Wargaming Wrocław

Baner 26cm

Ogłoszenie

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW


  • Index
  •  » Raporty
  •  » Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

#1 2012-08-09 19:43:07

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

PROLOG

    Granatowe niebo nad Eryd 210 zasiane było miliardami błyszczących gwiazd, przedstawiając sobą niesamowicie piękny widok, jednak wystarczyło nieco opuścić wzrok i czar pryskał. Atmosferę planety wypełniała gęsta, zawiesista mgła, która zdawała się nigdy nie opadać.
Jej niezdrowy, zielonkawy kolor przyprawiał o mdłości, a wrażenie to potęgował nieprzyjemny chlupot, towarzyszący stawianym na grząskiej nawierzchni krokom.
    Czempion Aresus spojrzał na towarzyszących mu czterech Marines, niezmordowanie brnęli po pas w tym cuchnącym błocie, dźwigając dużą, metalową skrzynię. Chaotyk zastanawiał się, dlaczego właśnie jemu zawsze przypada w udziale taka parszywa robota. Niczym nie zawinił Princowi, w niczym nigdy mu nie uchybił, a swoje rozkazy wykonywał sumiennie i zawsze do końca. Aresusa z każdym kolejnym krokiem wypełniał wielki gniew.
    Zamiast stać na czele wielkiej armii, podbijającej światy, on musiał jak jakiś posłaniec, zanosić prezenty przydupasom Keina Unfeelinga. Może to była jakaś próba, test, po zdaniu którego, Daemon Princ wywyższy Aresusa i uczyni go jednym ze swoich Wybrańców.
    Z głębokiej zadumy wyrwał czempiona głos z komunikatora. To Lord Redemptor, usiłował nawiązać połączenie.
- Aresus, flota opuszcza system. Postępuj zgodnie z wytycznymi, po wykonaniu zadania udaj się do Meakulum i tam czekaj. Za dwa miesiące zostaniecie ewakuowani, w tym czasie masz nie wplątać się w żadne kłopoty... - Redemptor przerwał, by po chwili dodać.
- ... i rozerwij się tam trochę przyjacielu, nie samą wojaczką żyjemy. Bez odbioru.
    Aresus uśmiechnął się do siebie, słowa jego potężnego kompana podniosły go na duchu i poprawiły humor. Razem z Redemptorem stoczyli nie jeden bój pod sztandarem Piratów Keina Unfeelinga, jednak Aresus nigdy nie był w stanie dorównać potężnemu Lordowi. Redemptor awansował błyskawicznie, lecz w pełni zasługiwał na swoje wywyższenie, Aresus zawsze ginął gdzieś w jego cieniu, a jego dokonania wydawały się śmieszne w porównaniu z czynami przyjaciela.
Teraz Redemptor był Lordem wielkiej floty Keina Unfeelinga, oraz jego prawą ręką, po zdradzie czarnoksiężnika Betreazela. Aresus natomiast, miał własny dwudziesto-osobowy oddział veteranów i nie znaczył nic.
    Zielona mgła rozmyła się nieco, ukazując brnącym w cuchnącej mazi Marines widok celu ich podróży. Wysoka na trzydzieści metrów, stała przed nimi żelbetowa budowla, przypominająca swym wyglądem starożytne piramidy z Gospelona 12. Była to budowla o podstawie trójkąta, której wierzchołek był ścięty, a krawędzie bezdrzwiowej fortecy były pogrubione i u szczytu tworzyły trzy wysokie, smukłe wieże.
    Mimo iż budowlę było widać, dotarcie do niej zajęło Piratom prawie godzinę. Dookoła nie było ani śladu drogi, czy choćby ścieżki, wszystko pokrywało bezkresne bagno i Aresus zrozumiał w końcu, dlaczego kapitan jego barki nie zgodził się na wysłanie przesyłki w Rhino, które pewnie już dawno by ugrzęzło, lub nawet zatonęło. Jednak nadal nie rozumiał, dlaczego nie można było dostarczyć tej skrzyni drogą powietrzną. Długo nie musiał czekać na wyjaśnienia.
    Gęste powietrze nad jego głową, przeszył świst motorów przelatującej drony. Pokryta rdzą, bulwiasta maszyna z dwoma wirnikami po bokach burt, zatoczyła koło i otwierając ogień z działek pokładowych gdzieś w niebo, czmychnęła w stronę fortecy. Marines upuścili niezgrabnie skrzynię, sięgnęli po boltery i zaczęli czujnie rozglądać się dookoła. Czempion odbezpieczył swój pistolet plazmowy i razem ze swoimi Marines nasłuchiwał. Świst drony pojawił się znowu, jednak tym razem było ich aż sześć. Wszystkie zataczały ósemki nad głowami piratów, strzelając w to samo miejsce, znajdujące się gdzieś wysoko.
    Nagle na stado dron spadł z nieba ciemny kształt, jedna z maszyn została potrącona i wpadła w błoto, dwie inne stanęły w płomieniach i eksplodowały, ukazując na chwilę w świetle wybuchu swojego oprawcę. To było kilkunasto metrowej długości skrzydlate stworzenie, posiadające trzy pary długich odnóży i wielki, wąski łeb o kształcie trójkąta.
Pozostałe drony nie ustępowały, wypluwając dziesiątki kul w pokrytego twardą łuską napastnika. Marines na rozkaz Aresusa również usiłowali trafić stworzenie, jednak trzy wystrzelone pociski rakietowe z bolterów poszybowały niecelnie w powietrze, więc nie było sensu marnować amunicji.
    Piraci odczekali jeszcze chwilę, drony jak i drapieżnik zniknęli, nie było więc czasu do stracenia. Marines podnieśli skrzynię, którą bagno zaczęło już pomału wciągać, a jeden z nich przerwał milczenie i spytał.
- Panie, myślisz, że to maszyny Lorda Kancera?
- Tak Rasowah, nie uczyniły nam krzywdy, a po ich wyglądzie można wywnioskować, że sam Papa Nurgl je zmajstrował.
    Ośmieleni przyjazną odpowiedzią swojego czempiona, wszyscy Marines wybuchli gromkim śmiechem. Aresus pomyślał, że musi nieco otworzyć się na tych czterech, skoro mają ze sobą przebywać na tej zgniliźnie przez najbliższe dwa miesiące.
- Teraz bynajmniej wiemy, dlaczego nie wysłano nas w lądowniku, jeśli tych bestii żyje tu więcej, prawdopodobnie bez problemu dobrały by się do powolnej maszyny.
- Co my w ogóle taszczymy panie? - Odezwał się inny Pirat.
- Nie mam pojęcia Dessea, cała ta wyprawa owiana jest mgiełką, że tak powiem, tajemnicy.
    Kolejny napad śmiechu przerwał Piratom konwersację, jednak nie dane było im jej teraz dokończyć, gdyż stanęli przed ścianą fortecy, która nagle zaczęła się osuwać w dół. Oczywiście tylko niewielki jej skrawek się osunął, odsłaniając szerokie przejście. Wnętrze przedsionka wypełniało oślepiające, zielone światło, z którego po chwili wyłoniła się wysoka postać Space Marine.
Aresus przymrużył oczy, filtry nie nadążały dostosować wzroku do ostrego światła, jednak nie pozwolił sobie na odwrócenie głowy, jak to uczynili jego podwładni.
    Przed Piratami stał Plaguemarine, w prawej dłoni ściskał zmutowany bolter, a jego lewa ręka uzbrojona była w rękawice energetyczną. Marine nie okazywał żadnych uczuć, przyglądał się tylko przez chwilę przybyszom po czym rzekł.
- Witam w twierdzy Daemon Princa Lorda Kancera, miło widzieć szanownych posłańców Unfeelinga. - Ostatnie słowa zabrzmiały nieco drwiąco w ustach Plaguemarina, więc Aresus nie miał zamiaru być dłużnym.
- Tak, miło być gościem w tej małej warowni Kancera, nasz Daemon Princ Lord Kein Unfeeling przesyła wyrazy uznania i ten prezent swojemu oddanemu wasalowi.
Mina Plaguemarinsa stężała, jakiś płyn zabulgotał w rurkach, które wychodziły z jego gardła i niknęły gdzieś pod płytami pancerza. Obrażony, nie odezwał się już ani słowem, dał tylko znak straży bramy, by zgaszono oślepiające światło i wprowadził gości do wnętrza budynku. Wrota za plecami Piratów Chaosu zamknęły się z głuchym trzaskiem.
CDN.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#2 2012-08-10 01:18:51

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

PROLOG

Minął już miesiąc od czasu, odkąd Aresus poznał czempiona Malethora i przekazał mu dziwną skrzynię od swojego pana, Lorda Keina Unfeelinga.
Aresus zgodnie z rozkazem, zadekował się razem ze swoimi czterema Space Marines w małej mieścinie Meakulum, gdzie mieli czekać jeszcze przez kolejny miesiąc na pojawienie się Piratów Chaosu Unfeelinga.
    Czas ten Chaotycy poświęcali na hazard, narkotyki i dziwki, choć te ostatnie nie zawsze były w stanie sprostać wymaganiom Marines. Pierwsze dni były nawet ciekawe i emocjonujące, jednak po trzecim tygodniu czempionowi Aresusowi zaczęło brakować smrodu bitwy i huku wystrzałów. Razem z braćmi został stworzony przez czarnoksiężników do walki, a nie do tułania się po rynsztokach. Szybko więc cała piątka wpakowała się w problemy, których kazano im unikać.
    Pirat Shaleb pewnego wieczora po przedawkowaniu „oregu” (miejscowy narkotyk) wywołał burdę z dwoma wielkimi mutantami, których korzenie pochodziły chyba głęboko z Imperium, gdyż bardzo przypominali ogrynów. Osiłki powaliły Marinsa na deski podłogi knajpy, pozostali czterej Marines z Aresusem na czele, rzucili się do obrony swojego towarzysza.
    Wyższy z mutantów, chwycił jedną z butelek leżących na podłodze i energicznym ruchem rozbił ją o kant stołu, tworząc w ten sposób brutalną broń. Aresus popatrzył pobłażliwie na kolosa, który zdawał się nie doceniać twardości pancerza energetycznego. Jednak ku zdziwieniu Piratów, mutant precyzyjnie uderzył resztkami butelki prosto w twarz leżącego Shaleba. Trysnęła krew, a w chwilę później, mutant leżał rozciągnięty na ziemi, przygnieciony ciałami Rasowaha i Dessei. Aresus wspólnie z Feverusem rzucili się na niższego mutanta, który chwycił we wszystkie trzy dłonie metalowe taborety i zaczął nimi wywijać nad głową.
    Czempion zanurkował do przodu, starając się chwycić wroga w pasie i przewrócić do tyłu. Jednak gdy tylko zrobił pierwsze dwa kroki, poczuł silne uderzenie w plecy i lewy naramiennik. Ciosy były potężne, a zamroczony narkotykami organizm Marinsa nie oparł się impetowi. Aresus wyrżnął głową o podłogę, na której po chwili wylądował również Faverus z roztrzaskaną twarzą.
Rasowah przytrzymywał tymczasem większego mutanta, któremu Dessei wbijał raz za razem pięści w potężne brzuszysko.
    Mutant w pewnym momencie zaparł się ramionami o trzymającego go Pirata i odbił od ziemi, kopiąc obunóż prosto w biodra Dessei. Marines poleciał do tyłu, przewracając się na jeden z opustoszałych stolików, łamiąc go w drzazgi. Kolos uderzył głową do tyłu, trafiając w czoło Rasowaha, ten zwolnił uścisk i zatoczył się nieco, chwytając się pobliskich stołków.
    Mordobicie trwało by pewnie jeszcze przez dobre kilkanaście minut, gdyby nie interwencja miejscowej gwardii, którą wezwano, jak tylko zaczęła się rozróba.
Uzbrojeni w paralizatory, gwardziści szybko doprowadzili mutantów do porządku, jednak nie śmieli podnieść ręki na Space Marines, których pouczono tylko o zachowaniu wstrzemięźliwości.
    Piraci Chaosu opuścili trefną knajpę, sponiewierani i poniżeni. Dwaj z nich byli ciężko ranni, więc wszyscy postanowili udać się do swojego lokum, by odsapnąć i opatrzyć kontuzje.
Zaciekawienie Chaotyków wzbudził wzmożony ruch na ulicy, całe rzesze kultystów, gwardzistów, jak i zwykłych mieszkańców miasta, szybkim krokiem rozbiegały się po okolicy, pozostawiając puste ulice i place. Jeden z gwardzistów, spytany o przyczynę takiego stanu rzeczy, w pośpiechu rzucił tylko, że na orbicie pojawiła się flota lojalistów, i że szykuje się bitwa.
    Aresus z miejsca oprzytomniał, posłał swoich ludzi do ich lokum, sam natomiast, czym prędzej udał się do twierdzy Lorda Kancera.
CDN.

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-08-10 10:20:31)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#3 2012-08-10 10:20:16

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

PROLOG

Petradon z poślizgiem zatrzymał się przy pierwszym napotkanym posterunku, Aresus nie potrafił się przyzwyczaić do dosiadania tego zwierzęcia, jednak jego gadzie kształty i pławne łapy, pozwalały w szybki sposób pokonywać tutejszy błotnisty teren.
Posterunek obsadzony był przez byłych gwardzistów imperialnych, teraz służących Lordowi Kancerowi pod sztandarem Nurgla.
    Jeden z nich, widocznie dowódca, na widok Space Marine wyprężył się i wykrzyknął jakieś powitanie, którego czempion nie zrozumiał, jednak żeby nie było spięć, postanowił również się przywitać. Machnął więc ręką i mruknął coś pod nosem porozumiewawczo, po czym spytał.
- Co się dzieje człowieku? W mieście panika, a my tu z nikim łączności nie mamy.
- Panie, parszywe psy żywego trupa zleciały się z okolicy, obsadzono wszystkie posterunki wokół fortecy, a na orbicie ponoć już trwają starcia.
- Ale wiadomo kto to, Gwardia, jakiś zakon? - Dopytywał się Pirat.
- Zakon, nie wiem jaki, ale ponoć już wkrótce się przekonamy, ich barki przebijają się i chyba w okolicach Nienuseleum dojdzie do lądowania.
    Aresus rozumiał, że nic więcej nie dowie się od gwardzisty, skierował się więc prosto do fortecy. Jego Petradon popiskiwał jazgotliwie, pędząc przez błotnistą, cuchnącą mazię.
U podnóża fortecy panował ruch i zamieszanie. Dziesiątki gwardzistów ustawiano w szeregach, przygotowując ich do wymarszu, agitatorzy wykrzykiwali rozkazy na lewo i prawo, popędzając ludzi stalowymi pałkami. Pod samym murem zamajaczyła sylwetka Defilera, który brnął w  grzęzkim bagnisku, niosąc w kleszczach imperialne działo typu Bazylisk. Gdzieś z prawej wyło stado wielkich, zdeformowanych mutacjami wilków, a zaraz przy wschodniej bramie fortu zaparkował dziwnie przerobiony Rhino, wokół którego kręciło się kilku Plaguemarines.
    Pirat od razu rozpoznał pośród nich czempiona Malethora i popędził swojego wierzchowca w kierunku Space Marines.
- Jakieś problemy bracie? - Aresus zapytał ironicznie na powitanie. Czempion Nurgla przerwał rozmowę przez nadajnik i oddał go kierowcy transportera, zwracając się do przybysza.
- Nic, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić... bracie. - Ostatnie słowo było przesiąknięte przekąsem, ironią i bardziej zaczepne, niż niejedna kotwica abordażowa Dark Eldarów.
- Parszywe psy Imperatora zwęszyły tu jakiś kasek dla siebie, wylądowali pod Nienuseleum. To dobry teren do walki, jest tam beton.
    Aresus skrzywił się na samo wspomnienie owego miasta, był tam w tydzień po wylądowaniu na tej śmierdzącej planecie. Całe miasto było zrównane z ziemią, ponoć podczas przejmowania planety, Kancer nakazał dla przykładu i przestrogi, zniszczyć Nienuseleum, które od tej pory było pomnikiem potęgi Chaotyków Nurgla.
- Malethorze, czy wiecie już co to za zakon?
- A jakie to ma znaczenie Piracie, przylecą tu i zostaną zgnieceni jak wszyscy inni idioci, którzy próbowali tu coś kombinować. - Aresus doszedł do wniosku, że zaraza nadgryzła czempionowi Nurgla kawałek mózgu i że trzeba w inny sposób poprowadzić z nim konwersację.
- Czyli nie potraficie ustalić kim jest wasz przeciwnik? - Zadziałało, Malethor o mało nie zaksztusił się płynami, pompowanymi w jego gardło przez gumowe rurki.
- Doskonale wiemy kim są te ścierwa, nie widzę jednak znaczenia w tym z kim walczę, grunt, to po wszystkim stać butem na ich głowie, a nie leżeć pod ich buciorami.
    Czempion Piratów tracił cierpliwość, jednak zdecydował się na ostatnią próbę, by uzyskać informację od  opornego Plaguemarina.
- Czyli jaki to zakon, ośmielił się postawić swe brudne buciory, na powierzchni waszej rajskiej planety?
- Steel Tigers. - Zdawkowo odpowiedział Malethor, przerywając jednak rozmowę, gdyż kierowca Rhino podał mu komunikator, z którego nawoływano czempiona do meldowania.
Aresus dawno już nie słyszał o zakonie, którego nazwę mu właśnie wyjawiono. Wątpił, by Lord Kancer zgodził się na udział Piratów Chaosu w bitwie, postanowił więc, że wróci do swoich w  Meakulum i doprowadzi ich do stanu używalności, gdyby jednak okazało się, że Nurglowcy nie są tacy twardzi jak się przechwalali.
CDN.

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-08-10 10:21:04)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#4 2012-08-11 12:21:03

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Aresus pędził na zwinnym Petradonie przez gęstą mgłę, mając nadzieję, że zdąży wrócić do miasta, nim zacznie się inwazja. Chaotyk zastanawiał się na tym, jak ma wykonać swoje zadanie, gdy okaże się, że siły Lorda Kancera ulegną lojalistom, a miasto Meakulum zostanie zdobyte.
Do przybycia floty Piratów Chaosu pozostał jeszcze niespełna miesiąc, a pięciu Chaos Space Marines, nie uda się tak po prostu schować na ten czas we mgle. Jedynym rozwiązaniem, była podróż do położonego daleko na południu Kaelosum, gdzie wpływy sił Kancera był znikome, więc lojaliści prawdopodobnie nie będą się skupiać na tej małej mieścinie. Trzeba było tylko zdobyć transport oraz jakieś zapasy na drogę, gdyż miasto to, znajdowało się cztery tysiące kilometrów od Meakulum.
    Nagle wierzchowiec Marina zarył gwałtownie w błocie, momentalnie się zatrzymując tak, że jeździec o mały włos nie wypadł z siodła. Aresus wyrwany brutalnie z zamyślenia, miał ochotę zdzielić stwora po karku, jednak opanował emocje i skupił się na przyczynie dziwnego zachowania Petradona. Zwierzak przylgnął do gleby, zanurzając się powoli w błocie, zadarł głowę do góry i obserwował bacznie niebo, wszystkimi czterema oczami.
    W powietrzu czaił się drapieżnik, Aresus już trzy razy miał okazję widzieć, jak Dapradony atakują z powietrza, chwytając ofiary w swoje sześć szponiastych łap i unoszą wysoko w górę, by tam, potężnym dziobem roztrzaskać ewentualny pancerz ofiary i dobrać się do jej wnętrzności. Przy tym, nie stanowiło problemu co łapie drapieżca, mógłby to być zarówno juczny Armadon, trzy razy większy od Petradona, jak i barka desantowa.
    Czempion liczył na to, że stwór nie wypatrzy go na tle błotnistej mazi, w którą doskonale wtopił się jego wierzchowiec, okazało się jednak, że to nie on musi się obawiać ataku.
Od zachodu do uszu Marina doszedł znany dźwięk, dwie pary silników Landspeederów.
Pojazdy zbliżały się, zostało jakieś piętnaście metrów i odkryją obecność Pirata. Czempion  chwycił za kaburę, chcąc przygotować pistolet plazmowy, lecz ze zdziwieniem odkrył, że kabura była pusta. Przypomniał sobie po niewczasie, że udał się do fortecy zaraz po incydencie w knajpie, gdzie nie można było wnosić żadnej broni. Sytuacja zaczynała być kłopotliwa.
    Landspeedery pojawiły się w kłębach mgły, leciały wolno, widocznie pilot dowodzący miał kłopot z nawigacją, lub jego misją był patrol. Nie był to dobry znak dla Pirata, lojaliści wykryją go bez wątpienia i ustrzelą jak kaczkę. Aresus pociągnął za lejce gwałtownie, jednak bestia nie reagowała, bez przerwy wlepiając swoje szkliste oczy w niebo.
-Rusz się bezmózgie bydlę. - Warczał Pirat, coraz mocniej ciągnąc za grube rzemienie.
-Podnieś dupę bo nas obu tu usmażą! - To nie był żaden argument dla Petradona.
    Skimmery były już zaledwie kilka metrów od Aresusa, gdy z nieba spadła na nie śmierć. Ciemny kształt uderzył w oba pojazdy naraz, Steel Tigers byli kompletnie zaskoczeni, maszyna z prawej została uderzona i zaryła w błoto, ta z lewej zniknęła w kłębach mgły jednak strzelec wypadł z niej i wylądował miękko w śmierdzącej brei.
    Aresus wiedział, że Dapradon już nie wróci w to miejsce w najbliższym czasie, stworzenia te nauczyły się, że po udanym ataku z zaskoczenia, pozostałe przy życiu ofiary albo uciekały, albo stawały się groźne i przygotowane na kolejny atak. Jeden Landspeeser był zatem stracony, jego pilot był właśnie pożerany żywcem, ale trzech Space Marines, w lepszym, czy gorszym stanie, nadal stanowili dla Pirata potencjalne zagrożenie.
    Petradon uniósł się z błota i delikatnie otrzepał, co o mało nie wyrzuciło Chaotyka z siodła. Aresus miał dosyć tego stwora, jednak teraz, to był jego as w rękawie. Czempion podprowadził ostrożnie zwierzaka do tonącego w błocie skimmera, jego załoganci byli przytomni. Pilot już się wygramolił z kokpitu i szybko popełzł na pomoc strzelcowi, który utknął przygnieciony multimeltą,  zamontowaną na rampie strzeleckiej. Błoto sięgało nieszczęśnikowi do szyi, szamotał się energicznie, najwidoczniej usiłując wyrwać broń z uchwytu.
-Trzymaj się bracie! - Krzyczał pilot. - Zaraz cię wyciągnę, podaj mi rękę, Elvarez nie szarp się, daj rękę na miłość Imperatora!
    Aresus zsunął się z siodła i najciszej jak mógł w tym chlupoczącym błocie, podszedł do walczących o życie. Pilot najwyraźniej wyczuł jego obecność, lub poinformował go o tym system namierzania w hełmie, jednak mylnie odczytał te informacje.
-Karo pomóż mi, chwyć go za drugie ramię... - Mówiąc to, odwrócił się do nadchodzącego Pirata.
Czempion cisnął w wizjery lojalisty zaczerpniętą garścią błota, tłusta mazia na jakiś czas oślepiła podwójnie zaskoczonego wroga. Steel Tiger wyszarpnął z kabury pistolet boltowy, odbezpieczył sprawnie i wycelował z zadziwiającą szybkością, jednak nie widział swojego celu, który usunął się na bok i z całej siły kopnął w nadgarstek trzymający broń.
Pistolet poszybował w mgłę, upadając z pluskiem w błoto gdzieś niedaleko. Aresus pochylił się nad przeciwnikiem i uderzył łokciem w jego hełm najmocniej jak potrafił, uderzył raz jeszcze i znowu, upewniając się, że ogłuszył Marine. Następnie zerwał brutalnie hełm z jego głowy i tłukł nim z determinacją, aż roztrzaskał czaszkę pilota na miazgę.
    Strzelec szamotał się jak opętany, cały czas patrząc na całą scenę, która rozgrywała się metr od niego. Błoto sięgało już poza filtr maski w hełmie Marina i za kilka sekund, miało zakryć jego wizjery. Aresus odskoczył od tonącego pojazdu, który najwyraźniej przebił się przez gęstą warstwę błotnistej mazi i natrafił niżej na rzadkie bagno, bo nagle po prostu zniknął w akompaniamencie bulgotania pękających pęcherzyków gazu i powietrza.
    Piskliwy skrzek Petradona ostrzegł Pirata o nowym zagrożeniu, Aresus odwrócił się szybko na tyle, by zdołać uniknąć wycelowanego w jego plecy ciosu. Strzelec, który wypadł z porwanego przez drapieżcę skimmera, doszedł w końcu do siebie i chyba widział część wydarzeń, których głównym bohaterem był Marine Chaosu. Steel Tiger był cały oblepiony błotem, jednak zdołał wytrzeć wizjery hełmu na tyle dokładnie, by doskonale widzieć swojego przeciwnika.
    Lojalista siekł potężnym nożem taktycznym, raz za razem trafiając w pancerz Chaotyka. Aresus unikał groźniejszych pchnięć, nie poświęcając uwagi tym, które bezskutecznie zatrzymywały się na jego pobłogosławionych naramiennikach. Pirat wykorzystał doświadczenie, którego lojalista nie miał okazji nabyć i przy pierwszej okazji, podciął wykroczną nogę Tygrysa, który z pluskiem runął w śmierdzącą breję. Aresus doskoczył do głowy leżącego na plecach przeciwnika i siłując się nieco, zerwał z niej hełm. Tonący zrozumiał co mu grozi i silnym, aczkolwiek ryzykownym kopnięciem, wytrącił Chaotykowi swój hełm z dłoni.
    Pirat stracił jeden atut, lecz nadal miał przewagę, z impetem wdepnął w napierśnik Tygrysa, jednocześnie chwytając oburącz, uzbrojoną w nóż dłoń wroga. Kości nadgarstka lojalisty chrupnęły, gdy Aresus wykręcił go z wielką siłą, uchwyt na rękojeści noża zelżał i już po chwili Pirat był uzbrojony w groźną broń. Steel Tiger zabulgotał, błoto pokryło już jego twarz, wypełniając nozdrza i usta, Marine wił się jak węgorz, usiłując złapać zdrową ręką za nogę napastnika, Aresus jednak   doskonale kontrolował już sytuację. Jeszcze mocniej naparł na napierśnik tonącego i wymierzył cios nożem w miejsce, gdzie pod taflą bulgoczącego błota, znajdowała się głowa lojalisty.
    Dopiero trzeci cios sprawił, że walczący o życie Tygrys znieruchomiał. Czempion upewnił się, że wróg nie udaje, dźgając go jeszcze kilka razy na wszelki wypadek, po czym podszedł do zaniepokojonego Petradona i klepiąc go po karku rzekł.
-Dzięki gadzino, kto by się spodziewał, że uratujesz mi życie.
    W oddali słychać było huk dział i potężne eksplozje, najwidoczniej inwazja rozpoczęła się na dobre. Aresus nie miał zamiaru brać w niej więcej udziału, popędził więc swojego wierzchowca,  znikając w kłębach gęstej mgły.

