsmrzxjeln.jpg

Tak, ta czarna plama u stóp opuszczonej wieży strażniczej to assassyn Black Tooth, stojący nad ciałem pokonanego właśnie bossa goblinów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130412_231005_zpsgfhiiffn.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#32 2015-12-06 15:32:04

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

MISJA XI



Zdrada zdrada!!!



"...chyżo chyżo, dawać dawać, nie ma czasu, szybko, na pokład, szybko chyżo!"
Sharpclaw, do swoich wiernych stormverminów
.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/warhammer6_zpsyobonuqg.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#33 2015-12-06 17:04:17

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Mijały długie, wiosenne dni spędzane w podziemiach Altdorfu, armia Squeek'a the Cunning'a znowu zdążyła się rozleniwić, jednak tym razem okolica była bardziej obfita w pożywienie, więc szczuroludzie coraz mniej przychylnie myśleli o dalszej podróży. Sam Squeek również nie miał powodów, by podrywać wojsko i ruszać dalej, ponieważ nie wiedział dokładnie gdzie jest to „dalej”. Inżynier zbierał informacje na temat położenia skarbu, który tak bardzo pragnął odnaleźć, wymagało to sporej ilości czasu, spaczenia i wielkich pokładów cierpliwości. Rozsiani po całym Altdorfie informatorzy, dzień i noc szukali wszelkich wskazówek, mogących naprowadzić ich pana na właściwy trop, wskazówki zawarte w księdze Squeek'a były niejasne i bardzo mylące, prawdopodobnie do ich odczytania potrzebny był jakiś klucz, jednak jak dotąd, inżynierowi nie udało się na niego trafić.
    Po operacji, Sharpclaw stał się bardzo częstym gościem w norze Squeek'a, w zasadzie większość dnia towarzyszył mu, przeglądając stare zwoje, narzędzia inżyniera, oraz jego wynalazki. Cunning'owi to nie przeszkadzało, stormvermin był cichy i nic nie broił, poza tym, po wykonanym na jego mózgu zabiegu, nie zaszkodziło poobserwować go przez jakiś czas.
    Jednak Squeek nie zdawał sobie sprawy z faktu, że Sharpclaw wykorzystywał każą chwilę jego nieuwagi, bądź nieobecności, na łakome wpatrywanie się w otwarte strony magicznej księgi, która cały czas leżała na biurku rzemieślniczym. Stormvermin nie potrafił odczytać choćby słowa z treści zawartej na zmurszałych stronicach, ale w tym nieświadomie pomagał mu sam Squeek, który miał nawyk czytania na głos. Sharpclaw po prostu ukradkiem spoglądał na stronę, którą przeczytał przed chwilą inżynier, by w większym bądź mniejszym stopniu skojarzyć zawarte na niej rysunki, z usłyszanymi słowami. Coś wisiało w powietrzu, a nadchodzące wydarzenia miały być tego najlepszym przykładem.
    W badaniach Squeek'a w końcu pojawił się progres, jeden z jego szpiegów znalazł człowieka, który w jednym z przydrożnych zajazdów, będąc pod wpływem znacznej ilości alkoholu, co wieczór opowiadał niestworzone historie, zebranym przy zatłuszczonych stołach bywalcom. Jedna z nich, mówiła o smoku, który w górach Bretonii, zadomowił się niegdyś w jednej z tamtejszych jaskiń i przez lata zbierał tam skarby z całego świata. Opowiastka była pełna standardowych, oklepanych schematów, jednak od innych legend o żarłocznych smokach, różniła się tym, że pośród skarbów tego smoka znajdował się złoty okręt, który w niewiadomy sposób znalazł się w podziemnej grocie. Dla Squeek'a to była cenna wskazówka, oczywiście porwano starszego pana, który opowiadał tą historię i przy pomocy wiadra ze szczurem, wydobyto z niego więcej informacji. Te z kolei, doprowadziły skavenów do pewnej bretońskiej rodziny, której przodkowie specjalizowali się w zabijaniu smoków. Oczywiście ich sukcesy w tym fachu były mocno przesadzone, szczur w wiadrze doskonale potrafił weryfikować takie małe nieprawdy, ale przy okazji przesłuchań, okazało się, że rzeczywiście żył kiedyś ktoś, kto ponoć na własne oczy widział okręt, zacumowany u wejścia do skalnej pieczary.
    Szczur w wiadrze nieźle się spasł w czasie tych przesłuchań, w zasadzie to pod koniec lata nie chciał, lub nie mógł już z niego wychodzić, ale Squeek był mu bardzo wdzięczny, bo w końcu dowiedział się, gdzie prawdopodobnie ukryto „Arkę”. Przygotowania do wymarszu ruszyły pełną parą, choć precyzyjniej było by stwierdzić, że raptem paru szczuroludzi wzięło się za te przygotowania, reszta ani myślała ruszyć zatłuszczonych zadów z wygodnych siedlisk. Ponownie użyto więc szczura w wiadrze, jednak tym razem nie zadawano zbędnych pytań.
    Do samych gór Grey Mountains skaveni podróżowali tunelami, przez góry przedarli się starymi krasnoludzkimi komnatami bezimiennej twierdzy, o istnieniu której chyba niewielu wiedziało. Jednak po wyjściu z gór, Squeek musiał pokonać kilkadziesiąt mil otwartym terenem, narażając się na wykrycie przez bretońskie patrole. Skaveni starali się więc, pokonać jak największą odległość pod osłoną nocy, a w dzień szukali schronienia w rzadko występujących, okolicznych lasach. W przeddzień dotarcia do rzekomej jaskini, inżynier wysłał swoich zwiadowców, aby ci upewnili się, że dalsza droga jest bezpieczna, i że owa jaskinia rzeczywiście istnieje. Co dziwne, w zwiadzie tym koniecznie chciał uczestniczyć Sharpclaw, Squeek nie zgodził się na to wiedząc, że w tej dziedzinie stormvermin nie ma żadnego doświadczenia, jednak nie przyszło mu nawet do głowy spytać go o motywy takiej pochopnej decyzji.
    Black Tooth, który dowodził zwiadem, powrócił z niego z niezbyt pomyślnymi informacjami. Wracając z misji głównym szlakiem, godzinę drogi od obozu skavenów natknął się na patrol bretońskich, konnych żołnierzy. Z podsłuchanych rozmów dowiedział się, że patrol był szpicą większego oddziału, który stacjonował na wschód od Black Chasm, starej, skaveńskiej twierdzy, a więc niespełna kilka godzin drogi od miejsca, gdzie znajdowała się jaskinia. Sama jaskinia rzeczywiście istniała. Tooth samotnie przeszukał jej przedsionek i jedną z wielu, wielkich pieczar, z których się ona składała. Wewnątrz natknął się na trolle jaskiniowe, jednak niczego niezwykłego nie odnalazł choć przyznał, że nie zapuszczał się głębiej, zgodnie z zaleceniami Squeek'a, której to decyzji nie był w stanie zrozumieć.
    Inżynier na wieść o jaskiniach przestał myśleć racjonalnie, miotał się na wszystkie strony, wydawał sprzeczne rozkazy i dziwne polecenia, widać było, że gorączka „Arki” pochłonęła go całkowicie. Zdecydował, zbyt pochopnie zdaniem co niektórych, żeby szturmem zaatakować patrol Bretończyków i pędem skierować się do jaskiń.
Szturm na konnych zwiadowców zaowocował jedynie trzema zabitymi szczuroludźmi i zniszczonym miotaczem spaczpłomieni. Oczywiście patrol uciekł na północ, czym prędzej powiadomić resztę oddziału o obecności potworów. Skaveni mogli się więc spodziewać spotkania z większymi siłami Bretończyków, co jednak nie zniechęciło Squeek'a the Cunning'a.
    Armia ruszyła dziarsko przed siebie, stormvermini Sharpclaw'a maszerowali przodem, obok nich ciężko stąpał gigant Gruutz, bawiący się trzymaną w dłoni ikoną wykonaną ze spaczenia. Dalej w zwartych szeregach podążały dwa oddziały klanbraci, horda gigantycznych szczurów i dwa ratogry z poganiaczem. Pochód zamykały ekipy inżynierów, taszczące ciężkie gatlingi, moździerze, jezzaile i miotacze.
Po trzech godzinach forsownego marszu, skaveni dotarli do stromej ściany górskiego zbocza, w którym niczym paszcza jakiegoś potwora, ziały poszarpane przez korozję i czas, czarne wrota jaskini. Squeek the Cunning od razu rozpoznał wejście do pieczary, którego rysunek znajdował się w jego księdze. Bez namysłu wydał rozkaz Snik Snik'owi, żeby ten skierował klanbraci do wejścia, w tym samym czasie podejrzanie cichy Sharpclaw i jego oddział czarnych szczurów, również odłączyli się od trzonu armii i ruszyli zaraz za ostatnim szeregiem klanbraci Squeek'a.
    Nagle poganiacz prowadzący ratogry wskazał na północ, piskliwie wykrzykując ostrzeżenia. Nie musiał tłumaczyć co się dzieje, bo już po chwili dało się słyszeć tętent końskich kopyt i brzęk ciężkich zbroi. Rycerze Bretonii, w precyzyjnej formacji, z opuszczonymi kopiami szarżowali niczym burza. Niespodziewanie, głośnio porykując, na spotkanie wyszedł im Gruutz, tłukąc się pięścią w pierś i wygrażając nacierającym, machał nad głową wielkim konarem drzewa. Konni momentalnie zmienili kierunek szarży, wyglądało na to, że mają zamiar skupić się tylko na gigancie. Impet uderzenia był wielki, jedna z kopii boleśnie godziła Gruutza w udo, jednak zdołał uniknąć pozostałych i przewrócił się do tyłu pod naporem końskich, opancerzonych ciał.
Olbrzym zerwał się na nogi, przewracając przy okazji jednego z koni, i zaczął wykrzykiwać obelgi w kierunku prowadzącego oddział Bretończyka. Ten, podniósłszy uprzednio przyłbicę ozdobionego piórami hełmu, wyzwał Gruutza od zdrajców i pomiotów Chaosu, po czym cisnął kopię na ziemię, wyszarpnął z pochwy u pasa miecz i ruszył do ataku. Pozostali rycerze, idąc w ślady swojego dowódcy uczynili to samo, głośno skandując „precz z mutantem”.
    Podczas, gdy konni kotłowali się wokół Gruutza, usiłując dobrać mu się do skóry, na wzgórzu nieopodal, pojawił się oddział bretońskich łuczników, którzy zaczęli szyć strzałami do skavenów wchodzących w głąb jaskini. Problem ten wyeliminowała jedna załoga miotacza spaczpłomieni, której udało się uruchomić maszynerię i pokryć wzgórze zielonkawymi płomieniami. Ginący w męczarniach ludzie rozbiegli się we wszystkie strony, szerząc panikę w szeregach kolejnego, nadchodzącego oddziału sprzymierzeńców.
Squeek poganiał skavenów, mobilizując ich pokrzykiwaniem do żwawszego marszu, wewnątrz pierwszej jaskini, szczuroludzie musieli się rozdzielić, Squeek wraz z Snik Snik'iem i jego klanbraćmi ruszyli prawym korytarzem, natomiast Sharpclaw, jego stormvermini i Morik z klanbraćmi puścili się biegiem w lewą odnogę jaskini.
    Na zewnątrz wciąż trwała zaciekła walka, z dziewięciu rycerzy pozostało jedynie trzech, Gruutz bezlitośnie okładał ich prowizoryczną maczugą, a futrzaste ratogry usiłowały zrzucić jeźdźców z siodeł i rozdeptać ich na ziemi. Moździerze i miotacze co chwila pluły ogniem w kierunku nadchodzących łuczników i piechoty, ostrzał nie był zbyt celny, jednak widok przerażających, nienaturalnych płomieni zasiewał strach w sercach ludzi, skutecznie ich odstraszając i dezorientując.
W końcu ostatni z rycerzy wyzionął ducha, gdy stopa Gruutza zgniotła jego czaszkę, a widzący to gwardziści, rzucili się do panicznej ucieczki. Nie było jednak nikogo, kto mógłby za nimi pogonić, ratogry zajęły się pożeraniem końskich trupów, inżynierowie nie byli w stanie biegać ze swoim sprzętem, olbrzym pastwił się nad ciałem dowódcy rycerzy, a reszta skavenów znajdowała się głęboko pod ziemią.
    Squeek z daleka dostrzegł zbliżające się trolle, wystrzelił do nich ze spaczpistoletu i przygotował się na szarżę śmierdzących kolosów. Oba potwory zatrzymały się jednak tuż przed pierwszym szeregiem klanbraci i niespodziewanie, rzygnęły na nich żrącą zawartością swoich trzewi. Skaveni topili się jak masło na patelni, wielu zginęło na miejscu, kilku nie nadawało się do dalszej walki, ale najgorsze, że żaden nie chciał stawić czoła torllom. Powstało zamieszanie, w którym doskonale odnalazły się obie poczwary, tłukąc pięściami w głowy biegających dookoła szczuroludzi.
Squeek zerwał z siebie topiący się płaszcz, inżynier który stał w pierwszym szeregu cudem uniknął śmierci, jednak jego prawe ramię było mocno poparzone, a zbroja w tym miejscu nadawała się jedynie na złom. Zezłościł się nie na żarty widząc, jak nieudolne bestie usiłują zniweczyć jego wieloletnie plany, zaczerpnął z Warpu i mimo dokuczliwego bólu, utkał potężne zaklęcie, celując szponiastym palcem w najbliższego trolla. Jaskinię przecięła oślepiająca błyskawica, która spopieliła jednego z trolli w sekundę, a po przeskoczeniu na drugiego, oderwała mu od tułowia głowę wraz z jednym ramieniem. Niestety, mimo pozbycia się wrednych trolli, to był koniec walki dla Squeeka. Inżynier opadł z sił na jedno kolano, ciężko dysząc spojrzał na zbierających się powoli klanbraci i zemdlał, chcąc wydać jeszcze jedno polecenie.
    Rany Squeek'a nie były tak groźne jak opary, których nawdychał się po ataku trolli, kwas topiąc jego zbroję, uwolnił trujące substancje, a te sparaliżowały układ oddechowy skavena na jakiś czas, powodując jego omdlenie i bezsilność. W takiej sytuacji, zgodnie z planem dowództwo miał przejąć Sharplaw i kontynuować podróż w głąb pieczary, jednak stormwermini ze swoim liderem zaginęli. Cała armia skavenów stanęła przed wejściem do kolejnej groty, dowództwo ostatecznie objął Black Tooth, który również odniósł lekkie rany w czasie ataku trolli. Gruutz wraz z Morikiem zostali przy nieprzytomnym Squeek'u, obawiali się, że dalsza podróż może nie wyjść na zdrowie inżynierowi, a powrót na powierzchnię, gdzie mogli kręcić się jeszcze Bretończycy również nie wydawał się dobrym pomysłem.
Armia ruszyła w głąb największej komnaty w tej przepastnej jaskini, sufit zdawał się być prawie niedostrzegalny, ściany oddalone od siebie o całe dziesiątki metrów, a panujące ciemności dziwnie gęste i nieprzeniknione, nawet dla skaveńskiego wzroku.
    Gdzieś z przodu porykiwały trolle, skaveni już raz podczas tej eksploracji mocno dostali od nich w kość, więc tym razem ostrożniej sobie z nimi poczynali. Rzucono kilka pochodni pod zachodnią ścianę jaskini i choć płomienie zadziwiająco kiepsko rozjaśniały okolicę, dało się zauważyć sylwetki kilku potworów.
Black Tooth zauważył coś jeszcze, majaczący w tle płomieni cień, przypominający kształtem rufę okrętu. Assassyn zmrużył oczy i z zaciekawieniem przysłuchał się rozmowie dwóch klanbraci z oddziału Morika, którzy gadali o czekaniu na jakiś znak.
Nagle trolle zaatakowały, przerywając ciekawą dyskusję, Tooth musiał skupić swoją uwagę na czym innym, ale dziwne szepty jego podwładnych mocno go zaintrygowały.
    Zanim trolle zdołały podejść na odległość ich groźnego splunięcia, ekipy miotaczy spaczpłomieni zalały ich wściekłymi jęzorami zielonej śmierci. Zrobiło się jaśniej, jaskinia rozświetlona seledynowymi refleksami odkryła w końcu swój największy sekret przed intruzami.
Przy zachodniej ścianie, przycumowany niejako do kamiennego mola, stał wielki okręt, wykonany z drewna miedzi i mosiądzu. Jego wielki maszt, wieńczyło kwadratowe orle gniazdo, a po obu stronach rufy, połączone drewnianym pomostem widniały potężne, parowe silniki, pokryte śniedzią i kurzem.
Trolle padły martwe, w większości usmażone w magicznych płomieniach, dookoła nie widać było żadnych innych zagrożeń i skaveni powoli, oświetlając drogę pochodniami, zaczęli zbliżać się do dziwnego obiektu. Nagle, gdzieś z południa wyłonił się oddział stormverminów, ich chorąży machał dziko, połyskującą czerwonym światłem lampą naftową podczas gdy reszta oddziału, osłaniała biegnącego Sharpclaw'a, taszczącego pod pachami dwie spaczeniowe ikony.
    Assassyn Black Tooth w tej samej chwili zrozumiał co się właśnie wydarzyło, zrozumiał też, dlaczego od kilku miesięcy Sharpclaw nie opuszczał Squeek'a ani na krok, ciągle przesiadując w jego laboratorium. Zdrada, pojęcie tak dobrze znane skavenom, dokonało się waśnie w tej chwili i rozszerzało się dalej, zgodnie z perfidnie uknutym planem.
Oddział Morika, który akurat nim nie dowodził, przekazując dowództwo chorążemu, na sygnał dany przez stormverminów, zaatakował nagle bok oddziału Snik Snik'a, zaskakując tamtych bratobójczym atakiem. Gigantyczne szczury i ich poganiacz, znienacka zaatakowały inżynierów z miotaczami i moździerzem, a widzący to strzelcy jezzaili, rzucili się do ucieczki, nie wiedząc co się dzieje.
    Black Tooth zgłupiał, nie wiedział, czy ma rzucić się do walki ze zdrajcami, pogonić za Sharpclaw'em, który właśnie wspinał się na pokład okrętu, czy szybko wrócić do Squeeka i spróbować skonsultować z nim dalsze kroki. Niestety, na nic już nie było czasu, zdradzieccy klanbracia zablokowali Snik Snik'a, podczas gdy stormvermini weszli na okręt. Sharpclaw dostał się do maszynowni, gdzie zainstalował ikony w miejscach prądnic i zgodnie z instrukcjami czytanymi przez inżyniera, podczas dziesiątek godzin studiowania magicznej księgi, szykował się do uruchomienia silników. W tym czasie stormvermini kierując się wskazówkami dowódcy, uruchomili skaveńskie mechanizmy ukryte w ścianie. Gwałtowny wstrząs targnął jaskinią w akompaniamencie huku ocierających się bloków skalnych. Ściana, w niewiarygodny sposób wsunęła się w podłogę, a przez powstałe w ten sposób wrota, do komnaty wleciało świeże powietrze i światło księżyca.
    Mechanizm jednak zawiódł ostatecznie i wrota pękły w kilku miejscach, blokując się w prowadnicy. Najwyraźniej stara maszyneria przerdzewiała i nie wytrzymała upływu czasu, zawiodły miedziane wsporniki, drewniane elementy spróchniały i zamieniły się w drzazgi efektem czego, cała ściana zaczęła pękać, a co najgorsze, sufit również zaczął nieprzyjemnie trzeszczeć i dudnić. Oba silniki okrętu nagle zakrztusiły się, wyleciały z nich kłęby dymu, a przymocowane na ich końcach trzypłatowe śmigła zaczęły się obracać.
Skaveni przestali walczyć, lojalni wobec inżyniera rzucili się do ucieczki w stronę starego wyjścia, a zdrajcy unikając spadających z sufitu kawałków skał, wspinali się pośpiesznie na pokład okrętu, który właśnie oderwał się od ziemi i kiwał się na boki, uderzając burtami w gruzowiska po obu jego stronach.
Gdy Black Tooth, w towarzystwie przerażonych klanbraci wybiegł z jaskini, ta zawaliła się całkiem za nimi, grzebiąc pod tonami skał nieszczęśników, którzy nie byli na tyle szybcy by uciec, lub na tyle sprytni, by nie pomylić drogi w panice. Gruutz, Morik i dochodzący do siebie powoli Squeek wyszli z pułapki jak tylko usłyszeli huk osuwającej się ściany. Olbrzym wolał zaryzykować spotkanie z Bretończykami niż zgniecenie przez spadający sufit.
    Skaveni znaleźli schronienie w Black Chasm, gdzie Squeek w końcu wyzdrowiał i z wielką determinacją zaczął układać plan zemsty na swoim zdradzieckim generale.
Inżynier, gdy usłyszał po raz pierwszy od assassyna o zdradzie Sharplaw'a, popadł w kilkudniowy marazm, spotęgowany zatruciem płuc. Nie odzywał się do nikogo i wydawał się zdruzgotany. Jednak już pierwsza wizyta znajomych z Black Chasm obudziła w nim płomień życia, a ich pomoc medyczna dała mu siły, dzięki którym szybko powrócił do zdrowia.
Kwestią czasu było wytropienie złodzieja i zdrajcy, a potem straszliwa kara dla wszystkich, którzy mu towarzyszyli w tym spisku.
Można się domyślić, że szczur z wiadra znowu miał mnóstwo roboty, w czasie ustalania kto, jak i kiedy maczał palce w planowanej zdradzie. Black Tooth prowadził swoje własne śledztwo, podejrzewał Morika o spisek, choć jak się później okazało, fakt, że lojalny Morik opiekował się rannym Squeek'iem, tylko pomógł klanbraciom z jego oddziału i przywódcy spisku w ich szeregach, którym był chorąży.
„Arka” znowu wymknęła się Squeek'owi, ale teraz wiedział już na pewno, że nie jest ona bynajmniej mitem i starą, przekłamaną legendą. Teraz wiedział, że jest ona prawdziwa, i że da mu niespotykaną potęgę, oraz władzę nad całym światem.  Wystarczyło ją znaleźć, znowu.   

