Wargaming Wrocław

Baner 26cm

Ogłoszenie

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW


#1 2011-12-20 15:35:00

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Opowiadanka Omadana

Witam!
Chciałbym tutaj podzielić się z wami paroma opwiadaniami, które postaram sie konsekwentnie pisać. Pierwszy tekst to spoiler z opowiadanka o moich wilkach i ich historii; bitwach, zwycięstwach i porażkach. Nie jest to jakaś wyniosła literatura ale może komuś z was się spodoba. Tekst jest w języku angielskim bo jeszcze leci na inne forum. Enjoy!

Gratus braced himself to have a better firing position. His bolt pistol with last eight rounds and combat knife weren’t much sufficient weapons but there were no others to choose from. He remained still for a moment reversing his grip on the blade’s handle. His visor’s display informed him that in this position he has approximately 95% of accuracy. That’s a headshot for the incoming enemy, Gratus thought. No matter who or what comes through that gate it’ll feel the Emperor’s holy bullet in its brain. Gratus’ reverie suddenly vanquished as a loud howl filled the chamber. The brutal figure standing next to him articulated a sound no human being was able to repeat. It was a wolf’s howl. The fellow Astartes clad in similar power armour spat curses in language Gratus couldn’t understand. Then the brute made several swings of his chainsword fighting invisible enemy. The tension in him was growing fast. ‘We are both the Emperor’s subjects yet we are so different in behavior’ thought Gratus’ hope when the time comes he won’t do anything irrational’. Suddenly the gate broke. Seconds after a chorus of guttural voices filled the chamber. Firs orc who emerged through the gate died instantly of Gratus’ perfectly-aimed shot. Second orc fell as well, his head smashed to a red pulp. Gratus was aiming for a next victim when the blood claw charged into the fray with the oaths of slaughter in the name of Russ. It was already too late to stop the berserker and in an instant he was upon the orcs hacking limbs and cutting of heads. Since the wolf was in the line of fire, there was nothing else to do but engaged the enemy hand to hand. Gratus cursed and joined into the fight, his bolt pistol and knife ready to inflict a great amount of pain and death.

Ostatnio edytowany przez omadan (2011-12-23 11:33:43)

Offline

 

#2 2011-12-21 09:28:22

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Dobre wprowadzenie ale me want more. Kiedy kolejny odcinek? : )


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#3 2011-12-21 17:32:01

Krechafety

SZATAN TWÓJ PAN

2619779
Zarejestrowany: 2010-08-16
Posty: 988

Re: Opowiadanka Omadana

Nie rozumiem paru rzeczy:

1. Jakim cudem zmieściłeś 20 pocisków w magazynku pistoletu, który ma 6-10 naboi pojemności? (nie piszesz bynajmniej o tym, że bohater ma więcej niż jeden magazynek - nie użyłeś w zdaniu koniecznego wyrazu "left")
2. Dlaczego bohater ma imię jak jakaś Ultra-piczka? Bardzo mało heroiczne IMO.
3. Dlaczego bohater ma nóż zamiast porządnego topora/miecza/kastetu/młota, zupełnie jak jakaś Ultra-piczka? Bardzo mało heroiczne IMO.
4. Dlaczego nie rozdzielasz poszczególnych zdań i nie wyodrębniasz przemyśleń bohatera? Bardzo ciężko się to czyta.

Popraw też literówki. Poza tym, nie mam zastrzeżeń (oprócz wyznaczania na bohatera jakiejś Ultra-piczki)


Flamesy, Infinity. Kontakt: 605560309

Offline

 

#4 2011-12-21 18:02:16

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Bolt pistol może być wyposażony w magazynek bębnowy i ma wtedy taką samą pojemność jak bolter
tak przynajmniej ktoś napisał w szerokim artykule :
http://warhammer40k.wikia.com/wiki/Bolter


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#5 2011-12-23 11:32:22

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

@: Xyxel. Ha! Dzięki za pierwszy komentarz (w dodatku pozytywny). Pierwsi fani mogą zawsze liczyć na jakiś bonus, wersje reżyserską czy usunięte sceny Nowa część już niedługo.

@Krechafety.
1.Dzięki za monitorowanie wszystkich merytorycznych niezgodności z Codex Astartes A tak na serio to masz rację, magazynek w mojej wersji jest zbyt pojemny. Jednak jako skromny autor (podobnie pewnie jak wiekszość innych pisaków) pozwolę sobie czasem na delikatną ingerencję tu i tam. Nie chcę burzyć uniwersum warhammera całkowicie ale chciałbym czasem dodać trochę swoich smaczków mofyfikując parę rzeczy. W każdym razie konkluzja jest taka, że 20 pestek to troche za dużo na tak dramatyczną sytuację, więc zredukują je.
2,3. Dlaczego bohater ma mało heroiczne imię? Czemu nie ma lepszej broni? Gdzie oni w ogóle są? I z jakiego zakonu jest marine z nożem? Na takie pytania liczyłem bo właśnie to miał spowodować spoiler-teaser tej skromnej historyjki. Wszystko się wyjaśni. Co do imienia to nie lubię za bardzo cwaniackiego nazewnictwa. Nie chcę pisać opowieści w stylu "bolter porn" albo "slashera". Bardziej się skupię na, powiedzmy ludzkiej stronie marinsów, postawię ich przed trudnymi wyborami, pozbawię broni i wsparcia, skłóce i podzielę. Słowem będzie cieżko Na swoją chwałę i lepsze imię trzeba będzie zasłużyć.

Za rady dzięki, literówki już poprawiam i nawet magazynek zmienię.

pzdr

Offline

 

#6 2011-12-23 17:02:45

 pokrzyw

http://i.imgur.com/gZjTx.png

382176
Skąd: Siechnice
Zarejestrowany: 2010-09-20
Posty: 1585

Re: Opowiadanka Omadana

omadan napisał:

Bardziej się skupię na, powiedzmy ludzkiej stronie marinsów, postawię ich przed trudnymi wyborami, pozbawię broni i wsparcia, skłóce i podzielę.

A ja myślałem, że marynaty to taki odpowiednik Kapitana Bomby....

Jestem tylko przeciwny pisaniu w języku angielskim na polskim forum.  Ale przeczytałem w jęz. polskim dzięki translatorowi. Dla tych co nie rozumieją:

google translator napisał:

Gratus zebrał się w sobie mieć lepsze stanowisko strzeleckie. Jego pistolet śruby z ostatnich ośmiu rund i nóż bojowy nie były wystarczająco dużo broni, ale nie było innych do wyboru. Pozostał jeszcze na moment odwrócenia jego przyczepność na ostrze uchwyt. Jego osłony wyświetlacza poinformował go, że w takiej sytuacji ma on około 95% dokładności. To jest strzał w głowę dla przyszłej wroga, Gratus myśli. Bez względu na to, kto lub co jest przez tę bramę będziesz czuć cesarza świętego kulą w mózgu. Zadumy Gratus "nagle pokonany jak głośny ryk wypełnia komory. Brutalne postać stojącą obok niego przegubowe dźwięk żaden człowiek nie był w stanie powtórzyć. To było wycie wilka.Astartes kolegów odzianych w zbroje podobne moc splunął przekleństwa w Gratus języka nie mógł zrozumieć. Następnie brute kilkakrotnie wahania jego walki chainsword wroga niewidoczne. Napięcie w nim narastała. "Jesteśmy zarówno cesarza przedmiotów mimo to są tak różne zachowania" myśli "nadzieję, że kiedy nadejdzie czas, że nic nie da irracjonalne" Gratus. Nagle brama złamał. Sekund po chór gardłowe głosy pełne komory. Firs orka, który pojawił się przez bramę, zginął na miejscu z doskonale celu strzał Gratus ". Druga orków spadła, jak również, rozbił głowę na czerwonym miąższu. Gratus było staranie się o kolejną ofiarę, kiedy pazur krwi opłata w wir walki z przysięgi uboju w imieniu Russ. Było już za późno, aby zatrzymać berserker i w jednej chwili był na orków kończyn hacking i cięcie głowy. Od wilka w linii ognia, nie było nic innego, jak prowadzi rękę przeciwnika do ręki. Gratus przeklęty i dołączył do walki, pistolet i nóż śruby gotowy do zadawania dużej ilości bólu i śmierci.