(W czasie bitwy o Nienuseleum, dwa Landspeedery z rezerw Steel Tigerów nie pokazały się na placu boju, lojaliści twierdzili, że to drobne opóźnienie i że w ogóle nie ma o czym gadać, nie dajcie się jednak zwieść imperialnej propagandzie, teraz już wiecie, co wydarzyło się naprawdę.)     
CDN.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#5 2012-08-12 04:45:02

KvaN

http://i.imgur.com/gZjTx.png

3688133
Skąd: Byłem Tu a teraz jestem Tam :P
Zarejestrowany: 2011-03-25
Posty: 2816

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Na monitorze przed kapitanem Celerianem zamajaczył z raportu servoczaszki szpiegowskiej ukazujący demon princea w otoczeniu świty. "Twoje dni są policzone zdrajco Kain" - szepnął przez zaciśnięte zęby kapitan. "Kurs na Eryd 210" - dodał władczym tonem po chwili by chodząc z mostka rzucić do stojącej straży prze ramie - "zwołać mi wszystkich do hangaru desantowego  nr 2 na naradę wojenną."

Matheusa z zamyślenia wyrwał  głuchy dźwięk kompresji konstrukcji stalowej statku towarzyszący przejściu do Warpu - "Ciekawe co się dzieję, mieliśmy przecież jeszcze przez następne kilka tygodni orbitować wokół Aerial 5.” Skalistą planetę wokół której orbitował Gniew Tygrysa, cechował ostry i surowy klimat. Stanowiła idealny poligon do ćwiczeń dla zakonu. Ostatni rok spędzone w okolicy służyło głównie ćwiczeniom drużyn scoutów którzy niedawno zasilili szeregi zakonu. Matheus, zgodnie z poleceniem Rufusa, używał manewry do zgrania się z braćmi oraz nawiązania kilku bliższych znajomości.
Przez pokład przetoczył kolejny głuchy łoskot wywołany niedawnym opuszczeniem rzeczywistego wymiaru, wywołując nieprzyjemny dreszcz wspomnień. Znów od okropnych szkarad Warpu dzieliła go tylko żelazna wola Imperatora wzmocniona przez generatory osłon. Potężna osłona, lecz niestety nawet przez nią potrafiło się czasami coś prześliznąć, o czym przekonał się Matheus niedługo po tym jak został umieszczony w pancerzu Drednota.  „Kto by pomyślał że nawet Warp ma swoje zapomniane rubieże, na które wiatry zawieją Zbłąkaną Cytadelę. Zbłokana Cytadelo, o ironio” - uśmiechnął się smutnie w duchu Matheus – „nadana Ci przez przemytników nazwa idealnie pasuje do wydarzeń których byłaś światkiem… hmm…”

„Co tam mruczysz pod nosem bracie” – z kompletnej zadumy wyrwał Matheusa głos Techmarina.

„Nic takiego Rufusie, zamyśliłem się trochę z nudów. Jak widzisz, moje kwatery nie oferują mi za wiele rozrywek.” – odparł drednot w duchu uradowany z widoku starego poczciwego towarzysza oraz faktu że w końcu będzie mógł zamienić kilka sensownych słów. Od powrotu z ostatnich ćwiczeń ugrzązł w tym hangarze w towarzystwie kilku land spederów, gburowatego i milczącego drednota Fossora oraz przejętych gwardzistów, którzy zagadnięci nie potrafili nic zrobić poza rozdziawieniem gęby w zdziwieniu przemieszanym z zachwytem.
„Opowiadaj Rufusie, jak tobie i braciom idzie usuwanie skutków zębów czasu który tak usilnie starały się zmienić nasz dumny  krążownik w kupę latającego złomu?” – zagadnął Matheus techmarina gdy ten zbliżył się do niego na odległości kroku.
„Aż dziw że ten okręt jest w tak dobrym stanie, zważając na fakt że przez ostatnie kilka wieków dostęp do rytuałów naprawy był znikomy. W znacznie gorszym stanie były obie towarzyszące nam fregaty, lecz chwała Imperatorowi za to że Pazur i Kieł Tygrysa są do wczorajszego wieczoru w pełnej gotowości bojowej.” – odparł Rufus z nieskrywanym zadowoleniem w głosie. Widać było że prace konserwacyjne nad sprzętem zakonu Steel Tigers pomagały techmarinowi odłożyć troski minionych stuleci na bok. Odzyskał sporą część swojej witalności i czasami zaczynał nawet gderać jak dawniej, co przynosiło ulgę zatroskanemu Matheusowi.

„Przechodząc do sedna bracie, za chwilę będziesz miał szczęcie wziąć udział w pierwszej w Twoim życiu naradzie wojennej zakonu. Nadszedł Twój czas by zrobić dokładnie to co Ci powiedziałem. Powołaj się na Próbę Wichrów Wojny gdy nadejdzie odpowiednia pora. Pamiętaj, że nie każdy jest Ci przychylny, nie zawiedź mnie i innych którzy pokładają w Tobie swoją wiarę i zaufanie.” -  kontynuował Techmarine a Matheus jak zwykle w owych momentach uważnie go słuchał. Rufus był nie tylko jego najwierniejszych braci i najbardziej zaufanym przyjacielem ale również mentorem, który uratował mu kiedyś życie umieszczając go w pancerzu drednota.

„Obowiązki wzywają, czas na mnie i niech Imperator będzie z Tobą.” – rzucił przez ramię na odchodne Rufus udając się w kierunku należytego mu miejsca podczas narady. Hangar zaczęły zapełniać coraz liczniejsze sylwetki Marinsów, przez chwilę mignęła Matheusowi  przed oczyma sylwetka Sagacitusa, dowódcy pierwszej drużyny Terminatorów. Sierżant zajął należne mu miejsce obok Rufusa i prawie cała siódemka Septem była na miejscu, brakowało tylko głównego dowódcy w osobie kapitana Celeriania.

„Bracia!?” - rozległ się po chwili od wejścia donośny głos i po chwili oczom zebranych ukazał się wchodzący kapitan, jego donośny głos uciszył resztki szeptów rozsianych po zgromadzonych Marinsach. Kapitan zajął należyte mu miejsce po środku Septem lecz nie usiadł jak pozostali tylko nadal stał wpatrzony w zebranych – „Bracia zakonu Stell Tigers nadszedł czas czynu! Zwiadowcy gwardii imperialnej rozesłani po okolicznych systemach donieśli mi o obecności wroga absolutnego. Oto zdjęcie zarejestrowane przez jedną z serwoczaszek szpiegowskich, przekazany mi przed kilkoma godzinami.„ – Celerian wskazał na znajdujący się za nim wielki ekran ukazujący niewyraźną i lekko rozmytą postać demonicznego księcia wraz ze swoją świtą.
„Czy pozwolimy zdrajcom brukać galaktyką swym plugawym istnieniem!? Czy pozwolimy zdrajcom bez karnie panoszyć się po obrzeżach naszego ukochanego imperium!!? Czy pozwolimy im umknąć sprawiedliwości Imperatora oraz oczyszczającego gniewu zakonu Steel Tigers!!!?” ostatnie zdanie zostało wykrzyczane przez kapitana z taką siła że w oba serca każdego z zebranych kosmicznych marinsów zabiły mocniej wypełnione zapałem do walki.
„Niech spadnie na nich gniew zakonu Steel Tigers!!!” – krzyknął ktoś w jednym końcu Sali – „Niech sprawiedliwość Imperatora spali zdrajców!!!”- zawtórował ktoś w drugim – „ Niech dosięgnie ich gniew Tygrysa!!! Ira Tigris!!!” – dodało kilku kolejnych i po chwili cała sala wraz z członkami Septum krzyczała: „Ira Tigris!!! Ira Tigris!!! Ira Tigris!!!”.

Gdy wrzawa i okrzyki ucichły nastąpiła wielo godzinna narada wojenna zakonu. Owe obrady były ewenementem nawet wśród najbardziej zżytych ze sobą zakonów Space Marines, świadczyły o głębokim uczuciu braterstwa i zaufania jakim darzyli siebie bracia Steel Tigers. W naradzie głos mógł zabrać każdy z braci poczynając od niedawno wcielonego scouta. Wystarczyło zgłosić chęć przemowy u któregoś z granicznych członków Septem. Wiązała się z tym też pewna starożytna tradycja zwana „Próbą Wichrów Wojny”. Podczas każdej z bitew zakonu, jeden z braci mógł poddać się próbie aby uzyskać chwałę i uznanie zakonu. Matheus z niecierpliwością czekał na moment rytualnego stwierdzenia. Padało one z ust Kapitana po przemowach wstępnych każdego z członków Septem, ostatnim z nich zazwyczaj był Rufus i tak też było tym razem. Po długim i szczegółowym przedstawieniu przez techmarina stanu uzbrojenia zakonu, na środek wyszedł ponownie kapitan. „Bracia” – na sali zapanowała absolutna cisza a serce Matheusa zabiło mocniej gdyż wiedział że nastąpił owa wyczekiwana przez niego od wielu miesięcy chwila. Po chwili milczenia kontynuował Celerian - „Bracia zakonu Steel Tigers, wichry wojny zerwały się nad widnokręgiem i przynoszą zapomnienie.”
„Lecz stalowa wola zakonu nie ugnie się przed nimi. Ira Tigris spotka każdego kto stanie na drodze sprawiedliwości Imperatora. Niech wichry wojny wieją i zaniosą niszczący gniew Tygrysa naszym wrogom. Ira Tigris Bracia!” – odpowiedział na wezwanie Matheus. „Ira Tigris!” zawtórował mu kapitan, a po chwili wszyscy bracia zakonu.
„Nasz brat Matheus podjął starożytne wezwanie leżące u zarania dziejów naszego zakonu. Niech jego sprawiedliwy gniew prowadzi stalowa wola Imperatora. Ira Tigris bracia. Ku chwale Imperium i zakonu Stell Tigers.” – kontynuował Kapitan. „Ira Tigris. Ku chwale.” odpowiedzieli jednogłośnie bracia.

Przez cały czas podróży w warpie, trwały wzmożone przygotowania do nadchodzącej inwazji na heretycką planetę. Wszyscy łącznie z Matheusem mieli ręce pełne roboty. Owa wojna miała byś chrztem bojowym dla 4 drużyn scoutów oraz próbą jednej z antycznych taktych, wdrażanych przez ostatni rok do działań operacyjnych zakonu.  Jak jeden organizm  drapieżnika Pazur, Kieł oraz Gniew Tygrysa opuściły Warp w zwartym szyku bojowym i od razu rozpoczęły zmasowany ostrzał sił orbitujących wokół planety. Pierwsza z chaotyckich fregat wytrzymała zdoła wypuścić garść heretyckich interceptorów zanim została posłana w niebyt przez zmasowany ostrzał z fregat Steel Tigersów. W przeciągu kilku minut od opuszczenia osnowy, hangary Gniewu Tygrysa opuściły wszystkie Thunderhawki, Storm Talony oraz Caestus Assaultowce wraz z braćmi Terminatorami na pokładzie. Flota Steel Tiger rozniosła orbitalne siły zdrajców imperium z furią niczym Tygrys sforę ujadających hien. Cała operacja trwała zaledwie kilka godzin i odbyła się praktycznie bez strat po stronie zakonu. Większość statków została zniszczona, część wyczyszczona a tylko kilku udało się salwować haniebną ucieczką.  Matheus obserwował cała operację na ekranie hangaru oraz nasłuchiwał komunikacji prowadzonej za pomocą voxa. To co obejrzał wyjaśniało skąd zakon wziął swoją nazwę, każdy z Astrates z osobna był doskonale zestrojoną komórką w ciele drapieżnika. Stalowego Tygrysa którym był zakon, niosący gniew i sprawiedliwość Imperium zdrajcom i plugawym xenos.

Nastąpiły gorączkowe przygotowania do desantu na powierzchnie planety. Wysłano dwa land speedery oraz kapsułę z odziałem scoutów pod dowództwem sierżanta Teliona w celu zbadania powierzchni.

„Gniew Tygrysa do drużyny Ważek zwiadu, raportujcie bracie.” – na kanale bojowym zakonu rozległ się głos Celerania.

Po chwili milczenia i kilku trzaskach w komunikatorze rozległo się kilka trzasków oraz głos sierżanta Ważek: „Tereny na zachód od Nienuseleum to zamglone bagna bracie, nie zdatne to desantu ani żadnych działań bojowym poza powietrznymi. W powietrzu unoszą się cały czas zdradliwe opary kryjące wielkie latające gady, miejscowi zwą je Dapradonami. Wytrzymują one dwie serię z assault cannona. Mieliśmy okazję widzieć jedną z bestii w akcji, porwała jednego ze zdrajców. Zdołał tylko wezwać swojego upadłego pana, zanim bestia rozłupała mu pancerz silnym uderzeniem dzioba by posilić się jego heretyckim ścierwem.”

„Słyszeliście może kogo wzywał ten nieszczęśnik bracie sierżancie?”


„Wzywał jednego ze swych plugawych książąt, kogoś o imieniu Kain Uncośtam. Resztę zagłuszył skrzek gadziny po którym nastąpił śmiertelny skowyt zdrajcy. Dalej patrolować moczary bracie kapitanie?”

„Sprawdźcie jak daleko rozciągają się tereny łowieckie bestii. Oczekuję pełnego raportu za przed zmierzchem. Bez odbioru bracia, niech Imperator ma was w swojej opiece.”  - rzekł Celerian podchodząc do holomapy przedstawiającej powierzchnie planety. Na mostku towarzyszyli mu 5 członków Septem.

„Sierżant Telion melduje że zinfiltrowaliśmy teren Nienuseleum, miasto zostało na tyle zrównane z ziemią że nadaje się na desant głównych sił zakonu. Od północno wschodniej zarejestrowaliśmy ruchy wrogich sił chaosu wspomaganych przez szeregi zdrajców z miejscowej gwardii oraz zastępy kultystów. W podziemiach jednej ze zrujnowanych świątyń Imperialnych, znaleźliśmy starożytną mapę miasta wraz z lokalizacją imperialnego artefaktu zakonu z „S” na początku i  „ers” na końcu w nazwie. Jeśli mogę coś zasugerować bracie kapitanie, pozyskanie tego artefaktu może rzucić promień światła na przeszłość zakonu.” – z głośników w sali obrad rozległ się głos dowódcy skautów wysłanych na zwiad w okolice miasta.

„Septum jest wdzięczne ze głos mądrości przemawiający przez usta naszego brata i członka. Septum weźmie pod rozwagę twoją radę Telionie, tymczasem niech Twoja drużyna rozmieści lokalizatory desantowe i zabezpieczy teren lądowania. Zamelduj gdy będziesz gotowy. Bez odbioru bracie.”

„Przyjąłem Celerianie. Thomas do mnie. Niech Imperator ma nas wszystkich w swojej opiece. Bez odbioru bracie kapitanie.”

Nastąpiła kilka godzin  nerwowego oczekiwania na desant. Wszystko zostało już przygotowane i dowódcy drużyn czekały na znak kapitana a on czekał na raport sił zwiadu które wypełniały swoje zadania na powierzchni planety.

Na powierzchni planety zbliżał się powoli zmierzch, dwie Ważki powoli sunęły przez gęstniejącą mgłę mokradeł. Marin, będący dowódcą zwiadu land speederów wraz z drużyną składali przez voxa dokładny raport na temat bagien.

„Pasmo mokradeł ciągną się dobre kilkanaście kilometrów na zachód od miasta, by potem rozlać się w równinę ponad stu kilometrowej średnicy otoczoną pasmem górskim. Strefa mgły wydaje się wyznaczać tereny łowieckie Dapradon, pochwyceni zdrajcy twierdzili że bestie polują tylko od świtu do zmierzchu. Stwory podobno nie zapuszczają się dalej niż kilometr od bagien, użycie sił powietrznych nad terenem miasta wydaje się więc uzasadnione.  Ich zagęszczenie nad bagnami wyklucza jakąkolwiek większą operację wojskową.  Bestię wydają się być nadzwyczaj inteligentne jak na gady, w ciągu dnia doszło do kilku starć z nimi, lecz ataki były za każdym razem inne. Jakby śmierć jednej wpływała na zachowanie innych. Brat Jotum ma na temat pewną teorię.” – dokończył sierżant oddając głos bratu z drużyny.
„Celerianie, szanowni członkowie Septem. Otóż jak dobrze zauważył brat sierżant, bestię mimo że polują pojedynczo wykazują pewne cechy wspólne ze stadami o których dane mi było czytać w zakonnej bibliotece podczas podróży z Aerial 5. Kronika opisywała wydarzenia związane z in….” – pilot Jotum zakończył swoją wypowiedź nieludzkim krzykiem agonii poprzedzonym świstem powietrza i skowytem Dapradony.
Kapitan i całe Septem zerwało się na równe nogi. „Raport Marinie”  - rozkazał kapitan.
„Gad porwał Jotuma, maszyna stracona. Trzymaj się bracie!  Zaraz cię wyciągnę, podaj mi rękę, Elvarez nie szarp się, daj rękę na miłość Imperatora!” – krzyk Marina rozlegał się na bojowym kanale voxu. Nastąpiła chwila ciszy przerywana odgłosami ciężkiego wysiłku i chlupotania błota bagiennego. „Karo pomóż mi, chwyć go za drugie ramię.... Zdrajca!” – po tym rozległy się strzały i odgłosy walki. Następnie vox wypełniła fala przekleństw wywołana bezsilnością tonącego Elvareza. Na szczęście lata treningu pozwoliły Marinsowi wykorzystać ostatnie chwilę życia na złożenia doładnego raportu z przebiegu walki brata Marina z plugawym zdrajcą. Evarez dobrze rozpoznał we wrogu który ich zaskoczył czempiona Chaosu, w taki zdradziecki sposób walczyli tylko oni, Piraci Keina Unfeelinga. Ostatnie słowa bohaterskiego brata rozbrzmiewały zebranym jeszcze przez dobre kilka minut - „Dzielny brat Marin walczy z czempionem piratów zdrajcy Keina Unfeelinga. Niech Imperator ma was w swojej opiece. Pomścijcie nas. Ira Tigris”.

W kronikach upamiętniających te wydarzenie zapisano – „Evarez był uosobieniem cnoty braterstwa naszego zakonu. Oddał życie w chwalebnej walce z modlitwą do Imperatora i okrzykiem zakonnym Ira Tigris na ustach”.

„Pomszczę moich braci zdrajco” – po chwili od ostatnich słów Evareza, głos Karo wypełnił kanał voxu. Całe Septum było słuchaczem jego nierównej walki z bardziej doświadczonym i silniejszym od siebie czempionem. Walki zakończonej bohaterką śmiercią w walce. Dowodem tego że pomimo braku szans każdy Steel Tiger walczy do końca po mino znoju bitwy i bólu ran.

Septum uczciło poległych braci rytualnym zawołaniem – „Niech powiew Ira Tigris niesie pamięć waszych zasług przez galaktykę a dusze ku wzmocnieniu woli Imperatora.”

Jeszcze tej nocy, pod osłoną ciemności nastąpił desant głównych sił zakonu na zachodnie przedmieścia Nienuseleum.  Udział w operacji miały wziąć siły zakonne w składzie:

I Drużyny sniperów sierżanta Teliona.
II Drużyny skoutów pod wodzą Armana
III Drużyny skoutów  pod dowództwem sierżanta Umbry.
IV Drużyny Tygrysiąt (tak nazywano skoutów przechodzących chrzest bojowy)  prowadzonej  Aeriusa, która miała zajść wroga od strony południowej.

I Drużyny Tygrysiego Pędu –Bikersów pod dowództwem sierżanta Sephariusa
3 Drużyny Land Speederów zwanej Tygrysim Tornadem
2 Drużyny Land Speederów zwanej Tajfunem Gniewu
5 Drużyny Tygrysich Łowców - Attack Bikeów podlegająca bratu Crabro 

Dwóch Braci Drednotów – Matheusa i Fossora.
1 drużynę terminatorów Sagacitusa
2 drużynę terminatorów sierżanta Plamena.

1 drużyny Devastartorów sierżanta Letuma
2 drużyny Devastartorów Sagittariusa
Czołgu typu Vindykator zwanym Tygrysią Furią

Całą operacją dowodził sam Kapitan Celerion, który również osobiście przejął dowodzenie nad drużyną Bikersów.

O z pierwszymi promieniami świtu oczom Matheusa ogrom zniszczeń jakiego doświadczyło Nienuseleum, miasto które niegdyś było dumą owej planety. Wielka i przepiękna metropolia, z wysokimi wieżami z kamienia oraz kapicami ku czci wiecznego Imperatora. Miasto zostało dosłownie zrównane z ziemią. Tylko w niektórych miejscach pozostało jeszcze trochę niskich ruin. „Nawet w niszczeniu okazują niedbałość, oto słabość zdrajców którą musimy wykorzystać” – pomyślał Matheus udając na wskazaną przez kapitana pozycję. Przed nim ważny dzień, dzień akceptacji albo długoletniej hańby, sukcesu na miarę legend bądź porażki na miarę powtarzanej adeptom przestrogi. Nadszedł czas Próby, dzisiaj okaże się Wichrów Wojny są dla niego pomyślne. Każdy ze śmiałków który podda się próbie otrzymuje pewne ważne i strategiczne zadanie do wykonania. Czyn heroiczny mogący odwrócić szale zwycięstwa  na korzyść zakonu lub doprowadzić do klęski gdy zmagający się z przeznaczeniem Marine zawiedzie. Zwiadowcy Teliona doniosły że siły zdrajców dysponują ukradzionym imperialnym czołgiem typu Bazyliszek. Jeszcze jako kadet Locale Militari na Agricoli II, Matheus czytał o jego wielkim dziale siejącym zniszczenie na wiele kilometrów. Jego próbą miało być jak najszybsze uciszenie gniewem sprawiedliwości splugawionej karykatury dumnego Imperialnego sprzętu. Chwilę potem przez nad polem bitwy rozległo się głośne „Ira Tigris!!! Ira Tigris!!! Ira Tigris!!!”. Wróg ruszył do natarcia. Zastępy mutantów i bestii pędziły do przodu. Powietrze przeciął grzmot wystrzału z bazyliszka. Po sekundzie sekwencja wybuchów, odgłosy wystrzałów oraz okrzyki bojowe wypełniły powietrze nad Nienuseleum kakofonią bitwy. Matheus ruszył na przód szukając celu próby, sylwetka bazyliszka zamajaczyła niewyraźnie na monitorze celowniczym na tle wybuchu zbłąkanej rakiety. Matheus wiedział że to jest jego szansa, cel był dość daleko, ale przez lata ćwiczeń zgrał się ze swoim nowym stalowym ciałem jakby było jego własny. Systemu celujące stały się rozszerzeniem wzroku, wyrzutnia rakiet i lascanon przedłużeniem ramion. W tym jednym strzale skupiły wszystkie nadzieje i lęki, lata ćwiczeń oraz cały gniew na wrogów imperium, esencja Ira Tigris która przeniknęła na wskroś jego świadomość. Matheus posłał w kierunku odległego kształtu rakietę oraz wiązkę promieni z lascanona. Rakieta wybuchła powierzchniowo nie czyniąc maszynie większych szkód lecz promień przeniknął do wewnątrz kadłuba trafiając na jedną z głowic. Wizjer celowniczy Matheusa zalała fala światła, rozległ się wielki huk i ziemia zadrżała. Kanał Voxu zapełnił gwar pytań i odpowiedzi.

„Co to było bracia” zapytał Letum.
„To bazyliszek wyleciał w powietrze. Chwała temu kto tego dokonał. Dosięgnął go gniew naszej rakiety i promienia lascanona. Dostał w bok od południa. ” – odpowiedział Telion, gdyż jego pozycja pozwalała na dokładną obserwację maszyny.
„Czy to Twoi bracia z drużyny Sagittariusie?”-  dodał ktoś inny.
„Nie bracia to Matheus przeszedł próbę Wichrów Wojny, wiatry są dla nasz pomyślne, zwycięstwo będzie nasze bracia. Ira Tigris!!!” – donośny głos Celeriana zagłuszył całą wrzawę na voxie.
„Ira Tigris!!! Śmierć heretykom.” zawtórowali mu wszyscy bracia dowodzący w bitwie.

Bitwa rozgorzała na dobre, Tygrysia Furia dziesiątkowała mutanty i zdradziecką gwardię wystrzałami ze swojego potężnego działa. II drużyna skautów pod dowództwem Armana wspomagana bikersami Tygrysiego Pędu toczyła dzielny bój o artefakt z hordą mutantów w środkowej części miasta.

Tygrysi Łowcy starali się uciszyć pozostałe spaczone maszyny wroga, niestety zabrakło im łaski Imperatora.  Tajfun Gniewu skutecznie powstrzymał Piekielnego Psa heretyków.

Dewastatorzy Sagittariusa ostrzeliwali dużą maszyną kroczącą chaotyków, która regularnie wypuszczała wybuchowe pociski z przeklętej paszczy. Niestety demoniczny mechanizm był pod ochroną któregoś ze swoich mrocznych bóstw gdyż opierał się niewzruszenie każdemu pociskowi który dosięgnął celu.

„Gdzie ten cholerny Fossor” – Gniewny głos kapitana rozległ się w voxie, jego kapsuła powinna już wylądować –„Rufusie czy macie tam jakieś problemy na górze?”

„Nic z czym nie moglibyśmy sobie poradzić, jeden ze zdradzieckich tchórzów powrócił na orbitę. Dosięgnął go już Kieł Tygrysa, Kapsuła fossora będzie za kilka minut w drodze, wysyłam wraz z nią Plamena wraz z jego braćmi Terminatorami oraz jednym Tajfunem Gniewu. Niech Imperator ma was w swojej opiece. Ira Tigris.” – zawołaniu Rufusa odpowiedział chór braci.

Fossor wylądował na tyłach wroga, niestety była pisana mu chwalebna śmierć w walce, poległ w walce z demoniczny defilerem uszkadzając maszynę w nieznacznym stopniu.

„Przeklęta maszyna, rozmontowała Fossora na części pierwsze. Rufusie, wyślij Tygrysie Tornado aby przyniosło sprawiedliwość na ten diabelny mechanizm” – nie przerwanie rozbrzmiewał w voxie głos Kapitana wydający rozkazy. Matheus rozumiał już że kapitan imię nosi w pełni zasłużenie, jako dowódca cechował się szybkością podejmowania trafnych decyzji, jako Astrates udoskonalił niemal do perfekcji szybką jazdę na motorze i walkę wręcz przy pełnej prędkości. Jego starcia zawsze były błyskawiczne, podczas starcia z mutantami w mgnieniu oka pokroił 4 z nich swoimi rękawicami energetycznymi podczas pełnego pędu Bikea. Jego obecność dodawała drużynie Tygrysiego Pędu skrzydeł, bracia bili się zawzięcie mimo strat jakie ponieśli od ciężkiego ostrzału z heretyckich czołgów wroga.

Gdy dzień chylił się ku końcowi, Tygrysie Tornado uderzyło na defilera prosto z orbity. Trenowana przed Tempstatusa drużyna Land Speederów szczyciła się  opanowaniem trudnej techniki ostrzału wroga podczas lotu desantowego. Pastwiący się nad zwłokami Drednota demoniczny Defiler został kompletnie zaskoczony przez desantujące Tygrysie Tornada. Powietrze zafalowało od gorąca wiązki multimelty oraz rozbłysło wybuchów pocisków assault cannona i cieżkiego boltera. Nawet demoniczny patroni piekielnej maszyny nie mogli poradzić na skale poczynionych zniszczeń. Przez Walkera przetoczyła się niespodziewana w przypadku maszyn fala konwulsji po której nastąpiła seria mikro wybuchów, zakończona przeniesieniem plugastwa w odmęty warpu. Pomimo przybycia pomniejszych demonów oraz rzeszy kultystów mrocznych bóstw, wróg wycofał się z pola bitwy pokonany. Śmierć demonicznej maszyny odebrała wolę walki i zastąpiła odwagę, tchórzostwem.