Skaveni wchodzą do jaskini, w tym czasie, Bretończycy szarżują na wściekłego Gruutza,
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_212539_zpsusvvtrvf.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_215659_zpsgsanz5je.jpg

Gruutz wraz z ratogrami kładzie pokotem kwiat bretońskiego rycerstwa, ekipa od miotacza spaczpłomieni szykuje się do przegonienia łuczników ze skalnej półki.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_221417_zpskydxvldr.jpg

Squeek i jego oddział zostaje zaskoczony skutecznym atakiem trolli jaskiniowych, ich wymiociny ranią inżyniera i wyłączają z dalszej walki.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_224754_zpseg2edxf3.jpg

Po oczyszczeniu szeregu jaskiń z trolli i uporaniu się z bretońskimi maruderami, przychodzi czas na przegrupowanie się i wejście do największej pieczary. Oddział Sharpclaw'a znika, a dowództwo na czas jego nieobecności i wyłączenia z walki Squeek'a obejmuje Black Tooth.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_230854_zpsn8wsvg9t.jpg

Rzucone pod ścianę pochodnie, ukazują cenny skarb w całej okazałości, oczywiście nie zabrakło trolli. (Omadanowi zawsze towarzyszą trolle, czy to nie dziwne?)
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_230841_zpspqb2vpsz.jpg

Od południa, skryci w ciemności skradają się stormvermini, niosący ikony Chaosu, wykonane z czystego spaczenia.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_230847_zpsftniuh3o.jpg

Skaveni po odebraniu pouczającej lekcji na temat walki w zwarciu z rzygającymi trollami, tym razem rozprawiają się z nimi na odległość. Sharpclaw i jego czarne szczury coraz bliżej okrętu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_232538_zpsswryca62.jpg

Na umówiony znak, część klanbraci atakuje zdezorientowanych, niedawnych sojuszników. Black Tooth zaskoczony obrotem spraw, nie może się zdecydować co dalej robić, cenne sekundy uciekają...
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_234138_zps65klz6my.jpg

W tym czasie, Sharpclaw uruchamia okręt i skonstruowaną przez skaveńskich pradawnych inżynierów bramą, opuszcza jaskinię, która zawala się w chwile później. Nieliczni z walczących zdołają uciec, jednak mistyczna "Arka" znowu przepada, porwana przez zdrajcę i złodzieja, Sharpclawa.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130517_234126_zpshapolfkq.jpg

Udział wzięli 



Squeek the Cunning inżynier
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206081_zpsdiqdj665.jpg

Black Tooth assassyn
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206077_zpsietrkyh9.jpg

Sharpclaw stormleader
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206075_zpsxar03sel.jpg

Morik packleader
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206080_zpsnz3nsy4b.jpg

Snik Snik packleader
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206078_zpsoxfji9ew.jpg

Oraz gościnnie Gruutz przeklęty rycerz
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/orc_giant_zpsryo2l2sz.png


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#34 2015-12-21 23:05:29

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

MISJA XII



Słodki smak zemsty.



"Dziś moi drodzy pokażę wam, kto jest największym wymyślicielem, magiem i inżynierem na cały śśświat!"
Słowa Squeek'a po kilku głębszych w czasie uczty werbunkowej.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/warhammer6_zpsxwboirtc.jpg