Offline

 

#7 2011-12-24 09:55:46

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Omadan, sam czasem coś nieudolnie naskrobię więc wiem, że piszący może, czasem musi, a czasem po prostu chce coś ubarwić i zrobić po swojemu. Masz do tego wszelkie prawo i nie ma powodu, byś się z tego spowiadał. Takie szczegóły jak pojemność magazynka, nie ma wpływu na uniwersum w którym dzieje się akcja, ale w samym opowiadaniu może być bardzo istotny. Jakiś domorosły technik/mechanik mógł poświęcić kilka godzin i zrobić parę większych magazynków dla swojego przyjaciela marinsa, zresztą, można wymyślić dziesiątki powodów, dla których tak się stało.
Co do noża, kilka razy zwracano mi uwagę, że jakiś mój model jest bezsensownie uzbrojony (Sorcerer Chaosu z dwoma mieczami), że niby to kompletnie bez sensu, że nie ma czym strzelać, "tak się nie gra", mówiono. Nikt nie wziął pod uwagę, że ten Sorcerer, może mieć własne imię, historię, nawyki i przyzwyczajenia. Może on po prosu nie cierpi broni palnej, ale za to jest doskonałym szermierzem. Twój heros z nożem może nie robi wielkiego wrażenia, ale jak zasiecze nim stado tyranidów, to sprawa się zmieni i stanie się jasne, że on po prostu uwielbia ciachać nożem, do czego ma prawo

Na koniec niestety troszkę kwasa. Pisz po Polsku na polskim forum, nie chodzi o żaden patriotyzm, który mam głęboko w gdzieś tam, ale o fakt, że niewielu z nas ma zamiar męczyć się z obcym tekstem, poza tym, nie ma go aż tyle, żeby nie chciało Ci się go raz jeszcze napisać po naszemu.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#8 2011-12-24 10:57:36

 blackout_sys

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-04
Posty: 1798

Re: Opowiadanka Omadana

O Sorcererze uzbrojonym w miecz pomalowany na złoto już nie wspomnę... Takie dymy, a człowiek nowy w hobby, na niczym się nie zna Trudne dzieciństwo wargamingowe miałem


Naleśniki ● Placki ● Miód pitny ● Schaby z serem pleśniowym

Offline

 

#9 2011-12-27 13:45:34

headpoint

http://i.imgur.com/Nznpf.png

Zarejestrowany: 2011-09-12
Posty: 77

Re: Opowiadanka Omadana

omadan napisał:

.Dzięki za monitorowanie wszystkich merytorycznych niezgodności z Codex Astartes A tak na serio to masz rację, magazynek w mojej wersji jest zbyt pojemny. Jednak jako skromny autor (podobnie pewnie jak wiekszość innych pisaków) pozwolę sobie czasem na delikatną ingerencję tu i tam. Nie chcę burzyć uniwersum warhammera całkowicie ale chciałbym czasem dodać trochę swoich smaczków mofyfikując parę rzeczy. W każdym razie konkluzja jest taka, że 20 pestek to troche za dużo na tak dramatyczną sytuację, więc zredukują je.

Taaa... A SW to akurat zakon co szanuje Codex Astares

omadan napisał:

Bardziej się skupię na, powiedzmy ludzkiej stronie marinsów, postawię ich przed trudnymi wyborami, pozbawię broni i wsparcia, skłóce i podzielę. Słowem będzie cieżko Na swoją chwałę i lepsze imię trzeba będzie zasłużyć.

Po pierwsze skłócenie i podzielenie wilków to dość ryzykowna sprawa - oni mogą dzielić się i kłócić o to kto wypija więcej piwa, głośniej beka czy ubił więcej orków i rozwiązują swoje spory w Kle, na pięści... w innych sprawach działają jak jedność... Oni słuchają nauk Russa, szanują siebie wzajemnie bo są wojownikami Kła, synami Russa. Jeśli by pojawiły się wśród nich konflikty to było by to niezłą pożywką dla Chaosu. Samo pozbawianie Marina broni jest też niestosowne - przecież sam Marine jest bronią a jeśli chodzi o wsparcie to Wilk tylko by się cieszył, że to jemu przypadnie chwała a nie tym co przybędą

Offline

 

#10 2011-12-28 23:22:42

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

@:Raziel
Dziękuję Razielu za popracie inicjatywy. Myślę, że jak historia się rozkręci to będzie jasne czemu jest tak a nie inaczej. Co do języka jest to chodzi mi tu głównie o nazwy własne. Pisanie historyjek w świecie WFB w polskim języku jest całkiem przystępne bo nie ma tam za dużo nazw, których się nie tłumaczy. W 40tce wygląda to trochę inaczej np."Gratus otworzył właz rhino i oddał parę strzałów ze swojego boltguna do nadbiegających termagantów. Obok niego drednot ostrzeliwywał ze storm boltera i multimelty Zoanthropa" Dużo jest słów nieprztłumaczalnych i trochę śmiesznie to dla mnie wygląda   W każdym razie translator to zło, więc będę pisał tłumaczenie po polsku. pzdr

Offline

 

#11 2011-12-28 23:28:40

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Prologue



The door opened and three hulking shapes emerged from within. First one was bare-headed; his long scruffy hair and beard covered much of his face features. This presumed leader was clad in heavily battered terminator armour. A uniquely designed storm bolter was attached to his side and a beautifully crafted power sword in scabbard was tied around his massive waist. Two remaining figures in their damaged power armour also beard the marks of a recent fight. However, no matter how bad the trio’s appearance was, the aura of might and commandment surrounded their every stride. Once they reached the dais the leader made eye contact with the occupant of the commanding throne. The figure was clad in white and blue artificer armour. Several purity seals occupied his shoulder pads and waist. A crimson cape covered his massive shoulders. But what attracted viewers’ attention was the long power sword resting upon his hips. Two bodyguards in terminator armour of identical white and blue colour pattern were flanking the throne.

‘I’m Berfinn Winter’s Son’ the leader’s voice was low and confident. More like an order not an introduction. ‘Wolf Lord of the eight company’.

‘They are my lieutenants, battle leader Thorvald’ the announced space marine bowed his head slightly.

‘and wolf priest Volkvar’ The priest made his bow even quicker than his follower.

‘I am Varrius Arceus, chapter master of Marine Errants’ his voice wasn’t as low as Berfinn’s yet the tone of authority remained the same. His features were of a younger man than Berfinn, it appeared that he has been chapter master not for long.

‘This is captain Boreas of the fourth company.’ The captain made no attempt to bow.
‘As you might have heard we had suffered a terrible loss. The accursed Red Corsairs and their dogs Night Lords plundered our monastery. Since then we’ve been hunting these traitors with the sources we have.’ Varrius lowered his eyes as the thoughts flashbacked in his mind.

‘Every single one of them will pay for insulting the Emperor’s monastery. I will kill Huron myself!’ Boreas boasted and shouted and oath. The two Marine Errant’s terminators-bodyguards located at the base of the dais repeated the oath by punching themselves in the chest.

‘And how are going to fulfill this oath Marine Errant, since you even cannot secure your lair properly’ Volkvar did not bother to hide the contempt in his voice. It wouldn’t take long before Boreas and the bodyguards raised their weapons, fingers tight on triggers.

‘That’s unwise wolf to speak to us in that manner. As far as I remember yours lairs’ gates had also been breached in the past’. Varrius spoke calmly.

‘That’s an insult of the Fang. The odds were critical at that time, the traitor Primarch assisted the attackers. We had done far more that you will ever do’ Wolf’s Priest crozius was beginning to glow malevolent light. Seeing the tension growing Thorvald took off his helmet and shot Volkvar a challenging look. He was about to tell something when Berfinn interrupted his attempt.

‘Calm yourselves brothers marines. It’s not the right time to quarrel. The enemies of man are gathering like cockroaches around a corpse. But we’re not dead yet.  We still can bite and tear flesh. Tell us then, what do want of us Varrius Arceus.’

‘Very well. During our pursue we encountered a message from Estra I, a planet in this sector. The message was brief and miserable.  It reads that orcs have landed on the planet and are rampaging through the main city Savvaro. I guess the planetary defense systems have been wiped out and the city is defenseless. The question is why the orcs have chosen to attack a manufacture world? There is no real combat with civilians and the greenskins cannot count on any weaponry to loot. I guess orcs haven’t found it out yet’.

‘And you want us to support you in your counter attack. That’s courageous but as you can see the necrons blasted our armour efficiently and it’s hard to stop a horde of orcs bear-chested.’

‘Ceremite is what I have plenty of, but I lack the flesh to wear it. I will clad your wolves in fresh armour and in return your pack will help us cleanse this land of the xenos. I’ve made a planet fall of my spearhead force yet they have not voxed me for five hours. I need to know what’s happening there. Will you take up the challenge Wolf Lord? ’

‘Aye’ simply replied Berfinn.
‘Thorvald you’re in command. Assemble the pack. We are not heading for Fenris yet’.

Offline

 

#12 2011-12-29 08:54:53

 pokrzyw

http://i.imgur.com/gZjTx.png

382176
Skąd: Siechnice
Zarejestrowany: 2010-09-20
Posty: 1585

Re: Opowiadanka Omadana

omadan napisał:

Dużo jest słów nieprztłumaczalnych i trochę śmiesznie to dla mnie wygląda

Unikaj skupisk nazw własnych. Po angielsku te nazwy też głupio brzmią (dla anglika). Dla nas pałer sord jest fappable, ale miecz energetyczny już nie? Dlaczego? Czy za każdym razem musisz pisać pistolet boltowy, czy nie wystarczy po prostu pistolet czy broń? Za każdym razem trzeba powtarzać że chłopina ma pałer armor? Czy nie wystarczy po prostu pancerz (przecież kilka stron temu było opis pancerza )?

Ostatnio edytowany przez pokrzyw (2011-12-29 08:56:51)

Offline

 

#13 2011-12-29 10:07:31

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Miecz energetyczny to energy sword, a power sword to miecz mocy ; ) Pewnych rzeczy nie da się przełożyć, zawsze coś koślawo będzie brzmiało albo utraci na tłumaczeniu.


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#14 2011-12-29 11:14:43

 cavalierdejeux

Riddle me this...           Riddle me that

Skąd: Breslau-am-Oder
Zarejestrowany: 2010-08-18
Posty: 10089

Re: Opowiadanka Omadana

Xyxel napisał:

Miecz energetyczny to energy sword, a power sword to miecz mocy

Myślę, że pokrzyw nawiązywał do OFICJALNYCH tłumaczeń na polski


Boreliusz, I've a feeling we're not in Özz anymore.
Battlefleet Gothic (Imperial Navy) ● WH40k (Gwardia Imperialna) ● Necromunda (Ratskin/Cawdor/Spyrer)
Infinity (Ariadna) ● Konfrontacja / Hell Dorado / Alkemy / AT-43 (wszystko)

2016... "Changes never changes."/"Changes never been so much fun."