Wróg zaczął się powoli wycofywać z pola bitwy, lecz wygrana została okupiona ciężkimi stratami po stronie zakonu. 

II drużyna skautów Armana oraz 5 Tygrysich Łowców  poległy całkowicie. Szczątki Fossora zostały bestialsko rozrzucone po całej dzielnicy w której toczono walki. Sierżant Letum oraz Telion odnieśli poważne rany, które gdyby nie nadludzka wytrzymałość i wola służby Imperium skończyły by się śmiercią Astrates.  Drużyna Tajfuna gniewu straciła dwóch oddanych braci.

Nie pewny jest również los IV Drużyny Tygrysiąt prowadzonej przez Aeriusa, ostatni raport złożony przez nią raport jest wysoce niepokojący:

„Bracia, potrzebne wsparcie, jesteśmy otoczeni przez napierających wyznawców pana rozkładu, ależ śmierdzą Ci kultyści. Długo nie damy radę utrzymać pozycji sami, sygnał słabnie używają jakiegoś plugastwa aby zagłuszać nam vox. Nie mamy wyjścia, musimy wycofać się na południe w góry, na równinie nie utrzymamy się zbyt długo. Jeśli polegniemy, zadbajcie aby nasze imiona nie zostały zapomniane, Niech Imperator ma nas w swojej opiece. Ira Tigris bracia!!!

Następnego poranka, dwóch młodych skautów którzy niedawno dołączyło do drużyny sierżanta Umbry patrolowało pobojowisko wczorajszej bitwy.

„Tam bracie, to ścierwo się jeszcze rusza, dobij je” – zagadnął jeden do drugiego.
„Gdzie Nexusie, nie widzę aby coś się ruszało”
„No tam Sebastianie, nie widzisz to sam go dobiję” – scout wycelował i oddał strzał w pozoru nieruchomą kupę powykręcanych ciał, ciszę wypełnił huk oraz przeraźliwy skowyt uchodzącego życia. Mutantem wstrząsnęły konwulsję i osunął się powoli na ziemię.
„ Widziałeś Nexusie, coś tam mrugnęło pod nim jak umierał”
„Tak tam coś rzeczywiście jest, podejdźmy bliżej”
Podeszli oboje powoli w milczeniu, lawirując przez splątane ciała poległych obu walczących stron. Zakon nie zdołał jeszcze pozbierać rannych i odprawić rytuałów żałoby za tych którzy odeszli w kierunku światła Imperatora.
„Osłaniaj mnie Sebastianie, ja zobaczę co tam jest. „
Po kilku minutach mozolnego wysiłku, przedmiot ukazał się braciom w całej okazałości, nosił parę insygnia imperialne oraz inne całkowicie nie zrozumiałe dla zwiadowców.
W tej samej chwili rozległ się skrzek  przelatującej Dapradony, kamuflaż płaszczy oraz wytrenowany odruch zamierania w bezruchu uratowały młodym Astrates życie. Ptaszycko chwilę pokrążyło nad pobojowiskiem, porwało ciało jednego z większych mutantów i uniosło je w kierunku mokradeł. Gdy błękitne niebo nad Nienuseleum dryfem chmur nie wykazywało żadnych oznak aktywności, zwiadowcy postanowili złożyć raport swojemu dowódcy:
„Bracie Sierżańcie Umbro, chyba znaleźliśmy coś co zaciekawi brata kapitana. Prosimy o przysłanie wsparcia gdyż,  pobojowisko wywabiło ptaszyska w mokradeł, chyba zwietrzyły łatwy łup. Nie możemy pozwolić aby ciała naszych poległych braci zostały zbezczeszczone przez te plugawe stwory.” Nexux urwał nagle transmisje, wyostrzony słuch i zmysł niebezpieczeństwa zaalarmowały go w porę, w oddali było już słychać trzepot skrzydeł i skrzek dwóch kolejnych gadów.

CDN.

Ostatnio edytowany przez KvaNfield (2012-08-12 04:47:57)

Offline

 

#6 2012-08-12 16:41:46

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Malethor patrzył wściekłym wzrokiem na czempiona Festusa, Lord Kancer wyznaczył tego idiotę na głównodowodzącego w czasie zbliżającego się starcia. Malethor zgniótł by tego robaka z zamkniętymi oczami, jednak to dupowłazy robią karierę, a tacy honorowi wojownicy jak Malethor, giną bez sensu w ich imieniu.
Paguemarine ścisnął mocniej rękojeść swojego pobłogosławionego boltera, rzucając na niego okiem, tak dla pewności, że jest sprawny i nie zawiedzie w boju.
    Na północy rozładowano ostatniego Armadona, ze specjalnego kontenera na jego grzbiecie, wysypali się gwardziści i zajęli pozycje w ruinach, jednego z niegdyś wielkich budynków. Na wschodzie w końcu pojawił się Defiler, który przytaszczył na pole bitwy działo samobieżne Basilisk. Największy problem był z czołgiem Leman, którego dowódca, sierżant Igor Valenkov, kategorycznie nie zgodził się na potrząsanie swoim pojazdem. Czołg brnął więc przez błoto niczym ślimak, jednak jego kierowca był chyba natchniony przez samego Nurgla, lub naćpany na tyle, że cudem udało mu się dotrzeć do betonowych płyt miasta.
    Wszystko było gotowe, mutanci wyli opętańczo, łaknąc krwi i mięsa, przerażające wilki szczekały zajadle, gwardziści wykrzykiwali hołdy dla swego lorda i boga, a horda nieumarłych cuchnęła w ciszy jak zwykle.
Malethora zawsze fascynowały te stwory, były głupie i niezdarne, jednak w czasie boju przedstawiały sobą kwintesencję wszystkiego, co nauczał Pan Rozkładu. Byli nieugięci, silni, diabelnie wytrzymali i w jakiś niewyobrażalny sposób bezgranicznie oddani i posłuszni. Najlepsze jednak było to, że po bitwie, można było stworzyć ich kolejne setki, co prawda, tym zajmowali się wyspecjalizowani nekromanci Lorda Kancera, ale Malethor lubił wyobrażać sobie, że sam potrafi dokonywać takich fascynujących rzeczy.
    Chaotyk przegapił początek bitwy przez swoje rozmyślania, a z nostalgii wybudził go huk wystrzałów dział i wrzawa, jaka podniosła się na północy i południu miasta.
Gwardziści ruszyli biegiem przez zrujnowane budynki, starając się oskrzydlić niewidocznego jeszcze wroga, mutanci z Messiną na czele popędzili do centrum miasta, gdzie znajdowały się ruiny imperialnej świątyni. Mutantka z wielką determinacją chciała zająć to miejsce, Malethor nie znał rozkazów dla poszczególnych dowódców i strasznie go to irytowało, gdyż zapominał, że nie on dowodzi armią, tylko Festus, który skrywał się pośród cielsk elitarnych, wielkich mutantów w zachodniej części pola bitwy.
    Malethor rozkazał swoim Marines ostrożnie ruszyć do przodu, jego zadaniem w tej bitwie, było osłanianie tyłów, w razie ewentualnego desantu wroga. W końcu walczyli dziś z psami Imperatora, a oni bez swoich latających puszek nie potrafili się obejść. Cała masa nieumarłych kuśtykała niezdarnie przed Plaguemarines, dziś jakoś nieszczególnie rwali się do walki, być może to brak nekromanty na polu bitwy sprawił, że zombie byli jacyś tacy, niemrawi.
    Nagle potężny łańcuch eksplozji rozerwał powietrze, na zachodzie stało się coś niepokojącego, czempion obrócił się w tamtym kierunku, by zobaczyć rozbłyski eksplozji i jęzory ognia w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał Bazylisk. Pierwsza krew została przelana, jednak to wróg zdobył laur zasługi.
Bez artylerii mogło być ciężko, pozostał jeszcze Defiler, miotający spaczone pociski na dalekie odległości, jednak z nim zawsze były jakieś problemy i najczęściej przy pierwszej lepszej okazji wdawał się w niepotrzebne i bezsensowne walki.
    Dookoła trup padał gęsto, mutanci byli dziesiątkowani, wilki zarazy popędziły jedną z ulic prosto w pułapkę, zastawioną przez Terminatorów wroga i Marines na motorach. Na północy gwardziści musieli zwolnić swoje natarcie, gdyż ostrzelano ich z karabinów snajperskich. Na południu z kolei, gwardia natknęła się na pojazd klasy Vindicator, którego pancerz był dla nich trudnym orzechem do zgryzienia. Okazało się ponadto, że w ruinach świątyni ukrywali się skauci  ze Steel Tigers, którzy zaskoczyli Messinę, oraz jej mutantów i doszło tam do ciężkich starć.
    Malethor zatrzymał się, to samo nakazując swoim Marines, to wszystko nie miało sensu, jeśli Festus sam wydawał takie rozkazy, to oznaczało, że jest kompletnym idiotom. Jeśli te rozkazy pochodziły z fortu, to Plaguemarines nic już nie rozumiał. Frontalny atak na Space Marines był pomyłką i musiał się skończyć niepowodzeniem, czempion nie wytrzymał i włączył komunikator.
-Poruczniku, tu Malethor, co się tam dzieje, dlaczego rozciągacie front? Wystrzelają nas jak kaczki!
Po chwili ciszy w eterze, wydobył się z niego niepewny głos Fastusa.
-Takie życzenie ma sam Lord Kancer, trzymaj się swoich wytycznych i nie zajmuj się tym, do czego nie zostałeś stworzony Marine!
    Malethora o mało szlag nie trafił po usłyszeniu takiej odpowiedzi, której zresztą się spodziewał. Miał ochotę wpaść między te spasione kolosy i oderwać nędzną głowę temu robakowi Festusowi. Niestety, nieopodal pojawiło się nowe zagrożenie i czempion musiał skupić się na nim.
Chaotyk w końcu zobaczył swoich przeciwników, zza budynków wychynęły motory szturmowe, Landspeedery, Terminatorzy, a nawet Drednought, ten jednak miał zdaje się jakieś problemy z układem kroczącym, bo stał w odsłoniętym miejscu zamiast lawirować między ruinami.
    Od strony świątyni dochodziły echa wystrzałów, to były pistolety boltowe, co upewniło czempiona w przekonaniu, że ukrywali się tam skauci. Chaotyk widział, jak mutanci oblegają zrujnowane sanktuarium, usiłując wedrzeć się do środka, często ginąc w czasie dzikiej szarży, od wystrzelonych na oślep pocisków. Widział jak Massina wpełza na jeden z popękanych ołtarzy i ostrzem energetycznego topora, rozbija jego płytę na strzępy, po czym schyla się i wygrzebuje ze zgliszczy jakiś przedmiot.
    Mutantka wycelowała pistolet w najbliższego Marine, niestety, gdy pociągnęła za spust, usłyszała tylko głuchy trzask w zamku, koniec amunicji. Odrzuciła więc broń i przygotowała się do odparcia ataku. Trzy z sześciu jej ramion uzbrojone były w krzywe szable, w czwartej dłoni ściskała błyszczący spaczoną energią topór, pozostałe dwa ramiona przyciskały do wężowatego tułowia mutantki, mały, połyskujący przedmiot. Massina miała go dostarczyć Lordowi Kancerowi za wszelką cenę i nawet nie wyobrażała sobie, że mogło by stać się inaczej.
    Steel Tigers byli szybcy, ich noże taktyczne śmigały, przecinając powietrze niczym błyskawice. Massina była odsłonięta, reszta jej mutantów utknęła gdzieś w przedsionku świątyni, oraz w alkowie. Mutantka sama musiała stawić czoło wrogom, zasyczała groźnie i z niebywałą skutecznością, sparowała szablami większość ciosów. Skautów było zbyt wielu, Chaotyczka całą uwagę musiała poświęcić na obronie, jednocześnie starając się wycofać nieco, by inni mutanci mogli przyjść jej z pomocą. To jednak nie wystarczyło i kilka pchnięć ugodziło mutantkę, tylko przychylne spojrzenie samego Nurgla, jak i podarowane przez niego łuski na ciele Massiny, uratowały ją od niechybnej śmierci. Szefowa mutantów zmotywowana swoim sukcesem, ruszyła do kontrnatarcia. Ostrza jej szabli wykonywały mylące cięcia po to, by ostateczne ciosy zostały skutecznie zadane toporem.
    Dwaj skauci padli martwi z rozpłatanymi pancerzami, mutantka zawyła tryumfalnie z rozkoszy, wznosząc wszystkie ręce do góry w geście zwycięstwa. Wtedy jednak stało się coś nieoczekiwanego. Zaskoczona Massina patrzyła z niedowierzaniem, jak Steel Tigers odskakują do tyłu, zyskując spory dystans i szykują się do użycia pistoletów. Na domiar złego, zza ich lewej flanki wyszło kilku Terminatorów, którzy właśnie odbezpieczali swoje boltery szturmowe.
Świst rakietowych pocisków przeszył powietrze, niosąc śmierć wszystkiemu co stało na ich drodze, nawet łaska Pana Zarazy nie była w stanie przeciwstawić się takiej sile.
    Malethor stracił z oczu mutantkę, jej śmierć była pewna, tym samym pieczętując los reszty mutantów, do których zbliżał się oddział motocyklistów Steel Tigers.
Czempion miał teraz jednak swoje własne zmartwienie, za jego placami, niedaleko miejsca, gdzie  przyczaił się Leman sierżanta Valenkova, wylądował droppod Space Marines, a tuż przed nosem Plaguemarines, pojawił się oddział Terminatorów, których teleportowano na pole bitwy z barki desantowej. Czempion nie bał się wyzwań, jednak postanowił z głową podejść do tej walki. Zginąć głupio, to zginąć marnie, nie ważne kim jest wróg i jak silny jest w boju, ważne, żeby ostatni cios należał do Malethora.
    Chaotyk wydał szybki rozkaz swoim przybocznym i razem ruszyli pędem w głąb zawalonej galerii handlowej. Tu czekała na Plaguemarines niespodzianka, w postaci schowanego motoru szturmowego wroga, którego strzelec, przez dziurę w murze usiłował ustrzelić czołg mutantów.
Marines dopadli osamotniony pojazd, Malethor chwycił rękawicą energetyczną strzelca i wyrwał go z przyczepy motoru, wbijając następnie z impetem w ziemię. Lojalista zakwilił jak mordowana świnia i zdechł. Drugiego Marine, pozostali Chaotycy roznieśli na strzępy, nim ten zdołał wycelować swój pistolet w kogokolwiek.
    W kilkanaście sekund później, do galerii wdarło się pięciu Terminatorów, którzy otworzyli ogień od razu, jak tylko zobaczyli swych odwiecznych wrogów. Plaguemarines zdołali schować się pośród gruzów niegdysiejszego centrum handlowego, jednak jeden z nich został postrzelony w nogę, pocisk rozerwał kolano, amputując kończynę. Na domiar złego, od tyłu, przez pozbawione szyb witryny, na plecy Chaotyków wpadł odział skautów Steel Tigers. Szykowała się ciężka potyczka.
    W tym czasie, front przesunął się głęboko na pozycje lojalistów. Na południu zgraja przyzwanych z Warpu demonów, oraz oddział gwardzistów związali walką Devastatorów i trzech Terminatorów. W centrum horda nieumarłych zalała ruiny świątyni, otaczając jeden z oddziałów skautów, atakowany przez wielkie mutanty czempiona Festusa. Ci sami mutanci, rozszarpywali jednego za drugim Terminatora z drużyny, która wcześniej zniszczyła Hellhounda. Na zachodzie, Defiler dopadł do Dreadnoughta Space Marines, który wyszedł z droppoda, usiłując zajść od tyłu czołg Leman. Opętany Defiler odbił krabimi szczypcami ciosy potężnej dłoni lojalisty, aby w końcu chwycić maszynę wroga w uścisk stalowego szpona i zgnieść go jak chrabąszcza.
Z północy nadeszły posiłki w postaci legionu kultystów Nurgla. Zajęli oni zgliszcza uniwersytetu, gdzie skrywali się snajperzy wroga.
    Sytuacja zdawała się opanowana, wróg tracił powoli swoje najcenniejsze jednostki, a wyznawców Nurgla, choć ginęli dziesiątkami, nadal było kilka razy więcej i samą liczebnością przytłaczali lojalistów. Zdawać więc by się mogło, że zwycięstwo Chaosu jest nieuniknione, gdy nagle padł rozkaz odwrotu z ust czempiona Festusa.
     Malethor zaklął siarczyście, słysząc nawoływanie dowódcy armii do odwrotu. Plaguemarines tkwili nadal w ruinach galerii, odpierając ataki skautów i Terminatorów Steel Tigers. Chaotycy cisnęli kilka granatów dymnych  i pod osłoną gęstych oparów, trującego dla wroga gazu, wydostali się na ulicę.
Widok jaki rozpościerał się przed oczami Malethora budził w nim odrazę i niedowierzanie. Cała, wielka armia Lorda Kancera, opuszczała miasto Nienuseleum, kryjąc się w oparach mgły zasnuwających przedmieścia i okolicę. Tą ciężką bitwę można było wygrać, jednak widać Daemon Princ miał inne plany i wolał oddać pole swojemu wrogowi.
Plaguemarines biegli na zachód, czempion truchtał na końcu, co chwilę oglądając się za siebie, patrząc na lojalistów wznoszących pięści ku niebu w geście zwycięstwa. Nad Nienuseleum słychać było jeszcze sporadyczne wystrzały, jednak nad dźwiękami bitwy dominował gromki krzyk Space Marines z zakonu Steel Tigers.
-Ira Tigris!
-Ira Tigris!


http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_200743.jpg
Na północy Lord Kancer postanowił umieścić trzon swej armii, oddział Big Mutants dowodzonych przez Aspiring Championa Festusa.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_200829.jpg
Przy pancerzu Hellhounda dziarsko maszeruje elitarny oddział Plaguemarines, przed nimi horda zombie.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_200846.jpg
Zmutowany Hellhound, miał odegrać kluczową rolę w bitwie, jednak Papcio Nurgl nie spoglądał tego dnia łaskawie na załogę pojazdu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203736.jpg
Centrum, tu ulokowały się dwa oddziały gwardzistów oraz horda mutantów.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203743.jpg
Gwardziści i stado gnijących wilków Nurgla, zajęli pozycje flankujące od południa.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203828.jpg
Devastatorzy Steel Tigers, oraz niosący zniszczenie Vindicator, stacjonowali na południu miasta.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203837.jpg
Na zachód od kaplicy ulokował się drugi skład Devastatorów, oraz oddział Terminatorów. Widać też głównodowodzącego na motorze, w asyście kilku maszyn (kierowców nie ma, bo poszli w krzaki na małe siusiu przed samą bitwą, żeby potem nie marudzić).

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203845.jpg
Ruiny imperialnego sanktuarium, w którym po mistrzowsku zakamuflował się oddział skautów. Ten manewr zadecydował o losach bitwy i chyba po raz pierwszy idea umiejętności "Infiltration" sprawdziła się w tej grze w stu procentach. (patelniom mówimy zdecydowane nie!!!).

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203901.jpg
A oto i sam Dreadnought Matheus, w towarzystwie Terminatorów i motorów szturmowych.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203913.jpg
Uniwersytet i stacjonujący tam oddział snajperów.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_203920.jpg
Wszędobylskie Landspeedery, zmora lekko opancerzonych pojazdów.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_210511.jpg
Natarcie rozpoczęte, horda nieumarłych niezgrabnie przeciska się pomiędzy zgliszczami, Hellhound wyrwał do przodu, z zadaniem wypłoszenia skautów z północnej części miasta. Big Mutants dreptają niezgrabnie ulicami, a wszystkich ich wspiera ogniem Leman Igora Valenkowa, oraz Defiler.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_210520.jpg
Mutanci w natarciu, zwęszyli już skautów za murem, jednak jeszcze nie są świadomi przykrego losu jaki ich czeka.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_210527.jpg
Devastatorzy przerzedzeni ogniem Bazyliszka, Terminatorzy szykują się do walki dystansowej z nadbiegającymi wilkami.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_210538.jpg
A oto i one, w towarzystwie oddziału gwardzistów. Wilki jak zwykle, są mięsem armatnim, którego zadaniem jest skupić na sobie uwagę wroga.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_220259.jpg
Big Mutants przed natarciem na osamotniony motor lojalistów, Champion Festus na końcu peletonu, że niby nie mógł dopchać się na przód, tja...

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_220307.jpg
Unieruchomiony Dreadnought nie traci nadziei, jego działo laserowe sieje zniszczenie z zadziwiającą skutecznością.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_220335.jpg
Byle do przodu, potem jakoś to będzie. Niestety wojna jest zmienna i nieprzewidywalna, a taktyka parcia do przodu nie była zbyt skuteczna tym razem chociaż, wrogowi dzięki temu nie udało się wykonać głównego zadania.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_220343.jpg
Mutanci przy świątyni stracili połowę składu, zginęła też ich przywódczyni, niosąca ważny dla scenariusza przedmiot.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_232405.jpg
Landspeedery standardowo są wszędzie tam, gdzie ich nikt się nie spodziewał, choć należało się spodziewać, że tam właśnie się znajdą. Big Mutants kontynuują natarcie na Terminatorów, którzy za chwilę puszczą z dymem uszkodzonego Hellhounda. Na plecach Plaguemarines lądują teleportowani Terminatorzy.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_232424.jpg
Vindicator ignoruje nieszkodliwych gwardzistów i zwierzaki, jego działo zaraz wysadzi w powietrze połowę mutantów i zombi. Dowódca armii Steel Tigers śmiga na motorze aż miło, a jego przyboczni skutecznie robią za tarczę dla niego.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120810_232511.jpg
Spóźnione lądowanie droppoda, z którego wygramolił się Fossora. Za chwilę odda niecelną salwę w czołg i zginie rozerwany na strzępy przez wściekłego Defilera.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120811_010920.jpg
Big Mutants wykańczają resztkę Terminatorów, zombie zalały dziedziniec przed świątynią, ukrywając nieświadomie pod swoimi stopami cenną relikwię, cel lojalistów. Malethor i jego Marines ostrzeliwują się, atakowani od wschodu przez Terminatorów, a od zachodu przez skautów.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120811_010929.jpg
Oto przybywają posiłki, pięćdziesięciu kultystów Lorda Kancera. Uniwersytet został otoczony, a jego wnętrze zasypał grad kul, pociski granatników oraz płomienie z miotaczy, w efekcie czego...zginęło tylko dwóch skautów. Już lepiej niech ci kultyści idą się bić jak mają tak strzelać.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120811_010936.jpg
Czy ja już o tym pisałem? O Landspeederach? No więc pojawiły się takie dwa i na cel wzięły Defilera, który właśnie rozmontował lojalistycznego dreadnoughta. Na multimeltę nie ma rady, stwór Chaosu wyparował.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120811_010946.jpg
Plaguebearers zjadają resztę Devastatorów, garstka gwardzistów zostanie zaraz rozniesiona w pył przez Terminatorów, a dwa wilki nie bardzo wiedzą jak to ugryźć.

Niestety, w ferworze walki nie udokumentowaliśmy samej końcówki, gdzie zmotoryzowane dowództwo lojalistów zaryzykowało konfrontację z najsilniejszymi jednostkami Chaotyków, a dwa oddziały Steel Tigers zwarły się w walce z Malethorem i jego veteranami.
Bitwa trwała tylko trzy tury, w końcu wygoniono nas z Boltera (sorki Maćku za przedłużanie) a bitwa choć nie rozstrzygnięta, uznaliśmy, że została wygrana przez Steel Tigers, którzy zrealizowali dwa poboczne zadania, kontra jedno Nurglowców.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#7 2012-08-14 22:47:29

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Pięknie opowiedziane starcie. Brawo Panowie


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#8 2012-08-14 23:51:56

KvaN

http://i.imgur.com/gZjTx.png

3688133
Skąd: Byłem Tu a teraz jestem Tam :P
Zarejestrowany: 2011-03-25
Posty: 2816

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Avatarofhope napisał:

Pięknie opowiedziane starcie. Brawo Panowie

Jeszcze nie koniec starć.Flota Zakonu Steel Tigers nadal orbituje nad Eryd 210 i przygotowuje się do ostatecznego starcia.