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#35 2015-12-21 23:42:14

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Squeek the Cunning dreptał nerwowo po komnacie, oświetlonej kilkoma kagankami rozstawionymi na pułkach wiszących na ścianach. Pozostali trzej skaveni, oczekiwali w milczeniu  i patrzyli na stół znajdujący się przy północnej ścianie. Jego blat uginał się od miedzianych mis wypełnionych mięsem, oraz kielichów wypełnionych winem, z których prawie przelewała się zawartość. Jeden z gości przełknął głośno ślinę, drugiemu jednak nie udała się ta sztuka i z jego otwartego pyska, potężnym strumieniem, ślina trysnęła na podłogę. W powietrzu rozniósł się zapach piżma, a niesforny skaven skurczył się do rozmiarów główki kapusty, gdy Squeek spojrzał na niego z dezaprobatą mówiąc.
- Zatem, drodzy goście, co sądzicie o mojej propozycji. Oddacie mi swoje wojsko za wspomniane profity i obietnicę protekcji, oraz bogactwa? Czy nadal wolicie zjadać szkielety ryb i skórki po owocach?
Najwyższy ze słuchających, odziany w skórzaną zbroję nabijaną ćwiekami, wysunął się nieco do przodu i niskim, szorstkim głosem zakomunikował.
- Moje panie panie najeżdżacze bedom do twojej twoje panie dyspozycji. Niech no zbiorom graty, graty i zjawiom siem tu na za trzy noce najpóźniej panie panie.
    Inżynier kiwną głową z aprobatą, przenosząc wzrok na kolejnego ze skavenów, małego grubasa, obwieszonego pozłacanymi świecidełkami, któremu wiek wydarł już z ciała większość futra, a pożerany zapewne zbyt często spaczeń, poskręcał ręce i nogi, czyniąc zeń niemal kalekę. Grubas po raz kolejny przełknął głośno ślinę i w końcu zdobył się na kilka piskliwych słów.
- Jeśli dotrzymasz obietnicy i już nigdy nie zabraknie nam niewolników, jadła i spaczenia, możesz uważać moje maszyny za, również twoje, panie.
Squeek wiercił oczami dziurę w głowie grubasa, robiąc przy tym bardzo niezadowoloną minę numer siedem, w końcu jednak odpowiedział pojednawczo.
- Owszem, obietnica zostanie dotrzymana, jak tylko twoje maszyny staną u mojego boku, pod moim dowództwem, w bitwach, które ja będę prowadził.
    Ostatni ze skavenów, pomarszczony mnich, który starał się niepostrzeżenie rozmazać stopą plamę śliny na podłodze, poczuł w końcu, że przyszła kolej na jego deklarację. Kiwnął niepewnie głową i spojrzał wymownie na suto zastawiony stół. Inżynier zachichotał szczerząc swoje długie siekacze, wskazał ręką pachnące pożywienie i rzekł.
- W takim razie, moi drodzy sojusznicy, skoro mamy już wszystko obgadane, zapraszam do tej skromnej uczty, niech to będzie nasza pieczęć niepisanej umowy.
    Tym czasem, kilka tuneli dalej, w ciasnej norze, assassyn Black Tooth, razem ze swoim pomagierem od spraw przesłuchań, montowali blaszane wiadro na brzuchu wychudzonego skaveńskiego niewolnika.
- Wiesz jak to działa działa? - Spytał assassyn szarpiącego się skavena, siedzącego na obsikanym stołku. Stopy więźnia przywiązano do nóg solidnego krzesła, a jego ręce, związane z tyłu, przymocowano grubym rzemieniem do masywnego oparcia.
- Zakładam ci wiadro na brzuch, brzuch, bracie. Do wiadra wkładam głodnego szczura szczura, bracie. Potem mój towarzysz podgrzewa pochodnią dno dno, wiadra, a podpiekany szczur nie mogąc uciec, uciec z blachy, wgryza się w twoje bebechy, bracie.
- Ja nie wiem panie panie nic nic! - zaczął wrzeszczeć przesłuchiwany, najwyraźniej uświadamiając sobie co go zaraz czeka.
- Nic nie wiem, nie wiem, ja tylko nosiłem te zwitki zwitki panie!
    Tooth wyjął ostentacyjnie wielkiego szczura z drewnianej skrzynki, która stała pod ścianą
i wsadził go do wiadra, które następnie docisnął do brzucha wyjącego ze strachu niewolnika.
- Ja wszystko powiem, powiem jak było, czarne szczury przyszły i kazały zanieść zwitki do wszystkich lordów lordów w okolicy, panie. Kazały biec chyżo chyżo i bez gadania, panie. Zabierz kubeł panie, panie!
Assassyn kiwnął głową w stronę kata, który zaczął krzesać ogień na leżącą w popielniku pochodnię. Niewolnik zapiszczał przenikliwie, a po jego udach po raz kolejny pociekł śmierdzący mocz.
- Mówisz dokładnie to, co ja już wiem, bracie, bracie. Powiedz coś czego nie wiem, ale nie zmyślaj gagatku, bo szczur szczur bardzo nie lubi zmyślania. Staje się bardziej głodny głodny jak słyszy nieprawdę.
    Tego wieczoru, szczur z wiadra nie pojadł zbytnio, niewolnik śpiewał niczym zakonnica w chórze, okazało się, że bardzo wiele wie na temat latającego statku, dowodzącego nim stormvermina, oraz potężnej armii, jaką tenże zebrał w przeciągu kilku ostatnich tygodni. Black Tooth miał sporo do opowiedzenia swojemu panu, szykowała się poważna konfrontacja,
a przeciwnik, zdradziecki Sharpclaw, wyglądało na to, że dobrze się przygotował na wizytę Squeek'a the Cunning'a.
Black Tooth, wysłany przez inżyniera z misją szpiegowską we wskazaną przez niewolnika lokację, bezbłędnie wykonał swoje zadanie i już po zaledwie dwóch dniach powrócił, niosąc niepokojące nowiny.
    Squeek the Cunning, wraz z Gruutzem oczekiwali zapowiedzianego nadejścia assassyna, w dużej pieczarze, która jako jedna z niewielu w Black Chasm nadawała się dla olbrzyma do zamieszkania. Obaj siedzieli przy tlącym się ognisku, inżynier zajął miejsce na stercie materacy,
a Gruutz siedział na dębowym stole, który dla niego był niczym mały kuchenny taboret. Po kilku minutach do pieczary wszedł Tooth, jak zwykle poruszając się bezszelestnie, nawet, gdy nie było takiej potrzeby.
- Panie panie, nasz złodziejaszek nieźle się urządził, zebrał sporą armię najemników. - Rzucił
w pośpiechu Tooth, przycupnąwszy uprzednio na jednym z materacy.
- Jego skaveni dorównują nam liczebnością, panie, ma spaczdziało i oddział stormverminów. Schowany jest w górach dzień drogi na północ, północ panie.
- Co z „Arką”? - Niecierpliwił się inżynier. - Widziałeś ją?
- Tak tak panie, schowana między skałami, dobrze schowana panie, ale nie działa, Sharpclaw ma zbyt mało spaczenia, spaczenia panie, bez spaczeniowych gwiazd jego statek nie działa.
- To jest mój okręt! - Uniósł się inżynier, szarpiąc nerwowo róg materaca pazurem. - Ten złodziej ma go tylko tymczasowo, a skoro wiemy gdzie jest, to już niedługo się nim nacieszy. Co ze strażami, jak się zabezpiecza, da się tam zakraść większym oddziałem?
Squeek zasypywał assassyna tonami pytań.
- Nie, nie panie, zdrajca wysyła patrole, patrole panie, dobrzy, szarzy zwiadowcy. Będzie wiedział
o naszym nadejściu panie, panie będzie wiedział.
    Zapanowała cisza, którą po kilku chwilach przerwał Gruutz swoim basowym, niskim głosem.
- Zdrajca silny, tak jak wy, zdrajca mieć łódke, ale ta nie działać, zdrajca ma zwiadowcy, ale nie ma Gruutza, wy mieć Gruutza, Gruutz silny rozbije zdrajcy łep. Wy dać Gruutzowi gwiazdę, Gruutz wdzięczny na życie.
Olbrzym walnął się uroczyście pięścią w pierś, a echo uderzenia spłoszyło wszystkie nietoperze
z okolicy. Inżynier patrząc z podziwem na wielkie mięśnie olbrzyma przytaknął, widział już co potrafi ten dziwny jegomość i skory był postawić na niego wszystkie swoje losy.
- Powiedz dla mnie ty przyjaciel, z jakie miejsce ty pochodzić? Czy twoja ma coś z bretończyki dawniej?
Gruutz odchrząknął, jego mina spochmurniała gdy skaven skończył kaleczyć wspólną mowę
i najwyraźniej przypomniał sobie o czymś nieprzyjemnym, bo skrzywił się okropnie, jakby właśnie zjadł zgniłe jajo.
- Gruutz być kiedyś ładny człowiek, mieć świecąca blacha i czarny rumak, panny biegać za Gruutzem, Gruutz wygrywać zawody, być wielki mąż i bohater. Gruutz spotkać wtedy ładna wiedźma, ona dać Gruutz ścionek na pamiątek, wtedy Gruutz być bardzo głodny co dzień. Gruutz zaczyna chcieć zielony kamień, szukać i kazać innym też szukać. Gruutz być wygnany gdy wyrosły mu dwa pazury, kapłani obciąć je, a rodzina wygnać Gruutz. Potem Gruutz trafić do zrujnowane miasto pełne zielonego kamienia, dużo jeść kamienia i mocno urosnąć. Potem wrócić do domu
i prosić o wybaczyć, ale blachy napaść na Gruutza i dźgać. Gruutz się bronić i zabić w łep kilka blach. To być koniec dla Gruutza, on odejść i nie wracać, ale być głodny i szukać zielony kamień, wtedy znaleźć szczuroludy i być szczęśliwy i mieć zielony kamień.
    Squeek spojrzał na Tooth'a, obaj doskonale zdawali sobie sprawę, że przez bardzo długi czas Gruutz był pod wpływem spaczenia, jednak nie miało to nic wspólnego z Chaosem i jego bóstwami. Moc spaczenia po prostu mutowała ciało nieszczęśnika, dając mu siłę i wzrost, lecz pozbawiając rozumu w pewnym sensie. Na razie, olbrzym był cennym sojusznikiem, jednak to mogło ulec zmianie po jakimś czasie i należało pilnować, kiedy umysł Gruutza straci resztki człowieczeństwa, budząc tym samym czystą bestię, która wcale nie musi być przyjacielsko nastawiona do skavenów.
    Towarzysze siedzieli przy ognisku jeszcze przez dwie godziny, obmyślając plan ataku na obóz zdrajcy i złodzieja. Assassyn dokładnie naszkicował węglem na pergaminie rozmieszczenie jednostek wroga i wskazał miejsca, które wyglądały na najsłabiej bronione i zdatne do przeprowadzenia zaskakującego uderzenia. Niestety, wszystkie możliwe taktyki natrafiały na całą masę przeszkód i ostatecznie postanowiono stoczyć walną bitwę. To był najlepszy sposób, na odcięcie wrogowi ewentualnej drogi ucieczki, zarazem doskonała okazja do starcia go na proch.
Armia była gotowa do wymarszu w dzień później, skaveni jak zwykle nie palili się do bitwy, ale Squeek the Cunning miał doskonały dar przekonywania i szczura w wiadrze.
    Tak jak zakładał Black Tooth, zwiadowcy Sharpclaw'a donieśli mu o zbliżającej się armii, nie było mowy o ataku z zaskoczenia, zamiast tego, obie grupy przygotowywały się do stoczenia walnej bitwy. Siły zdrajcy były imponujące, stormvermini, plagłemonks, najemnicy, niewolnicy, gigantyczne szczury, spaczdziało i co najważniejsze, „Arka Rogatego Szczura”. Wojska inżyniera były mniej liczne, jednak dysponowały większą ilością maszyn, miotacze spaczpłomieni, granatów i jezzaile musiały przeważyć szale zwycięstwa, przynajmniej Squeek na to liczył.
    Wczesnym południem, armia Cunning'a zatrzymała się u wlotu do skalnej doliny, w której już czekały szeregi skavenów zdrajcy, gotowe do morderczej, bratobójczej bitwy. Morik i Snik Snik zgodnie z planem rozstawili swoje oddziały tak, aby przenieść cały ciężar potyczki na swoją, zachodnią stronę pola walki. Miało to umożliwić Gruutzowi i ratogrom przedarcie się jak najbliżej „Arki” i wyczyszczenie drogi z wrogów, żeby Black Tooth mógł wykonać swoje zadanie, jakim było pochwycenie Sharpclaw'a.
Wiele godzin assassyn dyskutował o tym z inżynierem, jednak ten uparł się, że zdrajca ma ponieść karę gorszą od śmierci i ostrzegł, że ten kto zabije złodzieja, skończy marnie.
    Bitwę rozpoczął wystrzał jezzaili, salwa skosiła obsługę spaczdziała zdrajców, pozbawiając ich tym samym najgroźniejszej broni, następne do przodu popędziły ekipy inżynierów obsługujących miotacze spaczpłomieni, to oni mieli zadać najpoważniejsze straty wrogowi i Squeek się na nich nie zawiódł. Seledynowe płomienie ogarnęły szturmujący oddział stormverminów, czarne szczury w panice rozbiegły się po okolicy, rzucając swoje halabardy i znikając pomiędzy drzewami otaczającego dolinę lasu. Morale zdrajców poważnie ucierpiało z powodu ucieczki elitarnej jednostki, ich chęć do walki widocznie przygasła, wyrównując tym samym szanse w bitwie z mniej licznym przeciwnikiem.
Na wschodzie Gruutz otoczony stadem wielkich szczurów skupił na sobie uwagę dwóch potężnych oddziały mnichów i najemników. Skaveni ginęli jeden po drugim, rozgniatani na miazgę wielkim młotem giganta, szczury skutecznie wykańczały niedobitki i choć z początku nie zanosiło się na to, oba oddziały zdrajców złamały się i rzuciły do ucieczki w głąb doliny. Gruutz metodycznie wdeptywał w ziemię futrzaste stwory, warcząc przy tym groźnie i pokrzykując.
    Tym czasem, po zachodniej stronie od „Arki”, kilku stormverminów zdołało się zebrać
i ponownie stawić czoła nadciągającej zagładzie. Squeek wysłał na spotkanie upartym, czarnym szczurom swoje dwa ratogry. Bestie wpadły między poranionych płomieniami wojowników, brutalnie ich roztrącając i tratując. Tym razem dla elity Sharpclaw'a nie było ratunku, zginęli wszyscy co do jednego, rozszarpani na kawałki przez pazurzaste łapy mutantów.
Squeek dał umówiony znak, machając dłonią w kierunku okrętu, widzący to, assassyn Black Tooth wyskoczył z tylnego szeregu klanbraci i pomknął w kierunku drewnianego kolosa. Skaven zwinnie niczym wiewiórka, wspiął się na pokład statku po kotwicy i przymocowanym do niej łańcuchu, na drodze stanęło mu trzech kanalarzy, miecze i khutuary w ich dłoniach ociekały trucizną. Tooth wyciągnął swoje narzędzia destrukcji i rozpoczął taniec śmierci.
    Inżynier wycelował uważnie spaczpistolet i wypalił, kładąc trupem najbliższego szczuroczłeka z oddziału wroga, zaraz potem, szarżujący obok oddział Snik Snik'a wbił się w pierwszy szereg najemników, spychając ich do tyłu. Squeek odwiesił pistolet do paska i uniósł przed siebie dłonie, zaczerpnął porządną dawkę mocy z Warpu i utkał jedno ze swoich najpotężniejszych zaklęć. Ziemię przed inżynierem pokryły wyładowania energii, wyglądało to jak srebrzysty dywan, iskrzący się zabójczymi łukami małych błyskawic. Nieświadome zagrożenia, wielkie szczury ze stada, które właśnie pędziło w kierunku oddziału inżyniera, wpadły w pułapkę. Stworzenia żywcem prażyły się na świetlistym dywanie, podskakując w rytm wyładowań elektrycznych, niczym ziarna kukurydzy na rozgrzanym piecu. Squeek dał znak swojemu przybocznemu, Morik bez namysłu wydał rozkaz, a jego klanbracia momentalnie opuścili włócznie i zaszarżowali na bok oddziału najemników, walczących właśnie z wojownikami Snik Snik'a.
    Black Tooth ugiął lekko kolana, szykując się do skoku, trzej kanalarze zaczęli powoli go otaczać, usiłując zajść go z trzech stron, licząc na to, że przyparty do burty dziobowej będzie łatwym celem. Assassyn odbił się od zmurszałych desek pokładu jak sprężyna, w powietrzu cisnął ogonem ostrą gwiazdkę w jednego z napastników i jeszcze zanim wylądował, wbił oba khutuary w pierś i szyję najbliższego z wrogów. Pocisk Tooth'a ugodził kanalarza z lewej prosto w czoło, zabijając go na miejscu, ostatni ze zdrajców miał na tyle rozumu, że wyskoczył za burtę i uciekł. Assassyn rozglądnął się, nie musiał długo szukać swojego celu, Sharpclaw opuszczał właśnie śródokręcie i po schodach wdrapywał się w kierunku rufy okrętu, Tooth rzucił się biegiem za złodziejem, jednak ten, kiwnął ręką na dwóch stojących przy zejściu pod pokład stormverminów, sam zajmując pozycję u szczytu schodów, przy trupach załogi spaczdziała.
    Assassyn nie wytracając impetu, skoczył stopami do przodu, odbijając się od napierśnika pierwszego z czarnych szczurów. Wykonał w powietrzu salto, cisnął ogonem gwiazdkę w przeciwnika i wylądował kolanami na barkach tracącego równowagę wojownika. Czarny szczur upuścił ciężką halabardę, impet ciosu Tooth'a nieomal go przewrócił, z trudem więc utrzymywał się na nogach w chwili, gdy assassyn na nim lądował.
Tooth cały czas ściskając kolanami głowę ofiary, przekręcił gwałtownie tułów w prawą stronę, dosłownie odkręcając łeb nieszczęśnika do tyłu. Nieprzyjemne chrupnięcie kręgosłupa oznajmiło śmierć pierwszego stormvermina. Drugi starał się utrzymywać dystans, ale popełnił błąd schodząc ze schodów, które dawały mu przewagę wysokości.
Black Tooth unikał kolejnych ciosów halabardy, coraz częściej wyprowadzając własne ataki, sparował jedno z zamaszystych machnięć halabardy, która z impetem wbiła się w drewniany pokład. Zaskoczony stormvermin, nie mógł jej wyszarpnąć, tracąc cenne sekundy, zbliżające go do nieuchronnej śmierci.
    Assassyn wykorzystał chwile przewagi i kopnął z całej siły w kolano wroga, głuchy chrzęst w akompaniamencie przeraźliwego wycia rozniósł się po pokładzie „Arki”. Tooth wyprowadził dwa szybkie pchnięcia w podbrzusze i szyję wroga, by następnie widowiskowym kopniakiem z obrotu posłać go nieprzytomnego na deski. Nie było już nikogo, kto mógłby stanąć w obronie zdrajcy, assassyn powoli wchodził na schody, mierząc wzrokiem opancerzonego przeciwnika, Sharpclaw, wyjął błyszczący miecz z pochwy, w drugiej ręce trzymał już nadziak, cofnął się nieco i przemówił.
- Myślisz, że jesteś w stanie mnie pokonać, że twoje żałosne nożyki uśmiercą mnie tak łatwo, jak tych niedorajdów tam na pokładzie?- Stormleader roześmiał się głośno, szykując gardę i oczekując na atak.
Assassyn nie odpowiedział nic, rozchylił poły swojej kurtki, ukazując wrogowi kamizelę nożownika, pełną małych ostrzy do rzucania. Uupuszczone khutuary Black Tooth'a upadły z brzękiem na deski, nim jednak to się stało, w powietrzu mknęło już pięć noży, których celem były wszystkie nieosłonięte przez pancerz miejsca na ciele zdrajcy. Kolejne pociski, wyrzucane z niewyobrażalną prędkością, niczym mała chmura otoczyły stormleadera, skaven starał się zasłonić naramiennikiem, ostrzem miecza i pancernymi karwaszami, jednak nie wydawało się to możliwe.
Huragan pocisków w końcu ucichł, Sharpclaw spojrzał znad karwasza na assassyna i gdy stwierdził, że ten teoretycznie nie ma już czym rzucać, roześmiał się ponownie mówiąc.
- To niby miało zrobić na mnie wrażenie? Ile tego było, dziesięć, piętnaście? Jesteś śmieszny, tak jak ten twój pan, niedołęga...
Sharpclaw przerwał, krzywiąc się od ukłucia w lędźwiach, pod pachą, na szyi i nadgarstku. Poczuł wilgoć w tych miejscach, skąd cieniutkimi strużkami zaczęła płynąć krew.
- Trzydzieści. - Powiedział assassyn i rzucił się do ataku. Stormleader cofnął się o krok i uniósł do góry miecz, w tym samym czasie wyprowadzając cios nadziakiem od dołu.
    Black Tooth, uzbrojony jedynie w nabijane kolcami pieszczochy z kastetami, zasypał wroga gradem ciosów i kopniaków. Nieograniczony przez zbroję i inne narzędzia, łączył błyskawiczne ataki w nieprzerwane kombinacje, uniemożliwiające zdrajcy jakąkolwiek kontrę. Złodziej mógł tylko się bronić, osłaniając nogi i twarz, kilka razy usiłował chociaż dźgnąć napastnika, ale ten po prostu znikał z miejsca gdzie lądowało ostrze i pojawiał się obok, bijąc niemiłosiernie.
W pewnej chwili, Sharpclaw poślizgnął się i prawie upadł na podłogę, spojrzał pod nogi przerażony, widząc sporą kałużę krwi, swojej krwi. Domyślał się co się dzieje, znał przecież metody assassyna doskonale i teraz przeklinał siebie w duchu za to, że zignorował tą wiedzę.
    Noże, którymi ciskał Black Tooth, pokryte były trucizną, stworzoną z jadu nietoperzy jaskiniowych, powodowała ona zanik krzepliwości krwi. Jedna taka rana nie była groźna, ale kilka, lub kilkanaście mogło pozbawić przytomności nawet najwytrwalszego wojownika.
Sharpclaw czół właśnie, że siły gwałtownie go opuszczają, nadziak wypadł mu z ręki, a po chwili to samo stało się z mieczem, wytrąconym przez celny kopniak assassyna.
    Tooth zauważył, że skutki trucizny przynoszą spodziewane efekty i zaatakował jeszcze zacieklej, wytrącił miecz z wiotczejącej dłoni wroga, z półobrotu wbił mu piętę w podbrzusze
i silnym sierpem od dołu zdzielił zdrajcę prosto w szczękę. Impet ciosu zerwał hełm z głowy stormleadera, a on sam zatoczył się do tyłu, z trudem łapiąc równowagę. Assassyn naparł ponownie, z wyskoku uderzył kolanem w napierśnik nieprzyjaciela, jednocześnie łokciem prawej ręki wybijając mu kilka zębów, a ogonem podcinając chwiejące się nogi.
Sharpclaw runął na zakrwawioną podłogę ciężko dysząc, z trudem starał się utrzymać otwarte powieki, ale nadciągające gwałtownie, paraliżujące zmęczenie nieubłaganie pozbawiało go sił
i przytomności, ostatnie co usłyszał, były słowa Black Tooth'a.
- Gdybym ciebie teraz wykończył wykończył, było by to dla ciebie błogosławieństwo bracie...
    Squeek the Cunning kontem oka obserwował pojedynek na pokładzie „Arki”, jego nadzieje pokładane w assassynie, jak zwykle nie były płonne i gdy zdrajca padł, inżynier zachichotał radośnie, ponownie skupiając się na prowadzonej walce. Klanbracia z jego oddziału, wspólnie z oddziałem Snik Snik'a, starły w proch ostatnich najemników i obecnie kierowali się w stronę okrętu.
Gruutz w ferworze walki pogonił w głąb doliny za uciekającymi niedobitkami, gigantyczne szczury zajęły się ucztowaniem na trupach, a inżynierowie obsługujący spaczmiotacze i moździerz, zaczęli rabować okoliczne zwłoki.
Nagle powietrze rozdarł głośny ryk, nie widać było jego źródła, ale bez wątpienia należał on do bardzo dużego stworzenia i zapewne strasznego. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dochodził ów przeraźliwy dźwięk, jednak niczego nie zauważyli. Kolejny hałas przykuł uwagę zwycięzców, tym razem były to bojowe pokrzykiwania Gruutza.
    Olbrzym rozerwał na kawałki ostatniego ze zdrajców i wracał właśnie w kierunku okrętu, gdy nagle z lasu na wschodzie wyszedł prosto na niego oddział orków. Gruutz już nieco zmęczony i ranny, zaszarżował z impetem, przewracając kilku pierwszych zielonoskórych. Orkowie nie wyglądali na zaskoczonych i momentalnie podjęli walkę.
    Squeek pospiesznie montował ikony Chaosu w maszynowni pod pokładem „Arki”. W głowie miał dokładnie zapamiętany obraz instrukcji, przedstawiającej umiejscowienie poszczególnych elementów i mechanizmów okrętu. Inżynierowie pomocnicy, uwijali się jak pszczoły w ulu, wykonując pieczołowicie polecenia swego mistrza.
Do maszynowni wpadł zdyszany Morik, z trudem łapał oddech, ale wykrztusił w końcu.
- Panie, orki panie!
- Co takiego! - Krzyknął poirytowany Squeek.
- Panie, zewsząd nadciągają panie, chyba mają smoka!
- Morik! Orki co najwyżej mogą mieć wyverna. Zbieraj naszych chyżo, na pokład, natychmiast!
Posłuszny klanleader pognał po schodach do góry, zostawiając przemykających we wszystkich kierunkach inżynierów, którym robota dosłownie paliła się w łapach.
    „Arka Rogatego Szczura” zadrżała, jej silniki napędzane energią spaczenia zakotłowały się
i ryknęły, terkot zębatek, kół zamachowych i przekładni rozniósł się po dolinie oznajmiając wszystkim w okolicy, że oto właśnie największy mag, inżynier i wymyśliciel na świecie, okiełznał pradawną legendę, która zaprowadzić go miała prosto na tron, tron władcy Starego Świata...
i okolic.
Daleko w oddali, malejąca do rozmiarów mrówek horda zielonoskórych, bezskutecznie usiłowała strącić mknący po niebie okręt, nie pomogły strzały, głazy ani przekleństwa, nawet sam boss Borgur Thug, na swojej wyvernie nie ośmielił się w pojedynkę zaatakować tego cudu, cudu, który od tej chwili stał się jego obsesją.

Armia Squeek'a the Cunning'a w pełnej gotowości, jak widać, Gruutz ciągle mutuje (Omadanowi się zapomniało figurki, proks jest okropny, ale z braku laku...)
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_212837_zpswb5ci6wp.jpg

Sharpclaw i jego zdradziecka armia, nie zapominajmy również o "Arce Rogatego Szczura", która dosyć rzuca się w oczy.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_212848_zps48at1crg.jpg

Spaczpłomienie z miotaczy dokonują rzezi wśród stormverminów, Gruutz i gigantyczne szczury szarżują zaciekle na najemników i mnichów zarazy.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_215458_zpsah3g7uov.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_220643_zps966byhae.jpg

Gigant goni uciekające niedobitki, assassyn Black Tooth wspina się na pokład "Arki". Squeek kontynuuje eksterminację oddziałów wroga.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_222714_zpsjwpwe3k0.jpg

Inżynier walczy dzielnie u boku swoich klanbraci, kilkunastu zdrajców i stado szczurów pada porażonych jego potężną magią.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_225928_zpshbtsseyj.jpg

Black Tooth po pokonaniu kanalarzy, wspina się do swojej głównej ofiary, na drodze stają mu dwaj stormvermini z elitarnej gwardii Sharpclaw'a.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_225941_zpsnxipo2jg.jpg

W końcu dochodzi do pojedynku między dwoma byłymi przyjaciółmi... no dobra, nigdy się nie lubili... okej, zawsze się nienawidzili.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_225230_zpsv8nyeu94.jpg

Gruutz napotyka oddział orków, które niespodziewanie wyszły z lasu. Wywiązuje się zażarta walka.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_233522_zpsfkk3isvj.jpg

Squeek uruchamia w końcu silniki "Arki", pozostałe jednostki wdrapują się na jej pokład, w chwilę przed tym, jak dolinę zalewa fala orków.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20130614_234259_zpsu6pusccg.jpg


Udział wzięli 



Squeek the Cunning inżynier
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206081_zpsdiqdj665.jpg

Black Tooth assassyn
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206077_zpsietrkyh9.jpg

Sharpclaw stormleader
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206075_zpsxar03sel.jpg

Morik packleader
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206080_zpsnz3nsy4b.jpg

Snik Snik packleader
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/20151206078_zpsoxfji9ew.jpg

Oraz gościnnie Gruutz przeklęty rycerz
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/orc_giant_zpsryo2l2sz.png

PS. W tym momencie szanownym czytelnikom należy się kilka słów wyjaśnienia. To była ostatnia bitwa kampanii, jaką stoczyliśmy z Omadanem dwa lata temu, następna w kolejności, miała być bitwa finałowa, jednak nie doszło do niej z powodów, które opisałem wcześniej.
Przez ten czas, nie traciłem nadziei na owe wydarzenie, pieczołowicie się do niego przygotowując, co za tym idzie, Squeek the Cunning również nie próżnował.
Dziś, gdy przygotowania do bitwy ostatecznej są już na półmetku, pozwolę sobie kontynuować w tym temacie historię armii skavenów, opisując kilka epizodów, które będą miały wielkie znaczenie w zbliżającym się starciu.
Zachęcam zatem do śledzenia dalszych poczynań Inżyniera i jego radosnej ekipy, tym razem jednak, nie będę okraszał raportów tragicznymi zdjęciami niepomalowanych figurek


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#36 2015-12-22 10:52:24

 czlowiek.morze

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-17
Posty: 995

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Je sledze z zapartym tchem! Czekam na kolejne perypetie futrzaka

Raziel napisał:

Zachęcam zatem do śledzenia dalszych poczynań Inżyniera i jego radosnej ekipy, tym razem jednak, nie będę okraszał raportów tragicznymi zdjęciami niepomalowanych figurek [/size]

Mam nadzieje, ze niepomalowanymi podstawkami tez nie Sorki musialem, ale chyba mogles spodziewac sie tego


http://i906.photobucket.com/albums/ac269/Slawol666/seaman1-2.jpg

Offline

 

#37 2016-02-29 01:13:21

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

EPILOG


Epizod I



„Panie panie, ten człowiek zaraz wyzionie ducha, ale ma coś coś, co ciebie zainteresuje niechybnie panie”.
Black Tooth mówiąc to, wszedł do pracowni Squeek'a the Cunning'a i położył na stole operacyjnym zakrwawione ciało majaczącego w bólu człowieka.