Offline

 

#15 2011-12-29 12:12:02

 pokrzyw

http://i.imgur.com/gZjTx.png

382176
Skąd: Siechnice
Zarejestrowany: 2010-09-20
Posty: 1585

Re: Opowiadanka Omadana

energy sword = energiczny miecz akurat miecz energetyczny mi się podoba jako tłumaczenie. Natomiast chcę zwrócić uwagę na to, że w opowiadaniach ze świata wh40k musi być samo specjalistyczne słownictwo tworząc nadmuchane zdania. Widzicie różnice?:

"Samotny Wilk ubrany, wróć - odziany, w pancerz mocy obwieszony pieczęciami czystości i kłami wilka uniósł piłomiecz i uderzył zamaszystym ciosem krzesząc skry na zmutowanym pancerzu taktycznym terminator kosmicznego marines chaosu w akompaniamencie wycia ze swych ulepszonych genoziarnem płuc."

"Samotny wilk w zdobionym pancerzu wziął zamach i  z dzikiw wyciem uderzył swym piłomieczem w spaczoną zbroję terminatora krzesząc skry."

@Omadan - ja Cię nie chcę zniechęcać, rób swoje. Ja po prostu czekam na coś w rodzimym języku. Angielski nadaje się do pisania instrukcji

Ostatnio edytowany przez pokrzyw (2011-12-29 12:36:40)

Offline

 

#16 2011-12-29 12:55:36

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

pokrzyw napisał:

"Samotny wilk w zdobionym pancerzu wziął zamach i  z dzikim wyciem uderzył swym piłomieczem w spaczoną zbroję terminatora krzesząc skry."

Tylko, że powyższe brzmi już jak Fantasy, a nie SF. Prawda? : )


EDIT (@pokrzyw):

Lasery - są, roboty - są, bitwy okrętów kosmicznych - są
Księżniczki - nie ma, smoki - nie ma, złoto - nie ma
= SF

Ostatnio edytowany przez Xyxel (2011-12-29 13:34:50)


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#17 2011-12-29 13:26:33

 pokrzyw

http://i.imgur.com/gZjTx.png

382176
Skąd: Siechnice
Zarejestrowany: 2010-09-20
Posty: 1585

Re: Opowiadanka Omadana

A wh40k to nie fantasy w przyszłości?

A taki shadowrun to SF ? Księżniczka Leia to też fantasty było...hmm Nie uważasz że to takie szufladkowanie trochę nie pasuję - generalnie można o tym mówić jako "fantastyka".

Ostatnio edytowany przez pokrzyw (2011-12-29 13:43:03)

Offline

 

#18 2011-12-29 14:25:59

 cavalierdejeux

Riddle me this...           Riddle me that

Skąd: Breslau-am-Oder
Zarejestrowany: 2010-08-18
Posty: 10089

Re: Opowiadanka Omadana

Xyxel napisał:

Księżniczki - nie ma

A Eldarskie to pies? Korony nie noszą, ale jest na co popatrzeć

Xyxel napisał:

smoki - nie ma

A tyranidzi? Smoki panie, że hej

Xyxel napisał:

złoto - nie ma

A na mieczu Sorcerera blackout_sys'a to co mistyczna złota aura?

Sorki za


Boreliusz, I've a feeling we're not in Özz anymore.
Battlefleet Gothic (Imperial Navy) ● WH40k (Gwardia Imperialna) ● Necromunda (Ratskin/Cawdor/Spyrer)
Infinity (Ariadna) ● Konfrontacja / Hell Dorado / Alkemy / AT-43 (wszystko)

2016... "Changes never changes."/"Changes never been so much fun."

Offline

 

#19 2012-01-03 23:56:43

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Prolog



Drzwi otworzyły się i trzy zwaliste kształty wynurzyły się z wewnątrz. Pierwszy z nich był z odkrytą głową; jego długie, niechlujne włosy i broda skrywały większość jego rys twarzy. Ten domniemany przywódca był odziany w mocna zniszczoną zbroję terminatora. Storm bolter unikatowego projektu spoczywał zamocowany u jego boku a kunsztowny miecz energetyczny w pochwie był przywiązany wokół jego masywnej talii. Dwie pozostałe postacie odziane w zbroję energetyczną również nosiły znamiona minionej walki. Jednakże nieważne jak źle prezentowało się to trio, aura potęgi i dowódczy autorytet otaczały każdy ich krok. Gdy dotarli do podium przywódca nawiązał kontakt wzrokowy z właścicielem tronu. Owa postać odziana była w biało-niebieski kunsztowny pancerz energetyczny. Kilka pieczęci czystości zajmowały jego naramienniki i talię a karmazynowy płaszcz okrywał jego masywne barki. Jednak najwięcej uwagi skupiał na sobie długi miecz energetyczny spoczywający na biodrach. Dwóch ochroniarzy w zbrojach terminatorów identycznej biało-niebieskiej barwy oskrzydlało tron.

„Jestem Berfinn Syn Zimy”. Głos przywódcy brzmiał nisko i pewnie. Bardziej jak rozkaz niż przedstawienie się.

„To moi porucznicy, wódz wilczej straży Thorvald” Zapowiedziany kosmiczny marine ukłonił się lekko.

„oraz wilczy kapłan Volkvar”. Kapłan skłonił się nawet szybciej niż jego poprzednik.

„Ja jestem Varrius Arceus, mistrz zakonu Marine Errants”. Jego głos nie był w prawdzie tak niski jak głos Berfinn’a jednak ton autorytetu pozostawał identyczny. Jego rysy wskazywały na to, że był młodszym mężczyzną niż Berfinn, wyglądało na to, że był mistrzem zakonu od niedawna.

„To jest kapitan Boreas z czwartej kompanii”. Kapitan nie pofatygował się o ukłon.

„Możliwe, że słyszeliście o naszej okropnej stracie. Przeklęci Czerwoni Korsarze i ich psy, Władcy Nocy, spustoszyli nasz klasztor. Od tamtej pory ścigamy tych zdrajców za pomocą tego, czym dysponujemy”. Varrius pochylił swój wzrok, gdy retrospekcje wypełniły jego umysł.

„Każdy z nich zapłaci za zniewagę dokonaną na klasztorze Imperatora. Zabiję Hurona własnoręcznie!” Boreas przechwalał się i złożył uroczystą przysięgę. Dwóch terminatorów-ochroniarzy ulokowanych u podstawy podium powtórzyło przysięgę uderzając się przy tym pięściami w pierś.

„A jak masz zamiar spełnić swoje ślubowanie Marine Errant’cie, skoro nie potrafisz nawet zabezpieczyć właściwe swej nory”. Volkvar nie starał się nawet ukryć pogardy w swym głosie. Nie trzeba było długo czekać na reakcje Boreasa i ochroniarzy, którzy przygotowali swą broń, mając palce na spustach.

„To bardzo nierozsądne wilku adresować nas w taki sposób. Jak sięgam pamięcią bramy waszego legowiska również zostały sforsowane w przeszłości”. Varrius powiedział spokojnie.

„To obraza Kła. Nasze szanse były wtedy krytyczne, zdradziecki Primarch wspomagał atakujących. Zrobiliśmy wtedy więcej niż wy kiedykolwiek zrobicie”. Crozius wilczego kapłana zaczął świecić złowrogim światłem. Widząc narastające napięcie Thorvald zdjął swój hełm i znacząco spojrzał na Volkvara. Miał już coś powiedzieć, gdy Berfinn przerwał jego zamiar.

„Uspokójcie się bracia marinsi. To nie jest właściwy czas na spory. Wrogowie ludzkości zbierają się jak karaluchy nad ścierwem. Ale my nie jesteśmy jeszcze martwi. Jeszcze potrafimy gryźć i rozrywać ciało. Powiedz nam zatem Varriusie Arceusie czego od nas oczekujesz?”

„Zatem dobrze. Podczas naszego pościgu natrafiliśmy na wiadomość z Estry I, planety w tym sektorze. Wiadomość była krótka i przykra. Okazało się, że orkowie wylądowali na planecie i sieją zniszczenie w mieście Savvaro. Domyślam się, że planetarne systemy obronne zostały zniszczone i planeta jest bezbronna. Nasuwa się pytanie, dlaczego orkowie zdecydowali się zaatakować świat słynący z produkcji? Walka z cywilami nie jest chyba przyjemnością i zielonoskórzy nie mogą liczyć na broń, którą mogliby zrabować. Zgadują, że orkowie jeszcze się o tym nie przekonali.

„I chcesz żebyśmy cie wsparli w kontrataku. To odważne zagranie, ale jak sam widzisz nekroni skutecznie zniszczyli nasze pancerze a ciężko jest zatrzymać hordę orków nagim torsem”.

„Ceremitu mam pod dostatkiem, lecz brakuje mi ciał, które mogłyby je przywdziać. Obdarzę twoje wilki nowymi zbrojami a w zamian twoja sfora pomoże mi oczyścić tę ziemię z obcych. Dałem rozkaz do ataku planetarnego mojej grupie uderzeniowej, jednak nie otrzymałem żadnego kontaktu od nich od pięciu godzin. Muszę, więc widzieć, co tam się dzieje. Czy podejmiesz wyzwanie wilczy lordzie?”

„Aye” Po prostu powiedział Berfinn.