Ostatnio edytowany przez KvaNfield (2012-08-14 23:53:20)

Offline

 

#9 2012-08-15 12:43:41

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

A na sam koniec przybędą grey knighci aby wyplenić wszystko na planecie co miało jakikolwiek związek i styczność z chaosem :>


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#10 2012-08-15 15:04:56

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Aresus obserwował w skupieniu scenę, która rozgrywała się na podwórzu budynku, w którym czempion razem z czterema Chaotykami chowali się od przeszło czternastu dni.
Dwaj mężczyźni, ubrani jak większość tutejszych mieszkańców, rozmawiali z pięcioma skautami lojalistycznego zakonu Steel Tigers. Ludzie w bardzo sugestywny sposób udawali, że są wdzięczni Marines za wyzwolenie spod jarzma Nurglowych władców. Ściskali ich dłonie, kłaniali się i pytali, czy nie mogli by jakoś pomóc. Lojalistom najwyraźniej się spieszyło, bo szybko ucinali rozmowę, zdając konkretne pytania. Na szczęście, dwaj Meakulumczycy wykazali się i po chwili, patrol zniknął w sąsiedniej uliczce.
    Piraci Keina Unfeelinga odsunęli się od okien, zabezpieczając swoje boltery, kolejny raz udało im się uniknąć walki. Z jednej strony to było zgodne z zadaniem, jakie przed nim postawiono, z drugiej, unikanie walki w ten sposób, nie leżało w ich naturze.
Czempion zdawał sobie sprawę, że jego Marines tracą cierpliwość, jednak byli weteranami setek bitew, a ich dyscyplina i oddanie sprawie nigdy nie budziło zastrzeżeń.
Rasovah odłożył swoją broń na stół, nachylił się nad nieco wysłużoną już komodą, biorąc w dłoń jeden ze stojących na niej holoobrazków.
- Ci ludzie ryzykują życie dla nas, stracili swoje rodziny w walce z legionem Kancera, więc co się zmieniło? - Wątpliwości Chaotyka zdawały się być niebezpodstawne. Aresus sam też wcześniej o tym myślał i w międzyczasie zdobył trochę wiedzy na temat Eryd 210 i jej mieszkańców.
- Eryd 210 odkryły Luna Wolves, jednak nie pacyfikowano planety. Ludność poddała się woli synów Imperatora, widząc potęgę i nieustępliwość przybyszów. Postawiono tu tylko jeden garnizon, w Nienuseleum. Stacjonująca tam gwardia, szybko została wchłonięta przez społeczeństwo Eryd i w ciągu trzystu lat zapomniano w ogóle o świecie zewnętrznym. Czczono kult Imperatora, jednak został on wypaczony. Kultyści z początku bardzo natarczywi i zdecydowani, stawali się niepożądani w społeczeństwie i nastąpiła ich eskalacja.
    Wypowiedź Chaotyka przerwali mężczyźni, którzy po rozmowie ze skautami, pokręcili się jeszcze po podwórzu i wrócili do domu. Czempion podziękował im skinieniem głowy za pomoc i kontynuował.
- W końcu przypomniano sobie o Eryd 210 i o znajdującym się tu gazie „F-12”, którego złoża pokrywają powierzchnię niemal całej planety. Oczywiście działo się to w czasie, gdy nasi bracia już od dawna walczyli z psami martwego Iperatora.
Na Eryd wysłano dwie floty imperialne z okolicznych systemów, ekspedycja nie spodziewała się oporu, ani ingerencji nikogo z zewnątrz, więc trzon floty stanowiły jednostki inżynieryjne.
Eryd po raz kolejny poddał się bez słowa, jednak przybycie gwardii obudziło zakamuflowany dotąd kult Imperatora, który wyewoluował w czasie swojego wygnania.
Kultyści czcili Pana Rozkładu, manipulowani przez dziesiątki lat przez jego fanatyków, a w obliczu pojawienia się sił Imperium, postanowili chwycić za broń i oddać cześć swojemu opiekunowi.
Wybuchła wojna i rozlała się na całą planetę, bo kult miał na pniu zarówno z Imperium, jak i z tymi, którzy kiedyś wygnali ich do podziemia.
Oczywiście zwęszywszy łatwy łup, napatoczył się tu ten cały Kancer ze swoim legionem straceńców. Wsparł kult i w przeciągu roku opanowali ćwierć terytorium planety. Na znak zwycięstwa zrównali z ziemią Nienuseleum i ogłosili Lorda Kancera jedynym władcą.
    Marines słuchali w milczeniu opowieści swojego dowódcy, zawsze zaskakiwał ich podobnymi zachowaniami. Czasem potrafił wydając nie artykułowane wrzaski, odcinać głowy dziesiątkom wrogów, a czasami tak jak teraz, popadał w jakąś nostalgię i opowiadał im niestworzone historie, jak dziadek swoim wnukom. Piraci nie rozumieli tego, jednak czerpali nieopisaną przyjemność z tych sesji, wypełnionych mądrymi gadkami i anegdotami. Poza tym, w ich obecnej sytuacji nie było nic innego do roboty, więc po prostu słuchali.
    - Kancer był bardzo okrutny, mścił się na tych, którzy stawiali mu opór, jednocześnie nie pieszcząc się z własnymi poddanymi. Jednak kult tak bardzo zastraszył resztę społeczeństwa, że po jakimś czasie, nikomu nie przychodziło już do głowy, by stawać zbrojnie przeciw wszechmocnemu wrogowi. Jednak obecność Kancera miała swoje plusy, ludzie uodpornili się na choroby, ten rejon był szczególnie zagrożony, przez bagienną gorączkę, która zabijała setki dziennie, a po pojawieniu się Kancera, żniwo zbierane przez naturę zmalało i prawie całkiem znikło. Ci ludzie na zdjęciach, to ofiary choroby, a nie walki z kultem. - Mówiąc to, Aresus wskazał na jeden z trzech obrazków.
- A na tej fotografii obok, są dwie osoby, które wyzdrowiały dzięki aurze Pana Zgnilizny. Nasi gospodarze są więc nam wdzięczni, bo kojarzą nas z Kancerem.
    Jeden z mężczyzn, wysoki jak na tutejszego człowieka, którego skronie obsypała siwizna, wstał od stołu i podszedł do komody ze zdjęciami. Popatrzył na podobizny swoich bliskich i z nieskrywanym lękiem przemówił.
- Panowie z niebios, wasza obecność tu to dla nas zaszczyt, pomogliśmy najlepiej jak potrafiliśmy, ale wieści z fortecy są bardzo niepokojące i obawiam się, że razem z bratem będziemy musieli uciekać z miasta.
    Chaotycy wymienili spojrzenia między sobą, na koniec kierując wzrok na czempiona, który  podszedł do swojego gospodarza i kładąc mu ciężką dłoń na ramieniu powiedział.
- Rozumiem ciebie człowieku, kiedy planujecie ewakuację?
- Ewakuację?  - Zastanowił się nieco zdziwiony Meakulumiani, dla którego to słowo nie miało najodpowiedniejszego znaczenia.
- Chcemy uciec jutro o zmierzchu, forteca pana właśnie padła, ponoć sam Lord zmierza ku nam, jednak razem ze swoją świętą obecnością, sprowadzi na nas wojnę. Wy, silni panowie przetrwacie, my jednak zginiemy marnie. Uciekamy w góry, tam gdzie nasze rodziny i znajomi uciekli przed gniewem pana.
    Marines popatrzył głęboko w oczy swojemu rozmówcy, który nie był w stanie znieść tego widoku i spuścił głowę, patrząc na swoje stopy. Chaotyk milczał chwilę, po czym uniósł wierzchem dłoni brodę  człowieka i rzekł.
- Nie ganię twojego zachowania, bo sam od pół miesiąca ukrywam się przed swoim wrogiem, potrzebuję jednak jeszcze jednej przysługi, radio, z jak największym zasięgiem i w miarę możliwości z kodowanym przekazem.
    Obaj bracia spojrzeli na siebie, zastanawiając się nad odpowiedzią, jednak najwidoczniej nic nie przychodziło im do głowy. Nagle drugi z gospodarzy, który rzadko odzywał się w towarzystwie Piratów, poderwał się z sofy, rozsypał na blacie stołu sól z niewielkiego pojemnika i zaczął w niej rysować końcem palca.
- Dziś do miasta wjechała kolumna pojazdów naszego pana, to ją ścigali ci źli w jasnych pancerzach. Był tam czołg, z długą anteną na wierzy, może ona się przyda.
Mówiąc to, człowiek narysował prowizoryczną mapę okolicy i hangar, w którym prawdopodobnie znajdował się wspomniany pojazd.
    Aresus, zastanowił się przez chwilę, po czym kazał Feverusowi skopiować mapę do auspeksu. W głowie czempiona pojawił się pewien plan, jednak wymagał on opuszczenia dotychczasowej kryjówki. Wiadomość o poddaniu fortecy przez Kancera, była bardzo złą wiadomością. Do przylotu floty Piratów zostało jeszcze dziesięć dni, a więc szanse na uniknięcie konfrontacji z lojalistami malały tym bardziej, że teraz już bez przeszkód mogli dokonywać ekspansji w głąb terytorium legionu Kancera.
Aresus wraz ze swoimi Marines, musieli nawiązać łączność z Piratami, jeszcze zanim ci pojawią się na orbicie. Być może ktoś z legionu Kancera zdołałby w tym pomóc.
Szykował się ciężki wieczór.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#11 2012-08-16 11:51:42

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Zapadł zmrok nad Meakulum, miasto opustoszało, pozostali tylko starzy i niedołężni, którymi nie miał się kto zająć. Reszta ludzi wyruszyła w góry, gdzie w głębokich jaskiniach i kopalniach gazu szukali schronienia przed nadchodzącą bitwą.
    Lojaliści napierali od północy, wieści niosły, że wysadzili w powietrze fortecę Lorda Kancera, a ich kolejnymi celami miały być miasta Meakulum, oraz maleńkie Kaelosum.
Legion Nurgla cofał się pod naporem aniołów Imperatora, niektórzy sądzili, że to objaw słabości i bezradności Lorda Kancera, jednak większość jego poddanych uważała, że Daemon Princ ma jakiś mroczny, chytry plan, który wymaga nieco kontrowersyjnych posunięć.
    Aresus wraz ze swoimi czterema Space Marines, gotowi do wymarszu, stali naprzeciw dwóch mężczyzn, u których do tej pory otrzymywali gościnę i schronienie. Bracia obwieszeni tobołkami i plecakami z najcenniejszym dobytkiem, tego wieczora również wyruszali w góry, do swoich bliskich. Czempion skinął głową ludziom i na pożegnanie rzekł.
- Doceniam waszą pomoc, moi Piraci nie mają w zwyczaju spłacać takich długów, ja jednak obiecuję, że jeśli nadarzy się okazja, odpłacę się wam odpowiednio.
Marine spojrzał na wyższego z braci.
- Semura, postarajcie się nie mówić o nas nikomu, gdyby jakimś trafem złapali was lojaliści, obetnijcie sobie języki, ale nie piśnijcie o nas ani słowa.
    Człowiek wytrzeszczył oczy zadzierając głowę, by spoglądać prosto w twarz Chaotyka, te słowa go przeraziły, ale zrozumiał, że jego pan właśnie to by zrobił, gdyby sytuacja tego wymagała. Nie zdradzi by, nawet gdyby sam miał sobie odebrać życie. Semura wątpił, by on lub jego brat zdobyli się na takie poświęcenie, jednak przytaknął energicznie potrząsając głową.
Marines ruszyli w głąb uliczki i po chwili zniknęli za rogiem najbliższego budynku. Obaj bracia stali jeszcze w ciszy na podwórku swojego domostwa, żegnając się w milczeniu ze swoim dzieciństwem i wspomnieniami. Prawdopodobnie nie będą mieli dokąd wrócić, więc chcieli nadać tej chwili specjalny charakter.
    Rasowah szedł jako pierwszy, wyprzedzając grupę o dobrych kilkanaście metrów, Shaleb i Dessea zabezpieczali boki, Feverus z dowódcą przemieszczali się ostrożnie trzymając w gotowości odbezpieczoną broń. Piraci nie spodziewali się kłopotów, jednak doświadczenie podpowiadało im, że kłopoty są zawsze największe, gdy się ich nikt nie spodziewa.
    Po dwudziestominutowym, ostrożnym marszu, oddział dotarł do nadrzecznej stoczni, gdzie mieściły się hangary, będące celem wyprawy. Aresus zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli ukryły się tu jakieś jednostki Legionu Kancera, to na pewno wystawili warty. Trzeba było albo je po cichu ominąć, albo otwarcie wejść na teren stoczni z wywieszoną białą flagą. Czempion wybrał pierwszy sposób, bo w infiltracji miał wielkie doświadczenie, a bieganie z białym prześcieradłem nie było w jego naturze.
    Marines, jak na kolosy w niezgrabnych pancerzach, dosyć dobrze radzili sobie ze skradaniem się. Wykorzystywali głębokie cienie, omijali powierzchnie, po których stąpanie wywołać mogło hałas i sami starali się nie wydawać zbyt wielu dźwięków. Już po chwili, Rasowah dał znak alarmowy, zauważając na jednym z dachów gniazdo obserwacyjne, w którym siedział gwardzista Legionu. Shaleb w innej części stoczni również spostrzegł strażników, Marines sprawnie i nadzwyczaj szybko, przedostali się pod ścianę pierwszej z hal produkcyjnych, gdzie bardzo trudno było by ich zauważyć, jednak dźwięki mogły ich zdradzić w każdej chwili. Zatrzymali się więc, nasłuchując i dając Aresusowi odrobinę czasu na zdecydowanie co dalej.
    Hala nie była opuszczona, wewnątrz ktoś był, kilka osób prowadziło rozmowę. Dominował tubalny, przerywany dziwnym siorbaniem głos, inny wzbogacony był przedziwnym akcentem, trzeci niczym się nie wyróżniał.
- Ile czasu potrwa naprawa? - Dopytywał się siorbiący osobnik, na co ten z dziwnym akcentem odpowiedział.
- Ciężyki bolter jes prawyj zrobionyj, silnik zdrowyj, a gąski całe, nietkniente, ino pestek niewiela.
- Z amunicją będzie kłopot mój panie. - Wtrącił zwykły, męski głos.
- W mieście nie ma żadnej zbrojowni, a Armadony z zapasami idą z głównymi siłami.
    Aresus postanowił nie ryzykować, dalsze podsłuchiwanie w sekrecie mogło by się skończyć nieporozumieniem, tym bardziej, że Pirat rozpoznał jeden z głosów i teraz już śmielej mógł sobie poczynać. Dał znak pozostałym, by zaczekali, a sam, najciszej jak potrafił, podszedł do drzwi hali, gdzie stali dwaj gwardziści, oparci o karabiny laserowe.
Marines błyskawicznie wyskoczył zza rogu budynku i nim ludzie zorientowali się, co się stało, wyrwał im broń z rąk i odrzucił w tył krzycząc.
- Malethorze drogi mój! Gdybym był na służbie u martwego Imperatora, poznałbym tu większość twoich sekretów i odszedł bym niezauważony!
    Z hangaru obok i z samej hali wyskoczyły nagle dziesiątki gwardzistów i trzech Marines w zmutowanych, ociekających śluzem pancerzach, dookoła jacyś ludzie wykrzykiwali rozkazy, a wszyscy jak jeden mąż byli w ciężkim szoku. Aresus uniósł dłonie na wysokość naramienników, dając do zrozumienia, że nie ma złych zamiarów. W tym czasie, z hali wyszedł kolejny Space Marine, który skrzywił się na widok Pirata.
Malethor podszedł kilka kroków do przodu, dając znać swoim, by opuścili broń. Plaguemarine był zmieszany i nie bardzo wiedział jak zareagować i co powiedzieć.
- Nie obawiał bym się Aresusie takiego podstępu ze strony lojalistów, gdyż jak wieść niesie, Piratom Keina Unfeelinga nikt nie dorówna w podstępie i szpiegowaniu, gdyż są oni mistrzami wbijania noża w plecy, co odbija się negatywnie na ich zdolności do otwartej walki.
Czempion Piratów uśmiechnął się ironicznie, dając ruchem dłoni znak swoim Marines, by ci wyszli z ukrycia, dokładnie za plecami trzech Plaguemarines.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#12 2012-08-16 16:14:20

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Salwa z prawej burty okrętu uderzeniowego „Titan” rozerwała rufę orkowego latającego molochu, czyniąc z pozbawionej napędu jednostki łatwy cel dla wspierających ją fregat. Kilkaset mil przestrzennych dalej bojowa barka Mrocznych Aniołów „Oblicze Zemsty” przygotowywała się do oskrzydlenia pirackiej floty chaosu dowodzonej przez cieszącego się złą sławą demonicznego księcia Keina Unfeelinga. Starcie w przestrzeni kosmicznej trwało już od kilku godzin. Piraci chaosu zostali wytropieni przez Krucze Skrzydło po czym flota zakonna ruszyła w pościg za powiernikami piekielnych mocy. Mroczne Anioły od lat poszukiwały zdrajcy – jednego z poruczników demonicznego księcia – czarnoksiężnika Bethrezaela, który kilka miesięcy wcześniej porzucił swego niedawnego pana i wybrał własną drogę znikając zupełnie z oczu Kruczego Skrzydła. Najwyżsi dostojnicy zakonni nie widząc innej możliwości zdecydowali się na pochwycenie niedawnych sprzymierzeńców wroga, aby wydusić
z nich informacje o jego prawdopodobnym miejscu ucieczki. Kapelan Śledczy Gralien – główny inicjator misji zakonu był przekonany niemal w stu procentach, że demoniczny książę poszukuje swego niedawnego sojusznika z taką samą zaciekłością jak Mroczne Anioły, w związku z czym mógł posiąść bezcenną z punktu widzenia Wewnętrznego Kręgu wiedzę o miejscu jego pobytu. Flota piracka była liczna, a dodatkowo dołączyła do niej horda bezmózgich orków, wiedziona swoimi własnymi zwierzęcymi instynktami. Dlatego zakon do starcia również przygotował znaczne siły. Niemniej jednak doświadczenie wyniesione z wcześniejszych potyczek z piratami chaosu Keina spowodowały, że Azrael – Najwyższy mistrz zakonu zwrócił się z oficjalnym żądaniem wsparcia ze strony zbrojnego ramienia Ordo Malleus. Inkwizytorzy początkowo niezbyt skorzy do współpracy, w końcu przystali na propozycję przywódcy Mrocznych Aniołów i zdecydowali się na sformowanie korpusu eksepdycyjnego w formie grupy uderzeniowej Szarych Rycerzy pod dowództwem Kapitana Anaseriana oraz Kasztelana Crowe.  Zebrani razem lojaliści przystąpili więc do akcji. Flota Szarych Rycerzy Pierwsza w sile okrętu uderzeniowego „Titan” oraz czterech fregat szturmowych (Zguba Demona, Straż Monastyru, Gniew Sprawiedliwych, Młot Zguby) uderzyła w odsłonięte i niezorganizowane lewe skrzydło pirackiej floty, w której prym wiodły jednostki zielonoskórych, zmuszając ich do powolnego wycofywania się w stronę zgrupowania jednostek Keina. W tym samym czasie większa część floty, na czele z „Obliczem Zemsty” potężną bojową barką - dumą zakonu mrocznych Aniołów, czterema okrętami uderzeniowymi (Anioł Zemsty, Anioł Gniewu, Anioł Pokuty, Strażnik Calibanu) oraz ośmioma fregatami (Obrońca Wieży, Niezwyciężony, Kielich Wojny, Serafin, Jeździec Niebios, Portal Chwały, Odkupiciel, Rozgrzeszenie) okrążała z prawej strony flotę Keina ostrzeliwując ją salwami burtowymi. Zdecydowany atak floty Szarych Rycerzy wprowadził zamęt w szeregach zielonoskórych, którzy po stracie pierwszego większego okrętu zdecydowali się na wykonanie skoku w Osnowę zostawiając lewą flankę floty chaosu całkowicie odsłoniętą. Flota Orków otworzyła przejście w osnowie, które całkowicie ją wessało. Wyczuwając ruch swoich „sprzymierzeńców” czarnoksiężnicy chaosu podtrzymali swymi zaklęciami międzywymiarową bramę, aby wykorzystać ją także do ucieczki ich własnej floty, która za parę chwil znalazłaby się w potrzasku dwóch napierających zgrupowań lojalistów. Dzięki utworzonej z magii osnowy zasłonie oraz manewrom, przy których każdy orkowy kapitan postradałby zmysły jednostki chaosu sposobią się do ucieczki.
- „Kapitan Orias do Kapitana Anaseriana. Przeciwnik ucieka w osnowę, dacie radę odciąć go od bramy?!” – głównodowodzący siłami Mrocznych Aniołów zwrócił się z zapytaniem do swojego sojusznika.
- „Za duża prędkość Kapitanie, ale nie wszystko stracone. Navis Nobille daje nam najlepszych nawigatorów bracie. Już przechwyciliśmy psioniczny ślad wroga. Wejdziemy w osnowę za nimi i dopadniemy jak tylko z niej wyjdą” – odpowiedział Anaserian.
- „Zgoda Kapitanie. Niech twoi Nawigatorzy skupią się na psionicznym tropieniu wroga. Nasi przeprowadzą nas przez Osnowę.” – kapelan Gralien wtrącił się do gwiezdnej rozmowy. „Z naszych analiz wynika, że po wyjściu z osnowy ich czarnoksiężnicy i mutanci będą zbyt wyczerpani aby wymknąć się nam drugi raz w ten sam sposób. Zyskamy kilkanaście cennych godzin aby w tym czasie dokonać desantu na ich okręty.” – kontynuował.
- „Niech tak będzie.” – skwitował Anaserian podczas gdy ostatnie z jednostek pirackiej flotylli znikały w zamykającej się paszczy Immaterium.


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#13 2012-08-16 18:28:03

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Na pokładzie gwiezdnego pancernika „Zmierzch” panował względny spokój. Komandor Echelor, dowódca gwiezdnej floty Piratów Keina Unfeelinga, rozkazał właśnie jednemu z serwitorów zamknąć kanał radiowy, kończąc tym samym transmisję nadawaną przez Lorda Redemptora, głównodowodzącego siłami Piratów.
Sytuacja mocno się skomplikowała, co prawda doszło do spotkania z zielonoskórymi i udało się Keinowi po raz kolejny namówić ich do współpracy, jednak nieoczekiwanie z Warpu wyskoczyła flota lojalistów, którzy najwyraźniej doskonale wiedzieli o obecności Piratów w tym miejscu.
    Bitwa która się rozpętała, była zaplanowana i nie było mowy o przypadkowości tego zdarzenia. Chaotycy w pierwszej chwili rzucili podejrzenia na orków, jednak ci jako pierwsi zaczęli atakować barki zakonu Dark Angels, oczyszczając siebie z zarzutów.
Orkowe hulki stanowiły doskonałą tarczę dla floty Chaosu, jednak ich strata nie była na rękę Keinowi, nie po to planował od miesięcy to spotkanie, by teraz stracić bezcennych sojuszników, którzy walczyli dla niego, za zwykłą obietnicę łupów i samej walki.
    Flagowy niszczyciel gwiazd „Crusader”, wykonał manewr skrętu, by ustawić się w pozycji bojowej, kilka niszczycieli i dziesiątki fregat otoczyły kolosa, gotowe własnymi kadłubami chronić okręt Daemon Princa. Kein w tym czasie, w towarzystwie Lorda Redemptora i orkowego herszta Chachoupa, kończyli negocjować warunki sojuszu.
Cała trójka znajdowała się na mostku, przestronne pomieszczenie, jako jedno z niewielu mogło pomieścić wysoką, skrzydlatą bestię, jaką był Kein Unfeeling. Zielonoskóry, potężnie zbudowany  i opancerzony, stał najbliżej konsolety nawigatorów i gapił się na ekrany, na których widać było, jak jego flota walczy z okrętami Space Marines. Ork szarpał prawą dłonią kitę przetłuszczonych włosów, które nosił spięte na czubku głowy.
    Lord Redemptor, odziany w zmutowaną zbroję terminatorską, podszedł do gościa, patrząc przez jego ramię na ekrany.
- Jesteś w stanie Szefie, zabrać stamtąd swoich chłopaków? - Ork odwrócił się niezgrabnie, robiąc przy tym mnóstwo hałasu, płyty jego kombinowanego pancerza niezbyt przylegały do siebie i przy każdym ruchu zgrzytały niemiłosiernie jedna o drugą.
- Człowieku, moje chopaki nie majom po co się zabrać, dajom tam w łep tym człowiekom...innym znaczy niż wy, chaośnickie chopaki.
Kein, który do tej pory zachowywał milczenie, odezwał się w końcu.
- Orku, nie po to wynająłem ciebie i Krootów, żebyście poginęli mi na pokładach waszych statków, potrzebuję was gdzie indziej, więc rozkaż swoim, żeby zabrali się stamtąd jak najszybciej!
Daemon Princ uniósł głos przy ostatniej części zdania, co mocno nie spodobało się zielonoskóremu.
- Suchaj no skszydlaty! Tylko dlatego, żem tu jestem gość, to nie walnem ciem w tom rogatom czachem za takie gadanie!
    Redemptor profilaktycznie włączył zasilanie w pazurach, a dwaj Terminatorzy z obstawy Keina, wycelowali kombimelty w Orka. Unfeeling pojął, że z tym osobnikiem trzeba rozmawiać inaczej, w przeciwnym wypadku, różnica zdań doprowadzi do niepotrzebnego konfliktów i w efekcie do mordobicia.
    Sytuacja na szczęście rozładowała się sama, gdy na jednym z monitorów wyświetlił się znak alarmu, a na mostku zaczęła wyć syrena. Niedaleko otwierała się osnowa, jakieś jednostki wskakiwały do systemu, dokładnie na rufy trzonu floty Piratów. Redemptor spojrzał na ekran, instruując serwitora, by ten pokazał dane na temat przeciwnika.
- Panie, do systemu przybyła kolejna flota lojalistów, widać znaki Inkwizycji, są w szyku bojowym, to ukartowana sprawa.
Kein spojrzał na Redemptora, szybko podejmując decyzje.
- Lordzie, poinformuj Echelora, że opuszczamy system, wyślij wiadomość do Kancera, że będziemy sześć dni wcześniej niż planowaliśmy. Ty Orku, zabieraj swoich i znikamy stąd, niech twoi nawigatorzy zsynchronizują z naszymi ścieżkę. Będzie jeszcze okazja do bicia, ale nie tu i nie na ich warunkach.
    Orkowie zainicjowali otwarcie szczeliny w Immaterum, ich maszyneria działała na innych zasadach niż chaotyckie rytuały i pozwalała w krótszym czasie skoczyć do Warpu, jednocześnie skracając mocno czas samej podróży. Obie floty w szybkim tempie znikały z systemu, unikając kleszczy, jakie stanowiły lojalistyczne ugrupowania okrętów.
Po chwili, w przestrzeni pozostało tylko kilka wraków orkowych Złomostatków, oraz fregat Dark Angels, gdyż lojaliści puścili się w pogoń za Piratami, korzystając ze świeżego tropu, pozostawionego na ścieżkach Immaterum.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#14 2012-08-19 03:48:09

KvaN

http://i.imgur.com/gZjTx.png

3688133
Skąd: Byłem Tu a teraz jestem Tam :P
Zarejestrowany: 2011-03-25
Posty: 2816

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Ostatnie godziny przed świtem Nexus spędził na powolnym patrolowaniu okolic obozowiska. Noc była ciepła i bezchmurna, skaut czekał przycupnięty na pobliskim drzewie, oglądając usiane milionem migoczących gwiazd niebo. Ostatnie dni nie należały do lekkich, najpierw bitwa pod Nienuseleum, następnie nalot chmary latających straszydeł i wreszcie tygodniowa wędrówka po śladach zostawionych przez brata Aeriusa. Nexus nie zmrużył oka odkąd na pokładzie barki desantowej opuścił pokład Gniewu Tygrysa i zmęczenie, pomimo nadzwyczajnej odporności ciała Astrates, zaczynało mocno dawać mu się we znaki. Jego drużyna był jedyną grupą zwiadowczą biorącą udział w wyprawie ratunkowej zorganizowanej dla Tygrysiąt, dlatego na niego i jego braci spadło zadania całodobowego przeczesywania terenu wokół kolumny zbrojnej. Noc była spokojna i nastrajała do rozmyślań: „Starożytne metoda tajemnego znaczenia terenu zaprowadziła nam za Twymi śladami Aeriusie aż tutaj…. a myśmy uważali to za nieszkodliwe dziwactwa…. gdyby nie one i Twój nieugięty upór w ich wpajaniu… „
„Mon'keighs ulerans ea'fari iem” – cichy szept dochodzący z zaledwie kilku metrów wyrwał lojalistę z zamyślenia. Nexus wstrzymał oddech, uspokoił pracę serca i skupił cała uwagę na pozostaniu u kompletnym bezruchu. Wiedział bowiem że nawet najmniejsze westchnienie może zdradzić jego położenie i oznaczać rychłą śmierć. Tylko jedne istoty w galaktyce umieją się tak poruszać, to musieli być Eldarscy łowcy. Tylko oni byli w stanie zbliżyć się na taką odległość niezarejestrowani przez wyczulone zmysły Astrates. Mijające minuty były pełnym napięcia wyczekiwaniem, odmierzanym głuchym uderzeniem każdego z serc Marinsa. Chwilę później, wydającą się niemal wiecznością na skraju kępki drzew przemknęło kilka postaci. Poruszały się nadzwyczaj zwinnie i bezszelestnie, niemal całkowicie wtapiając się w panujący dookoła półmrok ostatniej godziny nocy. Po chwili do grupy cieni dołączyła druga poczym obie w pośpiechu rozpłynęły się w mgle poranka udając się w kierunku doliny u wlotu, której stacjonowały siły zakonu. Skaut odczekał jeszcze dobre 15 minut nim zdecydował się na raport dowódcy:
„Bracie Umbro, przeklęci Eldarzy muszą stacjonować w dolinie. Widziałem kilka minut temu dwie drużyny zwiadowców które udały się w kierunku miasteczka Lepersen.”