    Victor oddychał ciężko, zaciskając kościste palce na ramie olejnego obrazu, przedstawiającego scenę z uroczystego balu w wielkiej sali jakiegoś zamku. Mężczyzna przytulił z całej siły policzek do śliskiego płótna, otwierając prawe oko jak najszerzej, by nie umknęło mu nic z tego, na co patrzył przez niewielki otwór w malowidle.

    Victor van Torf był czterdziestoletnim absolwentem imperialnego, Wielkiego Uniwersytetu. Trafił tam z biednego domu, w którym odkryto jego niesamowity talent. Chłopak, już w młodym wieku przejawiał nieprzeciętną inteligencję, jednak jego rodzice wymagali od niego silnych rąk, a nie biegłego umysłu. Matka Victora widząc jak jej syn cierpi nie potrafiąc żyć w ciężkiej, wiejskiej rzeczywistości, postanowiła wysłać go do wielkiego miasta, by tam poszukał szczęścia.
    Młodzieniec wylądował w miejskim rynsztoku, pozbawiony rodziny i znajomych, szybko stał się ofiarą ulicy i jednocześnie jej wychowankiem. Jednak trzy lata, które spędził na próbie przetrwania nauczyły go, jak być twardym i sprytnym. Nauczył się walczyć, kraść i co najważniejsze, wykorzystywać swój nieprzeciętny umysł do manipulowania ludźmi.
Jego droga wiodąca do sal Wielkiego Uniwersytetu była długa, ciężka i usiana wieloma niepowodzeniami, jednak ostatecznie, Victor stał się szanowanym studentem, nauczycielem, rektorem, a w końcu po latach, mistrzem.
Niestety, to co osiągnął będąc magiem nie wystarczało mu, kusiła go dziedzina, której praktykowanie było zabronione w Imperium, a nieprzychylni mistrzowie z uniwersytetu bardzo szybko odkryliby niezdrowe zainteresowania Torfa.
    Niedoszły nekromanta musiał szukać wiedzy na własną rękę, z dala od imperialnych zakazów i wścibskich spojrzeń. Wyruszył na południe i po miesiącach tułaczki, wylądował w końcu w bretońskim mieście Brionne. Tutaj, dzięki niesamowitemu przypadkowi, zaskarbił sobie wdzięczność barona Cedrica Marmouget, któremu uratował życie, gdy ten spadał z przestraszonego wierzchowca na zamkowym dziedzińcu. Torf objawił swoje talenty baronowi, ten, zainspirowany  mądrością i mocą nieznajomego, postanowił umieścić go na swoim dworze jako magika i doradcę. Z początku taki stan pasował Victorowi, miał dach nad głową, był szanowany i darzony respektem, otrzymał własne kwatery, w których urządził wspaniałą pracownię magiczną i mógł bez przeszkód studiować magię.
    W ciągu trzech lat, zdobył nieograniczone zaufanie swego pana, wiele razy przychodząc mu z pomocą w sprawach politycznych, jak i życiowych. Wykorzystując tą przychylność i zaufanie, Torf uzyskał wielkie fundusze na rozbudowę swojej pracowni, budowę podziemnego kompleksu badawczego i zbiór materiałów magicznych, dzięki którym mógł pogłębiać i praktykować arkana nekromancji. Nikt nie podejrzewał nadwornego maga, gdy nasiliły się ekscesy z hienami cmentarnymi, nikt też nie powiązał go z dziwnymi przypadkami kradzieży ciał z kostnicy, w końcu, nikomu nie przyszło do głowy, że może mieć coś wspólnego z coraz częstszym znikaniem bezdomnych z ulicy.
    Victor van Torf całymi dniami przesiadywał w swoich katakumbach, gdzie rozwijały się jego mroczne talenty, pozwalające mu lepiej poznać zagadnienie śmierci i znaleźć sposób na jej oszukanie. Niestety, na powierzchni wydarzyło się coś, co skutecznie zmąciło spokój w jakim Victor żył w Bretonii przez ponad dziesięć lat. Baron znalazł sobie kandydatkę na żonę, przecudowną Henriettę Castain, która pochodziła z północy kraju. Siedemnastoletnia dziewczyna wyglądała na zagubioną w obcym środowisku, jej rodzice oddali ją w ręce Cedrica, aby ten umorzył im rosnące długi. Mariaż ten był o tyle okrutny, że baron był od swojej przyszłej małżonki starszy o ponad czterdzieści lat, jednak nikogo to nie zgorszyło, nikogo poza Victorem.
    Cedric Marmouget akurat nie miał zbyt wiele czasu dla swojego ślicznego gościa, wzywały go rodzinne sprawy na wschodzie kraju, które nieoczekiwanie przykuły uwagę całego dworu i baron musiał zająć się tym niezwłocznie, pozostawiając Henriettę pod opieką swojej siostry Estelle. Ta jednak, nieszczęśliwie zachorowała i nie była w stanie poświęcić młodej damie czasu i uwagi, poprosiła więc Victora, by ten zajął się gościem. Victor doskonale znając się na manipulowaniu słabymi umysłami, bez problemu zdołał przekonać Estellę, że weźmie na siebie to ciężkie brzemię z wielką łaską i okropnym niezadowoleniem. W głębi serca jednak, Victor cieszył się niezmiernie, bo już przy pierwszym spotkaniu z olśniewającą nieznajomą, poczuł jak rozpala się w nim zupełnie nowe, nieznane mu dotąd uczycie, które sprawiało, że jego krew zamieniała się w gorącą lawę.
    Z początku nieufna i nieśmiała, Henrietta szybko zrozumiałą, że Victor jest jedyną osobą na dworze Cedrica, która cieszy się z jej obecności i jest jej przychylna. Oboje spędzali mnóstwo czasu ze sobą, przechadzając się po parku, zażywając konnych przejażdżek i razem przesiadując w bibliotece, gdzie Victor imponował dziewczynie swoją wiedzą na temat sekretów jakie świat skrywa przed jego pospolitymi mieszkańcami.
Siostra Cedrica, która nie mogła wyleczyć dziwnej choroby jaka ją męczyła, zaczęła się interesować postępami Victora w sprawowaniu opieki nad przyszłą żoną jej brata. Gdy dowiedziała się od swoich służek, ile czasu Henrietta spędza z nadwornym magiem, zaniepokoiła się i postanowiła nieco bliżej przyjrzeć się tej tajemniczej edukacji.
    Estella odwiedziła zamkową bibliotekę w czasie jednego z wieczorów, kiedy to ponoć strasznie zajęty Victor nie zjawił się u niej, by zbadać postępy jej leczenia i podać codzienną dawkę leku. Siostra Cedrica weszła niepostrzeżenie do czytelni, skąd prowadziły drzwi do małej alkowy, używanej przez barona jako samotni, gdzie w odosobnieniu nie niepokojony przez nikogo, mógł czytać swoje ulubione poematy. Tym razem, gośćmi ciasnej alkowy byli Victor i Henrietta, którym niesprzyjające warunki w niczym nie przeszkadzały. Oboje rozebrani prawie do naga, złączeni w miłosnym uścisku, kończyli właśnie dosyć hałaśliwie jedną ze swoich lekcji anatomii.
    Estella uciekła przerażona do swojej komnaty, niepewna co powinna zrobić w takiej sytuacji. Postanowiła poczekać do następnego dnia i skontaktować się w tej sprawie ze swoimi przyjaciółkami. Niestety, biedaczka nie dożyła do tego momentu, jej zgon orzekł sam Viktor, który jednak zjawił się u niej nieco spóźniony tego wieczoru, by ją zbadać i podać leki.
Victor doskonale zdawał sobie sprawę co się stało w bibliotece. W czasie, gdy rozkoszował się młodym ciałem Henrietty, zauważył kątem oka błysk światła w czytelni, gdy Estella nieopatrznie otwierała drzwi wejściowe, nie zwracając uwagi na to, że pochodnie z korytarza zdradzą jej obecność. Ponadto nie uszedł uwadze Victora fakt, że halka wokół stóp Estelli była cała zakurzona, a jedyne miejsce, gdzie rzadko sprzątano było właśnie w bibliotece. Nekromanta połączył fakty i doszedł do wniosku, że jeśli nie zrobi czegoś drastycznego, jego życie, badania i pragnienia legną w gruzach.
    Cedric Marmouget zjawił się na swoim zamku w kilka dni po otrzymaniu wiadomości o śmierci siostry. Kilka tygodni spędził w samotności upijając się co dzień, starając się zatopić swój smutek w alkoholu, jednak sprawy dworu i jego włości nie mogły dłużej pozostać bez nadzoru. Baron w końcu otrząsnął się z tragedii i wrócił do życia, w którym czekało go kolejne wydarzenie, ślub. Victor zrozumiał w końcu, że nie jest w stanie tak po prostu patrzeć, jak jego pan, zagarnia Henriettę dla siebie i czyni z niej naczynie, na swoje słabnące już nasienie. Kochankowie spotykali się już bardzo rzadko, same spotkania były pospieszne i odbywały się ukradkiem, gdy na zamku nie było Cedrica i jego zaufanych dworzan. Taki stan rzeczy nie odpowiadał Victorowi, jego serce pękało gdy patrzył jak Henrietta cierpi, jednak był na tyle rozsądny, by nie zrobić czegoś głupiego, lub nieprzemyślanego. Miał pewien plan, pomysł, który mógł wdrożyć w życie niebawem, jednak aby mieć pewność, że się powiedzie, potrzebował trochę czasu.
    Kryzys przyszedł wraz ze ślubem Henrietty i Cedrica, Victor uczestniczył w ceremonii i z wypełniającym serce gniewem patrzył, jak stary baron obejmuje śliczną młódkę, wciskając swój obleśny język do jej słodkich ust. Niewiele brakowało, by zabłąkana kula ognia spopieliła Cedrica na oczach całego dworu, jednak nekromanta powstrzymał swój gniew i nie dał po sobie poznać, że cierpi niemal tak samo, jak krzywiąca się z odrazą Henrietta.
Victor zszedł tego dnia do katakumb, gdzie w jednym z tajnych pomieszczeń przetrzymywał ciało Estelli, wykradzione z grobowca przez najęte hieny cmentarne. Nekromanta miał już za sobą wiele udanych ożywień, jednak to konkretne, było dla niego swego rodzaju zadośćuczynieniem, za krzywdy jakie ponieść miała Henrietta w niechcianym związku i on, który musiał się temu biernie przyglądać.

    Victor nie mógł dłużej patrzeć na zapłakaną twarz Henrietty, podrygującą w rytm uderzeń bioder rozochoconego barona. Puścił z ledwością ramę obrazu i odszedł od ściany, w której zamontował w sekrecie specjalny judasz, pozwalający mu śledzić wydarzenia odbywające się w sypialni barona.
Za każdym razem, gdy Henrietta cierpiała, Victor udawał się do komnat Cedrica, wzywając go do rozmowy na ważne tematy dotyczące dworu. Początkowo, udawało mu się zainteresować barona na tyle, by przerwał on swoje miłosne igraszki, jednak takie nagłe spotkania, zaczęły irytować Cedrica, który tracił przez to cierpliwość i szacunek dla swojego nadwornego maga. Victor zdawał sobie sprawę, że jeśli przesadzi, ktoś w końcu odkryje jego intencje i zadurzenie w Henrietcie, oraz fakt, że w katakumbach pod zamkiem w Brionne znajduje się armia ponad stu ożywieńców, czekających na rozkazy swojego pana.
    Victor zatrzymał się przed drzwiami do gabinetu barona, strażnicy nie zareagowali, stojąc w milczeniu i patrząc w sufit, gdy mag nerwowo zaciskając pięści piorunował wzrokiem okute miedzią drzwi. W końcu obrócił się na pięcie i szybkim krokiem udał się w kierunku zejścia do katakumb. W mrokach wilgotnych podziemi, wrócił Victorowi rozsądek, którego brak, mógł zniweczyć wielomiesięczny plan przejęcia władzy w Brionne. Za kilka dni, nekromanta miał otrzymać przesyłkę z Sylvanii, a w niej potężny artefakt, dzięki któremu, silny umysł mógł kontrolować niezliczone zastępy nieumarłych na wielkie odległości. Cierpliwość była jedynym sposobem na uratowanie Henrietty i zdobycie władzy w regionie.
    Minęły cztery dni, Victor unikał w tym czasie ludzi, nie chcąc przypadkiem zdradzić swojego podniecenia i zdenerwowania nadchodzącymi wydarzeniami. W tajemnicy odebrał przesyłkę od kuriera, wcześniej umówiwszy się z nim na mieście, po czym przewiózł ją na zamek pod osłoną nocy, nie wzbudzając niczyjego zainteresowania.
Ukryty za zaryglowanymi drzwiami swoich katakumb, Victor otworzył podłużną, drewnianą skrzynię, w której znajdował się potężny artefakt, zawinięty w ludzką skórę. Był to przerażający, wykonany ze srebra kostur, emanujący potężną mocą. Victor spędził trzy lata na studiowaniu historii i sposobu działania tego diabelskiego przedmiotu, kolejne dwa lata zajęło mu odnalezienie go i zorganizowanie jego zdobycia. W końcu, „Berło Nieżycia” wylądowało w jego dłoniach, momentalnie dostrajając się do energii wypełniającej nekromantę. Nadszedł czas zmian.
    Pierwszą ofiarą przewrotu jaki szykował Victor van Torf, był sam baron Cedric, który umarł na atak serca, zobaczywszy pewnego wieczoru ciało swojej rozkładającej się siostry Estelli, stojące w drzwiach jego gabinetu. Estella, kierowana wolą Victora, miała zadusić barona i pożreć jego ciało, jednak ten uprzedził ją, umierając jak tchórz.
Po tym nieudanym akcie zemsty, nekromanta otworzył wrota do swoich katakumb, skąd na zamek i dziedziniec wylała się nieustająca fala ożywieńców. Zaskoczenie i spowodowana nim panika, początkowo dały Victorowi pewne zwycięstwo, gwardziści zostali wcześniej zatruci podczas kolacji, żołnierze z miejskiego garnizonu zostali wymordowani praktycznie we śnie i jedynie milicja stawiła jako taki opór zastępom nieumarłych.
    Victor przede wszystkim postarał się o ukrycie swojej ukochanej Henrietty, która nieco zmieszana, nie bardzo była pewna co się dzieje. Jej kochanek zamknął ją w jednym z lochów w katakumbach i kazał czekać na swój powrót, dziewczyna miała tam zapewnione wszelkie wygody, jednak nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jest zamknięta od zewnątrz. Jak się później okazało,  był to dla niej swoisty wyrok śmierci, gdyż pozbawiona wody i jedzenia, umarła w męczarniach nie doczekując się przybycia swego ukochanego.
Victor po zaryglowaniu tajemnej komnaty Henrietty, sam udał się na zamek, by osobiście nadzorować przejmowanie władzy z rąk gubernatorskich doradców i przyjaciół. Jego zaklęty miecz odebrał niejedno życie, jego magia zatrzymywała serca wielu zdezorientowanych ludzi, którzy w chwilę później, jako ożywione golemy wstawali, by wiedzeni mocą „Berła Nieżycia” kontynuować dzieło zniszczenia. Niestety, pech, który prześladował Victora od chwili jego narodzin, znowu dał o sobie znać.
    Akurat tej nocy, w pobliżu Brionne przejeżdżał orszak księcia z Bordeleaux, który wracał z wizyty w Quenelles. Pięćdziesięciu konnych, setka ciężkich pieszych, kwiat bretońskiego rycerstwa, zawitał u bram Brionne pogrążonego w chaosie bitwy z przeraźliwym wrogiem. Doświadczeni rycerze bardzo szybko zorientowali się w sytuacji, sprawnie zabrali się za oczyszczanie ulic z ożywieńców, a sam książę i jego ochrona popędzili w stronę zamku, na ratunek baronowi. Victor stał na balkonie okalającym dziedziniec, tkając kolejne mroczne zaklęcie, gdy rozpędzone, osłonięte stalą rumaki wpadły z impetem w sam środek formującej się właśnie grupy szkieletów. Jeden z rycerzy zauważył Victora, zsiadł z wierzchowca i popędził na balkon.  Zaskoczony nekromanta, nie uchronił się przed potężnym ciosem natchnionego magią buzdyganu, który zerwał mu część twarzy i sprawił, że przeleciał przez barierkę i upadł na stos ożywionych ciał i kości. Zadziałała magia ochronna „Berła Nieżycia”, która zamortyzowała upadek, jego moc sprawiła też, że kilku zombich pochwyciło nieprzytomnego nekromantę i poniosło go w kierunku małej bramu wiodącej do miasta.
    Rycerze usiłowali bezskutecznie dobrnąć do splugawionego maga, jednak ożywieńcy niczym mur blokowali ich i uniemożliwiali im przedarcie się na drugi kraniec dziedzińca. W końcu po nekromancie ślad zniknął i trzeba było rozpocząć poszukiwania w całym mieście.
Wycieńczony i osłabiony utratą znacznej ilości krwi, Victor nie myśląc trzeźwo, znalazł pierwszego lepszego konia i dzięki niemu chciał uciec z miasta. W tym czasie, słabnąca moc zaklęcia  nekromancji sprawiała, że nieumarli rozsypywali się w proch, lub padali nieruchomo tam gdzie stali, gnijąc momentalnie i zamieniając się w śmierdzącą mazie. Ktoś zauważył pędzącego ulicami jeźdźca i po rozpoznaniu w nim nadwornego maga, powiadomił o tym milicję. Zorganizowano pościg, szybko wytropiono niedoszłego uzurpatora i osaczono go tuż przed tym, nim wjechał w las Chalons.
    Victor był prawie martwy, gdy dwudziestu konnych milicjantów otoczyło go ze wszystkich stron. Kilka celnych strzał powaliło wymęczonego wierzchowca, który przez ponad dwa dni niósł na grzbiecie słaniającego się nekromantę. Victor van Torf padł na ziemię, przygnieciony przez ciało konia. W ręce nadal ściskał swój kostur, który przez cały czas otaczał go magią ochronną, teraz miał nastąpić ostateczny test mocy artefaktu. Victor wyrecytował z trudem słowa krótkiej inkantacji,  budząc do życia umieszczony w głowni kostura bordowy rubin. Kamień zaczął wchłaniać energię życiową z konającego zwierzęcia, transformując ją w postać wyblakłej, zielonkawej mgiełki. Energia ta, wypełniła następnie ciało nekromanty, dając mu tymczasową siłę i odporność, namiastkę prawdziwego życia. Końskie truchło zaczęło nagle usychać i obracać się proch, widzący to ludzie zwątpili i mało brakowało, by uciekli w popłochu, jednak dowodzący nim sierżant, zachował zimną krew i rozkazał strzelcom dobić powstającego na nogi nekromantę.
    Strzały odbijały się niegroźnie od bariery, jaką otoczony był podnoszący się z trudem Victor, mag nie mógł się skupić na rzucaniu kolejnych zaklęć, rozerwana twarz uniemożliwiała mu mówienie, a połamane żebra powodowały niesamowity ból, wbijając się we wnętrzności i płuca.  Nagle z lasu w stronę milicjantów pomknęły niewyraźne cienie, zakapturzone postacie, uzbrojone w pokryte lepką substancją ostrza śmigały od jednego bretończyka do drugiego, pozbawiając ich życia precyzyjnymi ciosami. Nie minęło dziesięć uderzeń serca, gdy wszyscy milicjanci leżeli martwi, a ich spłoszone konie, rozbiegły się po okolicy. Victor stracił świadomość i po raz kolejny upadł ciężko na trawę.