„Thorvaldzie dowodzisz. Zbierz sforę. Nie kierujemy się jeszcze na Fenris”.

Offline

 

#20 2012-01-09 00:21:53

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Chapter I
Tough Choices



Gratus checked his ammo container for the third time. It was just fine as it was two past times before. He was seated in a thunderhawk, minutes away from the landing post. Gratus had been told it is going to be a very simple task. Purge the alien from the city Savvaro, located on planet Ester I. The city itself was perceived as an almost abandoned place. The natural environment of the planet was harsh and not many people were willing to live outside the main cities. The planet’s purpose mainly relied on producing uniforms for the imperial guard in that part of the galaxy.  There were no forges or other useful facilities, yet the planet has recently been invaded by orcs. Although, Ester I did not present any significance for the imperium of man, the Marines Errant were the first to pick up the rescue signal and it was the chapter’s honor to avenge the fallen civilians and cleanse the planet of the xenos. Any survivals were to be guaranteed safe passage to Ester II, the sister planet not touched by the influence of orcs. Two tactical squads and one devastator team has been assigned for the mission. Brother-sergeant Hastus was commanding the operations, since fourth company captain treated the mission as insignificant and passed his leadership to his underling.

‘A simple task: kill as many as you can and rescue what’s left of the Ester’s population’, Gratus repeated the thought in his mind. He tightened his grip around his heavy bolter’s top handle and quietly worshipped his weapon spirit.

‘Listen up Adeptus Astartes’. Sergeant Hastus took off his helmet. ‘Today you are about face the accursed xenos. They are not as coward as traitor guardsmen you had fought before. Yet don’t be underestimating the enemy. Orcs are fearsome fighters but they are no threat for we are the Emperor’s blades and no foe may stand against us for long. We shall cleanse the city of orc scum and rescue any survivals we encounter on the way. We’ve also found out that the vox is gone. Probably orcs are jamming it somehow. What’s more, we’ve also lost contact with the Errant’s Pride. That means we are on our own here. We will do it old fashioned way. Stay sharp, kill plenty and watch your back for any sign of trouble. Squad Blue Wrath on me, the rest follows in sixty second pause. Let’s move marines’. Sergeant Hastus immediately turned and trotted towards the city gates. The rest of the marines followed shortly after.

Savvaro looked just like any other Imperial city. High, grayish walls, decorated with aquilla symbol surrounded the city. The buildings revealed many signs of damage done by the invaders. Yet, still many looked untouched by bullets or rocket launchers. Marines were ordered to stay quiet and advance towards the main plaza where they could organize a proper perimeter for the next move.  When they finally reached the spot sergeant Hastus inhaled a great dose of the planet’s foul air.

‘We set perimeter here. Pain Bringers stay here, I want your support fire from heavy weapons in case of trouble – Hastus ordered – squad Blue Wrath stays on me, we go left, while Emperor’s Squires will flank the plaza from the right. In this case we will catch any orcs and drive them towards our heavy weapons’ fire pinning them. You can mark my words lads; it’s going to be straight and simple.’

Hastus turned quickly and moved left with his squad. Shortly after, the second tactical team disappeared round the right corner. Gratus and four of his squad-mates remained at their post.

Gratus checked his weapon again; however this time it was purely mechanical motion. He eyed his squad of four mighty semi-gods. Paulus was carrying deadly heavy bolter, stoic and focused as always, Caleb was preparing his lascannon and Vardis readied his plasma cannon in case of enemy vehicles. Yet, the planetary scanning did not reveal any major threat like tanks or great amount of infantry. Squad’s leader Ligardius removed his helmet to eye-witness the surrounding area. Suddenly the sound of bolter fire snapped Gratus out of his reverie.
It didn’t take long before a large group of figures emerged from the back streets. From the great distance it was hard to figure out who exactly they were, yet all of them resembled humanoid shapes.

‘Brother Ligardius what are your orders’ asked the second heavy bolter carrier, Paulus.

‘Stay calm, they are more than seven hundred meters away. We wait till they are no more than a hundred. Then we pin them down. Short bursts. Plasma cannon and lascannon look for any heavy infantry or vehicles. Leave no alive’.
However, when the distance began to reduce itself it turned out that the huge mob was not entirely made of orcs. Weeping, and screaming, clothed in tattered uniforms the manufacture workers were running along the orcs forced to serve as a shield made of flesh and bones.

‘Brother-leader. There are civilians among the orcs. I can see them clearly now. Orcs are herding them down the plaza. It’s impossible to pick out targets without chance of hitting humans.’
The tone of brother Paulus was far from nervous, yet the tension in his voice was building up. Ligardius took a closer look and counted at least a hundred and twenty men and women. That didn’t look good. If they opened fire both the people and the orcs would be annihilated in a matter of seconds. Yet, if they didn’t, the orcs would probably kill the civilians on the way and then charge his space marines. Neither of this two sounded appealing.

‘Four hundred meters’ Shouted Vardis. ‘They are gaining speed. What do we do brother-leader? The Codex Astartes…’

‘I know what the Codex says.’ Ligardius replied hastily. ‘We will try to save the Emperor’s subjects. Brother Caleb aim you plasma at the biggest orc in the center, that’s probably their warchief. The rest of you hold till I say so. I believe when the boss is down the attack will falter and we may have a chance to save those people. Brother Caleb be precise. Emperor guides your hands.’

However, before Caleb could lock his target and take it down, a buzzing noise followed by a wild laughter filled the ears of the five marines as hulking shapes with primitive jetpacks crushed among them.

Ostatnio edytowany przez omadan (2012-01-09 00:24:36)

Offline

 

#21 2012-03-01 00:17:55

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Rozdział I
Trudne Wybory



Gratus sprawdził swój plecak z amunicją już po raz trzeci. Wszystko było w porządku, tak jak za poprzednimi razami. Kosmiczny marine siedział w transportowcu znajdując się zaledwie parę minut od lądowiska. To miała być prosta misja-wyeliminować obcych z miasta Savvaro, usytuowanego na planecie Ester I. Samo miasto miało reputację opuszczonego miejsca. Środowisko naturalne planety było srogie i niewielu ludzi była chętnych do osiedlania się poza murami głównych miast. Głównym celem istnienia planety było produkowanie mundurów dla Gwardii Imperialnej tej części galaktyki. Nie było tu żadnych kuźni ani innych istotnych obiektów, jednak planeta została ostatnio najechana przez orków. Pomimo, że Ester I nie znaczyła wiele dla Imperium, Marines Errant byli pierwszymi, którzy odpowiedzieli na sygnał i uznali interwencję w postaci pomocy mieszkańcom i oczyszczenie planety z obcych, za sprawę honoru. Jakimkolwiek ocalonym kosmiczni marines mieli zagwarantować bezpieczną przeprawę na Ester II, bliźniaczą planetę nie tkniętą wpływami orków. Do misji zostały przydzielone dwa taktyczne oddziały oraz jeden oddział dewastatorów. Brat-sierżant Hastus dowodził operacją przy aprobacie kapitana czwartej kompanii, który uznał misje za nieznaczącą i w związku z tym przekazał dowództwo swojemu podwładnemu.

„Proste zadania: zabić tylu obcych ilu zdołam i uratować resztki populacji Ester”. Gratus powtarzał tą myśl jak mantrę w swojej głowie. Zacisnął chwyt wokół rączki ciężkiego boltera i cicho oddał hołd duchowi maszyny.

„Słuchajcie Adeptus Astartes”. Sierżant Hastus zdjął swój hełm. „Dzisiaj stawicie czoła przeklętym obcym. Nie są tak tchórzliwi jak rebelianci, z którymi walczyliście wcześniej.  Nie lekceważcie więc wroga. Orkowie są straszliwymi wojownikami ale nie stanowią większego zagrożenia ponieważ my jesteśmy ostrzami Imperatora i żaden przeciwnik nie jest stanie długo stawiać nam czoła. Oczyścimy to miasto z tych szumowin i uratujemy wszystkich cywilów jakich napotkamy na drodze. Dowiedziałem się również, że łączność nie działa. Prawdopodobnie orkowie ją jakoś zakłócają. Co więcej, nie mamy łączności z Dumą Errant’a a to oznacza, że możemy liczyć tylko na siebie. Zrobimy to więc po staroświecku. Bądźcie czujni, zabijajcie wiele i miejcie oczy z tyłu głowy na wypadek kłopotów. Oddział Niebieski Gniew za mną, reszta podąży po sześćdziesięciosekundowej przerwie. Ruszamy marines”. Sierżant Hastus natychmiast odwrócił się i potruchtał w kierunku bram miasto. Reszta marinsów po chwili podążyła w jego ślady.

Savvaro wyglądało jak każde inne miasto imperialne. Wysokie, szare mury udekorowane symbolem dwugłowego orła otaczały miasto. Na budynkach widniała skala uszkodzeń jaką zgotowali najeźdźcy. Mimo tego, jeszcze wiele budowli nie nosiło znamion kul czy pocisków z wyrzutni rakiet. Marinsi wedle rozkazów przemieszczali się cicho, powoli w kierunku głównego placu gdzie mogli zorganizować obwód obronny i przygotować następny ruch. Gdy dotarli na miejsce sierżant Hastus wciągnął pokaźna dawkę stęchłego powietrza.