Kapitan Celerian, po zapoznaniu się z zeznaniem zwiadowcy z drużyny sierżanta Umbro rozkazał natychmiastową mobilizację i wymarsz – „Trzeba się spieszyć bracia, każda chwila zwłoki zmniejsza szanse Tygrysiąt. Ze znaków pozostawionych przez Aeriusa wynika że drużyna ukrywa się w podziemiach Lepersen. A przy odrobinie szczęścia może uda nam się zaskoczyć tych zdradliwych Xenos, oni jeszcze nie podejrzewają że my wiemy o ich obecności. Wymarsz za 30 minut. Szykujcie się do boju bracia. Ira Tigris!!!”

CDN.

Ostatnio edytowany przez KvaNfield (2012-08-19 03:51:16)

Offline

 

#15 2012-08-28 23:07:48

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Dwaj Marines Chaosu stali w ciszy, na wysokim podeście wieży strażniczej. Dookoła otaczały ich budynki magazynów i hal produkcyjnych, opustoszałych i martwych. Ta dzielnica Meakulum, jak większość pozostałych, była niemal całkiem pusta, kilku maruderów błąkało się to tu to tam, w poszukiwaniu łatwych łupów do szabrowania, jednak szybko się ulatniali, widząc patrole gwardzistów Legionu.
    Aresus, jeden z czempionów Piratów Keina Unfeelinga, spoglądał na zachmurzony horyzont. Jego czarny pancerz, lśnił w blasku lamp halogenowych, a w bystrych oczach pełgały iskry odwagi, determinacji i mądrości. Jego towarzysz, czempion elitarnego oddziału Plaguemarines z Legionu Lorda Kancera, stał nieopodal wsparty prawym ramieniem o biodro i przyglądał się swojej lewej rękawicy energetycznej, która wyglądała na mocno sfatygowaną.
- Malethorze, od ponad ćwierć godziny kontemplujesz tą swoją piąstkę, coś jest nie tak?
Aresus jak zwykle nie mógł powstrzymać się przed kąśliwą uwagą i kpiącym tonem wypowiedzi. Malethor przyzwyczaił się już do tego i nie zwracał uwagi na zaczepki Pirata, jednak tym razem odpowiedział i to całkiem na poważnie.
- Mam przeczucie, że tym razem, nie wszystko będzie jak należy. Wydaje mi się, że nasz pan wodzi nas za nos, testuje, gra nami jak pionkami i chyba nie dba o nasz los. Wydaje mi się, że tym razem będziemy zdani tylko na siebie.
    Zapadła cisza, Pirat spojrzał na Plaguemarine unosząc jedną brew bardzo wysoko. Wszystkiego się spodziewał, tylko nie takiej wypowiedzi, z ust jednego z najtwardszych brutali z pośród wojowników Legionu. Malethor przerwał milczenie, kontynuując swoje głośne myślenie.
- Lord Kancer jest już na obrzeżach miasta, za kilka godzin tu będą i zacznie się fortyfikowanie i umacnianie pozycji. Ja i moi Marines dołączymy do głównych sił, sierżant Igor Valenkov niezwłocznie musi dotrzeć do zaopatrzenia i uzupełnić amunicję czołgu, a wy...
Marines zamilkł, siorbnął zielonkawy płyn, który przeźroczysta rurka dostarczała do jego ust z  jakiegoś miejsca w pancerzu. Aresus wiedział, że jego towarzysz pragnie usłyszeć deklarację pomocy ze strony Piratów.
- My Malethorze, zgodnie z naszymi rozkazami poczekamy na przybycie naszej floty. Dzięki waszej stacji nadawczej wiem, że Kein Unfeeling zjawi się tu szybciej, niż pierwotnie było to zaplanowane. Jeśli nic się nie zmieniło, nasi Lordowie razem odeprą atak sługusów Imperatora, a ja na czele swoich Marines stanę u twojego boku, jeśli będzie taka potrzeba.
    Malethor chyba nie do końca był usatysfakcjonowany taką odpowiedzią, ale to musiało mu wystarczyć. Stracił zainteresowanie rozmową i już miał zejść z wieży, gdy nagle o czymś sobie przypomniał i rzekł.
- Odnaleziono dwa oddziały Piratów, podobne do twojego, jeden jest w pełnym składzie, podążają razem z Lordem Kancerem, z drugiego pozostało tylko dwóch, reszta zginęła w ataku Dapradonów.
Aresus nie dał po sobie poznać, że jest zaskoczony, jednak dziesiątki myśli wypełniły jego umysł, nie pozwalając odezwać się ani słowem.
    Plaguemarine odwrócił się i skierował do zejścia z wieży, po chwili znikną za stalowymi drzwiami, pozostawiając Pirata samego, z wątpliwościami.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#16 2012-08-30 22:36:21

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Ziemia drżała już od ponad godziny, z co starszych domostw pospadał tynk, a wszelkie dzikie i oswojone zwierzęta pouciekały. Zastępy Legionu Lorda Kancera wchodziły do miasta.
Na czele sił Chaosu jechał przeobrażony Landrider, który nie posiadał dachu, a całą jego powierzchnię zajmowała wielka kadź, w której bulgotał parujący, zielony płyn. Pojazd był opętany i nie potrzebował kierowcy, a jedynym jego pasażerem, była dziwna poczwara, przypominająca wielkiego insekta. Lord Kancer, który zatracił się w swoich mutacjach i w niczym już nie przypominał człowieka, nawet nie był humanoidem.
       Na burcie pojazdu, umocowano trzy wielkie stalowe skrzynie, ich wieka były uniesione, a z wnętrza pojemników wydobywało się niezdrowe, blade światło, oraz miedziane rury, których skomplikowane zwoje tonęły w basenie Daemon Princa. Kancer zdawał się spać, lub medytować, jego ciało bezwładnie przewalało się z jednej strony basenu na drugą, wielkie szczypce rozchlapywały zieloną breję dookoła, a gęsta czupryna długich, białych włosów co chwila spadała mu na czoło, zasłaniając jego ohydną twarz.
    Obok maszerowali czempioni w terminatorskich zbrojach, obstawa Lorda Kancera, dalej widać było setki gwardzistów i mutantów, oraz zastępy kultystów. Za piechotą podążały lżejsze pojazdy, Chimery, Hellhoundy oraz Sentineele, a na końcu toczyły się czołgi i działa samobieżne, w  towarzystwie kilku Defilerów i stada transportowych Armadonów.
    Jednak mimo wielkiej liczebności, siły Legionu nie przedstawiały sobą zbyt imponującego widoku. Ludzie byli wychudzeni i bezsilni, mutanci często pożerali ich truchła, lub nawet atakowali żywych. Pojazdy najczęściej były holowane jedne przez drugie, co świadczyło o braku paliwa, lub czasu na naprawę usterek. W szeregach brakowało zwyczajowego entuzjazmu i wycia fanatycznych kultystów, agitatorzy nie odzywali się ani słowem, idąc w milczeniu ze wzrokiem wbitym w błotnistą ziemię. Demagogowie również nie palili się do wzniecania płomienia nadziei i oddania sprawie, widocznie sami powątpiewali w słuszność tej sprawy, tym bardziej, że ich żołądki od dawna były puste, a jedyne co mieli do picia, to mułowata woda z przydrożnych bagien.
    Aresus, z powątpiewaniem patrzył na przechodzące przez główną ulicę jednostki, których część od razu po wejściu do miasta, zabrała się za poszukiwanie pokarmu i wody. Agitatorzy wydali rozkazy, aby zacząć budować fortyfikacje, jednak mało kto słucha tych poleceń, wszyscy szukali tylko miejsca żeby usiąść, lub położyć się i odpocząć.
    Malethor podszedł do Pirata i wskazał mu dłonią skupisko wielkich mutantów, które wchodziły właśnie na przedmieścia.
- Wśród nich powinni być twoi towarzysze, jeśli chcesz, idź się z nimi przywitać, ja muszę udać się do swojego pana po nowe rozkazy. Mam nadzieję, że zobaczymy się w boju za kilka dni.
Mówiąc to, Plagueemarine żwawym krokiem, ruszył w kierunku zmutowanego Landridera, za nim bez słowa, udali się pozostali Marines Kancera, pozostawiając Aresusa i jego czterech towarzyszy.
    Piraci przeciskali się przez hordy mutantów i gwardzistów, którzy ignorowali ich, nie siląc się nawet na zbytnią uprzejmość względem Space Marines. W końcu Aresus dotarł do grupy wielkich, przeraźliwie śmierdzących mutantów, między którymi kręciło się siedmiu Marines Chaosu. Czempion rozpoznał Piratów z oddziału „Reapers” oraz „Mercenaries”. Tych ostatnich było tylko dwóch, ich czempion i pozostali dwaj najemnicy zginęli, porwani przez tutejsze drapieżniki. Aresus podszedł do czempiona „Reapersów” kiwając mu głową na powitanie i rzekł.
- Nie spodziewałem się ciebie tu zobaczyć Waxdamer, myślałem, że tylko ja i moi Marines zostali na tej planecie.
Odziany w pozłacaną zbroję bez hełmu Pirat, uśmiechnął się i odpowiedział znużonym głosem.
- Nasz książę chciał chyba żebyśmy myśleli, że od nas wszystko zależy. Gdybyśmy wiedzieli, że jest nas więcej, każdy licząc na innych, mógłby nie przyłożyć się do swojej misji.
- Jest mądrość w tym co mówisz, ale to oznacza, że nasz pan nam nie ufa.
- Mylisz się, ufa nam skoro wysłał nas z tak ważną misją, jednak zadbał o to, by jak najbardziej zminimalizować szansę na naszą porażkę.
    Aresus nadal miał wątpliwości, jednak słowa Waxdamera uspokoiły go nieco. Kein Unfeeling był przebiegły i wymagający, najwyraźniej misja przez niego zlecona, polegała na dostarczeniu trzech tajemniczych skrzyń Kancerowi, a jeden oddział niosący je wszystkie, był bardziej narażony na niepowodzenie niż rozproszone grupy. Trochę to wydawało się ryzykowne, ale Aresus postanowił nie kwestionować zamysłów Daemon Princa.
- Waxdamerze, masz jakieś wieści od naszej floty, ostatnia informacja jaką my uzyskaliśmy mówiła, że Piraci zjawią się na orbicie w ciągu kilku dni.
- Nasi będą tu dziś po zmroku Aresusie. - Powiedział czempion z radosnym uśmiechem na twarzy.
- Mamy czekać na barki, które dostarczą nam zapasy i posiłki, większość sił lądowych ma dziś znaleźć się na planecie, szykuje się potężna bitwa. Sam Kein ma pojawić się na powierzchni, chce z nami rozmawiać.
    Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Waxdamera niemal zagotowało krew w żyłach Aresusa, sam Daemon Princ chce się z nim zobaczyć, pytanie tylko, czy to oznacza wyniesienie i obsypanie nagrodami, czy ścięcie głowy.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#17 2012-08-30 23:42:57

KvaN

http://i.imgur.com/gZjTx.png

3688133
Skąd: Byłem Tu a teraz jestem Tam :P
Zarejestrowany: 2011-03-25
Posty: 2816

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Siły zakonu Steel Tigers dotarły do miasteczka w niecałe dwie godziny od wymarszu. Przednia straż przypadła drużynie snajperów sierżanta Umbro. Skauci w milczeniu mijali ostatnie kępy krzaków przed wkroczeniem w ruiny Lepresen. Było to niegdyś bardzo malownicze miasteczko, dwa większe budynki uniwersyteckie okalały rynek północy i wschodu oraz kilka kamienic. Środek ryneczku wieńczył niewielki, dwupiętrowy  ratusz, niestety został prawie całkowicie zrównany z ziemią, zostało tylko dwa rogi oraz kawałek piętra. „Bracia, ten trój piętrowy budynek przed nami będzie dobrym punktem obserwacyjnym. Bracie Nexusie weź grupę alfa i zajmijcie najwyższe piętro. Gdy będzie czysto ja z betą zajmiemy parter i pierwsze piętro.” - rozkazał sierżant Umbro. Alfa pod dowództwem Nexusa przesuwała się powoli wśród gruzów Lepresen, przemieszczając się od jednego zniszczonego domostwa do  dotarli do pierwszej większej ruiny. Była nią pozostałość świątyni imperialnej.
„Sebastianie, weź  braci Markusa i Ixiona, zabezpieczysz parter i przeszukasz piwnicę. Ja z bratem Veilo przepatrzymy teren z piętra. Veilo idziemy.” - rozkazał Nexus.
„Słyszeliście co powiedział brat Nexus, ruszać się” – zawtórował na voxie Sebastian a po chwili 3 bracia zniknęli Nexusowi z oczu. Dwaj skauci ruszyli powoli ku górze, powoli i ostrożnie stąpając po obluzowanych kamieniach ruiny. Stąpali najciszej jak umieli, ich wyostrzone zmysły rejestrowały każdy ruch. Nagle obaj skauci zamarli w bezruchu, wymienili pośpiesznie kilka gestów. Veila przewiesił przez ramię karabin snajperski, ujęty w rękę nóż bojowy pokrył lekką niebieskawą poświatą. Skaut ruszył powoli do góry a Nexus złożył się do strzału ubezpieczającego. Dzielił go od wejścia na pierwsze piętro ostatni stopień, gdy mignęło coś białego. Był to lokalny odpowiednik terrańskiej myszy, gryzoń uciekł popiskując z każdym wielkim stopniem. Skauci zajęli pozycję obserwacyjne w oknie i zaczeli regularnie przeczesywać wzrokiem teren. Zaczynało świtać, w rozjaśniającej się szarości zachodzącego słońca Veil dostrzegł obrys dwóch zakapturzonych postaci w oknie bliższego z większych budynków.
„Bracie Nexusie, w mieście są Eldarsy łowcy na drugiej.” – rozległo się na kanale voxu.
„Weź tego z prawej ja tego z lewej. Celuj w miejsce łączenia głowy z tułowiem, nie mogą wydać żadnego dźwięku przed śmiercią. Strzał w 3 sekundy od mojego sygnału.„

Nexus i Veil złożyli się do strzału, przyjęli dogodną pozycję na półklęcząco. Trwali w bezruchu dobre kilka sekund aż czujniki w hełmach dokonają dokładnego pomiaru odległości. Nexus wydał sygnał odchylając dwa palce lewej ręki od rękojeści karabinu snajperskiego. Skauci wstrzymali oddech i bicie serca, powoli w myślach odliczając czas do oddania wystrzału. Ciszę pomieszczenia w którym się znajdowali przeszył cichy i głuchy odgłos tłumionego wystrzału. Bracia z drużyny sierżanta Umbro wystrzelili niemal jednocześnie. Dwie sylwetki w osunęły powoli się na ziemię nie wydając siebie żadnego dźwięku. Pociski snajperskie rozerwały im tchawice uciszając i zabijając zarazem.
Po kilkunastu minutach obserwacji budynku oraz przyległego terenu, pojawił się Sebastian z dokładnym raportem z przeszukania piwnic. „Bracie Umbro, pierwszy kontakt z wrogiem nawiązany, udało nam się wyeliminować dwóch Xenos pozostając przy tym niezauważonym, uważajcie w mieście pochowali się parszywi Eldarscy łowcy. Przypuszczenia się zgadzały, Sebastian odnalazł wejście do podziemi oznaczone naszym tajnym znakowaniem. Pozostawiona wiadomość sugeruje że takich miejsc jest w okolicy jeszcze kilka.” Zaraportował dowódcy Nexus.
„Świetna robota bracia, zbudujcie gniazdo Tygrysiego Oka na najwyższym piętrze budynku przed wami i zabezpieczcie przedpole.”
Po 10 minutach drużyna kapitana Umbro objęła pozycję w gnieździe i przesłała raport z dokładnym rozmieszczeniem wroga kapitanowi.

Kapitan miał rację, Eldarzy zostali kompletnie zaskoczeni a bitwa stoczona w ulicach miasta była krótka i zaciekła. Ulicami miasta w kierunku rynku ruszyli od wschodu bracia z drużyny Tygrysiego Pędu dowodzoną przez samego kapitana Celeriana. Wspomagani przez dwa Land Speedery  typu tornado. Lewy obwód zamykał Drednaught oraz Land Speeder typu Typhon próbujący oskrzydlić wroga ze wschodniej flanki. Rdzeń ataku stanowił czołg klasy Vindykator przedzierający się mozolnie przez gruzy miasteczka oraz drużyna dewastatorów zajmująca wraz z braćmi Umbry gniazdo. Cała akcję zamykała drużyna motorów wsparcia oskrzydlająca wroga od zachodu. Xenos zostali na tyle zaskoczeni że zmasowana salwa imperialnego arsenału zdziesiątkowała jeden z wrogich oddziałów nim zdążył oddać tylko jeden wystrzał z miotacza. Wróg był jednak zaprawiony w bojach i szybko pozbierał się zadanym ciosie. Rozległy się strzały ujawniające poukrywanych łowców oraz salwy z wyrzutni Eldarskich Reaperów zajmujących pozycję na najwyższym piętrze, drugiego z największych budynków. Wielu braci z drużyny Tygrysiego Pędu zakończyło tego dnia swoja służbę bohaterską śmiercią za sprawy imperium. Na nich bowiem skoncentrował się początkowy ostrzał wroga. Na prawej flance motory wsparcia zdziesiątkowały odział Jetbików wroga. Vindycator co rusz salwami ze swojego wielkiego działa utrzymywał siły wroga w ryzach, pozbawiając Eldarów jednej z największych zalet ich sił, mobilności. Xenosi uszkodzili co prawda 2 land speedery wyłączając je do końca bitwy, na szczęście ani piloci ani maszyny nie ucierpiały na tyle aby wkrótce znów stanąć do boju. Poszukiwania Tygrysiąt nie przyniosły zamierzonego efektu, udało się tylko uratować Sierżanta i oraz jednego skauta. Obaj byli nieprzytomni, ich ciała i pancerze nosiły silne ślady walki, a podziemia w których się ukryli wypełnione były ciałami niewielkich dzikich zwierząt. Sięgały gdzieś do kolan typowego Astrates, ich szczęki uzębione były kilkoma rzędami ostrych jak igła kłów.

„Kapitanie Celerianie, odezwał się głos Rufusa, skończyłem w końcu analizę znalezionych resztek tych latających straszydeł oraz porównałem z próbką przesłaną z podziemi. Obie są ze sobą zgodne, to małe uzębione musi być jakimś wczesnym stadium rozwoju Drapadon. Bracie, jest jeszcze coś” – głos starego Techmarina zadrżał – „obie nie pasują do rejestrów fauny znalezionych w starych rejestrach planety. Szykuje się tu coś większego, jeszcze ta obecność Eldarów, pozwoliłem sobie wspomnieć o tym wszystkich podczas rozmowy z mistrzem zakonu Efferusem Acinonyxem. Rdzeń floty Zakonu będzie za dwa dni na miejscu. Nasze skanery wykryły zmasowanie sił wroga w pobliżu Meakulum. Mistrz rozkazał abyś zebrał rannych i udał się niezwłocznie w kierunku miasta. Jego przedmieścia będą miejscem oczyszczenia tej planety z zdrajców.  Za kilka dni uderzymy na wroga”

„Dziękuję bracie Rufusie. Przygotuj wszystko do przerzucenia naszych sił w okolice miasta. Bez odbioru” zakończył kapitan udając się pośpiesznie w kierunku swoich dowódców aby przekazać rozkazy.

Offline

 

#18 2012-09-03 22:33:17

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Witam na fotorelacji z naszej trzydniowej Mega-bitwy. Tym razem raport jest w odwrotnej kolejności, najpierw będą zdjęcia, bo do napisania opowiadania będę potrzebował sporo czasu.
Tak więc zapraszam do oglądania i żałujcie, że nie widzieliście tego na żywo.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120831_225403.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120831_225510.jpg
Umocnienia w Meakulum obsadzone przez Legion Lorda Kancera, oraz pojawiające się jednostki Piratów Keina Unfeelinga.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120831_225354.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120831_225233.jpg
Steel Tigers nadciągają od południa.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120831_221419.jpg
Od zachodu, zupełnie niespodziewanie nadciągnęli nieproszeni goście.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120831_225033.jpg
Lord Kancer, przywódca The Lost and the Damned w towarzystwie swoich Chosenów i sprzętu ciężkiego. Daemon Princ szykuje się do opuszczenia umocnień.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_102239.jpg
Rój ruszył przed siebie, w poszukiwaniu biomasy. Mali Tyranidzi pędzili jak wściekłe osy, jednak ich więksi kuzyni okazywali mniej wigoru.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120831_225240.jpg
Lojaliści również nie zwlekali.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_115237.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_115230.jpg
Precyzyjne lądowanie droppoda, nieco ryzykowne, ale skuteczne.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_153420.jpg
Skrzydlaty Tyrant i jego ofiara. Flyer to zmora armii, która posiada tylko jedną broń przeciwlotniczą na całe miasto.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_153606.jpg
Kolejny Tyrant, udało się go strącić z nieba. Kein Unfeeling za chwile zaszarżuje kolosa, który ośmieli się wyzwać Daemon Princa na pojedynek, o jego wyniku poczytacie w raporcie.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120902_135503.jpg
W zachodniej części miasta opór był silny, ale gdy do walki włączyły się stworzenia tego kalibru...

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_152313.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120902_122750.jpg
Dwie wielkie pomyłki, Obliteratorzy mieli teleportować się na tyły Space Marines i usmażyć ich Landridera, tym czasem wylądowali w środku roju Tyranidów. Jednak niedługo potem, lojalistyczny oddział weteranów z Lgion of the Damned, który miał zaatakować samego Keina w centrum miasta, również miał kłopot z odnalezieniem drogi i wylądował...tak, dobrze się domyślacie, w rejonie głównych sił Tyranidów.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120902_135443.jpg
Plaguemarines czempiona Malethora w walce z Terminatorami.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120902_122739.jpg
Aresus, czempion Piratów, po otrzymaniu motoru i oddziału weteranów, usiłuje dobrać się do przywódcy lojalistów.
Tym czasem, kolejne rezerwy Tyranidów opanowują miasto.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120902_125929.jpg
Osamotniony Aresus pędzi w kierunku wroga, większość jednostek,które widać, wystrzeliło grad kul i może plazmy w niezłomnego czempiona. Jak potoczyły się jego dalsze losy, dowiecie się z raportu.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_152424.jpg
Kein Unfeeling oczyszcza miasto po drodze do przedmieścia. Bitwa zmierza ku końcowi.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120901_151649.jpg
Ciężka sytuacja wewnątrz umocnień, stalowe giganty, Raptorzy i skauci starli się tu w morderczej walce.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/IMG_20120902_143047.jpg
Bitwa zakończyła się w połowie trzeciej tury i choć Piratom Chaosu, udało się zrealizować wszystkie cele prowadzące do zwycięstwa, to tak naprawdę, prawdziwym wygranym okazali się Tyranidzi, którzy wchłonęli wielkie ilości biomasy, zarówno pochodzenia chaotycznego, jak i lojalistycznego..
W tym miejscu ukłony dla KvaNfielda, za flafowe granie (w pewnym momencie, walczył nawet swoimi Tyrkami przeciw swoim Marinsom).
Bitwa jak zwykle mega-ciekawa, szkoda, że jak zwykle, nie dało się jej skończyć.
Postaram się, jak najszybciej napisać raport z tego wydarzenia, a tym czasem nerka.

PS. Dzięki dla Cavaliera za to, że zgodził się poświęcić na naszą grę swój prywatny czas w niedzielę.


Oto obiecany raport, mam nadzieję, że nie rozwlekłem go zbytnio, ale tam się tak dużo działo, wiele wątków w ogóle nie zostało opisanych, nie chciałem już więcej przedłużać.