    Z nieprzyjemnego snu, wytracił nekromantę piskliwy dźwięk, który po chwili zamienił się z niezrozumiałego szczebiotu, w niezrozumiałą mowę, jakiegoś futrzastego stworzenia, które  patrzyło z góry na najwyraźniej leżącego Victora. Człowiek uchylił nieco powieki, nie dając znaku, że się obudził i w miarę możliwości rozglądnął się po okolicy. Leżał na czymś w rodzaju stołu, umieszczonego pośrodku wykutej w skale komnaty, oświetlonej kilkoma kagankami i dziwną lampą, dającą zielone światło. W pomieszczeniu znajdowały się trzy istoty, kształtem i ubiorem przypominające omotanych łachmanami ludzi, jednak ich pyski, łapy i ciągnące się za nimi ogony, przywodziły na myśl szczury. Victor nie raz czytał o tych stworach, nigdy nie lekceważył  informacji o ich istnieniu, jednak teraz, widząc ich na własne oczy, nie był w stanie ukryć swojego zdziwienia. Jeden ze szczuroludzi, zauważył poruszające się gwałtownie pod powiekami oczy człowieka i wskazał na niego, ostrzem wyszarpniętego zza paska miecza.
Wszyscy trzej nieznajomi podeszli bliżej, a jeden z nich, straszliwie kalecząc wspólną mowę przemówił.
- Witaj witaj magu, wiele trudu kosztować nas twój ratunek, więc teraz ty być wdzięczność i unikać kłopoty. Inaczej umrzeć straszliwie.
    Victor jeszcze kilka razy mdlał tego dnia, w końcu jednak zamienił kilka zdań ze swoimi wybawcami i pokrótce dowiedział się, że jest w jakimś ukrytym kompleksie, z dala od ludzi, zdany na łaskę skavenów, ciekawych mocy i zastosowania „Berła Nieżycia”. Nekromanta szybko skojarzył, że gdy potwory poznają tajemnice kostura, pozbędą się niewygodnego gościa, rzucając go na pożarcie szczurom, lub sami go zeżrą. Właściwym więc było, przedłużanie swego ciężkiego stanu i tłumaczenie nim braku jasnego myślenia, co z kolei uniemożliwiało sensowne wytłumaczenie skavenom zasad działania kostura. Granie na zwłokę dało Victorowi czas do namysłu, zaczął kombinować jak wyrwać się z tej niewoli i uciec, jednak gdy dowiedział się ile dni minęło od jego znalezienia, zamarł, by po chwili zawyć z rozpaczy.
    Szczuroludzie z początku myśleli, że człowiek usiłuje ich zaatakować, lub zastraszyć, jednak szybko zrozumieli, że gwałtowna zmiana nastroju i zachowania jeńca, ma związek z jego przeszłością i powodem, dla którego znalazł się w obecnej sytuacji.
Stan Victora pogarszał się, jego materac leżący w przygotowanej dla niego celi, stał się jego łożem śmierci. Życie wymykało się z rąk przygnębionego człowieka, który stracił wszelką chęć na jego kontynuację. Zrozumiał, że zamordował swoją ukochaną, pozostawiając ją zamkniętą na ponad dwa tygodnie w dźwiękoszczelnej, zamaskowanej komnacie. Wymordował ćwierć populacji miasta, ludzi, którzy go szanowali i podziwiali, tylko po to, by teraz sczeznąć w jakimś cuchnącym zakątku, zapomnianym przez bogów.
    Skaveni nie dawali za wygraną, na własną rękę badali kostur Victora, jednak bez odpowiedniej aktywacji, był on jedynie bezużytecznym, srebrnym bibelotem. Gdy przywódca ich grupy zrozumiał, że bez wiedzy nekromanty nie uruchomi artefaktu, postanowił wziąć jego  słabnące życie w swoje zdolne łapy.
Przeprowadzono kilka operacji na półprzytomnym Victorze, po ich zakończeniu, pomijając straszliwy ból, człowiek poczuł się lepiej. Dzięki mosiężnej masce, która pokrywała zniszczoną część twarzy maga, mógł on bez przeszkód oddychać i mówić. Mechaniczne implanty, które wszczepiono w ciało Victora, wspomagały pracę płuc i serca, jednocześnie wzmacniając i zastępując usunięte części szkieletu.
Victor w kilka dni po operacji, stojąc przed wypolerowanym kawałkiem miedzianej blachy zrozumiał, że odbijający się w niej widok, to jego nowe życie. On sam, powoływał do życia umarłe istoty, gwałcąc tym samym ich pośmiertny spokój, teraz, sam był ofiarą czyjegoś widzimisię, jednak zamiast się złościć i rozpaczać, poczuł szacunek i wdzięczność dla swojego wybawiciela.
    Victor van Torf przysiągł wierność swojemu nowemu panu, skaveńskiemu inżynierowi, który cudownym sposobem uchronił go od śmierci i sprawił, że nekromanta stał się jeszcze silniejszy i bardziej zdeterminowany, by osiągnąć potęgę, władzę i niezrównaną moc.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#38 2016-03-02 12:09:32

 czlowiek.morze

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-17
Posty: 995

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

Love Story by Raziel


http://i906.photobucket.com/albums/ac269/Slawol666/seaman1-2.jpg

Offline

 

#39 2016-03-20 17:03:13

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

EPILOG



Epizod II



"Nie przejmuj się tym, nie będziemy przebierać w środkach, a każdy kto nam pomoże, przybliży nas do wiecznej, wiecznej potęgi po czym sczeźnie."
Squeek the Cunning do swojego pomocnika przerażonego obecnością wojowników Chaosu w "Norze".