‘Tutaj zakładamy nasz punk obronny. Siewcy Bólu zostają tutaj, chcę mieć wasze ciężkie bronie pod ręką w razie problemów.  Oddział Niebieski Gniew zostaje ze mną, udamy się na lewo podczas gdy Giermkowie Imperatora oflankują plac z prawej strony. W ten sposób złapiemy wszystkich orków w pułapkę i zapędzimy ich prosto pod lufy naszych ciężkich broni, tak aby ich przygwoździć. Wspomnicie moje słowa; uwiniemy się szybko i skutecznie.’

Hastus odwrócił się błyskawicznie i razem ze swoich oddziałem pomaszerował w lewym kierunku. Chwilę później drugi oddział zniknął za rogiem na prawo. Gratus wraz z czterema dewastatorami pozostał na miejscu.
Gratus ponownie sprawdził swoją broń; tym razem był to jednak czysto mechaniczny odruch. Zmierzył wzrokiem swój oddział czterech półbogów. Paulus dzierżył zabójczy cieżki bolter, opanowany i skupiony jak zawsze, Caleb przygotowywał swoje działo laserowe a Vardis aktywował swoje działo plazmowe na wypadek pojazdów wroga. Jednakże skanery planetarne nie wykazały żadnego większego zagrożenia w postaci czołgów czy hordy piechoty. Przywódca oddziału, Ligardius, zdjął swój hełm aby rozejrzeć się wokoło własnymi oczyma. Nagłe strzały wyrwały Gratusa z jego zadumy.

Nie trwało to długo nim grupa postaci pojawiła się zza tylnej uliczki. Z tak dalekiej odległości ciężko było ustalić kim dokładnie te postacie były, jednak wszystkie przypominały humanoidalne kształty.

„Bracie Ligardiusie jakie są rozkazy?” zapytał Paulus, dewastator dzierżący ciężki bolter.
“Zachowajcie spokój, są dalej niż siedemset metrów od nas. Poczekamy aż będą nie bliżej niż sto metrów. Następnie przygwoździmy ich. Krótkie serie. Działo plazmowe i laserowe przeczesujcie teren w poszukiwaniu ciężkiej piechoty lub pojazdów. Nie zostawcie nikogo przy życiu.”

Jednak kiedy odległość zaczynała się kurczyć okazało się, że wielki tłum nie składał się wyłącznie z orków. Szlochający i zawodzący, odziani w podarte mundury, pracownicy manufaktury znaleźli się między orkami by służyć jako tarcze z ciała i kości.

„Bracie-dowódco. Wśród orków są cywile. Widzę ich teraz wyraźnie. Orkowie zaganiają ich wzdłuż placu. Niemożliwym będzie ustalenie celów bez możliwości trafienia śmiertelników.

Ton głosu brata Paulusa daleki był od zdenerwowania, jednak napięcie w jego głosie narastało. Ligardius przyjrzał się tłumowi dokładniej i naliczył przynajmniej sto dwadzieścia kobiet i mężczyzn. Nie wyglądało to dobrze. Jeżeli dewastatorzy otworzą ogień zarówno ludzie jak i orkowie zastaną unicestwieni w przeciągu paru sekund. Jeżeli jednak marines powstrzymają się od ostrzału orkowie prawdopodobnie zabiją cywilów po drodze a następnie zaszarżują jego oddział. Żadna z tych dwóch opcji nie brzmiała zachęcająco. 

„Czterysta metrów” Krzyknął Vardis. „Nabierają prędkości. Co robimy bracie-dowódco? Kodeks Astartes…”
„Wiem co mówi kodeks.” Ligardius odpowiedział pospiesznie. “Spróbujemy uratować poddanych Imperatora. Bracie Caleb wyceluj swoją plazmę w największego orka w środku, to prawdopodobnie ich herszt. Reszta was czeka aż dam sygnał. Wierzę, że gdy herszt padnie atak osłabnie i wówczas będziemy mieć szansę na uratowanie tych ludzi. Bracie Caleb bądź dokładny. Niech Imperator prowadzi twą dłoń.”

Zanim Caleb zdążył namierzyć swój cel i zestrzelić go, bzyczący dźwięk poprzedzony dzikim śmiechem wypełnij uszy pięciu kosmicznych marines. Po chwili zwaliste kształty w prymitywnych plecakach odrzutowych uderzyły w nich z całym impetem.

Offline

 

#22 2012-03-01 00:38:05

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Mniam, nie mogę się doczekać na czasy obecne twojego zakonu, żeby wpiąć się z historią moich bohaterów, w poczynania twoich Wilków, oczywiście za twoją zgodą


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#23 2012-03-04 23:43:44

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

The sensation of rapid falling was getting into Varin’s nerves as the drop pod was speeding through planet’s atmosphere. Ten blood claws, all bear-headed were anxious about the coming fight. Joining the fray without helmet on was an old company’s tradition among the novice warriors. As inconvenient and dangerous as it was, no one dared to validate the tradition even at the stake of one’s life. The display computer informed about turbulences, probably because of enemy’s suppressing fire. That could only mean one thing-the orks are well-equipped and positioned. The moment the computer began to start the landing countdown a massive explosion shook the drop pod and its contents. Somewhere nearby other pod must have been hit and is presumably destroyed or crippled. This made Varin’s waiting even more nervous and he counted the seconds in his mind.

The stormboyz crushed into the devastator marines without any order or plan. The sheer bulk of their filthy bodies pinned all of the marines down. All but the brother-leader Ligardius. Thanks to previous  service in assault squad Ligardius grew an excellent  sixth sense which alarmed him of any unexpected threat. He instantly dodged the incoming ork, pressing the activation rune on his chainsword. Moment later he was already decapitating one of the greenskins with an expert swing of his sword. Gratus was smashed aside when overgrown ork crushed into him. Luckily, he was tripped on the side and due to his drilled training he was able to pick himself up quite quickly. Yet, it wasn’t quick enough as two orks armed with crude axes were already on him. First blow Gratus managed to block with his heavy bolter. Second ork attacked from behind, aiming for the head but the swing was clumsy and the blade skidded form marine’s shoulder pad. Gratus cursed and aimed a powerful kick into beasts chest, shuttering ribs and bringing vital organs to a pulp. That cost him another moment of distraction and the second ork attacked him from the back again, severing heavy bolter’s ammo band just below the backpack. This time Gratus spun around with lightening reflexes and squeezed the trigger of his weapon. From a point blank distance heavy caliber round massacred the green flash and the ork turned itself into a mist of blood and gore. Gratus quickly recovered and eyed the battlefield. Caleb had been killed in the very first moments of the assault, his mangled body lying in a pool of blood.  Paulus was wrestling with a massive ork, his heavy bolter gone and his combat knife dripping with alien blood. Vardis was on his back, pinned down by two orks and constantly attacked by two others. Heavy blows of huge hammers landing on his helmet. His armour was bend in dozen places, yet he still held his plasma cannon in one hand, using second arm as a mace to fence off the greenskins. Ligardius was nearby hacking limbs with his chainsword and cracking skulls with the butt of his plasma pistol. However, more and more orks were joining the fray. Gratus braced himself and fired with short bursts. His hands were calm and his aim accurate. He annihilated the orks surrounding Vardis and blasted some of the newly landed stormboyz. He caught a glimpse of the fresh ork horde coming from the plaza. Towering among them was the savage form of the ork war chief. In one massive arm he carried some kind of combi weapon, the second ended in a deadly steel claw, angrily snapping in the air. The ork was barking orders to his comrades in their harsh language. Gratus ran up to heavily wounded plasma carrier helping him to get up.

“Get out of here. I’ll hold them up. Find sergeant Hastus. Make contact with the commander” Ligardius shouted with all his might. He was fending off three orks that surrounded him. His armour was damaged in several places and he was bleeding from a wound in his chest. Yet, he fought with all the fury and skill a truly adeptus astartes should. “Go! That’s an order”.  Cried Ligardis and fired his plasma pistol in the face of incoming brute.

The brake thrusters did what they could to reduce much speed before the drop pod hit the concrete road of the city Savvaro. Instantly the ramps lowered themselves and ten frenzied warriors rushed out. With a wolf howl on their lips they charged the nearest ork units. The sky warriors were co eager to fight the alien that not a single bolter has been fired. The orks surprised by the sudden presence of space marines did not fire as well but sprang forward to meet the enemy hand to hand. Yet, before  two sides could clash a single rocket fired from the upper levels of a nearby building hit the ground. Varin was cast aside in the direction of the drop pod hitting the metal construct pretty hard. As he was trying to focus on activating his chainsword rune the world began to spin around him and soon after the darkness covered his senses.

Offline

 

#24 2012-03-06 00:09:10

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Drogi Razielu, takiego wiernego czytelnika moich przygód nieśmiałbym zawieść. Proszę zatem oto kolejna odsłona w naszym, rodzimym języku. pzdr:)

Offline

 

#25 2012-03-06 00:10:33

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Uczucie gwałtownego spadania zaczynało działać Varinowi na nerwy gdy jego kapsuła desantowa mknęła przez atmosferę planety. Dziesięciu gołogłowych krwawych szponów czekało w podekscytowaniu na zbliżającą się walkę. Udział w bitwie bez hełmu stanowił tradycję w szeregach kadetów tej kompanii. Jakkolwiek niepraktycznie i niebezpiecznie to brzmiało, nikt nie ośmielił się pogwałcić tę zasadę, nawet gdy stawką było życie. Komputer pokładowy stale informował o turbulencjach, których powodem był prawdopodobnie ogień zaporowy wroga. To mogło oznaczać, że orkowie byli dobrze wyposażeni i rozlokowani na pozycjach. W momencie gdy komputer rozpoczął odliczanie do lądowania potężna eksplozja wstrząsnęła kapsułą i jej zawartością. Gdzieś niedaleko inna kapsuła musiała oberwać i jest prawdopodobnie zniszczona bądź uszkodzona. To sprawiło, że nerwowe oczekiwanie Varina przybrało na sile gdy w myślach odliczał sekundy dzielące go od lądowania.