Ciężkie kroki Aresusa, odbijały się echem od stalowych ścian korytarza, okrętu flagowego „Crusader”. Czempion po raz pierwszy miał okazję odwiedzić siedzibę Keina Unfeelinga, jednak na pierwszy rzut oka, pokład tego okrętu, nie wyróżniał się niczym, od innych jednostek floty, był po prostu kilkanaście razy większy.
    Aresus razem ze swoim oddziałem, zostali przetransportowani lądownikiem z powierzchni planety, do doków „Crusadera”, po czym rozkazano mu, niezwłocznie stawić się w sali odpraw. Marine rozpytał się jednego z obsługujących hangary serwitorów o drogę, żeby nie narobić sobie wstydu, błąkając się po korytarzach molocha. Mimo, iż zazwyczaj był bardzo opanowany i pewny siebie, teraz dygotał cały, dziękując bogom za pancerz, który skutecznie ukrywał wszelkie objawy stresu. Czempion bez przerwy rozmyślał nad tym, w jakim celu sam Daemon Princ wzywał go na spotkanie. Gdyby chodziło o zwykły raport z wykonanego zadania, co najwyżej musiał by go złożyć na ręce Lorda Redemptora. Gdyby chodziło o karę za źle wykonane zadanie, którykolwiek z Chosenów Keina mógłby wymierzyć odpowiednią. Z drugiej strony, Aresusu nie dokonał niczego, co zasługiwało by na pochwałę samego Keina Unfeelinga, przynajmniej tak mu się wydawało, gdy stanął w końcu przed wielką grodzią, prowadzącą do sali odpraw.
    Drzwi rozsunęły się na boki, ukazując oczom Aresusa wysoką salę, której centralną część zajmował trójkątny stół, a wzdłuż ścian okrągłego pomieszczenia, ciągnęły się gabloty pełne trofeów bitewnych Piratów.
Przy stole stało kilka osobistości, wszyscy oni skierowali swój wzrok na wchodzącego, nie okazując przy tym żadnych emocji, co jeszcze bardziej zestresowało Marinsa.
    Był tam dowódca sił zbrojnych Piratów Lord Redemptor, zakuty w zmutowany pancerz terminatorski, obok niego stał straszliwy Raptor Karmazyn, na sam dźwięk tego imienia Aresusowi na chwilę przestawały bić serca. Przy stole był obecny również Carrion, dowódca Terminatorów z obstawy Keina, oraz Salamos, czempion infiltratorów.
Jednak największą uwagę przykuwała ogromna, skrzydlata sylwetka Keina Unfeelinga, stojącego naprzeciwko drzwi, po drugiej stronie stołu. Rogaty łeb księcia, przechylony był nieco w prawo w geście zaciekawienia, a zaplecione na piersi mocarne ramiona, świadczyły o dystansie i pewności siebie.
    Aresus stanął jak wryty w progu, czekając na jakiś znak, nie wiedział czy ma tak po prostu wejść i się przywitać ze wszystkimi radosnym „witam”, czy raczej powinien skruszony uklęknąć i czekać na ścięcie głowy. Z opresji wybawił go sam książę mówiąc.
- Wejdź mój czempionie i stań naprzeciw mnie.
Marine omal nie wyrżnął zębami o podłogę, po raz kolejny dziękując bogom za pancerz, który pomógł mu zachować równowagę po potknięciu się w progu. Po wejściu chciał coś powiedzieć na przywitanie, jednak ze wszystkich przećwiczonych po drodze opcji, jedyną którą zapamiętał było ciche „stawiam się na rozkaz”. Wszyscy obecni przywitali gościa, po czym Kein znowu zabrał głos.
- Wyznaczyłem dla ciebie i dwóch twoich towarzyszy misje, które wykonaliście zgodnie z oczekiwaniami i zaleceniami, co prawda Manee nie przeżył, jednak jego najemnicy podołali i misja zakończyła się wielkim sukcesem, nie wyjawię szczegółów, musisz jednak wiedzieć, że nasz sojusz z Lordem Kancerem zawdzięczamy tobie i Waxdamerowi, a to wielka zasługa i powód do świętowania.
    Daemon Princ poruszył się, przeszedł za plecami kilku zebranych, doszedł w końcu do Aresusa i pochylił się nad nim lekko, by móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Jak wiesz, ja nie pozostawiam bez nagrody tych, którzy przyczynią się mojej sprawie, dlatego, na wniosek Redemptora w pełni przeze mnie poparty, postanowiłem uczynić ciebie porucznikiem grupy bojowej „Młot”.
Aresus uszom nie wierzył, dawno temu wyrósł z podobnych głupot, ale tym razem miał ochotę się uszczypnąć. Tyle lat walczył dla Piratów, poświęcił cały swój czas i życie dla sprawy Keina, licząc  w marzeniach na zasilenie szeregów Chosenów księcia, a tymczasem zostaje obdarowany takim stanowiskiem, porucznik grupy bojowej. To oznaczało, że to jemu samemu zostaną przyznani Choseni, że będzie miał dostęp do elitarnego arsenału, a wrota do wielkiej świątyni Chaosu zostaną przed nim otwarte.
    Czempion padł na jedno kolano i pochylił pokornie głowę, wiedział, że teraz powinien wykrztusić z siebie jakieś podziękowania, jednak słowa uwięzły mu w gardle i wydał z siebie kilka burknięć i zduszonych sylab. Keina rozbawiła ta sytuacja najwyraźniej, bo wyszczerzył ostre kły w grymasie uśmiechu mówiąc.
- Spotyka cie niesamowity zaszczyt, ale i obowiązek. Będziesz odpowiedzialny za wielką armię, od twoich decyzji i poczynań, będzie zależało powodzenie i sukces naszej misji. Karą za błędy na takim stanowisku jest pożarcie duszy, bo ja śmieć traktuję jako wybawienie, a utrata duszy to tortura na wieczność, o czym wolałbyś się nie przekonywać. Jako mój porucznik, musisz się wyróżniać, dlatego wspólnie z Sareeną, przygotowaliśmy dla ciebie pewien artefakt, który pomoże ci w wykonywaniu moich rozkazów.
- Po raz kolejny tego dnia, Aresus miał ochotę zemdleć ze szczęścia, Sareena, oblubienica Keina Unfeelinga, przygotowywała dla czempiona insygnia władzy, to było jak kąpiel w zimnym strumieniu, po kilku miesięcznej wędrówce przez pustynię.
Sareena była demonicznym bytem, który z tylko jej znanych powodów, postanowił zostać z Piratami i służyć im swą wiedza tajemną. Wielu z czempionów widywało ją w czasie odprawiania rytuałów, kiedy to wzywała swoich braci z osnowy i tańczyła z nimi na grobach wrogów Keina Unfeelinga.
    Aresus uniósł głowę, przed jego oczami, w wielkiej, pokrytej zrogowaceniami pięści księcia, spoczywała długa lanca. Jej trzon wykonano z jakiegoś matowego metalu, a szerokie ostrze, błyszczało nienaturalnie, bladym błękitem. Od broni biła przeraźliwa aura, Aresus miał wrażenie, że lanca za chwilę ożyje i w amoku rzuci się wszystkim do gardeł.
- To jest Lahimia, w jej wnętrzu zamieszkuje wiecznie głodny demon z domeny eteru, Sareena pochwyciła go i zapieczętowała w lancy, aby zwiększyć potencjał bojowy jej właściciela, jednak trzeba na nią uważać, bo potrafi obrócić się przeciwko niemu. Przekazuję tobie Lahimię w opiekę, dbaj o nią i wspierajcie się wzajemnie, a teraz wstań mój poruczniku i wysłuchaj Redemptora, który ma dla ciebie nowe zadania.
    Aresus podniósł się z kolan i wyprostował dumnie, rozglądając się dookoła, patrzył na twarze obecnych. Widział w nich podziw, ale i zazdrość, co jeszcze bardziej ucieszyło mroczną duszę Chaotyka. Wyciągnął przed siebie dłonie, w których trzymał bezcenny artefakt i starając się zapanować nad emocjami rzekł.
- Przysięgam na wszystko czego pragnę, że będę dbał o ten dar bardziej niż o swoje życie. Przysięgam oddać życie dla naszej sprawy, jeśli taka będzie konieczność. Przysięgam oddać wszystko czego pragnąłem i swoje życie, dla ciebie mój lordzie, jeśli tylko będzie taka twoja wola.
Kein wskazał gestem dłoni wszystkich obecnych mówiąc.
- Oto świadkowie twojej deklaracji mój poruczniku, jeśli któryś z nich, na własne oczy przekona się, że nas zdradzasz, zaprzeczając temu, co przed chwilą przysięgałeś, dosięgnie cię kara.
    Czempion odsunął się o krok, gdy Kein przechodził obok niego. Daemon Princ wyszedł z sali, a za nim podążyła reszta zebranych. Pozostał tylko Redemptor, który podszedł do Aresusa wręczając mu plug do motoru (odpowiednik kluczyków).
- No i doigrałeś się przyjacielu, teraz masz cały „Młot” na głowie.
Mówiąc to, lord klepnął Aresusa w naramiennik i uśmiechnął się do niego szelmowsko. Czempion odwzajemnił uśmiech odpowiadając.
- Wcale się o to nie prosiłem, ale skoro dają, to biorę, tym bardziej, że to już zaledwie jeden krok do zrzucenia ciebie ze stołka, przyjacielu.
    Obaj Marines roześmiali się, a oznaki ich radości wypełniły całą salę.
- A co mam zrobić z tym? - Aresus spojrzał na plug trzymany w palcach.
- Wiesz co to jest, na pokładzie lądownika czeka na ciebie twoja obstawa, najlepsi kierowcy z „Młota”, masz godzinę, żeby się zebrać i lecisz z powrotem na powierzchnię. Dziś dowodzisz swoją armią po raz pierwszy.
Aresusowi uśmiech całkowicie zniknął z twarzy, spojrzał na plug, potem raz jeszcze na Redemptora.
- Skoro tak chce mój pan. Nie zawiodę go.

    ********************************************************

Malethor usadowił się we włazie Rhino i rozglądnął dookoła. Jego Plaguemarines wsiadali do transportera bocznymi wejściami, w budynku stacji kolejowej nieco z tyłu, oddział kultystów obsadzał stanowiska bojowe, szykując się do ciężkiej obrony. Na zachodzie wielkie mutanty ulokowały się w zrujnowanej wagonowni, a na wschodzie, niedawno przybyłe dwa oddziały Marines Keina Unfeelinga, obsadziły galeriowce, stojące przed wjazdem na rynek.
    Do jednej z galerii wjeżdżało osiem motorów Piratów, Choseni, którzy swoim widokiem potrafili zmrozić krew w żyłach zwykłego człowieka. Jednym z kierowców był Aresus, który komenderował okolicznym jednostkom, gestykulując zapamiętale dłońmi. Malethor nie miał okazji z nim porozmawiać, jednak domyślał się, że jego znajomy awansował znacznie przez te kilkanaście godzin, kiedy nie był obecny w Meakulum.
    Pustą ulicę pomiędzy galeriami, wypełniała horda nieumarłych. Zombie kiwały się z nogi na nogę, jeśli miały takowe, czekając na polecenia sorcerera.
W centrum znajdowały się resztki oddziałów Legionu, oraz kilka jednostek Piratów, a w samym rynku, otoczonym wysoką, betonową palisadą, stacjonował sam Lord Kacer, w towarzystwie swoich czempionów i Defilera.
    Malethor skierował wzrok na południe, gdzie wysokie wzgórza i leje po bombach, tworzyły iście kosmiczny krajobraz. Nad bagnistą ziemią unosiła się zgniła, zielonkawa mgiełka, która w połączeniu z panującymi ciemnościami, skutecznie skracała zasięg widzenia.
Nagle, na ścianie jednego galeriowca pokazały się dziwne dymki, a kawałki tynku oderwane od cegieł, spadły w dół, roztrzaskując się na bruku. Któryś z Piratów krzyknął z bólu i słychać było jak  spada z piętra na parter z hukiem. „Snajperzyyy!!” czempion Piratów ostrzegł resztę swoich, którzy momentalnie przylgnęli do ścian, lustrując dokładnie okolicę, w poszukiwaniu wroga.
    Zaczęło się, pomyślał Malethor, a przecież tą część miasta obsadziła zaledwie garstka legionistów, nie wspominając Piratów, których lądowniki ciągle dowoziły nowe oddziały. Steel Tigers uderzyli wcześniej niż się spodziewano, do tego jeszcze przed świtem, co pozwoliło im podkraść się niemal pod same przedmieścia Meakulum.
    Ciemne niebo rozświetliły setki smug po pociskach, promienie laserów i kule plazmy. Defilery i bazyliszki wypluwały wielkokalibrowe pociski, które z przeraźliwym świstem orały powietrze, by w końcu eksplodować z wielkim hukiem, gdzieś między wzgórzami.
Malethor rozkazał kierowcy, by ten czym prędzej skierował transporter w stronę wzgórz, po drodze znajdował się silnie ufortyfikowany budynek, gdzie Plaguemarines mogli długo stawiać opór i blokować intruzów, chcących zająć przedmieścia.
    Rhino nie ujechał nawet trzydziestu metrów, gdy głośnik w kabinie wycharczał niepokojący komunikat.
- Atakują z zachodu! Wróg... mają jakieś maszyny kroczące... to...
Głośnik zamilkł, czempioni popatrzyli po sobie, Malethor zasiorbał do ust przez szklaną rurkę zielonkawy płyn z pojemnika na pancerzu i nerwowo potrząsnął rękawicą energetyczną, którą otoczyły wiązki energii. Drugi kierowca wyprzedzając polecenie dowódcy, włączył nadawanie i zapytał głośno.
- Powtórz! Jaka sytuacja na zachodzie.
Głośnik milczał przez kilkanaście sekund, lecz w końcu ożył i wydobył się z niego obcy głos.
- Tu czempion Feystus z Noise Marines, od zachodu zmierza ku nam Tyranidzki rój, bunkier komunikacyjny został zniszczony, przydałoby się jakieś wsparcie.
    Transmisję przerwał rozrywający uszy dźwięk, Noise Marines Keina Unfeelinga rozpoczęli kanonadę ze swoich broni sonicznych.
Malethor miał tylko sekundy by dotarło do niego to, co przed chwilą usłyszał. Nie zdążył jednak, transporterem zatrzęsło porządnie, a kierowca straciwszy kontrolę nad pędzącym pojazdem, z ledwością wyprowadził go z poślizgu. Czempion wychylił głowę przez właz, by zobaczyć co było przyczyną tak mocnego trzęsienia. Wzrok Plaguemarinsa padł na budynek stacji kolejowej, na której tle, majaczyła sylwetka czegoś niebywale wysokiego i masywnego.
    Wielki Tyranida o wężowatym ciele, sięgał czubkiem głowy ponad dach stacji, dookoła niego leżały ogromne płaty betonu i sterta ziemi, a jego cielsko zagłębione było w tunelu, z którego właśnie wypełzł.
- Opuszczamy pojazd! - Krzyknął Malethor, wskazując tylną rampę swoim czempionom.
- Musimy rozwalić to bydle, zanim przelezie do centrum.
Plaguemarines wysypali się z transportera w tej samej chwili, gdy pojazd eksplodował, dosłownie rozerwany na drobne kawałki. Chaotycy domyślali się, że to ogień lojalistów pozbawił ich osłony, jednak widząc cielsko ogromnego xenos przed sobą, nie myśleli na razie o Steel Tigers.
    Malethor podobnie jak jego przyboczni, trzymając w jednej dłoni bolter, posyłał w kierunku stwora pocisk za pociskiem. Niedaleko, w pierwszej galerii również pojawiła się tyranidzka bestia, która wydrążyła swój tunel w samym budynku. Zajął się nią oddział Chosenów pod wodzą Aresusa. Piraci rozerwali giganta na strzępy, rozczarowując nieco Malethora, którego zaczęła palić zazdrość.
Czempion przyspieszył kroku, wyprzedzając nieco swoich towarzyszy.
    Tyranida z początku najbardziej interesował się ludźmi zebranymi na stacji, jednak grad kul, które Marines wpakowali mu w plecy, zmusił go do zmiany frontu. Nim rozpędzeni Plaguemarines wpadli na wężowatego stwora, ten zdążył wypluć w ich stronę rozpyloną substancję, zdolną przeżreć nawet najtwardszy materiał.
    Malethor dosłownie wbiegł na Tyranidę, chwytając się jego niezliczonych kończyn, przypominających zaostrzone gałęzie. Pozostali Marines, siekli stwora mieczami energetycznymi, skupiając na sobie jego uwagę. Tyranida wielkimi kleszczami dźgał chodnik wokół przeciwników, jednak z trudem udawało mu się trafić kogokolwiek. Gdy czempion był już w połowie drogi do głowy wroga, bestia zrozumiała, że grozi jej niebezpieczeństwo i zaczęła gwałtownie wić się i skręcać, usiłując zrzucić intruza. Malethor nie dawał za wygraną, rękawica energetyczna okazała się nieoceniona przy wspinaczce, gdyż jej mocarny uścisk pozwalał mocno trzymać się pancerza stwora i uniknąć w ten sposób zrzucenia.
    Chaotyk w końcu wdrapał się pod samą gardziel Tyranidy, wbił pięść rękawicy w jego ciało, roztrzaskując płyty pancerza. Bestia kompletnie straciła zainteresowanie resztą Plaguemarines, teraz walczyła już tylko z Malethorem, walczyła o życie, które wielkimi strumieniami wyciekało z jej krtani. Czempion raz za razem wyszarpywał pełną garść wnętrzności z szyi potwora, czerpiąc wielką satysfakcję z bólu, jaki przeszywał drgawkami ciało Tyranidy. Kolos zrzucił w końcu rechoczącego Marine, który przeturlał się do tyłu, wstał i z dumą wypisaną zieloną breją na twarzy, przyglądał się, jak wielki Tyranida pada martwy na szosę przy stacji kolejowej.
    Zaczęło świtać, wszędzie słychać było huk wystrzałów i eksplozji, a wycie rannych i szarżujących niosło się w gęstej mgle nad całym miastem. Czempion skierował swych Plaguemarines z powrotem w stronę nadciągających Steel Tigers. Marines przemykali między budynkami, usiłując unikać ognia diabelnie mobilnych Landspeederów, oraz poukrywanych w lejach po bombach snajperów.
Nagle, spomiędzy galeriowców wyskoczyło kilka motorów Piratów, które na złamanie karku pędziły w stronę wzgórz. Malethor rozpoznał oddział Aresusa i szybko ocenił, jaki jest cel jego szaleńczej szarży.
    Przy jednym z większych kraterów, horda zombie związała walką jednostkę motorową Space Marines, wyglądało na to, że jeden z kierowców, był dowódcą grupy uderzeniowej lojalistów. Malethor zawył ze złości, wszystko wskazywało na to, że czempion Piratów Keina Unfeelinga, będzie miał szansę zdobyć bezcenne trofeum, głowę przywódcy Steel Tigers.
Malethor zwolnił nieco, cały czas obserwując pędzące motory. Nagle zdał sobie sprawę, że jego przyboczni instynktownie przylgnęli do ściany mijanego budynku, a on zaabsorbowany sytuacją na wschodzie, zapomniał o swoim bezpieczeństwie.
- Uważaj panie! - To były ostatnie słowa jakie usłyszał, zdążył tylko zerknąć przez prawe ramię , by zobaczyć sylwetkę lojalistycznego Landridera, oraz wycelowane w siebie lufy dział laserowych.
    Śmiercionośne promienie rozszarpały bruk wokół Malethora, który zdołał w ostatniej chwili rzucić się w kierunku budynku, by znaleźć choć skrawek osłony za grubym murem. Czempion leżał na brzuchu i nie mógł się podnieść z jakiegoś powodu, systemy jego pancerza poinformowały go, o gwałtownym upływie krwi, awarii łączności i drastycznej utracie mobilności. Chaotyk zdołał jakoś odwrócić się i legł na plecach, opierając głowę o ścianę, co pozwoliło mu spojrzeć przed siebie, wzdłuż swojego ciała. Najpierw zobaczył zombie walczące z lojalistami, jednak nie było nigdzie w okolicy motorów Piratów. Później, jego wzrok zszedł na bliższy plan, gdzie trzej Plaguemarines odpierali ataki kilku Terminatorów, a na koniec, Malethor spojrzał na swoje nogi, których nie było. Marines zasiorbał ze szklanej rurki i odkaszlnął chrapliwie, a więc tak wyglądał jego koniec, zdychał jak pies postrzelony przez jakiegoś cwaniaka w stalowej puszcze, tylko dlatego, że ogarnęła go zazdrość o dokonania towarzysza broni i nie zachował ostrożności.
- Gorliwie proszę ciebie Siewco Zarazy, byś przyjął moje życie i duszę w darze od śmiertelnika, który żył dla ciebie i dla ciebie umiera.
Ostatnie słowo Malethor wypowiadał już z zamkniętymi oczami, które nigdy więcej miały się nie otworzyć.

    **************************************************

    Aresus dodał gazu, jego maszyna zerwała się niczym żywe stworzenie, rycząc niemiłosiernie i prując oponami zwietrzały asfalt. Choseni porucznika trzymali się blisko, starając się osłonić go z każdej strony.
Gdy mijali ostatni galeriowiec, czempion spojrzał na miejsce, gdzie przed kilkoma minutami walczył z wielkim Tyranidem. Niewiele brakowało, aby bestia zniszczyła cały jego oddział, na szczęście stwór wybrał złe miejsce na wygrzebanie się z ziemi, fundamenty pod galerią były głębokie i twarde, zanim więc Tyranida przebił się na powierzchnię, wstrząsy zaalarmowały Piratów, którzy zdążyli się rozproszyć.
    Kilku Chaotyków straciło życie w tej walce, ale koniec końców, drużyna Aresusa powaliła potwora i ukróciła go o głowę. Teraz celem weteranów były jednostki Steel Tigers, które niepokojąco szybko zbliżały się do przedmieścia.
    Aresus zauważył, że wielka horda zombich Legionu, związała walką oddział motorów szturmowych Space Marines. To nie był byle jaki przeciwnik, a pokonanie takiego oddziału, przysporzyło by porucznikowi chwały i podziwu. Pirat nie zastanawiał się, skierował swoją maszynę w kierunku walczących i przekręcił manetkę gazu do oporu.
    Wróg szybko spostrzegł zagrożenie, jakie nieśli ze sobą Chaotycy na motorach i w mgnieniu oka, większość przebywających w okolicy oddziałów Steel Tigers otworzyła ogień do pędzących maszyn. Chosenów przywitała ściana ognia, tak gęsta, że nie sposób było ominąć jakiejkolwiek kuli, czy promienia lasera lub plazmy. Demoniczne pancerze Piratów sprawiały się znakomicie, jednak ich moc nie była bezgraniczna. Choseni jeden po drugim spadali martwi z motorów, lub ginęli w eksplozjach swoich maszyn robiąc wszystko, by ochronić swego porucznika.
    Aresus zrozumiał dlaczego tak zażarcie Marines starają się go unicestwić, zombie walczyli z weteranami, wśród których znajdował się wysoki rangą oficer, może nawet kapitan zakonu. Pirat uśmiechnął się szyderczo i poprawił uchwyt na kierownicy, gdyż teren stawał się coraz bardziej grząski. Kierowcy mimo swego doświadczenia, mieli trochę trudności z pokonaniem tak zdradliwego terenu, co spowodowało tragiczne w skutkach opóźnienie.
Aresus zdawał sobie sprawę, że zanim dorwie się do upragnionego przeciwnika, jego oddział zostanie wystrzelany do nogi na tak odkrytym terenie.
    Porucznik nie pomylił się, zostało zaledwie pięćdziesiąt metrów do walczących z zombimi Marines, gdy ostatni motor Chosenów wyleciał w powietrze. Aresus został sam, chwycił mocno Lahimię i przylgnął na ile to możliwe, do korpusu motoru. Postawił wszystko na jedną kartę, chwała, lub śmierć.
Maszyna pędziła przez śmierdzącą breję, rozchlapując ją dookoła, grad kul przelatywał o włos od pancerza Pirata, promienie laserów orały chmury błota podniesione kołami motoru, kule plazmy rozrywały ziemię przed czempionem, który z wielką wprawą omijał niebezpieczne leje. Jednak nic nie było w stanie uniknąć trafień w tak gęstym ostrzale. Naramienniki Aresusa co chwila były szarpane przez rakietowe pociski bolterów, lasery raz za razem lizały demoniczną aurę, chroniącą  ciało ulubieńca mrocznych Bóstw, a przeciwpancerne pociski z wyrzutni rakiet, bez przerwy usiłowały przebić się przez bluźniercze runy na piersi porucznika.
    Aresus poczuł się przez chwilę jak nowo narodzony bóg, jego ciało krwawiło, był zmęczony, ale żył i wydawało się, że nie sposób go zabić. Czuł, że może wszystko, że wszystko może wziąć i mieć jeśli tylko zechce, a ci, którzy staną mu na drodze, nie będą w stanie oprzeć się jego potędze. Ta chwila próżności i zadufania w sobie, kosztowała bardzo wiele i Aresus zapamiętał tą lekcję do końca życia.
    Nagle jego motorem wstrząsnęły uderzenia kilku kul, przednia opona zaczęła drgać, wyrywając kierowcy kierownicę z dłoni. Koło obróciło się w poprzek, a motor stanął dęba, przekoziołkował do przodu i eksplodował w powietrzu niczym wielka kula ognia. Aresus został wyrzucony z siedzenia i po dosyć długim locie uderzył plecami w bagnistą ziemię, warstwa rzadkiej mazi momentalnie przykryła ciało Pirata, który stracił przytomność i zaczął powoli tonąć.

    ************************************************* 

    Sierżant Igor Valenkov patrzył z niedowierzaniem w okular lornetki. Na horyzoncie przed nim, w gęstych ciemnościach tonął bujny, liściasty las, a na jego tle, widać było wielkie sylwetki wolno kroczących stworów. Siwowłosy brodacz chwycił manetkę komunikatora i przycisnął czerwony przycisk mówiąc.
- Mekanik! Dawaj nazad, nazad!
Leman Russ poruszył się, z rur wydechowych buchnęły chmury spalin i stalowa  maszyna zaczęła ostrożnie wjeżdżać, za budynek zrujnowanego posterunku milicji. Sierżant tylko raz w życiu walczył z Tyranidami, jeszcze za czasów, gdy służył w Gwardii Imperialnej i na Denver 128, będąc młodym pancerniakiem stawiał czoło tym stworom, które usiłowały wyleźć z rozbitego na planecie okrętu. Wtedy był to tylko jeden rodzaj tych maniakalnych xenos, nazywano ich Genestealer i była ich prawie setka. Uporano się z nimi w ciągu trzech dni, jednak straty jakie spowodowały te stwory, były niewspółmierne do ilości zabitych ludzi.
Dziś Igor miał stoczyć walkę z całym przekrojem gatunków Tyranidów, między innymi ze stworami, większymi od niejednego budynku w Meakulum.
    Powietrze rozdarł niesamowity dźwięk, który wydawał się rozsadzać mózg od środka, jakie zatem katusze spotykały tych, którzy byli bezpośrednim celem tej przerażającej broni, zastanawiał się Igor, patrząc na oddział Noise Marines, ulokowany w ruinach posterunku. Odziani w pstrokate pancerze Chaotycy, fascynowali swoim wyglądem, jednak mylił się ten, kto przez ich klaunowaty wygląd oceniał ich zdolności bojowe.
    Valenkov miał jednak swoje zadanie do wykonania i nie było w nim miejsca na podziwianie Piratów Keina Unfeelinga. Czołg wysunął się nieco za róg budynku, by umożliwić strzelcom skuteczne prowadzenie ognia, Valenkov rzucił jeszcze okiem na przedpole, po czym zsunął się do wnętrza maszyny, zamknął właz i spojrzał w peryskop.
- Oświecim latarkiem tegoż sobaka pierwego, przywalta mu z grubej rury toże. Grigory, ze spluwaka przywal jak nada!
Załoga przygotowała się do otwarcia ognia, sprawne ręce załadowały pocisk do zamka wielkiego działa, a wprawione oczy zsynchronizowały przyrządy celownicze.
- Agoń!
Wrzasnął sierżant, zatykając uszy dłońmi, by choć trochę uchronić je od huku wystrzału z działa.
    Leman wystrzeliwał salwę za salwą, posyłając w niebyt dziesiątki pomniejszych bestii, jednak ciemności i nienaturalna zwinność przeciwników sprawiały, że ogień był bardzo niecelny.
Wróg zbliżał się nieubłaganie, wielkie osobniki zdawały się ignorować ostrzał z każdej broni, co było na tyle irytujące, że strzelający przestali obierać je za cel, unikając marnowania amunicji. Sierżant Valenkov postanowił cofnąć czołg i zająć dalszą pozycję, gdyż fala Tyranidów zbliżała się do niego niebezpiecznie szybko i nie chciał ryzykować bezpośredniego starcia. Nieopodal, bestie dorwały Rhino Piratów Chaosu, z pojazdu wyszło kilku Possessed Marines, w chwilę potem Rhino eksplodował, jednak szaleni Piraci przetrwali to i z niestygnącym zapałem zaszarżowali na zbliżające się Gargoile.
    Valenkov rozkazał załadować działo i miał właśnie wskazać nowy cel dla strzelca, gdy nad Lemanem przeleciał wielki cień. Pojazdem zatrzęsło porządnie, a z prawej burty posypały się blachy i nity z pancerza.
- Wot szto tak naser mater? - Sierżant nie ukrywał zdumienia, patrząc jak w prawej stronie kabiny pojawiają się płomienie i gęsty dym.
- Z waza! - Wrzasnął Igor, wspinając się do wieży i pośpiesznie otwierając właz. Załoga wysypała się z czołgu, sierżant odciągnął łkającego kierowce od maszyny i wszyscy razem ukryli się za murem pobliskiego budynku.
Płomienie ogarnęły cały pojazd, w końcu dostały się do składu z amunicją i Leman eksplodował.
    Sierżant Igor Valenkov zagryzł zęby ze złości, jego kierowca nie ukrywał żalu i wył jak stara baba na pogrzebie, reszta załogantów zaczęła już rozglądać się za drogą ucieczki, bo to, że Tyranidzi dotrą do nich, było tylko kwestią kilku minut.
- Zamnoj kamraty! Idziem na plac, ku naszym!
Czołgiści skuleni, przemykali między zawalonymi kawałkami stropów i porozrzucanymi elementami wyposażenia przestronnego budynku. W pewnym momencie wyszli pod gołe niebo i dalej biegli ulicą w kierunku rynku.
    Nagle sierżant spostrzegł na ziemi zbliżający się wielki cień, z początku nie wiedział co to, jednak szybko dotarło do niego, że patrzy na cień przelatującej w powietrzu istoty. Wielki, skrzydlaty Tyranida, przeleciał nad czołgistami i zapikował w głąb najbliższego budynku, gdzie między zgliszczami znalazł sobie kryjówkę Defiler Legionu. Bestia uderzyła szponami w opętaną maszynę, wyrywając z jej karku kawały ciała i metalu.
- A żeby go las zawalił! - Wycharczał Valenkov. - Chodu! Zamnoj!
Czołgiści popędzili za sierżantem ile sił w nogach, a za ich plecami, śmiertelnie ranny Defiler wierzgał pajęczymi odnóżami w przed śmiertelnych konwulsjach, rozwalając doszczętnie budynek, w którym się znajdował.
    Sierżant Igor Valenkov skręcił w kolejną ulicę, za nim gęsiego, bez słowa, pędzili członkowie załogi czołgu, którego szczątki dopalały się właśnie gdzieś w zachodniej dzielnicy miasta. Ludzie byli już niedaleko palisady otaczającej rynek, gdy nagle ich drogę przecięła niesamowita procesja.
Na jej czele szło kilku Terminatorów Chaosu, ich weterańskie pancerze przerażały samym wyglądem, a powykręcane mutacjami twarze, ozdobione dziesiątkami blizn świadczyły o tym, że ci wojownicy wiele przetrwali w swoim niekrótkim życiu. Jednak to nie oni przykuwali największą uwagę.
    Między Terminatorami, kroczył dumnie Daemon Princ, którego skrzydlata sylwetka górowała znacznie nad niemałymi Chosenami. W jednej dłoni Chaotyk trzymał ogromny, czarny miecz, który  zdawał się żyć własnym życiem i wydawał przeraźliwe dźwięki, przywodzące na myśl skowyt wygłodniałej bestii. Druga ręka wojownika, uzbrojona była w trzy potężne ostrza, zdolne jednym cięciem powalić dziesiątkę ludzi jeśli nie więcej.
    Igor Valenkov nie miał wątpliwości, patrzył na Keina Unfeelinga i jego elitarną świtę. Ten widok, dodał otuchy czołgistom i choć nie był to ich pan, od razu poczuli się pewniej i bezpieczniej w jego pobliżu.
- Zamnoj pacany, uwidzim gdzie nasz Lord i do naszych kamratów dobijem.
Mówiąc to, Valenkov skierował swe kroki w wąską uliczkę, prowadzącą do samego rynku od jego północnej strony, dzięki czemu czołgiści nie musieli wchodzić w drogę maszerującym Piratom, czego raczej woleli nie robić.