Gustaf Wolf po niewczasie zrozumiał, że ucieczka w kierunku Essen była pomyłką. Cała drużyna była już wycieńczona, jedynie opętany Kress zdawał się być niewzruszony i ciągle 
w formie. Zielonoskórzy deptali uciekinierom po piętach, ich determinacja i zajadłość doprowadzały Gustafa do szału, jednak nie potrafił ich za to nie doceniać. Nadchodził świt, za kilkanaście minut powinni opuścić Dead Wood i wyjść na przedmieścia Essen. Tam przy odrobinie szczęścia, grupie uda się schować w jakimś gospodarstwie, a orkowie prawdopodobnie przerwą pościg, obawiając się wykrycia przez ludzi. Niestety problem polegał na tym, że grupa Gustafa była tak samo rzucająca się w oczy jak i banda orków.
    Czarnoksiężnik przyspieszył kroku, rzucając krótkie spojrzenie przez ramię, żeby ponaglić wlekących się kultystów. Sytuacja była beznadziejna, akolici i mutanci potykali się i przewracali, zwierzoludzie porykiwali na siebie wzajemnie, szukając zwady i mordobicia, które choć na chwilę pozwoliło by przerwać forsowny marsz. Rodzeństwo mrocznych dusz Axel i Mira również opadali z sił, jednak ich szaleństwo i nieobliczalność sprawiały, że po chwili kryzysu wpadali w doskonały nastrój i parli do przodu na czele grupy.
Gustaf zmrużył oczy, gdy pierwsze promienie wstającego słońca musnęły jego spoconą twarz. Zbliżał się najtrudniejszy odcinek drogi i należało teraz poruszać się bardziej ostrożnie. Magister miał właśnie poinstruować akolitów, gdy usłyszał świst i jeden z nich padł na leśną ściółkę przeszyty ogromnym, czarnym bełtem.
    Pociski zaczęły śmigać między drzewami, wbijając się w ich pnie i rozrywając wysuszoną  korę. Kultyści zaczęli chować się w zarośla, lub po prostu padali na ziemię wycieńczeni, mając nadzieję, że bełty zielonoskórych ich nie dosięgną. Nagle ostrzał ucichł, a jego miejsce zajął głośny ryk z kilkunastu gardeł. Orki nadbiegały dwoma grupami, starając się oskrzydlić uciekinierów,  jednak po ich wykrzywionych pyskach było widać, że skutki kilkudniowego pościgu również dały im się we znaki.
Kilku akolitów wzniosło włócznie, starając się nadziać na nie szarżujące bestie, Kress skoczył w kierunku największego z napastników, momentalnie unieruchamiając jego uzbrojoną w topór dłoń swoją chwytną macką, jednocześnie dźgając ostrym żądłem umieszczonym na końcu długiego ogona. Mroczne dusze rozpoczęły taniec śmierci, na szczęście, akurat na tą chwilę ich nastroje były mocno bojowe i pozytywne, lecz w każdej chwili mogli wpaść w odmęty depresji i zrezygnować z walki. Zwierzoludzie wyglądali na najbardziej zadowolonych z walki, wpadli w bojowy szał i całą trójką rzucili się naprzeciw atakującym wojownikom.
    Gustaf wycelował swój kostur, przypominający zamocowaną na sztorc kosę w najbliższego przeciwnika i wyrecytował krótkie zaklęcie przemiany. Orkowy łucznik nie zdążył zareagować, gdy mała iskra dotknęła jego ręki, zamieniając ją w ciągu kilku sekund w jadowitego węża, który momentalnie zaczął kąsać swojego właściciela. To było bardzo proste zaklęcie, a jednak wyczerpało magistra na tyle, że nie był on w stanie tkać na razie żadnej magii.
    Zwierzoczłek Ahrbagh uniósł wysoko swoją szablę nad głowę i z nieludzką siłą ciął nią w dół, celując w plecy orka, który właśnie starał się uniknąć ciosu włóczni jednego z kultystów. Ostrze przeorało kark stwora i ześlizgnęło się po jego żebrach, ork momentalnie odwrócił się do nowego wroga, nastawiając drewnianą tarczę, by osłonić się przed kolejnym, bolesnym ciosem, jednak w tym samym momencie, włócznia akolity przeszyła jego serce od tyłu, kończąc tym samym jego żywot.
Ahrbagh kiwnął głową akolicie z uznaniem i skierował się w stronę najbliższego wroga, gdy potężny, wykonany z kamienia topór rozpłatał jego czaszkę na dwoje. Akolita nie zdążył zareagować, ork, który jednym ciosem powalił zwierzoczłeka, pojawił się znikąd, jego szalone oczy płonęły dziką czerwienią, a z obślinionego pyska wystawał poszarpany jęzor. Człowiek dźgnął włócznią przed siebie niecelnie i zaraz potem osłonił się tarczą, przed nadciągającym ciosem. Zbita z desek, pokryta skórą tarcza rozpadła się na kawałki. Pogruchotana ręka akolity zwisała nienaturalnie, gdy ten potykając się biegł na oślep w las.
Gustaf Wolf wyjął ostrze kostura z ciała martwego goblina i starając się skupić jak najbardziej, zaczerpnął z Warpu, usiłując tkać niszczycielskie zaklęcie. Tym razem udało mu się porazić magią dwóch orków naraz, walczyli blisko siebie, więc ich zmienione w długie macki nogi, zaczęły oplatać szyje zielonoskórych dusząc ich wzajemnie z nieodpartą siłą.
    Walka dobiegała końca, orkowie się wycofali natrafiając na niespodziewany opór, jednak magister wiedział, że jak tylko ich wrogowie otrząsną się z porażki, zaatakują znowu, jeszcze gwałtowniej i brutalniej.
Straty po stronie kultu Chaosu były dotkliwe, wszyscy trzej zwierzoludzie leżeli martwi, pięciu akolitów zostało rozszarpanych na kawałki, dwaj uciekli i prawdopodobnie zostali pojmani, lub zabicie gdzieś w lesie, a jeden z dwóch mutantów, pozbawiony głowy siedział oparty o pień drzewa, wyglądając jakby odpoczywał po męczącym dniu.
Towarzysze pozbierali co cenniejsze rzeczy martwych kompanów i ruszyli w kierunku Essen, mając nadzieję, że zielonoskórzy zaniechają dalszego pościgu, biorąc pod uwagę, że oni również ponieśli duże straty.
    Tym czasem wzeszło słońce i jak na złość, zapowiadała się ładna pogoda. Gustaf idąc przed siebie rozmyślał o wydarzeniach sprzed kilku dni, gdy jeszcze razem ze swoim kultem byli jedną z największych grup w Mordheim. Magister nie mógł zrozumieć, jak doszło do tego, że banda zielonoskórych rozwinęła się tak mocno tuż pod jego nosem. Nagle po prostu wyleźli z zakamarków zniszczonego miasta i urządzili kilku wiodącym grupom krwawą łaźnię. Gustaf Wolf został zaatakowany jako ostatni i dzięki panującemu w mieście zamieszaniu, zdołał uciec z Mordheim, jednak jak pokazywała rzeczywistość, nie na wiele się to zdało.
Jeden z akolitów dał znać, że zauważył ludzi daleko z przodu, byli to dwaj rolnicy, którzy wypalali właśnie łupiny i łodygi po kukurydzy. Gustaf rzucił okiem na swoją kompanię, trzech akolitów i dwoje mrocznych dusz wyglądali na zwykłych najemników, on sam, odziany w ciężką togę z kapturem, mógł uchodzić za mnicha, jednak opętany Kress, mający ponad dwa metry wzrostu, rogi, zmutowane kończyny i ogon skorpiona, nie przypominał niczego, co zignorowaliby dwaj mieszkańcy pobliskiej wsi. Drużyna musiała ominąć kukurydziane pole szerokim łukiem, nadrabiając nieco drogi, jednak nie ryzykując konfrontacją z tutejszą strażą miejską.
    Wbrew oczekiwaniom, orkowie nie zaatakowali ponownie, wyglądało na to, że zaniechali pościgu i postanowili wrócić do upadłego miasta. Kultystów bardzo cieszyła ta świadomość, mogli się nieco rozluźnić i poświęcić czas na tak bardzo wyczekiwany odpoczynek. Akolici wysłani przez magistra w teren, wrócili z małym workiem ziemniaków, kilkoma kolbami kukurydzy i cudem złapaną przepiórką. Gustaf z początku nie chciał się zgodzić na rozpalenie ognia, ale w końcu uległ, gdy pomyślał o pysznym, pieczonym mięsie dzikiego ptaka.
Ziemniaki pieczone w popiele, kukurydza na gorąco i ociekające tłuszczem udko przepiórki poprawiły nastrój magistra. Położył się na trawie przy wygaszonym ognisku i patrzył na krystalicznie czyste niebo, rozświetlane promieniami popołudniowego słońca. Przyjemne ciepło i poczucie sytości rozleniwiło czarodzieja, nie wzbraniał się przed snem, który delikatnie ukołysał zmęczone ciało i wycieńczony umysł.
    Gustaf śnił najpierw o swojej dawnej rodzinie, nie pamiętał ich twarzy, jednak wiedział, że postacie ze snu to właśnie oni. Krzątał się po starym domu swojej matki, przygotowując naczynia do świątecznego obiadu, jego siostra rozkładała sztućce na stole, pokrytym jedwabnym, zielonym obrusem. Brat poprawiał krzesła, robił fikaśne figury z serwetek i ustawiał na środku stołu misy z potrawami, które matka przynosiła z kuchni. Gdy już wszystko było gotowe, całą czwórką stanęli przy swoich miejscach i oczekiwali na przyjście ojca. Ojciec po kilku chwilach pojawił się w drzwiach salonu, niosąc w ręku bogato zdobiony świecznik, płomień świecy zdawał się jarzyć nienaturalnie mocno, jednak jego blask dawał szczególny rodzaj ciepła takiego, które rozgrzewa człowieka od środka, dodaje nadziei i otuchy, leczy psychiczne rany i uzdrawia wszelkie depresje.
    Ojciec postawił świecznik na środku stołu i zaczął recytować słowa krótkiej modlitwy, cała rodzina dołączyła się mrucząc znaną na pamięć inkantację, a po jej ukończeniu, ojciec z uśmiechem wskazał rodzinie krzesła i wszyscy usiedli, zabierając się za pyszne potrawy, rozmawiając żarliwie o codziennych sprawach, przekomarzając się i opowiadając dowcipy.
Nagle coś się zmieniło, z początku Gustaf nie wiedział o co chodzi, dopiero po chwili dotarło do niego, że płomień białej świecy umieszczonej w uświęconym świeczniku zaczyna przygasać. Gustaf przerwał swoje zdanie w połowie, chciał zwrócić uwagę ojcu na to, że płomień gaśnie, jednak nie był w stanie powiedzieć ani słowa, łapał powietrze w usta wielkimi haustami, jednak jego struny głosowe nie drgały, robiło się coraz ciemniej, płomień nie przygasał, on czerniał i po chwili zamienił się w smolisty obiekt, który dymił niczym komin z wędzarni. Wszyscy nagle ucichli, choć wcześniej nie reagowali w ogóle na to, co działo się ze świecznikiem i Gustafem, skierowali wzrok przed siebie, a potem utkwili go tak jakby na swoich kolanach, pochylając głowy.
    To był upiorny widok i choć Gustaf zaczynał być świadom tego, że wszystko to tylko sen, jednak nieprzyjemny dreszcz przeszył jego ciało. Nagle, siedząca najbliżej niego siostra, gwałtownie odwróciła głowę w jego kierunku, rozwarła usta nienaturalnie szeroko, a jej oczy stały się jarzącymi błękitem punkcikami. Z wnętrza dziewczyny dobiegł szeleszczący dźwięk słów i choć przypominał szept to jego siła zdmuchnęła ze stołu wszystkie ścierki i serwetki.
- Ugnij się przed naszą wolą, byś nie był już nigdy z popiołu stworzony, otwórz umysł byś wiedział czego nikt inny nie pojmie... Znajdź idących w cieniu, znajdź wojownika, znajdź krwawy sztandar, znajdź jednego pośród wielu i jego dary nam ofiaruj...
    Siostra zamknęła usta i z powrotem utkwiła wzrok w swoim talerzu, a ciszę przerwał brat Gustafa, który patrzył na niego zielonymi ślepiami z niemal wyłamaną szczęką, pokrytą plamami tłuszczu i kawałków jedzenia, wśród których wiły się małe robaki.
- Ugnij się przed naszą wolą, byś nie był już nigdy słaby i wątły, otwórz swoje rany i wpuść w nie moje dzieci, byś nigdy już nie zaznał bólu gdy ciebie pobłogosławię... Znajdź idących w cieniu, znajdź wojownika, znajdź krwawy sztandar, znajdź jednego pośród wielu i jego dary nam ofiaruj...
    Brat zamilkł, a w jego miejsce odezwała się matka, której oczy przypominały fioletowe płomienie. Kobieta szeroko otworzyła usta i niejednoznacznie poruszając w nich dziwnie wydłużonym językiem przemówiła z taką mocą, że wszystkie szklane przedmioty w salonie rozprysły się na tysiące ostrych kawałków, tnących niczym brzytwy skórę wszystkich uczestników posiłku. 
- Ugnij się przed naszą wolą, byś zrozumiał co to rozkosz, byś w bólu i ekstazie mógł rządzić między śmiertelnymi... Znajdź idących w cieniu, znajdź wojownika, znajdź krwawy sztandar, znajdź jednego pośród wielu i jego dary nam ofiaruj...
    Matka spuściła wzrok, a jej szczęka chrupnęła nieprzyjemnie, gdy stawy wracały na swoje miejsce. Gustaf popatrzył na ojca wiedząc, że i on przemówi obcym głosem, jednak nie spodziewał się istnego tajfunu, jaki towarzyszył ostatniej manifestacji mrocznych mocy. Twarz ojca zmieniła się w maskę uosabiającą samą śmierć, płonące w jej oczodołach czerwone płomienie przepalały na wskroś miejsca, na które patrzyły. Gdy głos z wnętrza ojcowskiego gardła ryknął, podmuch przewrócił stół, a uczestników rodzinnego spotkania rozrzucił po kątach niczym lalki. W akompaniamencie wycia demonicznego huraganu i dźwięku roztrzaskiwanych mebli oraz naczyń, Gustaf usłyszał gardłowy pomruk ojca.
- Ugnij się przed naszą wolą, byś zawsze pokryty był krwią wrogów, a swoją przelewał dla mnie tylko w ofierze, byś za każdym razem mógł oddawać życie dla mnie, wiecznie... Znajdź idących w cieniu, znajdź wojownika, znajdź krwawy sztandar, znajdź jednego pośród wielu i jego dary nam ofiaruj...
    Gustaf Wolf ocknął się ze snu, słysząc alarmowe nawoływanie jednego z kultystów. Przed oczami miał jeszcze widok rozrywanego na kawałki salonu rodziców i krwawe strzępy ludzi, którzy w nim przebywali, przetarł jednak dłonią oczy i chwycił za leżący obok kostur, nadchodzili orkowie.
Trudno było oszacować ilu zielonoskórych przetrwało poranną bitwę, jednak ci, którzy teraz atakowali, robili hałasu jakby było ich co najmniej stu. Osłaniani mrokiem nocy, która zdążyła już zapaść, otoczyli obozowisko kultystów i najwyraźniej nie mieli ochoty tym razem nikogo puścić żywcem. Gustaf przygotował szybkie zaklęcie, jednocześnie upewniając się, że jego kompani są zwarci i gotowi do nierównej walki. Akolici chwycili mocno włócznie w dłonie, mroczne dusze uniosły swe wielkie miecze ponad głowy, mutant wyszczerzył kły do nadbiegających wojowników i pomachał im groźnie swoim krabim szczypcem, a opętany Kress zaryczał wściekle.
    Nagle dało się słyszeć dziwny świst i towarzyszące mu jęki bólu. Gustaf słyszał odgłos padania dużych ciał na ziemię, szczęk żelastwa i ekwipunku, oraz paniczne kwiczenie ranionych. Wydawało mu się, że kontem oka widzi pochylone kształty przemykające pośród sylwetek masywnych orków, nie rozumiał co się dzieje i postanowił nie zwlekać z rzuceniem przygotowanego zaklęcia. Silne światło zabłysło na czubkach palców jednej z trzech rąk magistra, odsłaniając przed kultystami niesamowity widok.
Dookoła nich, kilkudziesięciu zakapturzonych, odzianych w czarne płaszcze osobników, dokonywało właśnie rzezi na kilkunastu orkach i goblinach. Postacie otaczały kultystów zwartym pierścieniem, gdy magiczne światło zaczęło blednąć, by w końcu zniknąć całkowicie, topiąc nieznajomych w mroku nocy.
    Gustaf zdawał sobie sprawę z czym ma do czynienia, nie raz walczył ze Skavenami w Mordheim, ale ci byli inni, inaczej zorganizowani, ubrani jednakowo, poruszający się cicho i sprawnie niczym cienie.
„Znajdź idących w cieniu...” - usłyszał magister w swojej głowie i bez chwili namysłu rozkazał kultystom rzucić broń i się poddać. Skaveni rozbroili wszystkich i związali, Gustaf spodziewał się problemów z Kressem, ale ten potulnie pozwalał krępować swoje kończyny i nawet nie burknął, gdy jeden ze szczuroludzi zarzucił mu worek na głowę. Siedzący w ciele Kressa demon był świadom tego co ma się wydarzyć i poddawał się woli Mrocznych Bogów bez sprzeciwu.
    Skaveni prowadzili kultystów w nieznane przez kilka dni, podawali im tylko wodę nie troszcząc się kompletnie o ich burczące z głodu brzuchy. Od czasu do czasu, kolejne grupy jeńców dołączały do tej swoistej karawany, Gustaf zastanawiał się dokąd prowadzi ich ta męczeńska droga, jednak ufał bóstwom w które wierzył i nie kwestionował ich zdania. Wiedział tylko, że na końcu tej tortury znajdzie „wojownika” i będzie to znak, że wszystko jest zgodne z boskim planem. Z tego co słyszał, niektórzy więźniowie byli mordowani i pożerani przez skavenów w czasie dłuższych postojów, jednak nikt z jego drużyny dziwnym trafem nie ucierpiał, w czym magister widział kolejny znak przeznaczenia.
    Mniej więcej po tygodniu podróży, skaveni postanowili nakarmić więźniów. Zapędzili ich wszystkich do jakiejś jaskini, gdzie zdjęli im worki z głów i podali do zjedzenia gorącą mazię, śmierdzącą stęchłym łojem i nadgniłym mięsem. Gustaf wolał nie wiedzieć z czego była zrobiona potrawa, połknął ją kilkoma haustami, dając znak swoim kultystom, by zrobili podobnie. Magister wykorzystał te kilka chwil, kiedy miał odsłonięte oczy, żeby przyglądnąć się swoim oprawcom, jak również ponad setce innych więźniów.
Szczuroludzie należeli do jednego klanu, ich sposób ubierania się, broń jak i charakterystyczne poruszanie się bez generowania jakiegokolwiek dźwięku wskazywało na klan Eshin, assassynów z dalekiego wschodu. Pospolity strażnik tej grupy zdawał się być groźny niczym dziesięciu dobrze uzbrojonych akolitów, a co dopiero sami zabójcy, pokazujący się od czasu do czasu przy wejściu do jaskini. Reszta więźniów natomiast, była zbieraniną osobników wszelkich ras i narodowości, poczynając od kilku dumnych elfów, a na małej grupce snotlingów kończąc. Wszyscy oni byli wycieńczeni i zrezygnowani, długotrwały marsz i brak pożywienia zrobił swoje, więc nie mieli ochoty na bezsensowne próby ucieczki, czy choćby na wypytywanie o swój los.
    Małe zamieszanie powstało, gdy kilku zielonoskórych zaczęło się miotać podczas zakładania im z powrotem worków na głowy. Dla przykładu więc, skaveni skrócili o głowy dwóch z nich, kończąc momentalnie wybuchy niezadowolenia wśród więźniów.
Gustaf zaczął się niecierpliwić, z dnia na dzień jego wiara w to, że jest właśnie na drodze do osiągnięcia potęgi i boskiej wdzięczności malała, jednak gdy następował kryzys, śnił sen o świątecznej imprezie i budził się pełen wigoru oraz odnowionych nadziei. Potrzebował jedynie kolejnego znaku, by bez wątpliwości poddać się woli swych bogów i ów znak niebawem otrzymał.
    Pod koniec trzeciego tygodnia ciężkiej podróży, inaczej niż poprzednio, skaveni zorganizowali posiłek w otwartym terenie, w ciągu dnia, na szerokiej leśnej polanie.
Gdy strażnik zdjął z głowy Gustafa przepocony worek, jego oczom ukazał się niecodzienny widok. Wzdłuż ściany lasu, w zabarwionych na brązowo i czerwono namiotach i w ich okolicy, roiło się od wojowników z północy, wielkich, odzianych w kolczaste kropierze wierzchowców, oraz niezliczonych zastępów mutantów, trolli i ogarów Chaosu.
Serce magistra zabiło mocniej gdy zrozumiał, że patrzy na obóz sojuszników szczuroludzi, obie frakcje odnosiły się do siebie z widocznym dystansem, jednak nie było między nimi wrogości. Skaveni zaczęli rozdawać posiłek zaciekawionym i przerażonym jeńcom, którzy nie mogli uwierzyć własnym oczom. Magister chwycił łapczywie kawałek chleba i miskę którą dostał, momentalnie pochłaniając jej cuchnącą zawartość. Wbił wzrok w kotłujących się pod lasem mutantów, wypatrując upragnionego znaku.
    Od strony obozu Chaotyków nadjeżdżał pancerny orszak, kilku rycerzy Chaosu, zakutych w ciężkie, pomalowane na czerwono zbroje, towarzyszyło rosłemu kapitanowi, dzierżącemu w dłoni runiczny miecz, który widocznie służył posiadaczowi za swego rodzaju oznakę funkcji. Jeźdźcy  zatrzymali się nieopodal, najwidoczniej nie chcąc zbliżać się za bardzo do grupy jeńców.
Na spotkanie Chaotykom wyszedł jeden skaven, cały odziany w czerń, stwór podszedł do oczekujących i kiwnął im głową. W odpowiedzi, rycerz, jako jedyny noszący czarny pancerz, pochylił się nieco w siodle i powiedział coś na powitanie.
Gustaf nawet nie zdawał sobie sprawy z faktu, że wstał, magiczną iskrą przepalił sznur łączący go z innym więźniem i zaczął iść w kierunku obserwowanej sceny.
„...znajdź wojownika...” - usłyszał szept dochodzący z wymarzonej pustki i nie zwracając uwagi na usiłujących pochwycić go strażników krzyknął z całych sił.
- Witaj wojowniku!


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#40 2016-04-29 12:38:05

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

EPILOG


Epizod III



"Zbierają się chmury nad tym światem światem, mój przyjacielu, a zanim zamienią się w wielką, wielką burzę, zobaczysz wiele niezwykłych rzeczy, doświadczysz niespotykanych wydarzeń wydarzeń. Patrz i podziwiaj przyjacielu."
Squeek the Cunning do zniesmaczonego assassyna.