Szturmiarze uderzyli w dewastatorów bez żadnego planu czy ładu. Wielka masa nieczystych ciał przygwoździła marinsów do ziemi. Wszystkich poza bratem-dowódcą Ligardiusem. Dzięki poprzedniej służbie w oddziale szturmowym Ligardius wykształcił doskonały zmysł bitewny, który alarmował go o każdym nieoczekiwanym zagrożeniu. Instynktownie uskoczył przed nadlatującym orkiem, odruchowo naciskając runę aktywacji na swoim piłomieczu. Chwile później dekapitował jednego z orków za pomocą perfekcyjnego cięcia mieczem. Gratus został zmieciony w momencie gdy przerośnięty ork uderzył w niego z całym impetem. Szczęśliwie został przewrócony  na bok i dzięki perfekcyjnemu przygotowaniu ćwiczonego podczas treningów był w stanie podnieść się błyskawicznie. Nie zdołał jednak powstać na tyle szybko by uniknąć gradu ciosów zadanych przez doskakujących orków. Pierwszy cios Gratus był w stanie zablokować przy użyciu swego ciężkiego boltera. W tym czasie drugi ork zaatakował od tyłu celując w głowę marinsa. Cios był jednak niezdarny i ostrze ześlizgnęło się po naramienniku. Gratus przeklną i wymierzył potężne kopnięcie w klatkę piersiową pierwszego napastnika, łamiąc mu żebra i zgniatając organy wewnętrzne na miazgę. To kosztowało go kolejny moment dekoncentracji i kolejny ork ponownie zaatakował od tyłu przecinając taśmę z amunicją tuż pod łączeniem z plecakiem. Tym razem Gratus obrócił się na pięcie z nadludzkim refleksem i ścisnął spust swej broni. Z tak bliskiej odległości pociski ciężkiej broni zmasakrowały zielone ciało i ork rozbryzną się w fontannie krwi i flaków.
Kosmiczny marine szybko zebrał się w sobie i rozejrzał po polu bitwy. Caleb zginął w pierwszych momentach ataku, jego okaleczone ciało leżało teraz w kałuży krwi. Paulus siłował się z masywnym orkiem mając za broń swój nóż umazany cały w posoce obcego. Po jego ciężkim bolterze nie było ani śladu. Vardis przytrzymywany przez dwóch orków leżał na plecach. Dwóch kolejnych orków nieustanie uderzało go po hełmie ciężkimi młotami. Pomimo ran marine nie upuścił swojego działa plazmowego dzierżąc je w prawej ręce. Lewą dłonią niczym maczugą starał się odegnać zielonoskórych. Ligardius był w pobliżu tnąc kończyny swym piłomieczem i miażdżąc czaszki rękojeścią swojego pistoletu plazmowego.  Jednakże coraz więcej orków dołączało do bitki. Gratus zaparł się i wystrzelił ze swojego ciężkiego boltera krótkimi seriami. Jego dłonie były spokojne a cel dokładny. Unicestwił orków otaczających Vardisa i wyciął w pień dopiero co przybyłych szturmiarzy. W międzyczasie dostrzegł, że horda orków prawie przekroczyła długość placu. Pomiędzy nimi dominował kształt dzikiego herszta. W jednej masywnej łapie dzierżył dziwny rodzaj zmodyfikowanej broni, natomiast drugi ramię zakończone było zabójczymi, stalowymi pazurami, wściekłe zaciskającymi się w powietrzu. Ork wydawał rozkazy swoim towarzyszom w szorstkim, obcym języku. Gratus podbiegł do rannego marinsa z plazmą i pomógł mu wstać.

“Wynoście się stąd. Ja ich tu zatrzymam. Znajdzcie sierżanta Hastusa. Nawiążcie kontakt z dowódcą”. Ligardius krzyczał z całych sił. Odpierał ataki trzech orków, którzy go otoczyli. Jego zbroja była uszkodzona w kilku miejscach a on sam krwawił z rany w piersi . Mimo tego, walczył dalej z furią i umiejętnościami prawdziwego adeptus astartes. „Ruszajcie! To rozkaz”. Wrzasnął Ligardius i strzelił ze swojego plazmowego pistoletu prosto w mordę nadbiegającego obcego.

Hamulce odrzutowe zrobiły co mogły aby zredukować prędkość zanim kapsuła desantowa uderzyła w betonową drogę miasta Savvaro. Natychmiastowo opadły rampy i dziesięciu wojowników rozpieranych szałem bitewnym wybiegło ze środka. Z dzikim wyciem na ustach zaszarżowali najbliższy oddział orków. Niebiańscy wojownicy byli tak gorliwi do walki wręcz, że nie padł and jeden strzał z broni bolterowej. Orkowie zaskoczeni nagłą obecnością kosmicznych marines również wstrzymali się od ostrzału i dobywając swych toporów wyrwali się do bitwy. Zanim jednak dwie strony starły się ze sobą pojedyncza rakieta z górnej kondygnacji sąsiedniego budynku uderzyła w ziemie. Varin został rzucony na bok w kierunku kapsuły, trafiając metalową konstrukcję z głośnym brzęknięciem. Gdy próbował skupić się na aktywowaniu runy swojego piłomiecza świat zaczął mu wirować przed oczyma i wkrótce potem ciemność okryła jego zmysły.

Offline

 

#26 2012-03-06 11:32:43

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Opowiadanka Omadana

Opowiadania, bardzo very najs znaczy się. Czekam na kolejne coby w odpowiednim momencie zamieszać w moim flafie =)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#27 2012-03-06 18:26:20

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Dokładnie na to samo czekam, jak tylko akcja zbliży się do czasów "ówczesnych" to wepnę się ze swoim fluffem i Chopacy stworzymy Historię


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#28 2012-03-11 23:47:45

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Dzięki Panowie za miłe słowa. Myślę, że w fabule znajdzie się miejsce dla wszystkich, chociaż w mojej będzie troche pokrętnie. Sami zobaczycie

Offline

 

#29 2012-03-11 23:53:12

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Rozdział II
Sprzymierzeńcy



Gratus czuł jak opanowanie opuszcza jego ciało i umysł a dwa serca coraz intensywniej wymierzają swój rytm. Został wybrany by dołączyć do składu dewastatorów właśnie ze względu na jego chłodny umysł i determinację. Teraz jednak daleki był od takiej postawy. Przypuszczenia Ligardiusa okazały się trafne i zbliżający się orkowie zaatakowali śmiertelników, gdy okazało się, że nie będą im już potrzebni. Gratus w ciągu swojej relatywnie krótkiej służby widział już wiele śmierci i cierpienia, ale nigdy na własne oczy nie widział takiej masakry na ludności cywilnej jaką zgotowali orkowie. W ciągu dosłownie paru chwil blisko setka kobiet i mężczyzn została usieczona, zagryziona lub zastrzelona. Tylko mała garstka zdołał umknąć swojej zgubie rozpierzchając się na wszystkie strony. Gdy było już jasne, że tych ludzi nie udało się uratować, że misja zakończy się fiaskiem, że nikt nie odleci żywy z tej planety Gratusuowi zaświeciła już tylko jedna myśl. Aby zabić jak najwięcej zielonego ścierwa. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej kosmiczny marine zaparł się i otworzył ogień ze swojego ciężkiego boltera. Wiedział, że ostrzał będzie trwał krótko. Odcięta taśma mogła mieć w sobie jeszcze góra z 60 nabojów. Bez pomocy serwitora nie będzie możliwym połączyć ją z powrotem z plecakiem z amunicją. Nie łudził się, że dożyje chwili gdy będzie mógł na nowo cieszyć się nowym magazynkiem.  Ścisnął spust mocno. Bolter zareagował natychmiastowo, wypluwając z siebie śmiercionośne pociski dużego kalibru. Kawałki bruku  i części orczych ciał fruwały wszędzie dookoła. Gratus chętnie kontynuowałby swoje dzieło zniszczenia gdy pojedynczy „klik” poinformował go o pustej komorze.

Jednakże tak brutalny ostrzał osiągnął swój cel; gdy opadł kurz orkowie nie szarżowali dalej tylko zaczęli się kłócić przepychając się i wymachując bronią. Spodziewali się, że po ataku szturmiarzy będą mogli tylko przyjść na gotowe i podobijać rannych marines. Rzeczywistość jednak postawiła przed nimi pojedynczego żołnierza uzbrojonego w śmiercionośną broń, zwłaszcza na tak otwartym terenie. Gratus zaśmiał się w duchu. Ciekaw był ile czasu zajmie tym bezmózgim zwierzętom zorientowanie się, że jego bolter już nie wystrzeli. Marine Errant w dlaszym ciągu sprawiając groźne  wrażenie obrócił się by rozeznać się w sytuacji. Paulus zginął w momencie gdy dwóch ostatnich szturmiarzy uderzyło w niego. Jedne z nich źle wyznaczył miejsce lądowania i rozbił się na filarze podtrzymującym sąsiedni budynek. Eksplozja jego plecaka zburzyła część budynku grzebiąc jego, Paulusa i paru innych szturmiarzy pod sobą. Vardis opierał się plecami o ścianę. Jego lewa ręka zwisała bezwiednie wzdłuż ciała, natomiast prawa dłoń w dalszym ciągu dzierżyła działo plazmowe. Jego hełm był mocno wgnieciony a wizjer w prawym oku rozbity. Vardis nie odezwał się ani słowem ale Grauts wiedział, że pod tym pancerzem marine cierpi straszne katusze. Prawdopodobnie uderzenia spowodowały rozległy paraliż. Gratus przesunął wzrokiem dalej w bok. W jego kierunku kroczył swobodnie Ligardius, krwotok w jego ranie ustał a on sam nie wydawał się zmęczony ostatnią walką. Wszyscy szturmiarze po jego stronie leżeli martwi.