    **************************************************

    Lord Kancer przyglądał się wieży ratusza, przy którym stał razem ze swoimi siedmioma Terminatorami. Budynek był zbudowany z grubej cegły, plac przed nim, otoczony był kilkumetrową palisadą z betonu, która dawał całkiem niezłą ochronę przed konwencjonalną bronią. Na rynku gwardziści ustawili działo Bazylisk, a Piraci przysłali swojego Defilera do obrony tej ważnej taktycznie lokacji.
Daemon Princ wahał się, czy nie wyznaczyć jednego oddziału Traitorów do wzmocnienia obrony murów, jednak ci dopiero mieli przybyć za kilkadziesiąt minut.
    Kancer stanął przed zamkniętymi wrotami w murze, jego cielsko kipiało, setki ropiejących wrzodów pękały na jego skórze, a w ich miejsce powstawały kolejne. Lord przechodził właśnie długą i bolesną fazę przeobrażenia, jego ciało było tylko larwą, z której w niedługim czasie miał wykluć się idealny okaz nurglowego uwielbienia.
Niestety, sytuacja wymagała, żeby Kancer osobiście dowodził armią, której morale już i tak było podupadłe. Dochodziło do wielu dezercji i buntów, gwardziści i mutanci podnosili broń na swoich agitatorów i dowódców, ktoś musiał zaprowadzić porządek. Lord robił wszystko, żeby nikt się nie spostrzegł, iż przez swoją przemianę stał się niedołężny i słaby. Czekał więc przy ratuszu, otoczony murami, które chroniły zarówno przed ostrzałem, jak i przed wścibskimi spojrzeniami.
    Kancer zdawał sobie sprawę, że jest w ciężkiej sytuacji, z jednej strony głód i brak zaopatrzenia, z drugiej napierający lojaliści, którzy uparcie dążyli do zniszczenia Legionu. Kein Unfeeling wyratował Kancera poniekąd z sytuacji bez wyjścia, jednak jego pomoc miał swoją cenę , którą prędzej, czy później będzie trzeba zapłacić.
Teraz jednak nie to było najważniejsze, trzeba było przygotować miasto do obrony i postarać się zebrać jak najwięcej zapasów. Piraci obiecali dostarczyć żywność i ekwipunek Legionowi, jednak transport drogą powietrzną był wysoce ryzykowny, gdy w układzie przebywała flota lojalistów.
    Nagle, rozmyślania Lorda przerwał trzask komunikatora i głos wydobywający się z niego.
- Snajperzyyy! - Powietrze wypełniło się dźwiękami wystrzałów i eksplozji, zewsząd dochodziły raporty o pojawiającym się wrogu. Zaczęła się bitwa, zaczęła się o dzień za wcześnie, w mieście nie było nawet połowy sił Legionu, nie mówiąc już o Piratach Chaosu, którzy dopiero lądowali w północnej dzielnicy. Kancer zaklekotał swoimi kleszczami kilka razy i poirytowany włączył się do rozmowy w eterze.
- Malethor, utrzymaj przedmieścia do czasu, aż dotrą tam posiłki, wspomaga ciebie porucznik Piratów i dwa oddziały Marines, nic się tamtędy nie przedrze.
    Lord miał nadzieję, że jego przypuszczenia się sprawdzą, bo jeśli wróg zdoła przedrzeć się między galeriowcami, miasto padnie w ciągu kilku godzin.
- Atakują z zachodu! Wróg... mają jakieś maszyny kroczące... to...
Dalszą część wypowiedzi zagłuszył wrzask konających gwardzistów. Kancer już miał wezwać kogoś do raportowania, gdy w eterze usłyszał głos kierowcy Rhino czempiona Malethora.
- Powtórz! Jaka sytuacja na zachodzie. - Przez chwilę zamieniającą się w wieki nikt nie odpowiadał, w końcu jednak znalazł się ktoś, kto ogarnął sytuację w tamtym rejonie.
- Tu czempion Feystus z Noise Marines, od zachodu zmierza ku nam Tyranidzki rój, bunkier komunikacyjny został zniszczony, przydałoby się jakieś wsparcie.
    Lord Kancer zawył ze wściekłości, czemu towarzyszyła eksplozja większości czyraków, pokrywających jego twarz.
- Valenkov! Daj wsparcie mutantom, niech odeprą to robactwo! Jest tam jeszcze ktoś z naszych?
Po kolejnej serii trzasków w głośniku, wydobył się z niego przytłumiony głos.
- Tu agitator Ferasze, podprowadzę Hellhounda pod...
    Głucha eksplozja wdarła się w ucho Lorda ze słuchawki, po czym paniczne wrzaski wypełniły kanał.
- Poszło na bok! Poszło na bok! Przeżera się... łap za... wywalimy go...
- Co się tam do cholery dzieje agitatorze?! - Kancer nie skrywał niezadowolenia w głosie.
- Panie, oberwaliśmy, to tyranidzkie gówno przegryzło się przez blachy!
    Lord wiedział jak działa żywa amunicja xenos, wiedział też, że bez wsparcia Hellhounda, zachodnia flanka padnie błyskawicznie, nie wiedział tylko, jakim cudem Tyranidzi znaleźli się w Meakulum. Nic nie wskazywało na ich przybycie, nigdy wcześniej nie notowano ich występowania w tym rejonie galaktyki.
- Leci na nas! Z wozu, z wozu! - Tym razem trzask w słuchawce był nie do zniesienia, Kancer rozglądnął się po niebie, rozświetlanym przez pierwsze promienie wstającego słońca. Nad zachodnią dzielnicą latała ogromna Harpia, dwie Harpie, które co chwila pikowały w dół, atakując z zaskoczenia naziemne cele.
- Zestrzelić mi to robactwo natychmiast! - Domagał się Lord, wykrzykując rozkaz w komunikator, jedynym który mu odpowiedział, był demagog zastępu kultystów, obsadzających budynek stacji kolejowej.
- Panie... My nie posiadamy żadnej broni, którą można by to uczynić.
    Kancer z całej siły trzasnął stojącego obok gwardzistę, który nadzorował ekipę ładującą amunicję, do strzelającego co chwila Bazyliszka. Człowiek dosłownie rozleciał się na kawałki, trafiony dwa razy większym od siebie szczypcem.
- Mamy czterdzieste pierwsze milenium, latamy w kosmosie i nie tylko, niszczymy całe nacje, ba, całe planety, a ty chcesz mi powiedzieć, że nie mamy nic, czym można by strącić to gówno z nieba?
Lordowi odpowiedziała cisza, jednak demagog czuł, że to pytanie nie może pozostać bez odpowiedzi.
- Panie, nie wiem, to jakieś niedopatrzenie, może nasz bóg nam nie sprzyja, może...
- Stul pysk idioto! - Warknął Kancer, a wszyscy gwardziści, którzy znajdowali się w okolicy, instynktownie odsunęli się na bok i skulili, zaniedbując na chwilę swoje obowiązki.
    Daemon Princ podszedł do wrót rynku i rozchylił je na oścież, ukazał mu się widok szarżujących zombi, którzy kuśtykali niezdarnie, w kierunku zbliżającej się jednostki motorowej Steel Tigers. Wszędzie dookoła trwały walki, grad kul i dosłowny deszcz plazmy, pokrywał każdy skrawek pola bitwy. Kancer nie był idiotą, musiał skrócić dystans między sobą a wrogiem, jednocześnie dbając o to, by nie narażać się bez sensu na ostrzał. Idealnym miejscem do osłony, była jedna z galerii, obsadzona przez Space Marines Keina Unfeelinga. Lord pognał w tamtym kierunku na swoich pajęczych odnóżach, gubiąc przy tym skrawki skóry i całe kawałki ciała.
    Jednak tak szybko jak Kancer opuścił rynek i bezpieczne schronienie za palisadą, tak szybko musiał tam wrócić, gdy otrzymał informację od załogi Bazyliszka, o droppodzie lojalistów, który wylądował przy samym ratuszu. Na domiar złego, korzystając z naprowadzania, dwa oddziały Terminatorów Steel Tigers zostały teleportowane na rynek.
    Kancer zawrócił swoich Chosenów i popędzili z powrotem w kierunku bramy. Wewnątrz umocnień trwała już ciężka bitwa, jakimś cudem znalazł się tu Landspeeder, wypełniony skautami, z droppoda wyszedł Dreadnought, który wypalił z multimelty w Bazyliszka, a do tego wszystkiego, z niemiłosiernym rykiem w całe zamieszanie wpakował się oddział Raptorów Piratów. Stojący nieopodal Defiler, przerwał ostrzał i z wielkim zapałem dołączył się do walki, biorąc za cel Dreadnoughta.
    Kancer najbliżej miał do pięciu Terminatorów Steel Tigers, którzy ostrzeliwali się, usiłując ocenić sytuację. Choseni Legionu po raz pierwszy tego dnia, wydali z siebie jakiekolwiek dźwięki, a był to ryk, przypominający ryk szarżujących byków. Pierwszy do wrogów dorwał się sam Kancer, który pochwycił najbliższą ofiarę i rozerwał ją na dwie części, rozchlapując wnętrzności lojalisty dookoła. Choseni szlachtowali elitarnych wojowników pazurami energetycznymi niczym bydło, a spowolnieni przez swoje nieporęczne bronie, Steel Tigers ginęli nie mogąc nawet zrewanżować się Chaotykom.
    Kancer odrzucił ścierwo swojej kolejnej ofiary na bok i pomrukując z zadowoleniem przyglądał się walce Defilera Piratów z Dreadnoughtem lojalistów.
Defiler oplótł jedną parą odnóży korpus maszyny przeciwnika i usiłował wielkimi kleszczami pochwycić jego zbrojne ramię. Dreadnought z bliska wypalił do opętanej maszyny z multimelty, jednak zwinna bestia wywinęła się i niszczycielski promień pomknął gdzieś w bok. Defiler pochwycił w końcu ramię wierzgającego przeciwnika i silnym szarpnięciem wyrwał je z korpusu. Dreadnought ryknął tubalnym głosem, jego wściekłość dodała mu werwy, jednak był teraz bezbronny wobec w pełni sprawnego wroga.
    Defiler wymierzył kila potężnych ciosów prosto w sarkofag Dreadnoughta, roztrzaskując go na miazgę i wywlekając na zewnątrz to, co znajdowało się w środku. Zbezczeszczone ciało bohatera Steel Tigers pofrunęło w powietrze i z nieprzyjemnym plaśnięciem upadło pod stopami kolejnej grupy Terminatorów. Lojaliści bez zastanowienia pochwycili szczątki swojego brata i zostali teleportowani z pola bitwy.
Sytuacja w rynku była w miarę opanowana, jednak bitwa jeszcze się nie skończyła.

    ***********************************************************

    Gotmok, Cefoul oraz Broge stali na podeście teleportacyjnym, niecierpliwiąc się niesamowicie. Trzej Obliteratorzy otrzymali samobójcze zadanie, unieszkodliwienia Landridera lojalistycznego. Plan był prosty, precyzyjna teleportacja, ostrzał linkowanymi meltami, szarża na pojazd i pokrojenie go na kawałki. Następnie związanie walką jak najniebezpieczniejszego przeciwnika i chwalebna śmierć za Keina Unfeelinga.
Obliteratorom zawsze podobał się plan tego typu, tym razem nie było inaczej, jednak prawdopodobieństwo chwalebnej śmierci było o wiele wyższe niż zazwyczaj.
    Kultysta obsługujący mechanizm teleportera zakomunikował, że przesyłka zostanie wypuszczona za dziesięć sekund. Po czym pacnął w runę na ekranie konsolety i wziął w dłoń stalowy kubek, pociągając z niego łyk czegoś, co normalnemu człowiekowi wypaliło by gardło.
Urządzenie zabuczało niepokojąco, jednak to nie zrobiło na operatorze większego znaczenia.
Wokół Obliteratorów pojawiła się jaśniejąca pręga energii, która w mgnieniu oka rozbiła ich na atomy, by złożyć z powrotem w wyznaczonym miejscu.
    Operator sprawdził przelotnym spojrzeniem na monitor miejsce, w którym mieli pojawić się Obliteratorzy i zamarł ze stopniowo rozdziawiającymi się ustami.
Gotmok, gdy tylko pojawili się razem z towarzyszami, przeobraził swoje ramię w niekształtną meltę i rozejrzał się dookoła zdziwiony. Cefoul i Broge również byli mocno skonfudowani, nigdzie w pobliżu nie było Landridera i Space Marines, zamiast tego dookoła roiło się od Tyranidów wszelakiej maści i rozmiarów. Chaotycy byli na tyle zagubieni i zdziwieni, że nie zdążyli nawet oddać jednego strzału. Kilka chwil później, wielka chmara małych bestyjek otoczyła trzech Obliteratorów, wciągając ich w nierówną walkę.
    Gdzieś tam na orbicie, operator teleportera z bardzo zdziwionym wyrazem twarzy i bezustanną czkawką, wpatrywał się w trzymany przed nosem kubek.

    ******************************************************

    Kein Unfeeling kroczył ciężko po roztrzaskanym bruku, dookoła niego, kilku Chosenów w zbrojach terminatorskich usiłowało dotrzymać mu kroku. Daemon Princ spróbował rozłożyć  skrzydła, jednak te nadal nie odpowiadały, rany na nich były zbyt głębokie i świeże, do tego obłożone klątwą nie chciały się goić. Kein z utęsknieniem czekał dnia, kiedy uda mu się zdobyć odpowiednie środki, którymi zapłaci wiedźmom Eldarów, aby te zdjęły z niego uciążliwe przekleństwo.
    Dziś jednak przed Unfeelingiem stało inne zadanie, musiał wesprzeć swojego sojusznika Lorda Kancera, w czasie obrony miasta Meakulum. Piraci Keina dostarczali właśnie zaopatrzenie i żywność Legionowi, kilka oddziałów już wcześniej zostało wysłanych do zabezpieczenia miasta, przed przybyciem Unfeelinga. Daemon Princ wiedział, że czasu jest niewiele, jednak nie chciał doprowadzić do zamieszania przy rozładunku tym bardziej, że wielu Legionistów wyrwało się spod kontroli i mogli zagrozić transportom. Tak naprawdę, to Piraci oprócz wspierania militarnie hordy Kancera, robili w mieście za milicję, pilnując by rozwścieczony motłoch nie zaczął wzniecać zamieszek.
    Kein zobaczył wysoką, betonową palisadę, która według opisów Lorda Redemptora, otaczała rynek i znajdujący się tam ratusz. Unfeeling musiał się tam dostać, by spotkać się z Kancerem i ocenić, w jakim stadium przemiany jest nurglowy Daemon Princ. Kein był ciekaw, jak przysłużyły się Kancerowi kadzie wypełnione krwią jednego z demonicznych bytów, zamieszkujących w Warpie domenę Nurgla, które razem ze swoją wiedźmą Sareeną przygotowali dla Lorda Legionu.
    W momencie, gdy orszak Daemon Princa mijał szerokie arkady, zniszczone przez czas i wojny, gdzieś na południu pierwsza eksplozja odebrała komuś życie. Kein przyspieszył kroku, wyglądało na to, że wróg zaskoczył obrońców wcześniej niż zakładano. Teraz liczyła się szybkość i jak największa ilość lądowników z posiłkami.
- Carrion, zbierz meldunki, musimy uderzyć tam, gdzie wróg spodziewa się najmniejszego oporu.
Dowódca Terminatorów, idący obok Keina kiwnął głową i zaczął wydawać polecenia wszystkim czempionom, którzy zdążyli już zająć pozycje obronne. Jednocześnie zbierał też informacje, dotyczące siły wroga, liczebności i lokalizacji.
- Panie, Steel Tigers nacierają od południa, niewiele piechoty, głównie jednostki rozpoznawczo szturmowe i pancerne. Jednak niepokojące doniesienia mam z zachodu.
Kein popatrzył na swojego Chosena wyczekująco, ten upewniwszy się, że skupił na sobie uwagę dowódcy, zameldował:
- Noise Marines meldują o Tyranidach nadciągających z zachodu, mało drobnicy, za to sporo większych okazów.
    Kein zacisnął zęby, tego nie było w planie. Zastanawianie się nad tym, jakim cudem lojaliści ramię w ramię z xenos zaatakowali Meakulum nie miało sensu, natomiast kombinowanie jak wyjść z tego cało, jak najbardziej.
- Skoro najbliżej nam do lojalistów, zajmijmy się nimi, a jeśli uwiniemy się szybko, może zdążymy przepędzić robaki.
Carrion wydał w eter odpowiednie rozkazy, jednak meldunki z zachodu były niepokojące.
- Panie, porucznik Aresus donosi, że sytuacja na południu jest stabilna, wróg posuwa się wolno i asekuracyjnie, nasze oddziały „Reavers” i „Destroyers” obsadziły dobre pozycje obronne, jest tam też sporo jednostek Legionu, zachód natomiast jest najsłabiej broniony.
    Mimo tych doniesień, Kein nie zmienił zdania, skierował się prosto na południe, gdzie wyczuwał eteryczne echo silnego wroga, Space Marines, prawdopodobnie mistrza zakonu.
Orszak minął arkady i wzdłuż palisady chroniącej rynek podążał w kierunku stacji kolejowej.
Nagle, z ziemi jakieś sto metrów od oddziału, wylazł ogromny Tyranida, wijący się jak przerośnięta stonoga. Stwór najwyraźniej czaił się na kultystów obsadzających stację, jednak gęsta zabudowa tej lokacji, nie pozwalała mu na skuteczne przeprowadzenie ataku.
Podobne stworzenia pojawiły się również na południu, co oznaczało, że sytuacja w tej części frontu nie była już wcale taka stabilna.
    Daemon Princ wskazał czarnym ostrzem swego demonicznego miecza na Tyranidę, dając jednocześnie rozkaz wszystkim okolicznym jednostkom, by otworzyły do niego ogień. Terminatorzy ciągle maszerując, odpalili kombimelty i lekkie działko, część Chosenów strzelała ze zwykłych bolterów, a z budynku stacji, zgraja kultystów otworzyła ogień z najprzeróżniejszej broni, jaką dało się ukraść bądź znaleźć.
Tyranida znalazł się w tarapatach, jego chitynowy pancerz chronił go od większości pocisków, jednak promienie gorącej energii z melt, przepalały się przezeń bez trudu. Stworzenie wiło się w konwulsjach, rozgrzebując ziemię dookoła nory, z której wylazło, roztrącając we wszystkie strony kawałki betonu i asfaltu. W końcu padło martwe wzdłuż palisady i znieruchomiało, co wzbudziło wielką wrzawę na stacji kolejowej, gdzie kultyści świętowali pokonanie niebezpiecznego przeciwnika.
- Za wcześnie na radość. - Skwitował takie zachowanie Unfeeling i pognał swoich Chosenów do przodu.
    Gdzieś na zachodzie silna eksplozja wstrząsnęła budynkami, z których posypał się tynk i resztki szkła z okien. Kein zawahał się, wyglądało na to, że Tyranidzi bardzo szybko opanują zachodnią dzielnicę, musiał więc na nowo rozważyć, w którą stronę się udać.
- Carrion, jaka sytuacja? - Zapytał Kein, Terminator wywołał kilku czempionów do meldowania, po czym w skrócie zdał relację Unfeelingowi.
- Na południu xenos i lojaliści wdzierają się do miasta, najczęściej z powietrza lub spod ziemi. Na zachodzie Noise Marines donoszą o ciężkich stratach, są tam Possessed Marines i właśnie dołączyli „Mercenaries”. Feystus uważa, że jeśli do jego umocnień dotrą większe poczwary xenos, będzie zmuszony się wycofać i zachód padnie.
    Kein przełknął ślinę, w jego głowie pojawił się pomysł i Pirat już miał go wcielać w życie, gdy niedaleko na niebie, zamajaczyła sylwetka skrzydlatego stwora. Zimne ukłucie złości zraniło mroczną duszę Daemon Princa, gdy przypomniał sobie, jak kilka lat wstecz, walczył w czasie wielkiej bitwy z lojalistami, którzy bronili fortu obleganego przez Piratów. Wtedy to, Tyranidzi również wmieszali się do konfliktu, wtedy to, u boku Keina przebywał jeszcze Betrezael. Wtedy to, Kein w widowiskowy sposób, dosłownie roztrzaskał skrzydlatą Harpię Tyranidów. To było wielkie zwycięstwo, do dziś kawałek czaszki potwora przyozdabia ścianę w sali odpraw na „Crusaderze”.
Unfeeling jednak kojarzył tą bitwę z czym innym, wtedy właśnie, Betrezael zaczął przejawiać niesamowitą podatność na wpływy Pana Przemian i w ciągu kilku lat osiągnął niesamowitą potęgę, która pozwoliła mu się przeobrazić, stał się Daemon Princem i opuścił szeregi Piratów, by zniknąć gdzieś w Oku Terroru bez wieści.
    Kein wskazał pikującą bestię, która zanurkowała do pobliskiego budynku, gdzie zaatakowała niczego nie spodziewającego się Defilera Legionu. Potwór najwyraźniej bardzo skutecznie uderzył, gdyż po chwili wyleciał spośród ruin i skierował się w stronę ratusza.
- Zestrzelić mi to natychmiast! - Warknął Unfeeling, bez przerwy śledząc tor lotu Tyranidy.
W międzyczasie, z północy przybyły nowe oddziały Piratów, oraz gwardziści Legionu, dziesiątki wojowników obrały za cel szybującego stwora i choć niewielu było w stanie uczynić swoją bronią cokolwiek pędzącej maszkarze, wszyscy z zapałem chcieli wykonać polecenie Daemon Princa.
    Nagle Tyranida zachwiał się i widać było, jak traci kontrolę nad lotem, jego delikatne skrzydła najwyraźniej otrzymały na tyle ciężkie uszkodzenia, że utrzymanie w powietrzu tak wielkiego ciężaru nie było dłużej możliwe. Potwór z głośnym rykiem niezadowolenia runął na ziemię, rozbijając się o kilka małych domków nieopodal stacji. Zarówno Piraci, jak i wojownicy Legionu wznieśli pięści do góry w geście zwycięstwa i euforii, powalenie takiego przeciwnika równało się z cudem, a jednak udało się, bogowie czuwali nad swoimi wyznawcami. Sielską atmosferę przerwał Unfeeling, który zaczął niemal biec w kierunku stacji.
- Za wcześnie na radość! Za mną moi wybrańcy, teraz dopiero będzie ostra jazda!
    Tyranida wykaraskał się ze zrujnowanego, parterowego budynku, dokładnie przyglądając się swoim skrzydłom. Wyglądało na to, że nieprędko wzbije się ponownie w powietrze. Wlazł więc nieco wyżej na resztki zabudowania, oceniając sytuację i najwyraźniej starając się wyczuć, gdzie  znajduje się najwięcej biomasy do pochłonięcia. Oczywistym wyborem była stacja kolejowa, pełna kultystów. Jednak uwagę Tyranidy zwrócił na siebie inny przeciwnik, bestia przyglądnęła się nacierającej gromadzie Terminatorów, wśród których dominował uskrzydlony osobnik dużych rozmiarów. Stwór poczuł, że ma do czynienia z kimś w rodzaju przywódcy roju i że walka z nim, oraz jego stadem nie będzie łatwa, tym bardziej, że Tyranida nie był w pełni sił.
    Kein wymruczał imię swojego demonicznego miecza, który ożył gwałtownie, wyjąc przeraźliwie i sprawiając wrażenie, że zaraz wyrwie się z dłoni właściciela i sam zacznie rzeź.
Daemon Princ zaszarżował, jego Choseni i towarzyszące im ogary, otoczyli budynek na którym przycupnął skrzydlaty kolos. Bestia rozpostarła poszarpane skrzydła, prezentując imponujący arsenał wielkich kleszczy, kolców i przedziwnych broni tyranidzkich, wyglądało to tak, jakby potwór usiłował przerazić swoich wrogów i pokazać im, że nie mają szans w walce z idealnym wojownikiem.
    Kein Unfeeling zrozumiał o co chodziło Tyranidzie i szybko powstrzymał swoich Chosenów od ataku.
- Odstąpić! Robal jest mój! - Kolos widząc, że jego taktyka poskutkowała, nabrał pewności siebie i przygotował się do łatwej i szybkiej walki.
Kein wspiął się na zgliszcza budynku i rzucił się z impetem na przeciwnika, dwa razy większego od siebie. Tyranida okazał się diabelnie szybki, poza tym, miał czas by przygotować się na atak Chaotyka. Bestia cięła wielkim mieczem jak opętana, Kein zamiast atakować, musiał unikać morderczych ciosów, zachodząc wroga dookoła i usiłując utrzymać równowagę na walącym się dachu budynku.
Demoniczne ostrze nie nadążało parować mocarnych szlagów, kilka ciosów przedarło się przez obronę Pirata, celnie trafiając w bark i nogę. Gdyby nie demoniczna aura wzmacniająca pancerz Daemon Princa, pewnie leżał by już martwy, posiekany na drobne kawałki.
    Kein w końcu zrozumiał technikę walki przeciwnika, co pozwoliło mu przejść do ofensywy.
Skrócił znacznie dystans, unikając w ten sposób długiego pejcza i ciosów wielkiego, kościanego miecza. Nadepnął okutą w stalą stopą, na odnóże wroga i trzasnął go z całej siły barkiem, osłoniętym kolczastym naramiennikiem. Tyranida zachwiał się i odchylił nieco do tyłu, odsłaniając wrażliwe podbrzusze. Unfeeling nie zwlekał, szybkim cięciem miecza, rozpruł pancerz wroga, czemu towarzyszyła fontanna tryskającej, żrącej cieczy. Substancja obryzgała Pirata i po raz kolejny, demoniczny pancerz uratował właściciela od śmiertelnych obrażeń.
    Chaotyk pomagając sobie skrzydłami, z wyskoku wbił kolano w pierś stwora, by momentalnie ciąć go z góry, gdy ten ponownie odchylił się do tyłu. Cofający się Tyranida, rozkładał coraz szerzej ramiona, starając się zachować równowagę, jednocześnie pozostawiając swoje podbrzusze nieosłonięte.
Kein ponownie wbił czarne ostrze w cielsko potwora, głodny, demoniczny twór wyrywał z ciała Tyranidy jego siły życiowe, przez jednych nazywane duszą, przez innych jaźnią. Nie ważne jednak, jak nazywała się ta energia, ważne, że jej utrata w tak przerażający sposób, była okropnie bolesna i traumatyczna.
    Tyranida cierpiał nieopisane katusze, będąc stworzeniem, które przez cały swój żywot posługiwało się siłą umysłu, pożeranego teraz żywcem przez nieznaną i niepojętą istotę z innego wymiaru.
Kein musiał teraz trzymać miecz oburącz i skupić się, by uwolniony demon nie zaczął poczynać sobie zbyt swobodnie. Pirat kopnął z wykroku w biodro Tyranidy, ciesząc się na dźwięk pękających płyt chityny i kości, a gdy wyjący z bólu stwór, usiłował zasłonić pogruchotane miejsce wielkim biotycznym działem, Kein potężnym cięciem na odlew odciął jedną z dłoni Tyranidy, trzymającą ogromny miecz.
Silnie żrąca substancja znowu trysnęła gęstą chmurą prosto w twarz Unfeelinga, topiąc większość niesionego przez niego ekwipunku i raniąc mocno w kilku nieosłoniętych pancerzem miejscach.
    Ból pobudził tylko Daemon Princa do większego wysiłku, Kein raz jeszcze kopnął bestię, starając się powalić ja na plecy, jednak Tyranida podparł się skrzydłami, unikając obalenia. Chaotyk zmienił więc taktykę, chwycił uzbrojoną w ostrza dłonią, głowę Tyranidy i zgiął go do dołu, jednocześnie kopiąc kolanem, prosto w wypełnioną kłami szczękę. Następnie, szybko wskoczył na bok oszołomionego ciosem przeciwnika i płytkim cięciem usiłował odrąbać jego lewe skrzydło. Cios okazał się zbyt słaby, a bestia zaczęła się szamotać dziko, starając się użyć pejcza do obrony.
Nieporęczna broń tylko zaszkodziła Tyranidzie, oplątując się wokół jego nogi. Kein błyskawicznie wykorzystał kłopoty wroga, wyskakując w powietrze, by zwiększyć siłę uderzenia mieczem.
    Gryząca w oczy, zielonkawa mgiełka wypełniła ruiny zdezelowanego domku, dwaj giganci, szamocząc się i trącając nawzajem, zrównali niemal z ziemią stary budynek.
Kein odskoczył od Tyranidy, który bezradnie machał dwiema pozbawionymi dłoni rękami. Pirat raz jeszcze zamachnął się z całej siły, celując w jedną z nóg przeciwnika, cios był celny, jednak kończyna nie została odcięta, na co liczył. Rzucił się więc ponownie do przodu, tym razem wbijając trzy długie ostrza, zamocowane nad lewą dłonią, w szyję Tyranidy. Bestia zachwiała się i przysiadła na ugiętych, poranionych i spętanych własnym pejczem nogach.
    Kein unieruchomiwszy wroga, spojrzał w jego obce oczy, które nie skrywały żalu, złości i przerażenia. Oczy te powiększyły się na chwilę, gdy w ciało Tyranidy zostało wbite czarne ostrze, pożerające umysł wielkimi kęsami. Kein Unfeeling napawał się zwycięstwem, patrząc cały czas w ślepia odchodzącego Tyranidy. Ciałem stwora targnęły silne konwulsje, które o mały włos przewróciły by obu wojowników. Jednak Kein stał niewzruszony, pozwalając demonowi zaklętemu w jego mieczu delektować się wielkim umysłem stworzenia, uważanego w uniwersum za niepokonane.
    Terminatorzy oglądający ten pokaz siły i potęgi swojego pana, na widok osuwającego się bezwładnie ciała Tyranidy, zaczęli wznosić okrzyki na cześć zwycięzcy, a ich wycie i porykiwanie, niosło się przez całe miasto, dodając otuchy walczącym o utrzymanie Meakulum.