Bitwa wybuchła nagle, jak wiosenna burza, która w mgnieniu oka zasnuwa błękitne niebo czarnymi chmurami. Atmosfera w obozie była gęsta i nerwowa już od kilku dni, wiadomo było, że wystarczy mała iskra, źle złożone zdanie, złe spojrzenie i zacznie się bratobójcza rzeź.
Pożary wybuchały w całym obozie z niepokojącą częstotliwością, rozświetlając nocne niebo i tworząc łunę widoczną z daleka. Walczący nie mieli czasu na formowanie szeregów, szukanie swoich dowódców, czy wydawanie komukolwiek rozkazów, po prostu chwytali co mieli ostrego pod ręką i starali się zabić każdego, kto się zbliżał.
    Czempion Kratah the Favorite wyszarpnął swój zakrwawiony, runiczny miecz z ciała martwego zwierzoczłeka i przygotował się do obrony przed trzema mutantami, którzy rzucili się na niego jak wygłodniała sfora. Czempion uderzył pierwszego napastnika swoja kościaną tarczą wykonaną z czaszki demona, który nadal w niej przebywał. Tarcza z przeraźliwym zawzięciem kąsała swoją ofiarę, wyżerając jej okropną dziurę w piersi. Następny przeciwnik padł na kolana przed Kratah'em, gdy ten z niesamowitą wprawą obciął mu wszystkie trzy kończyny, a na koniec głowę. Ostatni z mutantów zawahał się, rozpoznał w końcu swojego przeciwnika i stracił całą chęć do walki. Opuścił uzbrojone w maczugi ręce, nie wiedząc co dalej począć.
- Weź się w garść!- Krzyknął czempion. - Pomóż mi zebrać naszych! Poszukaj Theora i Gutrasa! Niech wszyscy przeciskają się na północną grań!
Mutant kiwnął głową posłusznie i rozglądając się bacznie, pobiegł w głąb płonącego obozu, starając się unikać walki.
    Wojownicy w końcu zaczęli formować małe grupy sprawiając, że walka zaczęła przypominać walną bitwę, a nie młóckę młodocianych bandytów w czasie dożynkowych imprez. Coraz częściej dało się słyszeć charyzmatyczne głosy kapitanów, przywołujących do porządku swoich podwładnych i w końcu ktoś na tyle głośny, by przekrzyczeć bitewny harmider, wydał rozkaz do odwrotu. Nikt nie wiedział kto wydał polecenie, ale każdy przyjął, że dotyczyło to właśnie jego. Walczący przerywali pojedynki, ewentualnie dobijając niemobilnych pechowców i rozbiegali się po okolicy, szukając swoich sojuszników i miejsca, w które mieli się ewakuować.
    Kratah the Favorite oszacował straty, patrząc na zebranych wokół niego wojowników, wyglądało na to, że zarówno po jednej, jak i drugiej stronie zginęło niewielu, najgorsze jednak było to, że spłonął doszczętnie prawie cały obóz, a wraz z nim prowiant, zapasy i zapewne część łupów. Po drugiej stronie obozu, wzdłuż północnej grani zebrała się druga część armii Chaosu, której najwyraźniej przewodził odziany w ciemno niebieskie szaty czarnoksiężnik. Rougull już od kilku tygodni podjudzał część obozu do buntu przeciwko Kratah'owi, nie miał posłuchu wśród wyznawców Nurgla i Khorna, ale jego jadowite słowa trafiały do pobłogosławionych przez Tzeentcha i to najwyraźniej wystarczyło, by tej właśnie nocy spór między rządzącymi wybuchł na poważnie.
Kratah nie miał ochoty na negocjacje, dyplomacja w tym wypadku mogła oznaczać tylko słabość. Spór mogła rozwiązać tylko krwawa walka i głowa przegranego nabita na włócznię. Po stronie Rougulla stanęło zaledwie kilkudziesięciu maruderów, niewielka grupa zwierzoludzi, paru rycerzy, oddział lekkiej kawalerii i może ze dwudziestu mutantów. Kratah dowodził siłami dziesięciokrotnie większymi i na pierwszy  rzut oka wydawać by się mogło, że wystarczyła by jedna zdecydowana szarża, by zmieść buntowników z powierzchni ziemi. Jednak czempion nie był bezmyślnym barbarzyńcą, wiedział doskonale, że jego przeciwnik posiadał ogromną przewagę w postaci potężnej magii przemian oraz przywołań.
    Oczywistym priorytetem stało się więc wyeliminowanie maga, jego śmierć zakończyłaby definitywnie konflikt, a wyznający Pana Przemian w końcu podporządkowaliby się woli silniejszych. Kratah nie przypuszczał jednak, że Rougull da się tak po prostu dopaść, czempion potrzebował planu i to dobrego, niestety, nie miał czasu na jego opracowanie.
W niebo poszybowały słowa mocy, nieustający zaśpiew czarnoksiężnika sprowadzał właśnie zgubę na dopalające się szczątki obozu.
Kratah zaryzykował, w zasadzie nie miał innego wyjścia jak tylko szturmem przebić się przez nielicznych przeciwników i unieszkodliwić maga. Wykrzyczał najgłośniej jak potrafił rozkaz konnym rycerzom, ci spięli swoje demoniczne rumaki i ruszyli niszczącą wszystko po drodze falą, w stronę znienawidzonych wyznawców Tzeentcha.
    Czempion zagwizdał przenikliwie, dając tym samym polecenie do ataku hordzie ogarów, która wyła i ujadała zapalczywie, oczekując na ucztę świeżego mięsa i krwi. Kolejne do ataku ruszyły spawny i mutanci, a na koniec szybkim marszem ciągnęli piesi rycerze i maruderzy. Konnica była już w połowie drogi, gdy za ich plecami pojawił się pierwszy portal.
Miał trójkątny kształt i zawisał poziomo, dwa metry nad ziemią, tworząc swoistą dziurę w niebie. Podobny obiekt pojawił się nieopodal kilka sekund później, potem następny i następny. Zakuci w czerwone zbroje jeźdźcy, czując plugawą magię w pobliżu, przyspieszyli jeszcze bardziej, zmuszając wierzchowce do iście demonicznego wysiłku. Od pierwszego szeregu maruderów przeciwnika, dzieliło ich zaledwie kilkanaście metrów, gdy niespodziewanie, przed ten szereg wyszedł sam Rougull intonujący jedno ze swoich zaklęć.
    Kratah nie wierzył własnym oczom, gdy patrzył na szarżę ponad trzydziestu straszliwych wojowników z północy, którzy nagle zniknęli. Okrągła, przeźroczysta sfera otoczyła galopujące rumaki i zamknęła je w nieprzenikalnej dla żadnej materii kuli. Sfera uniosła się w powietrze i zawisła kilkanaście metrów nad ziemią. Wewnątrz, przygniatani swoim własnym ciężarem ginęli zarówno rycerze, jak i ich wierzchowce, a ich agonalne krzyki i wycie, były całkowicie wygłuszone przez magiczną bańkę. Podobny los spotkał hordę ogarów, które zamknięte w magicznej sferze, kotłowały się panicznie, raniąc i zagryzając siebie nawzajem.
To jednak był dopiero początek, wiszące od minuty w powietrzu portale, zaczęły wydawać z siebie przenikliwe dźwięki przypominające rozbijane szkło. W akompaniamencie tej drażniącej uszy kakofonii, przez portale na ziemię zaczęły spadać demoniczne pomioty z Warpu. Horrory, flamery, dyski, w ciągu kilku chwil zapełniły dymiące obozowisko, oczekując na rozkazy swojego pana. Rougull widząc, że najbardziej mobilne jednostki wroga są unieruchomione, a pozostałe wkrótce zostaną związane walką z demonami, postanowił wycofać się z walki, pozostawiając bitwę własnemu losowi.
    Kratah the Favorite zawył wściekle widząc, jak jego nemezis zbiera swoje oddziały i szybko opuszcza przełęcz, maszerując dziarsko na wschód. Tym czasem, stary obóz Chaosu zamienił się w pole bitwy po raz kolejny. Magiczne płomienie rozpaliły kolejne pożary, szarżujący mutanci zdziesiątkowani przez błękitne płomienie, rozpierzchli się we wszystkie strony, zwierzoludzie atakowani z powietrza przez piszczące paraliżującym głosem dyski, nie mogąc dosięgnąć przeciwnika, zaczęli w szale mordować siebie nawzajem. Nieporadne spawny przetaczały się to w jedną, to w drugą stronę, czyniąc tyle samo szkód swoim wojownikom jak i demonom.
Kratah nie potrafił nad tym zapanować, wykrzykiwał rozkazy to na lewo, to na prawo, starając się swoją charyzmą motywować walczących do wysiłku, ale przede wszystkim do posłuszeństwa, jednak w głębi swojej mrocznej duszy wiedział, że oto właśnie ponosi kolejną klęskę tego dnia i że konsekwencje tego, będą o wiele gorsze niż strata połowy armii.
    Kilkaset metrów dalej, w gęstwinie niskich krzewów, dwie przycupnięte postacie, przyglądały się bacznie widowisku, jakie rozgrywało się pośrodku przełęczy. Jedna z postaci, odziana w czarny płaszcz z kapturem, przyciskała do oka kilku calową, miedzianą tubę, patrząc przez nią na walczących. Druga z postaci, opatulona beżowymi łachmanami, nosząca na głowie poszarpaną czarną bandanę, trzymała w dłoni kawałek zasuszonej jaszczurki, którą co chwila nadgryzała, patrząc z zaciekawieniem w kierunku przełęczy.
- Co pokazuje luneta, luneta mistrzu? - Dopytywał ten z jaszczurką.
- Człowieki mają kłopoty, wygląda, wygląda że mały czarodziej daje niezłego łupnia.
Odpowiedź nie usatysfakcjonowała tego ciekawskiego, który połknął z głośnym gulgotem ostatni kęs mięsa i zapytał.
- Myślisz myślisz mistrzu, że te człowieki się nadają, nadają dla naszej sprawy?
Po chwili ciszy, przerywanej nachalnymi chrząknięciami i niecierpliwym wierceniem się pytającego, ten w czarnej todze odpowiedział.
- Nadają się doskonale, doskonale Fizel, mój przyjacielu, a teraz stul pysk proszę proszę ciebie.
Niepocieszony, właściciel poprzecieranej bandany wyciągnął z sakiewki przytroczonej do pasa kolejną jaszczurkę i zaczął ją rzuć metodycznie, ciamkając przy tym niemiłosiernie.
Jego towarzysz, odsunął na chwilę lunetę od oka i zdzielił nią przez głowę hałasującego, karcąc go również bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem spod kaptura.
     Kratah the Favorite powoli odzyskiwał kontrolę nad swoimi oddziałami, zyskiwał również przewagę nad demonami, część z nich odsyłając w zaświaty własnym mieczem. W końcu, po prawie godzinnej walce, udało się zniszczyć ostatni dysk i ugasić ostatniego flamer'a. Wyczerpała się również moc zaklęć, które więziły dotąd rycerzy oraz ogary Chaosu. Przeźroczyste sfery pękły, niczym mydlane bańki, uwalniając swoją zawartość i pozwalając jej spaść kilkanaście metrów w dół. Oczywiście upadek przeżyło niewielu, a ci, którzy przetrwali, nie byli w stanie utrzymać się na własnych nogach z powodu niedotlenienia i poważnych ran.
Czempion zebrał dowódców oddziałów i rozkazał im przegrupować swoje jednostki, zauważył przy okazji, że część wybrańców wyznających Khorna, patrzy na niego spod byka, tak jak się spodziewał, morale armii podupadło, a za niepowodzenie, będzie się teraz obwiniać właśnie jego. Koniec takiej historii mógł być tylko jeden, wystarczyło, że za parę godzin kilku narwańców dojedzie do siebie, popiją wina i przyjdą do niego, by postarać się odebrać mu przywództwo.
    Wina jednak nie było, wszystkie zapasy z obozu zostały doszczętnie zniszczone, nie było alkoholu, jedzenia, a nawet pojawił się problem ze zwykłą wodą, po którą trzeba było się wyprawiać nad małe jezioro, znajdujące się kilkanaście kilometrów dalej. Sytuacja była przytłaczająco tragiczna i Kratah doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Czempion usiadł na pniu pokaźnych rozmiarów drzewa, powalonego podczas jakiejś silnej burzy i zamyślił się na chwilę. Wspomniał swoją pierwszą wyprawę na południe, gdy jako młody marynarz, wraz z Drumem Czerwonobrodym zdobywali łupy na kislevskich wieśniakach. Wspominał jak kilkanaście miesięcy później, napadli na małą flotę elfów i jak po raz pierwszy zerżnął kilka zadufanych w sobie panien tego gatunku. Wspominał również, jak pod wodzą Barnakudy i jego hordy zwierzoludzi, napadli na małe imperialne miasteczko, wycinając w pień wszystkich obrońców, biorąc do niewoli wszystkich młodocianych, a do haremów wszystkie kobiety, jakie tam znaleźli, a które nie zdążyły podciąć sobie żył. Wtedy nie zastanawiał się nad takimi rzeczami jak brak pożywienia, wody i dachu nad głową w zimowe noce, wtedy to wszystko po prostu było, ktoś tam się tym zajmował i dbał o to. Teraz było inaczej, to Kratah musiał się o to zatroszczyć, lub wyznaczyć do tego odpowiednią osobę.
    Nagle czempion zauważył ruch po swojej lewej stronie i z niedowierzaniem stwierdził, że na pniu koło niego, usiadła zakapturzona postać, opatulona czarnym płaszczem. Nieznajomy pachniał dziwnie, Kratah'owi nigdy wcześniej nie było dane czuć podobnego smrodu, ale przypominał on zapach mokrego futra. Postać siedziała nieruchomo, patrząc w kierunku rozkładających nowe obozowisko maruderów. Czempion powoli położył dłoń, na rękojeści miecza, starając się ocenić swoje defensywne możliwości w takiej sytuacji.
- Człowiek, przestań przestań, gdybyśmy chcieli, już byś leżał martwy, martwy.
Przemówił nieznajomy, kalecząc nieco norski. Kratah nie dał się jednak zwieść, nadal trzymał broń w pogotowiu, zdecydowany w każdej chwili na atak, lub obronę, jeśli przeciwnik okaże się na tyle szybki i groźny. Tym czasem, zakapturzona postać kontynuowała swój monolog.
- Trudno będzie tobie, tobie człowiek poradzić na czrodzieja, twoje stwory silne, bojowe, ale czarodziej daje rade z daleka, z daleka. Sztuczki jego nie do przebicia, przebicia dla ciebie człowiek.
    Kratah w duchu przyznał, że ta sytuacja była o tyle niecodzienna, co na swój sposób przerażająca. Obcy bezszelestnie zakradł się do obozu, bezczelnie usiadł przy czempionie jak niby nigdy nic i prawił te swoje dziwne kazanie. Chaotyk już miał spytać rozmówcę o tożsamość, gdy zauważył wystający spod jego togi ogon, szczurzy, łysy ogon podrygujący nerwowo na lewo i prawo. Czempion nie odezwał się zatem dochodząc do wniosku, że ma do czynienia ze szczuroludem, o których nasłuchał się w czasie morskich podróży. Jego milczenie nie przeszkadzało nieznajomemu, który kontynuował jak gdyby od niechcenia.
- Twoje stwory trochę pobite, pobite, nie wierzą już w ciebie człowiek, nie chcą walczyć dla słabych słabych, dla ciebie. Zbuntują się i nabiją ciebie na kołek, ostry ostry kołek.
Po tych słowach nastąpiła niezręczna cisza, Kratah zrozumiał, że teraz jego kolej na przemowę i że to co powie w ciągu kilku następnych chwil, zadecyduje o jego przyszłości i powodzeniu całej wyprawy.
- Co zatem proponujesz, nieznajomy, dużo mówisz jak na kogoś, kto działa tak cicho i skrycie, a przyszedł tu sam i w idiotyczny sposób ryzykuje swoją szczurzą głową.
Kaptur nieznajomego skierował się w stronę Krata'ha, a panujący w nim mrok zawarczał.
- Możesz robić wrażenie, wrażenie taką mową na parchach, których do tej pory, nazywałeś swoimi najgroźniejszymi wrogami. Dla mnie człowiek, miej respekt, respekt i strach bo właśnie darowałem ci życie życie.
Kratah wyczuł w nieprzyjemnym głosie skavena groźbę i pogardę jednocześnie, a wrodzona, niespotykana na północy inteligencja, podpowiedziała wojownikowi, że nie ma do czynienia z szaleńcem, tylko z kimś od siebie potężniejszym, kto zazwyczaj dyktuje warunki, a nie płaszczy się przed byle kim. Zrozumiał również, że właśnie toczy bitwę o swoje życie, najtrudniejszą ze wszystkich w jakich do tej pory brał udział, bo musiał w niej władać słowami, a nie ostrzem, które chyba na niewiele by mu się zdało w tej sytuacji, tak przynajmniej sądził.
- Dobrze więc, skoro wiesz jaki mam problem i pofatygowałeś się tutaj, żeby mi o tym opowiedzieć, to chyba masz mi coś więcej do zaoferowania niż groźby.
- Krnąbrnyś, krnąbrnyś, przyjemnie było by patrzeć, jak skomlisz utaplany we własnym gównie gównie, z niewolniczą obrożą przytroczoną do szyi, szyi.
    Czempionem aż wzdrygnęło, każdy, ale to każdy kogo zna, za takie obelgi zginął by marnie w ciągu kilku minut, jednak tym razem Kratah czuł, że walka trwała by kilka sekund i to on byłby tym, który leży martwy u stóp przeciwnika. Przełknął gorycz napełniającą mu usta i najpokorniej jak potrafił, postarał się uspokoić obcego.
- Starczy już, udowodniłeś, że potrafisz co nieco, wierzę też, że nie rzucasz słów na wiatr i masz za sobą sprzymierzeńców, którzy ruszą ci na pomoc w krytycznym momencie, ale skoro tak tu sobie rozmawiamy i dookoła nie świszczy stal, to może przejdźmy do rzeczy?
Skawen odchrząknął i splunął na ziemię, najwyraźniej wiedział już, że bitwę na słowa i argumenty wygrał bezboleśnie, pozostało mu tylko przekazać przeciwnikowi warunki, na jakich musi on się poddać.
- Dostaniesz od nas głowę, głowę twojego czarownika, w zamian za co, pomożesz nam zdobyć inną, inną głowę.
Kratah wpatrywał się w mrok kaptura, starając się wypatrzeć tam cokolwiek, widok twarzy rozmówcy dał by mu nad nim przewagę, jednak skaven był tego doskonale świadom, a ciemność pod kapturem pozostała nieprzenikniona.
- Skoro jesteś taki mocny, to czemu sam sobie tej waszej głowy nie zdobędziesz, po co ci pomoc kogoś takiego, słabego jak ja?
Czempion starał się, aby jego słowa nie brzmiały zbyt ironicznie, nie udało mu się jednak i znowu zdenerwował nieznajomego.
- Człowiek! Ten, którego głowę głowę chcę zdobyć przeraża mnie, przeraża, a ty byś zdechł ze strachu na miejscu, na miejscu, gdybyś go zobaczył. Zrozum człowiek, człowiek, ja nie proszę o pomoc, ja tłumaczę, tłumaczę ci, że zamiast być moim niewolnikiem, niewolnikiem, możesz ocalić życie i przydać się swojej, jak i mojej mojej sprawie.
Kratah w końcu zobaczył coś w mroku kaptura i to nie było przyjemne doświadczenie. Czerwone oczy skavena błysnęły zabójczo i czempion zrozumiał, że większość istot, które widziały ten błysk, po chwili zazwyczaj konały w męczarniach.
- Mam rozumieć, że jestem twoim jeńcem, a ty darujesz mi wolność, jeśli oddam swoje życie w twojej sprawie? Trochę to naiwnie szczuroczłeku, nie uważasz? - Odezwał się człowiek po chwili, cedząc słowa, by nie pogorszyć swojej sytuacji.
- Nie moim, nie moim człowiek, gdybym ja decydował, decydował, leżał byś teraz we własnym gnoju i błagał, błagał o litość. Mój pan, postanowił, że pomoże tobie, jeśli ty w podzięce, w podzięce pomożesz jemu. Jak przeżyjesz, mój pan cie wynagrodzi i puści, puści wolno. Decyduj, stań o zmierzchu na południe od jeziora, jeziora. Tam w wąwozie twój czarownik ma obóz. Jak staniesz, staniesz, podam ci jego głowę do stóp, do stóp, a ty dołączysz do mojej sprawy sprawy. Jeśli nie staniesz, to do zmroku będziesz tarzał się u moich stóp zakuty w łańcuchy, w łańcuchy człowiek...
    Kratah the Favorite zacisnął zęby ze złości, zerwał się na równe nogi wyszarpując miecz z pochwy i stając w rozkroku gotowy do walki z bezczelnym potworem. Ku jego zdziwieniu jednak, przeciwnik zniknął, po prostu rozpłynął się w mroku nocy i pozostawił po sobie jedynie przykry zapach. Czempion rozglądał się nerwowo dookoła, chciał już wezwać ogary, które pewnie wytropiły by skavena, jednak gdyby narobił zamieszania z powodu jednego stwora, wyszedłby na totalnego głupca przed całym obozem, który i tak nie okazywał zbytniego respektu temu, który bez przerwy dostaje po karku.