„Gratusie wydałem ci konkretny rozkaz.” Powiedział Ligardius opanowanym tonem. „Wiem, co czujesz widząc tych ludzi zarżniętych jak bydło, uwierz mi ja też zdaje sobie sprawę, że zawiedliśmy. Jednak dopóki jest szansa na przegrupowanie i ocalenie innych cywilów musimy się tego trzymać . Poza tym – kontynuował Ligardius – twój pusty ciężki bolter na nic się tu nie zda a nóż może się okazać niewystarczający gdy ta horda uderzy na nas. Odejdź więc bracie z tego posterunku. Vardis i ja rozdzielimy się żeby osłabić ich pościg i zadać maksimum obrażeń. Postaram się odszukać ocalałych na naszej lewej flance. Ty rozeznaj się na prawo. Idź już. Imperator rozświetla twą drogę.”

Ligardius położył swoją opancerzoną dłoń na naramienniku Gratusa. Po chwili zdjął ją i obrócił się frontem do orczej hordy. Zielonoskórzy dalej kłócili się i wygrażali aż nagle wielki herszt złapał najgłośniejszych krzykaczy w uścisk swoich metalowych szponów miażdżąc ich czaszki jak puste butelki. Po tej krótkiej demonstracji siły orkowie zebrali się w sobie i ponownie ruszyli w kierunku marines. Gratus wiedział, że dalsza dyskusja z Ligardiuszem będzie bezowocna. Zresztą to co zobrazował mu dowódca miało sens i było zgodne z kodeksem. Kosmiczny marine ostrożnie odłożył swój ciężki bolter, po raz ostatni spoglądając na Ligardiusa i Vardisa. Odmówił krótką litanię błogosławienia a następnie odwrócił się i pobiegł w boczną alejkę.

„Bracie Vardis, wiem, że przeżywasz teraz najgorszy z bólów  jednakże będę potrzebował, Imperator będzie potrzebował ciebie po raz ostatni.” Ligardius był w dalszym ciągu opanowany, jednak jego dłoń już zaciskała się na rękojeści piłomiecza. „Chcę dać Gratusowi trochę czasu na ucieczkę, dlatego ściągnę orków w przeciwnym kierunku. Ty zaś uraczysz swoją plazmą zieolonoskórych podążających za Grautsem. Daj znak, że zrozumiałeś co powiedziałem.” Vardis słabo ruszył działkiem plazmowym na znak, że wie. „Twe imię nie zostanie zapomniane Adeptus Astartes, bowiem dzisiejszym dniem wpiszesz je w Księgę Zasłużonych, o których pamięć przetrwa kolejne milenia.” Po tych słowach Ligardiusz odwrócił się w stronę orków i oddając parę salw ze swojego pistoletu, zaczął się taktycznie wycofywać na lewą flankę. 

Vardis umierał.
Jego zniszczona zbroja pompowała w niego tonę stymulantów bojowych aby utrzymać dewastatora przy życiu jeszcze przez parę minut. Jednak resztki świadomości stale przypominały mu o jego ostatnim zadaniu. Gdy tylko obcy znaleźli się w zasięgu jego działa Vardis rozpoczął ostrzał. Wielkie kule plazmowej energii rozrywały ciała orków jak zgniłe owoce zgniecione podeszwą buta. Okrutny żar topił ciała w jedną ohydną masę, która po chwili wyparowywała wśród jęków ofiar. Vardis strzelał nieustannie nie zważając na szybkie przegrzewanie się sprzętu. Po chwili plac wypełniony był dymiącymi kraterami udekorowanymi zwęglonymi zwłokami obcych. Orkowie jednak, po rozproszeniu nie stanowili już takich doskonałych skupisk do oddania strzału i okrążając kosmicznego marinsa gotowali się do ostatecznego ataku. Vardis widzą co się szykuje spojrzał jeszcze raz przez lewy, niezniszczony wizjer. W oddali Ligardius mocował się z orczym hersztem i jego świtą złożoną z największych orków jakich widział. Moment później dewastator Marines Errant skierował swoje działko plazmowe w filar podtrzymujący ogromny budynek znajdujący się za jego plecami. Gdy orkowie doskakiwali do niego by naraz zadać ostateczny,  śmiercionośny cios, Vardis pomyślał o Księdze Zasłużonych i z całej siły jaka jeszcze w nim drzemała pociągnął za spust.

Offline

 

#30 2012-03-12 11:09:13

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Lubię taki klimat przytłaczająco beznadziejnej sytuacji bohaterów. Nie widać szan na przeżycie oddziału o powodzeniu misji nie mówiąc.
Koniec amunicji, zniszczony sprzęt, wszyscy wokoło giną, końca wrogów nie widać, brudno, krew, śmierć.
No i dewastatorzy soczyście dewastują : )

Ostatnio edytowany przez Xyxel (2012-03-12 11:09:48)


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#31 2012-03-12 12:07:06

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Opowiadanka Omadana

A orkowie kłucom się jak na orków przystało. Brawo, czekam na więcej.


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#32 2012-03-19 23:00:43

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Varin powoli otworzył oczy.
Jego nadludzkie zmysły wracały wraz z pulsującym bólem głowy. Krwawy szpon przeklął w duchu tradycję pozbawiającą rekrutów hełmu. Przesunął rękawicą po potylicy i poczuł  zakrzepła krew i sklejone włosy. Czaszka wydawał się być nienaruszona. Varin sprawdził łączność ale momentalnie porzucił próby gdy okazało się, że słyszy tylko ciszę. Po chwili marine wstał i głęboko wciągnął powietrze. Jego precyzyjne zmysły poinformowały go, że sfora wraz z orkami znajduje się już dosyć daleko stąd. Jego bracia pewnie uznali go za martwego lub zaślepieni rządzą mordu nie zwrócili uwagi na jego brak w oddziale. Po chwili zmienił się wiatr a wraz z nim przyszły nowe zapachy. Zapachy wroga i spalonych ciał. Varin nie był do końca pewien ale oprócz hordy orków dało się wyodrębnić jeszcze inny zapach. Nie zastanawiając się dłużej kosmiczny wilk ruszył w kierunku woni zielonoskórych.

Gratus instynktownie obrócił się gdy usłyszał potężny huk. Dzięki zbliżeniu w hełmie dojrzał miejsce, którego jeszcze niedawno zaciekle bronił ze swoim oddziałem. Tumany kurzu i sterta gruzu oznaczały, że Vardis wypełnij swoje zadanie do końca. Chwila refleksji kosztowała Gratusa cenne sekundy bowiem zza bocznej alejki wypadła banda orków w sile sześciu paskudnie wyglądających obcych. Marine Errant natychmiast dobył swojego pistoletu boltowego. Szybki, precyzyjny strzał i pierwszy ork był martwy zanim jego ograniczony mózg zdołał to odnotować. Pozostali orkowie pędzili jednak dalej próbując lawirować w czasie szarży. Dla Gratusa nie stanowiło to większego wyzwania, jego opanowanie i determinacja znowu wzięły górę i dwóch kolejnych orków padło podczas biegu. Lecz nagle sprawy przybrały zły obrót gdy drzwi sąsiedniego budynku wypadły z hukiem a za nimi szarżowała już kolejna porcja zielonoskórych. Gratus zaskoczony atakiem z innej strony szybko zastrzelił pozostałych trzech orków z pierwszego ataku i już gotował się do odparcia nowego zagrożenia gdy wielki wojownik odziany w szary pancerz uderzył w sam środek orczej hałastry.

Walka trwała paręnaście sekund i jej koniec był dosyć przewidywalny. Szary wojownik z dziką furia dosłownie porąbał orków na kawałki.  Gdy tylko ucichł  łańcuch piłomiecza krwawy szpon wymownie spojrzał na Gratusa i rzekł z wyraźnym akcentem we wspólnej imperialnej mowie.

„Ktoś ty?”
Gratus obrócił się w jego stronę i prostując się dumie odparł.

„Jestem Gratus Darven , dewastator dziewiątej kompanii zakonu Marines Errant”. Szary wojownik nic nie odpowiedział tylko uważnie przyglądał się errantowi. Niepokojące napięcie zaczęło się rodzić pomiędzy dwoma Astartes.

„Varin Grimsson” odparł krawawy szpon a następnie wskazał swoim bezczynnym piłomieczem na tors Gratusa. „Jesteś wojownikiem Ojca-Imperatora. Zatem noś jego symbol tak aby był widoczny dla wroga.”

Errant zdziwił się reprymendą młodego marinsa, jednak po chwili jego wzrok powędrował wzdłuż zbroi. Biało-niebieski pancerz praktycznie cały pokryty był błotem i krwią obcych. Gratus nie mógł dostrzec wyglądu swego napierśnikaze względu na ograniczenia pancerza jednak instynktownie przetarł prawicą złotego orła na piersi, którego  okrywała gruba warstwa brei. Po chwili dewastator przerwał ciszę.