    **************************************************

    Lord Redemptor obserwował bitwę na kilku ekranach pełnych zamazanych obrazów, ciągów liczb i statystyk, oraz raportów dochodzących z pola bitwy.
Wszystko wskazywało na to, że jednoczesny atak Tyranidów i Steel Tigers był zbiegiem okoliczności. Tyranidzi nikogo nie mieli za sojusznika i pochłaniali zarówno jednostki Piratów, Legionu jak i lojalistów.
Front południowy początkowo się załamał, jednak ofiarna obrona Plaguemarines i okopanych Piratów wystarczyła, by dać czas pozostałym jednostkom, na zajęcie odpowiednich pozycji i wzmocnienie obrony.
    Front wschodni niestety, został opanowany przez nieustępliwych Tyranidów. Noise Marines i Havoki, po bezowocnym ostrzale pozycji xenos, musieli się wycofać, pozostawiając garstkę walczących Possessed Marines i cały oddział najemników. Nie pomogło wsparcie pancerne Legionu, wyeliminowane w krótkim czasie przez latające bestie. Miasto padło, zalane falą żarłocznych xenos.
    Mimo to, Piraci Keina Unfeelinga odnieśli niemały sukces, odpierając atak Steel Tigers i zmuszając ich do wycofania się. Do sukcesu przyczynił się niewątpliwie Lord Kancer, który w porę wrócił pod ratusz, by tam rozgromić lojalistycznych Terminatorów.
    Bitwa zakończyła się tak samo szybko, jak się rozpętała. Obrońcy cofnęli się w głąb Meakulum, lojaliści powrócili do bazy wypadowej na wzgórzach, by tam przegrupować się i opracować nowy plan działania. Tyranidzi natomiast, oddali się degustacji, na polu bitwy zasianym masą trupów.
Choć straty z każdej strony były poważne, to nie był wcale koniec, to był dopiero początek.

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-09-12 00:10:40)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#19 2012-09-04 20:23:08

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Pościg za siłami piratów Kein Unfeelinga, ciągnął się w nieskończoność. W osnowie dni zmieniały się w lata, a lata w millenia, aby na końcu skurczyć się do mgnięcia ludzkiego oka. Flota lojalistów podążała psionicznym śladem renegackich okrętów chaosu oraz sprzymierzonych z nimi orków. Flotylla Szarych Rycerzy podążała pierwsza. Za nimi sunęły stasze jednostki Mrocznych Aniołów na czele ze starożytynym Obliczem Zemsty. Wokół lojalistycznych jednostek szalała fala zmiennego immaterium smagając okręty podmuchami gwiezdnego wiatru, falami psionicznych emocji oraz burzami gniewu. Zjawiskom tym towarzyszył zawodzący ryk istot zamieszujących wymiary chaosu.

Na mostku Oblicza Zemsty dwie postaci wpatrywały się w przestrzeń.

Myślisz, że Inkwizycja do końca podróży utrzyma ślad piratów? - Zagadnął Mistrz Orias, stojącego u jego boku Kapelana Średczego Graliena, wpatrującego się w przestrzeń osnowy, jakby chciał przewiercić ją swoim wzrokiem.
Myślę, że nie prędko ich zgubią – odrzekł kapelan – Inkwizycja ma najlepszych nawigatorów i astropatów, wyłapują ich z Czarnych Okrętów – dodał. Twarz Oriasa, przyozdobił uśmiech. Uśmiech Lwa mającego przed sobą perspektywę udanego polowania.
Martwi mnie inna kwestia Oriasie – kontunuował Gralien.
Chodzi ci o naszego "gościa"? - spytał Orias , odwracając się twarzą do kapelana.
Jeśli to co nam wyjawił jest prawdą, możemy mieć do czynienia z inwazją na niespotykaną wcześniej skalę. Nie dość, że nie mamy żadnych informacji o Bethrezaelu, to jeszcze ściagjąc jego dawnego pana możemy wdać się w długotrwałe i cięzkie stracia, które spowolnią nasze działania być może na całe dekady – skonkludował kapelan.
Fabriel i Turmiel twierdzą, że w jego umyśle nie tkwi już nic więcej. - dodał Gralien powołując się na opinie kompanijnych kronikarzy.
Krucze Skrzydło dobrze się spisało chwytając tego renegata, jednak wśród piratów Keina była to tylko płotka. Sądzisz, że ten zdrajca mógł mieć dostęp do planów demonicznego księcia? - spytał Orias.
Nie wiem Mistrzu, jednak musimy przygotować się na najgorsze. Kein ściągnął jakimś cudem orków pod swe skrzydła. Tym bardziej może sprzymierzyć się z innym chaośnickim lordem. Myślę, że ten "Kancer" może być równie realny co nasz demoniczny książę – skwitował Gralien.
W takim razie sądzę, że powinniśmy podzielić się naszymi informacjami z Szarymi Rycerzami. Wiedza może być naszą największą bronią w tym starciu.

Rozmowę dwójki dostojników przerwała wiadomość komunikatora – Mistrzu Oriasie kapitan Anaserian z Szarych Rycerzy usilnie prosi o kontakt – przekazał głos jednego z obsługujących połączenia zbrojmistrzy.

Łącz Anviliusie – rozkazał dowódca.
Chwała Imperatorowi Oriasie! - w komunikatorze zabrzmiał głos dowódcy Szarych Rycerzy.
|Witaj Bracie – odparł Orias.
Tracimy psioniczny ślad piratów Keina, musieli wyjść już z immaterium. Przygotujcie się, niedługo otworzymy bramę. Zachowajcie szyk bojowy. Imperator niech nad nami czuwa! - po przekazaniu lakonicznego komunikatu Anaserian rozłączył się nie zostawiając Oriasowi czasu na odpowiedź.

Cztery godziny później płaszcz immaterium rozdarł się na dwie części, tworząc portal okolony ogniem. Wycie demonicznych bytów akompaniowało rykowi gwiezdnych napędów lojalistycznej floty wychodzącej z osnowy. Pierwsze okręty Szarych Rycerzy wynurzyły swoje dzioby z czeluści otchłani niczym mityczne lewiatany swe paszcze z morskich odmętów. Flota Inkwizycji przyjęła defensywną formację oczekując na resztę zakonnej floty Oriasa. Po blisko godzinnym manewrze opuszczania dziedziny chaosu portal w osnowie zamknął się zostawiając imperialną flotę w pobliżu systemu Eryd.


Eryd – rzekł Solarian – nie oczekując odpowiedzi. Ścigaliśmy chaośnickie ścierwo, aby znależć się w tym systemie bez jakichkolwiek wskazówek, gdzie piracka flota mogłaby się znajdować – skwitował wzruszając bezradnie ramionami.
Daj spokój bracie – Berehiel – sierżant 6 drużyny terminatorów Skrzydła Śmierci starał się rozluźnić atmosferę panującą w weterańskich kwaterach Oblicza Gniewu. Zapewne wkrótce dowiemy się gdzie zniknęła renegacka flota. Jeszcze ich dopadniemy. Mostek informuje, że nasi astropaci wespół z inkwizycyjnymi przeczesują przestrzeń.
Bracia! - głos wchodzącego kapelana Ignisa przerwał rozmowę. - Jesteśmy proszeni na mostek. Za pół godziny zbiera się narada. Mistrz Orias oczekuje naszej obecności. Berehielu – rada sierżanta zabójczego Skrzydła Śmierci zawsze jest mile widziana. Ormielu – Mistrz prosi również o radę członka Kruczego Skrzydła. Oprócz nas, obecnością zaszczyci nas także kapitan Szarych Rycerzy oraz ich kronikarz. Zachowajcie więc powściągliwość bracia.

Po tych słowach kapelan oddalił się w kierunku mostka.

Narada trawa od dobrej pół godziny. Zebrane postaci kolejno przedstawiały własne przemyślenia odnośnie podjęcia najbliższych działań przez siły sojusznicze.
Astropaci robią co mogą, a nasze sondy przeczesują przestrzeń sektora – zapewniał kronikarz Szarych Rycerz.
Przecież taka flota nie mogła ot tak się rozpłynąć! - Solarian zdradzał coraz większe zniecierpliwienie przedłużającymi się poszukiwaniami wrogich sił.
Siły chaosu są bardziej tajemnicze i nie zrozumiałe niż możemy sądzić – stoicko spokoja odpowiedź Anaseriana jeszcze bardziej zirytowała weterana Mrocznych Aniołów.
Też mi nowina – mruknął od niechcenia Solarian.
Bracie! - Mistrz Orias postanowił przywołać do porządku podwładnego.
Przypominam Ci, że zwracasz się do kapitana Adeptus Astrates – fuknął na weterana.
Solarian przewracając oczami przyjął upomnienie przełożonego. Cierpliwośc nie była jego najmocniejszą stroną. Gdyby umiał okazywać jej chociaż trochę, już dawno awansowałby na członka Skrzydła Śmiercii. Przez jej brak, przewodził w boju weteranom własnej kompanii.
Bracia moi – rozpoczął ponownie dyskusję Ormiel sierżant szwadronu Kruczego Skrzydła.
Sądzę, że podczas poszukiwań w przestrzeni kosmicznej powinniśmy zbadać także najbliższą planetę. Proszę o pozwolenie aby szwadron Kruczego Skrzydła wykonał daleko idący rekonesans na Eryd 210. Sensory mojego zespołu odbierają zakłócenia biologiczne na planecie. Bardzo prawdopodobne, że nasi piraci mogą być już na jej powierzchni - skwitował.
Popieram pomysł Ormiela – włączył się do dyskusji Berehiel. Nasi zbrojmistrze zameldowali, że sensory podczerwone wykrywają na jej powierzchni organizmy wytwarzające podobną temperaturę do termeratury Astrates. Być może flota chaosu z pomocą jakiejś niewyjaśnionej siły zniknęła, jednak według mnie nie oznacza to, że na Eryd nie trafimy na tych, których ścigamy – Pomruki aprobaty Graliena oraz Ignisa sprawiły, że pomysł sierżanta uzyskał największe z dotychczasowych poparć.
Dobrze więc – zdecydował Orias.
Kapitanie szwadron Kruczego Skrzydła wykona rekonesans planety. Proponuję, aby Szarzy Rycerze skupili się na dalszych poszukiwaniach okrętów chaosu - Orias zwrócił się do Anaseriana.
Niech tak będzie- zgodził się Szary Rycerz.

Po przedyskutowaniu jeszcze kilku kwesti technicznych narada dobiegła końca.

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2012-09-04 20:30:57)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#20 2012-09-09 19:38:59

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Przeprowadzenie rekonaseansu na Eryd 210 przez Krucze Skrzydło, poprzedziło lądowanie niewielkiego kontyngentu sił 5 kompanii szturmowej pod dowództwem Mistrza Baltazara. Orias nalegał, że to zadanie 3 kompanii, lecz goszczący na pokładzie Baltazar wraz zczęścią swych sił przekonał swego brata-mistrza aby to jego ludzie dokonali zabezpieczenia przyczółku.

Tak więc dwie drużyny taktyczne, z zadaniem zabezpieczenia terenu, transporter Razorback, drużyna dowodzenia oraz oddział terminatorów Skrzydła Śmierci tuż po lądowaniu zajmowały pozycje na pobliskim wzgórzu a także między ruinami dawno opuszczonych zabudowań.

Lądowanie przeprowadzone bez przeszkód Oriasie – komunikat Baltazara zabrzmiał w urządzeniu komunikacyjnym, ustawionym na ogólny odbiór, któremu przysłuchiwało się zebrane na mostku Oblicza Zemsty zgromadzenie kadry dowódczej 3 kompanii.
Przystępujemy do zabezpieczenia terenu. W chwili obecnej brak obecności jakichkolwiek nieprzyjaciół. Odczyty skanerów nie pokazują źródeł ciepła w promieniu 20 mil – kontynuował Baltazar.
Nasze odczyty cieplne również milczą – zabrał głos obecny na mostku kapelan śledczy Gralien – Niech Imperator czuwa nad wami.
Mistrzu – nowy głos pojawił się na linii komunikacyjnej – wykrywacze ruchu wskazują na zbliżające się z dużą prędkością masywne organizmy, odczyty cieplne bez zmian, ale coś tu jest – zameldował na forum przydzielony do Baltazara aptekarz Regeael.

Chwila ciszy na mostku została spozytkowana na wymienienie paru uwag między Gralienem oraz Oriasem. Nage kanał komunikacyjny ożył głosami kierujących drużynami taktycznymi serżantów.

Zestrzelcie to bracia! - wykrzyczany rozkaz sierżanta zabrzmiał na mostku dowodzenia barki Mrocznych Aniołów równie wyraźnie jak w komunikatorze Baltazara. Odpowiedział mu ryk bolterów obu drużyn taktycznych.
Baltazarze, tu Uriel – sierżąnt drużyny terminatorskiej zameldował się dowódcy – Nadlatuje uskrzydlony Tyran Roju! Są tu Tyranidzi! Kąt 67 stopni, północny wschód. Prędkość ok 200 mil na godzinę!
Anvilusie czy cieplny odczyt coś pokazuje?! - mistrz Orias skierował swoje pytanie do obecnego na mostku Oblicza Zemsty zbrojmistrza.
Nic Mistrzu. Nie widzimy przeciwnika. Ostrzał nie wchodzi w grę. Tyranidzi nie wydzielają ciepła. Ich metabolizm jest zupełnie innego rodzaju aniżeli znany naszym uczonym. Skanery ruchu nie wykryją ich z orbity. - odparł Anvilus.

Nerwowa wymiana zdań między Gralienem, Oriasem, kapelanem Ignisem oraz kronikarzem Fabrielem z 3-ciej i Tumrielem z 5-tej kompanii.

Oddziały taktyczne oraz terminatorzy otworzyły ogień do nadlatującego Tyrana. Bestia po kilkusekundowej salwie bolterów wspieranych działkiem szturmownym oraz działem laserowym straciła równowagę i z hukiem zaryła w grunt w pobliżu kamiennego obelisku zdobiącego północną część opuszczonego miasta, wzniecając tumany kurzu. Okrzyki aprobaty Mrocznych Aniołów szybko umilknęły, gdy spadły na nich pociski biologiczne wystrzeliwane z nieznanych kierunków. Astrates dostrzegli zmierzające w ich stronę masywne sylwetki kilkutonowych organizmów, wydających straszliwe ryki i wypuszczających ze swych trzewi fale mniejszych stworzeń. Rozległa się tyraliera Mrocznych Aniołów. Mistrz Baltazar w szturmowym Razorbacku pognał w stronę podchodzącego pozycje Aniołów oddziału genokradów, jednocześnie ostrzeliwując jednego
z ryczących gigantów. Poruszały się bardzo ociężale, stanowiąc dobry cel dla  Mrocznych Aniołów, jednakże ich gruby pancerz nie był łatwy do spenetrowania. Stoicki spokój w szeregach wybrańców Imperatora przerwał atak, z najmniej spodziewanej strony. Powalony Tyran powstał jak się wydawało z martwych. Błyskawicznie wzbił się w powietrze brocząć mazią przypominającą krew po czym z olbrzymią prędkością spadł na część drużyny taktycznej prowadzonej przez sierżanta Naudana, która wspierała oddział termiatorów, zabijając piątkę kosmicznych marines. Czas jakby stanął w miejscu. Terminatorzy już mieli otworzyć ogień do olbrzyma aby pomścić swoich braci, gdy niespodziewanie zaszarżował na nich jeden z olbrzymich Tervigonów wiążąc walką. Pozostali kosmiczni marines zostali rozproszeni podziemnym atakiem wężowego trygona, który miotając elektrostatyczne ładunki postoszył szeregi Astrates. Baltazar opuściwszy transporter wraz z drużyną dowodzenia ujrzał krytyczną sytuację w jakiej znalazły się oddane mu pod dowództwo siły. Nie widząc innego wyjścia z sytuacji mistrz 5 kompanii wraz z przybocznymi zaszarżował na oddział genokradów prowadzony do boju przez władcę stada, który jednak swymi hipnotycznymi mocami osłabił umiejętności Mrocznych Aniołów.

Astrates przegrywali tę walkę. Było to jasne dla wszystkich obecnych na mostku, że nie mają szans na przetrwanie w starciu z taką nawałnicą wrogów. Krzyki Mrocznych Aniołów i odgłosy walki towarzyszyły im na mostku przez cały czas trwania akcji.

Wszystkie drużyny Skrzydła Śmierci gotowość do teleportacji za 2 minuty! - zakomendował Orias – poprowadzisz ich Gralienie, wyciągnij ich z tego!
Tak mistrzu – odparł kapelan, oddalając się pospiesznie w stronę pomieszczeń teleportacyjnych.
Trzymaj się przyjacielu! - wykrzyczał Orias swe słowa do Baltazara – idziemy po was!
Imperator Chroni Oriasie, Arghhhh! - usłyszał w odpowiedzi mostek po czym kanał komunikacyjny uruchomiony przez Baltazara zaległ śmiertelną ciszą a Oblicze Zemsty pozostało głuche na tragedię rozgrywającą się na planecie. Uderzenie pięścią Oriasa w konsoletę sterującą było bardziej niż wymowne.
Baltazarze...
Mistrzu, kolejni bracia znikają mi z odczytów bionicznych. Tracimy ich – poinformował zbrojmistrz. Kolejne uderzenie pięści o konsoletę. Drugie i trzecie. Jęk bezsilności.
5 drużyn skrzydła śmierci gotowych do teleportacji Oriasie – grobową ciszę przerwał komunikat Graliena.
Teleportacja natychmiast! - wysyczał Orias.
Silniki logiczne transpondera teleportacyjnego aktywne. Teleportacja na pozycję 478-76D-2853 za 3...2....1... błąd! Transponder nie działa! - zameldował Anvilus.
Jak to nie działa?! - Orias poczuł w duszy śmiech mrocznych bogów.
Nie zadziałał mistrzu. Nie wiem dlaczego, od początku misji pozostawał sprawny! Spadek mocy, diagnoza i naprawa potrawją przynajmniej godzinę! Naładowanie akumulatorów do ponownej teleportacji kolejną.
Rób co w twojej mocy bracie! Ale na imperatora pospiesz się! - zarekomendował dowódca.
Gralienie pozostańcie w gotowości! Przygotować Thunderhavki naszej kompanii! Pójdziemy po nich. Nie pozowlimy by ich ciała zostały zbeszczeszczone przez to ścierwo! - rozkazał Orias po czym bezsilnie opadł na bazaltowy tron umieszczony pośrodku mostku. Powolnym ruchem zdjął uskrzydlony hełm, po czym przyklęknął na jedno kolano. Pozostali poszli jego śladem. Komnata teleportacyjna wypełniona była klęczącymi terminatorami. Wszyscy oczekiwali na słowa Oriasa, które rozległy się po chwili milczenia.

Pomszczczę Cię przyjacielu mój i wszystkich naszych braci – wyszeptał Orias – pomszczę.

Ponad trzy godziny później silne zgrupowanie Mrocznych Aniołów wylądowało w miejscu tragedii. Odnaleziono ciało mistrza Baltazara przygniecione zwłkami drużyny dowodzenia oraz kilkoma genokradami.. Niosący je aptekarz pokrzepił mroczne mysli Oriasa:
- Mistrzu! Baltazar oddycha jeszcze!

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2012-09-09 19:39:28)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#21 2012-09-12 00:04:43

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

W końcu napisałem obiecany raport z megabitwy, aby nie zaburzać chronologii wydarzeń, wkleiłem go pod ostatnim zdjęciem z bitwy.
Miłego poczytania i do następnego napisania.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#22 2012-10-23 20:46:04

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

Lord Redemptor, głównodowodzący siłami lądowymi Piratów Chaosu Keina Unfeelinga, z wielką satysfakcją obserwował szeregi Chosenów, szykujące się do załadunku na wielkie, transportowe Armadony. Dookoła kręciły się setki serwitorów oraz kultystów, gorączkowo wykonujących swoje zadania. Widać było, że cała ta kotłowanina, to wspaniale zorganizowany i działający mechanizm.
    Większa część piechoty była już w drodze, za nimi podążały lekkie oddziały motorowe i kilkanaście transporterów Rhino. Defilery targały w mocarnych kleszczach czołgi Predator, oraz kilka lekko uszkodzonych transporterów. Niedaleko od pozycji Lorda, kilkudziesięciu Marines przygotowywało ostatnie lądowniki z zaopatrzeniem, maszyny miały wystartować w kilka godzin po wyruszeniu całej armii. Na ich pokładach znajdowały się magazyny amunicji, żywności i wody, środków niezbędnych do prowadzenia walki na wysuniętych pozycjach.
    Redemptor spojrzał przez ramię, na ruiny najbliższego budynku oraz wiszącego nad nim pojazdu. Smukły, czarny kształt przykuwał wzrok tak samo, jak jego załoga, składająca się z kilku eldarskich Wiedźm, odzianych w obcisłe, skórzane stroje.
Lorda niepokoiło to, że Keina Unfeelinga łączyły jakieś niejasne interesy z mrocznymi, owszem, ich pomoc mogła być nieoceniona, jednak nikt nie wiedział za jaką cenę, a ta na pewno była wysoka.
    Jednak w batalii, do której miało dojść niebawem, Dark Eldarzy nie mieli brać udziału. Zamiast nich, ramię w ramię z Piratami maszerowali orkowie, pod dowództwem warbossa Czachoupa. Redemtor wolał by już Eldarów, niż nieokrzesanych zielonoskórych, ale Kein uparł się, żeby to właśnie orków wykorzystać do brudnej roboty.
    Marine zgarnął swój płaszcz ręką, uniósł go lekko, by nie taplał się w błotnistej mazi, pokrywającej całą okolicę i skierował się do oczekującego Armadona.
Armia Piratów Chaosu ruszyła na południe, ku ostatecznemu celowi wizyty na tej niegościnnej planecie. Niestety, po drodze czekał na Chaotyków jeszcze jeden problem, dwie połączone armie lojalistów.
Szykowała się bitwa, jakiej jeszcze nikt nie oglądał na powierzchni tej planety, bitwa, w której udział miał wziąć sam Daemon Princ Kein Unfeeling.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 
  • Index
  •  » Raporty
  •  » Za co warto umrzeć, gdy na to co uczynię patrzy tak wielu.

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.metin3birth.pun.pl www.megaman-axess.pun.pl www.cserwery.pun.pl www.narutoninjaforum.pun.pl www.twelvesky2.pun.pl