Kolejne godziny były bardzo ciężkie, czempion musiał wytłumaczyć swoim oficerom, że totalne niepowodzenie w walce ze zdrajcą było ich winą, brak czujności, ospałość i lenistwo były najczęściej powtarzanymi przez Kratah'a argumentami. Koniec końców, dzięki swojemu krasomówstwu zyskał z powrotem posłuch i co ważniejsze, zagrzał swoich towarzyszy do walki. Rozkazał przetrząsnąć obóz w poszukiwaniu czegokolwiek do jedzenia, zarządził potrójne warty i polecił wojownikom odpocząć przed szturmem, jaki postanowił przeprowadzić nazajutrz.
     Kratah the Favorite spał zaledwie dwie godziny, to wystarczyło by zregenerować siły, jednak nie pomogło skatowanemu umysłowi chaotyka. Nadal gnębiła go dziwna przygoda ze skavenem, teraz, gdy nie było go w pobliżu, czempion odzyskał pewność siebie i zaczął szczerze wątpić, czy futrzasty potwór mówił poważnie. To było wręcz niedorzeczne, on, który ścierał się z dziesiątkami potężnych wojowników i potworów, dygotał jak osika w obliczu odzianego w łachmany mutanta. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, Kratah byłby skończony. Odrzucając tę myśl od siebie, skupił się na siodłaniu wierzchowca, za chwile czekał ich forsowny marsz, a potem ciężka bitwa z bezczelnym Rougullem i jego demonicznymi sługami.
    Maruderzy wysłani na zwiady potwierdzili informację o rozbitym przy jeziorze obozie zdrajców, ponoć panowała wśród nich jakaś niezgodność, zwierzoludzie i mutanci przeciwstawiali się wojownikom z Norski, nie chcąc maszerować dalej. Powodów tego zamieszania Kratah nie znał, ale ta zwłoka była mu na rękę.
Kratah dotarł do jeziora niedługo po zmroku, zgodnie z planem, jego mała armia podzieliła się na kilkuosobowe grupki, których zadaniem było jak najszybsze dorwanie Rougulla i skrócenie go o głowę, nim zdąży wezwać swoje przeklęte portale i magiczne pułapki. Do dyspozycji czempion miał tylko piesze oddziały i kilku konnych maruderów ze zwiadu, niestety, rycerze Chaosu nie byli w stanie walczyć po swoich ostatnich przejściach. Kratah uprzedził dowódców, żeby przypilnowali, aby nikt nie palił ognia, żeby polaryzujących mutantów owinąć w jakieś łachmany i żeby wszyscy zachowali ciszę jak najdłużej się da, co było głównie skierowane do wyznawców Khorna, którzy zazwyczaj darli mordy przed bitwą.
    Wojownicy ruszyli w dół zbocza szeroką ławą, truchtając ostrożnie na miarę swoich możliwości. Zacieśniający się półksiężyc toczył się w kierunku obozu zdrajców, osłaniany przez mrok pochmurnej nocy. Kratah popędzał swojego rumaka, jednak nie chciał wyprzedzić zanadto biegnących dookoła mutantów, idiotycznie było by zginąć w pierwszej kolejności od jakiejś zabłąkanej kuli ognia. Nagle któryś ze zwierzoludzi zaryczał jak byk na pastwisku, a reszta jego braci odpowiedziała mu z podobnym entuzjazmem i wzięcie obozu z zaskoczenia przestało być osiągalne. Wśród zdrajców zapłonęły pochodnie, zaczęli się krzątać i budzić towarzyszy, zadudniły rogi alarmowe i bęben. Na środku małego obozu zabłysło błękitne światło, w jego centrum, zakapturzony czarnoksiężnik tkał zaklęcie, nucąc niezrozumiałą inkantację.
    Kratah zaklął siarczyście, uderzył ostrogami boki swojego konia i popędził do przodu, zapominając o własnym bezpieczeństwie. Dookoła obozu zaczęły pojawiać się trójkątne portale, jeszcze pozostawały ciche, ale czempion doskonale wiedział co się zaraz stanie. Jego wojownicy znajdowali się jakieś dwieście metrów od obozu wroga, za daleko by przebić się bez angażowania w walkę. Oczami wyobraźni Kratah widział już powtórkę z ostatniej potyczki z tą różnicą, że on sam był pierwszym, którego dosięgnie plugawa magia Rougulla.
Nagle w świetlistej sferze okalającej śpiewającego maga, pojawił się cień przemykający zwinnie między zdezorientowanymi mutantami. Postać przeskoczyła nad chaotykiem, zadając mu z powietrza kilka szybkich ciosów egzotycznymi ostrzami trzymanymi w dłoniach. Nieznajomy wylądował na ziemi przed oszołomionym Rougullem, bezceremonialnie zerwał z jego głowy kaptur, chwycił za kępkę skołtunionych włosów i odciągnął głowę ofiary do tyłu, błyskawicznie uderzając ostrzem w jej odsłonięte gardło. Trysnęła krew z otwartych tętnic, kolejny cios przerwał wiązania kręgów szyjnych i bezgłowe ciało czarnoksiężnika opadło bezwładnie na poczerwieniałą ziemię.
    Dopiero co otwarte portale, zaczęły drgać i stawać się coraz bardziej przeźroczyste i niematerialne, pędzący w dół wojownicy zaczęli wyhamowywać, a ci, otaczający martwe zwłoki Rougulla patrzyli z niedowierzaniem na odzianego w czerń skavena, który trzymał w wyciągniętej wysoko dłoni, głowę przebiegłego wyznawcy Pana Przemian.
Kratah obserwował to widowisko z niedowierzaniem, jednak był na tyle przytomny, by dać znak swoim dowódcom, aby wstrzymali atak.
Powoli, wszyscy zbliżali się do centrum obozu, gdzie cały czas płonęła dziwna lampa, zatknięta na magicznym kosturze czarnoksiężnika. Kratah zsiadł z konia i ostrożnie szedł w kierunku skavena, nie chcąc wytrącić mijanych zdrajców z letargu, w jaki wpadli po nagłej śmierci swojego wodza.
Czempion stanął w końcu kilka kroków od szczuroczłeka, bacznie mu się przyglądając, gdy ten nagle cisnął ucięty łeb maga pod jego stopy mówiąc.
- To dobrze człowiek, że pogodziłeś się ze swoim losem losem, oto głowa którą ci obiecałem, obiecałem a teraz ty pomożesz mi zdobyć tę, na którą ja poluję, poluję.
Kratah podniósł z ziemi zakrwawiony czerep, przyglądając mu się z odrazą i przemówił w końcu.
- A co mi przeszkodzi, w zabraniu swojego trofeum i dołączeniu do niego jeszcze jednego, futrzastego...
Czempion nie zdążył dokończyć zdania, gdy skaven podniósł do góry zaciśniętą pięść, na ten gest odpowiedział jazgot, wydobywający się z setek gardeł otaczających jezioro z każdej strony. Chaotycy nie wiedząc co się dzieje, przygotowali się do odparcia ataku, rozglądając się niepewnie dookoła. Aby dopełnić wrażenia, jakie wywołały bojowe okrzyki szczuroludzi, większość z nich odpaliła w tym samym momencie zielonkawe lampy i pochodnie, które rozświetliły brzegi jeziora na całej jego długości.
- Możesz być pewien, człowiek, że los los, który ci zgotuję, będzie o wiele gorszy niż śmierć, która zapewne spotka, spotka ciebie w bitwie o którą tak usilnie prosi ciebie mój pan pan.
Kratah ogarnął wzrokiem cały wąwóz i jego zbocza usiane płonącymi pochodniami, skavenów musiało być co najmniej siedem setek, a więc siedem razy więcej, niż Chaotycy mieli wojowników razem ze zdrajcami. Szczuroludzie dysponowali przewagą wysokości, no i mieli zapewne w zanadrzu te swoje miedziane zabawki, o których czempion słyszał, że są zarówno niebezpieczne jak i skuteczne.
- Co dalej? - Spytał krótko Kratah.
- Zbierz zbierz swoich człowieków i poprowadź ich w góry, rano przyślemy wóz, wóz z żarciem dla twoich, a za dwa dni rozbijemy obóz, obóz pod „Masiff Orcal”. Potem spotkasz się z moim panem.
To mówiąc, skaven wmieszał się w tłum i zniknął.
    Kratah the Favorite wolał kuć żelazo puki gorące, podniósł wysoko głowę czarodzieja i krzyknął:
- Wasz zdradziecki przywódca nie żyje! Zasiał w was ziarno nieufności wobec mnie, zmusił was, żebyście podnieśli na mnie rękę i zapłacił za to najwyższą cenę, ja wam okażę miłosierdzie, nie każę was wyciąć w pień, jeśli przysięgniecie mi lojalność i oddanie. Niech padną na kolana ci, którzy chcą oddać swoje życie naszym bogom, w zatrważających bitwach pełnych chwały i łupów! Niech odejdą w spokoju ci, którzy nie chcą podążać moją ścieżka, ścieżką zwycięstw i podbojów , nic mi z waszej podłej krwi, bogowie za taką nie nagradzają. Podejmijcie decyzję, teraz!
    Sojusznicy Kratah'a zbliżyli się do grupy zdrajców, szykując broń na wypadek, gdyby jednak dyplomatyczna mowa czempiona nie przemówiła im do rozsądku. Otoczeni, jeden po drugim zaczęli klękać, zwierzoludzie zrobili to bez wahania, kilku rycerzy i maruderów również, najbardziej ociągali się mutanci, którzy byli zagorzałymi wyznawcami Tzeentcha i dawali sobie sprawę, że w armii zdominowanej przez Khorna i Nurgla, będą wiecznie wyzyskiwani i traktowani jak mięso armatnie. Część z nich nie klękła, zaczęli ostrożnie wycofywać się w stronę odległego krańca wąwozu, w każdej chwili spodziewając się ataku.
Kratah nie pozwolił swoim na rzeź przeciwników, nie chciał ryzykować kolejnych strat tym bardziej, że nadal nie był pewien jak rozwinie się sytuacja ze skavenami, którzy w międzyczasie zniknęli kompletnie.
    Powiększona nieco armia Chaosu ruszyła na północny wschód, w kierunku gór i rumowiska skalnego „Masiff Orcal”. Na jednym z postojów, dowódca rycerzy Chaosu Theor Crow, razem z beastlordem zwierzoludzi Gutrasem the Brute, zażądali rozmowy z czempionem Kratahem. Pierwszy swoje obawy i niezadowolenie przedstawił Theor Crow, który właśnie doszedł do siebie po niefortunnej przygodzie z magiczną bańką.
- Kratah, o co chodzi z tymi skavenami, ani słowem nie wspomniałeś, że masz z nimi jakiś plugawy układ.
Rycerz zmarszczył gniewnie czoło, a na jego łysą czaszkę wystąpił pot z emocji i zdenerwowania zarazem. Swoje pretensje dodał również Gutras, który mimo iż bardziej spokojniejszy, również przejawiał objawy zdenerwowania.
- Zapchlone szczury robią za nas robotę, odbierają nam chwałę pokonania wroga, a ty patrzysz na to i nawet nie mrugniesz?
    Kratah milczał przez chwilę, starając się dobrać idealne słowa do swojej odpowiedzi, wahał się również, czy powiedzieć prawdę, czy może zataić ją i uspokoić swoich dowódców jakimś nieszkodliwym kłamstwem. W końcu podjął decyzję i zaryzykował powiedzenie prawdy, w końcu, jeśli rzeczywiście miał wejść w tymczasowy sojusz ze skavenami, jego kłamstwa mogły by wyjść na jaw i narobić jeszcze więcej szkody.
- Szczuroludzie chcieli z początku nas zaatakować i uczynić z nas swoich jeńców, dogadałem się jednak z ich generałem, że jeśli oni teraz nam pomogą, my pomożemy im w jednej bitwie i pójdziemy wolno swoją drogą.
Zwierzoczłek popatrzył na rycerza, starając się znaleźć w jego pałających wściekłością oczach, odpowiedzi na narzucające się mu pytania. Pierwszy jednak odezwał się Theor, spluwając wcześniej na ziemię z pogardą.
- Poddałeś nas tym zapchlonym kundlom, myślisz, że nie dalibyśmy im rady?
- Widziałeś co zrobił tylko jeden z nich, w pojedynkę przekradł się w sam środek naszych i bez strachu poderznął magowi gardło! - Zirytował się czempion widząc, że rozmowa zaczyna iść niepożądanym torem. Dla Gutrasa to jednak nie był argument i wsparł on rycerza swoim głębokim, dudniącym głosem.
- Miał szczęście, akurat było ciemno i przedarł się między tymi szmatławcami, a z zabiciem tego maga poradziłby sobie byle szczeniak, żadna to sztuka była.
    Kratah czół, że traci grunt, brakowało mu argumentów, a co najgorsze, sam nie był do końca pewien, czy dobrze robi pakując się w ten układ ze skavenami.
- Szczuroludzie obiecali, że pod skalnym rumowiskiem dostarczą nam jedzenie, potem mam się spotkać z ich przywódcą i omówić warunki sojuszu. Do tego czasu, macie być mi posłuszni i nie wszczynać konfliktu z nimi. Jeśli nie dotrzymają słowa z tym prowiantem, pomyślimy nad innym scenariuszem, teraz musimy wylizać rany i zebrać więcej wojowników.
Czempion zmienił sprytnie temat, na co dał się złapać Gutras potakujący bez przekonania, Theor Crow jednak nie był zadowolony z takiej odpowiedzi.
- W najlepszym wypadku nafaszerują nas trucizną i wytną w pień w czasie snu!
- To w takim razie twoi rycerze niech nie jedzą, i niech nie zasypiają, macie stałą wartę do odwołania! - Wrzasnął Kratah, który już dawno stracił cierpliwość.
    Wprawdzie rozmowa z generałami skończyła się po myśli Kratah'a, jednak czempion zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli skaveni go oszukają, jego armia rozpadnie się i w najlepszym przypadku rozpierzchnie się po okolicy w poszukiwaniu godnego przywódcy, lub zguby.
Tym czasem jednak, zbrojny orszak bez większych przeszkód dotarł do „Masiff Orcal” gdzie na osłoniętej przez skalne rumowiska leśnej polanie, skaveni przygotowali miejsce na obóz dla swoich sojuszników. Obóz nie był pusty, dookoła krzątali się niewolnicy z obrożami na szyjach, odziani w łachmany, wygłodzeni i sponiewierani. Pośród nich można było znaleźć przedstawicieli dowolnego gatunku, Kratah spostrzegł nawet takich, o istnieniu których nie miał wcześniej pojęcia.
Nie było tu wielkiej armii skavenów, jak spodziewał się czempion, zamiast tego, kilkudziesięciu szczuroludzi uzbrojonych w dzidy i tarcze, pilnowało porządku, a kilku poganiaczy doglądało prac niewolników.
    Na spotkanie oddziałów Chaosu wyszedł jakiś skaveński mnich, ubrany w przegniłą togę. Szczuroczłek wspierał się na drewnianym kosturze, którego głownia w formie małej latarni, zrobiona była z zaśniedziałego cynku, wewnątrz jarzył się sporej wielkości kawałek spaczenia.
Skaven zaskrzeczał coś niezrozumiale, pochylając przy tym nieco głowę, czempion domyślił się, że to powitanie i kiwnął głową w odpowiedzi. Mnich wskazał kościstą dłonią teren pod skarpą w południowej części polany, i zatoczył mały okrąg, określając kawałek terenu, gdzie prawdopodobnie mieli rozbić się wojownicy Chaosu. Skaven wskazał również kilka przykrytych plandekami wozów, ustawionych na wskazanym terenie i nie tracąc więcej czasu, ruszył w kierunku grupki niewolników, którzy składali średniej wielkości, najprawdopodobniej ukradzione, bretońskie namioty.
    Kratah the Favorite rozkazał swoim ludziom zabrać się za rozbicie obozu, sam natomiast, w towarzystwie Gutrasa, Theora i kilku rycerzy, poszli sprawdzić co znajduje się na wozach.
Tak jak obiecano, wozy wypełnione były beczkami z wodą, kiepskim piwem, suszonym mięsem i ubraniami. Wszystko to, było niezbyt świeże, a skrzynki i beczki nosiły ślady zniszczeń, jednak w obecnej sytuacji, dla armii Kratah'a te towary były cenniejsze niż całe złoto krasnoludów.
Po wystawieniu wart, wysłaniu zwiadu w najbliższe rejony i zagospodarowaniu kilkudziesięciu namiotów, przygotowanych przez niewolników, Kratah usiadł przy jednym z ognisk i zabrał się za suszoną wołowinę. Zapadał zmrok, czempion miał głowę pełną sprzecznych myśli, z jednej strony mógł w końcu odsapnąć, wzmocnić się i na spokojnie obrać kolejne cele swojej kampanii, lecz z drugiej strony, nie był pewien, czy rano nie obudzi się ze sztyletem w gardle. Dla pewności postanowił, że nie będzie kładł się spać.
    Następny dzień rozpoczął się od przykrego, zimnego deszczu i chaotycy z wdzięcznością docenili to, że mogli go przeczekać pod osłoną namiotów. Ciepły posiłek w porze obiadowej, wypełnił burczące żołądki, dodał otuchy i nadziei, w końcu morale nieco wzrosło i Kratah z zadowoleniem usłyszał, że coraz częściej pośród jego wojowników wybuchają gromkie śmiechy.
Po południu do skalnego rumowiska zjechała pokaźna karawana. Skaveni przytaszczyli kilka dużych wozów, których stan wskazywał na to, że ledwo udało je się uratować od pożaru, lub porąbania siekierami. Szczuroludzie przyprowadzili też kilkudziesięciu nowych jeńców, to był świeży nabytek, wielu z nich miało jeszcze siły i chęci na buntowanie się, jednak ci, szybko kończyli z uciętymi głowami, a ich zwłoki na oczach wszystkich wrzucano do wielkich kotłów, gdzie gotowała się strawa skavenów.
    Minął kolejny dzień, zwiadowcy donieśli Kratah'owi, że okolica jest zupełnie pusta, małe wsie i osady zostały splądrowane i spalone, a większe miejscowości albo opustoszały, albo były zamknięte szczelnie od wewnątrz i nikt stamtąd nie wyścibiał nosa. Wyglądało na to, że „Masiff Orcal” było bezpiecznym miejscem i dobrą bazą wypadową. Nazajutrz, Kratah miał się spotkać z przywódcą skavenów i w końcu określić, co dalej z jego łupieżczą wyprawą.
    Pod koniec następnego dnia, który w przeciwieństwie do poprzedniego był słoneczny i pogodny, do obozu zjechała kolejna grupa jeńców, jednak tym razem, oprócz zwykłych strażników, towarzyszyła im grupka odzianych na czarno skavenów, pośród nich, Kratah rozpoznał tego, który ubił na jego oczach czarnoksiężnika Rouguella. Zebrał więc kilku rycerzy i razem z Theorem, pojechali w kierunku terenu szczuroludzi.
Wojownicy zatrzymali wierzchowce kilkadziesiąt metrów przed drewnianymi konstrukcjami, które budowali niewolnicy. Na ich spotkanie wyszło czterech skavenów, wszyscy mieli czarne togi z zarzuconymi na głowy kapturami, jeden z nich przemówił znajomym głosem:
- Człowieki jednak wolą iść na ugodę, ugodę, niż... - Skaven kiwnął głową w kierunku grupy świeżych niewolników, którym właśnie wydawano posiłek.
Kratah pochylił się w siodle i warknął poirytowany.
- Już to przerabialiśmy szczuroczłeku, skończ z tym udowadnianiem mi co krok, kto tu rządzi. Dotrzymałeś słowa w każdej sprawie, którą omawialiśmy, ja również mam zamiar dotrzymać swojego. Pomogę w bitwie, o której wspominałeś, lecz wcześniej miałem spotkać się z waszym przywódcą.
- Tak tak, wielki mistrz pojawi się niebawem, pewnie przed zapadnięciem zmroku przyleci.
Kratah'owi wydawało się, że źle zrozumiał nieco sepleniącego skavena, jednak zrzucił to na bark jego niedoskonałej znajomości norskiego. Nagle, między jedzącymi niewolnikami wybuchło jakieś zamieszanie, kilku skavenów usiłowało pochwycić odzianego w ciemny płaszcz człowieka, który najwyraźniej starał się przebić w stronę rozmawiających. Błysnęła dziwna iskra, a w powietrzu dało się wyczuć spaleniznę i ozon. Człowiek był bardzo zdeformowany przez mutacje, spod płaszcza wystawał mu długi ogon, podobny wyłaniał się z tyłu głowy, a trzy chude, nieco przydługie ręce z widoczną, dużą siłą roztrącały wściekłych strażników.
    Coś szeptało w głębi umysłu czempiona, że ten osobnik jest bardzo istotny, i że już wkrótce mocno zwiąże się z losem Kratah'a. Niemal powalony na ziemię i przyciśnięty drewnianym chwytakiem, mutant krzyknął.
- Witaj wojowniku!


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 
  • Index
  •  » Raporty
  •  » Arka Rogatego Szczura - kampania WFB

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wsclan.pun.pl www.blekitniglowczyce.pun.pl www.gitary.pun.pl www.gp2010.pun.pl www.karczmadnd.pun.pl