”Orkowie nadchodzą. Jest ich o wiele więcej niż mój zakon przypuszczał. Nasze siły zostały rozbite i nie mam żadnego kontaktu z dowódcą ani orbitą. Dobrze więc, że wy się zjawiliście. Zaprowadź mnie Varinie do swojego dowódcy, muszę poinformować górę o naszej klęsce i…”.

„Nasza łączność też nie działa. Nie wiem gdzie jest reszta mojej sfory. Przy lądowaniu były…komplikacje. Poza tym zgubiłem ich zapach. Oprócz nas dwóch nie ma żadnych Adeptus Astertes w promieniu paru kilometrów.” Po zakończeniu ostatniego zdania twarz Varina gwałtownie napięła się.

„Idą”. Stwierdził kosmiczny wilk i szczerząc zęby wskazał w kierunku pierwszych orków wynurzających się zza zakrętu. Gratus przyjrzał się teraz dokładniej szaremu wojownikowi. Jego odkrytą głowę spowijały jasne włosy, niedbale rozwiane na wszystkie strony. Jasnoniebieskie oczy wpatrywały się lodowato w nadchodzących wrogów Imperium. Całość pancerza była przyozdobiona kawałkami wilczego futra, naszyjników z kości i innych przedmiotów nieokreślonego pochodzenia.

„Musimy się ruszyć. Ich jest o wiele więcej niż jesteśmy w stanie pokonać. Trzeba…” Wypowiedź Gratusa została brutalnie przerwana przez gromki śmiech Varina. Po chwili krwawy szpon wycedził przez mocno zaciśnięte zęby.

„Odejdź Errancie jeżeli nie jesteś w stanie walczyć i zginąć jak prawdziwy wojownik. Ja, Varin Grimsson wybiję każdego orka, który splugawił imperialną ziemię swoim żałośnym istnieniem.”

„Nie rozumiesz”. Ton głosu Gratusa wyraźnie przybrał na sile. „Nie wygramy tego tutaj. Ich fala zaleje nas. To bezsensowna śmierć . Kodeks Astartes…”

„Żadna śmierć nie jest bezsensowna, dewastatorze Gratusie. A kodeks…powiedzmy, że mamy na niego nieco inne spojrzenie. ” Po tych słowach Varin aktywował swój piłomiecz. Gdy ostrze błyskawicznie zareagowało krwawy szpon kontynuował. „Jeżeli umrę tutaj, wówczas moje imię zostanie zapisane w sagach. Krwawy szpon, który samotnie rzucił się na przeważającego wroga. Czyż to nie brzmi epicko dla ciebie Errancie? Spytał drwiąco Grimsson.

„Wiem, że ze chwilę nie będzie miał kto spisywać twojej wielkiej sagi bo moje przeznaczenie leży gdzie indziej”. Po tych słowach Gratus odwrócił się i gdy miał już opuścić kosmicznego wilka dojrzał po przeciwległej stronie ruch, a w zasadzie człowieka, który ukradkiem otworzył ciężkie, stalowe drzwi pobliskiego budynku by następnie wejść do mrocznego wnętrza. Widząc rodzącą się szansę Gratus raz jeszcze spróbował przekonać Varina.

„Tam po przekątnej od nas, sto pięćdziesiąt metrów na wschód widziałem człowieka wchodzącego do zbrojonego budynku.”

„Co z tego?” Odparł Varin zestrzeliwując już pierwszych orków.

„Udajmy się za nim. W takim budynku możemy się lepiej bronić. Zabijemy o wiele więcej obcych niż tu na otwartej przestrzeni. Będzie to walka godna twojej sagi.” Powiedział przekonywująco Gratus.

„Kpisz ze mnie Erancie? Chcesz mnie po prostu stąd zabrać. Z drugiej strony wygląda na to, że masz rację…Eh..” Varin zawył donośnie kończąc życie kolejnego orka.

"Idź przodem”.

Ostatnio edytowany przez omadan (2012-03-19 23:02:55)

Offline

 

#33 2012-04-05 00:05:02

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

++Uszkodzenie kapsuły++
++Uszkodzenie kapsuły++
++Grodzie czwarte uszkodzone. Nieszczelność kapsuły++
++Stateczniki uszkodzone. Zmiana trajektorii lotu++
++Zły kąt nachylenia++
++Lądowanie za 30 sekund++
++Zły kąt nachylenia++
++Zły kąt nachylenia++
++20 sekund++
++Zły kąt nachylenia++
++10 sekund++
++Prawidłowy kąt nachylenia++

Kapsuła desantowa uderzyła w samotne rosnące drzewo znajdujące się za niewielkim wzniesieniem niszcząc je doszczętnie. W momencie zetknięcia z ziemią rampy odpadły bezwiednie, gnąc się i wypadając z zawiasów. Sama konstrukcja kapsuły mocna ugięła się pod wpływem uderzenia a nity na łączeniach szkieletu wystrzeliły na wszystkie strony. Po chwili pierwsza postać wynurzyła się ze środka. Na chwiejnych nogach, podpierając się o konstrukcje, pierwszy szary łowca opuścił wrak swojego transportera. Po paru krokach wojownik gwałtownie zdjął swój hełm, po czym obficie zwrócił zawartość swojego żołądka na glebą. Pozostali szarzy wojownicy niezwłocznie opuścili kapsułę i zajęli pozycję zabezpieczając teren z każdej możliwej strony.

„Einarr Czarneostrze, kosmiczny marine legendarnych kosmicznych wilków, zabójca niezliczonej ilości orków, tyranidów a ponoć także i demonów, rzyga teraz nieskrępowanie jak zwykły śmiertelnik.” Skomentował Ottar, przywódca. Pozostała ósemka łowców wybuchła gromkim śmiechem.

„Święty Russ stworzył mnie do wypełniania jego woli a nie do podróży blaszanymi pudłami”.

„Ale już trochę dekad minęło odkąd latasz tymi pudłami bracie” żartował dalej Ottar. „Najwyższy czas się przyzwyczaić”

Einarr otarł usta rękawicą i już gotował się do ciętej riposty, gdy nagle zawarczał silnik w oddali.
Ottar podniósł rękę w umówionym znaku a pozostali wojownicy przykucnęli z bronią przygotowaną na zadawanie śmierci. Pagórek całkowicie zasłaniał rozbita kapsułę i jej pasażerów przed stroną, z której dobiegały odgłosy pojazdów i ryki ich kierowców. Ottar gestykulując przekazał informacje dwóm marinsom znajdującym się najbliżej zbocza górki. Szarzy łowcy natychmiast schowali swoje boltery i dobyli długich, myśliwskich noży. W momencie gdy odgłosy silników ustały, dwaj łowcy byli już na pozycjach zaczajeni na swoje ofiary. Sekundy dłużyły się niczym minuty a ryki orków stale przybierały na sile. Dziesięciu szarych łowców w wielki skupieniu oczekiwało widoku pierwszych nieprzyjaciół. Gdy nagle para orków ukazała się na szczycie wzgórza dwóch łowców gotowało się do zadania śmiertelnego ciosu.

Wtedy właśnie potężne pociski ze storm boltera rozerwały dwie orcze głowy.

Ottar nie mógł uwierzyć, że cały plan ataku z zaskoczenia wziął w łeb. Rozejrzał się wokoło ale żaden z jego łowców nie wystrzelił. Wówczas jego wzrok powędrował ku rozbitej kapsule. Uszkodzone systemy skanujące wychwyciły obecność obcych i natychmiast otworzyły ogień. Teraz oddział będzie musiał stawić czoła orkom na ich warunkach. Ottar nie obawiał się obcych, z drugiej jednak strony odczuwał dyskomfort z powodu braku informacji o przeciwniku i jego liczbie.

„To tyle jeżeli chodzi o nasz atak z zaskoczenia. Formujcie krąg. Najpierw ostrzał z bolterów. Potem ruszamy do akcji.” Rzucał rozkazy Ottar jednocześnie aktywując swój piłomiecz.

Na odpowiedź zielonoskórych nie trzeba było długo czekać. Zielona fala błyskawicznie wspięła się na szczyt wzgórza i runęła z impetem po stromym zejściu na ostrzeliwujących ich marinsów. Asgrim i Rodmar, którzy skrywali się tuż za wzniesieniem jako pierwsi dziś przelali krew. Znaczna część orczej hordy ich nie dostrzegła będą zbyt zajęta szarżowaniem marinsów przy kapsule. To dało dwóm szarym łowcom cenny moment by uderzyć na obcych od tyłu. Asgrim opróżnił cały swój magazynek w plecy zbiegających orków a Rodmar precyzyjnymi cięciami pozbawiał przeciwników głów i kończyn. Orkowie szybko zreflektowali się, że są atakowani z dwóch stron i część z nich rzuciła się na dwójkę dywersantów.
Storm bolter w kapsule miotał się jak oszalały gdy jego systemy celownicze nie były w stanie wyróżnić z tłumu poszczególnych celów. Orkowie chcieli wykorzystać swoją liczebność i część z nich już obchodziła wzgórze z dwóch stron aby otoczyć broniących się Astartes. Jednak szarzy łowcy przez dekady brali udział w gorszych starciach niż to i pomimo swojej dzikiej natury byli doskonale przygotowani na taki scenariusz. Otaczając kręgiem kapsułę stanęli plecami do niej tak aby zawsze być twarzą do atakujących i nie dać się zajść od tyłu. Huk bolterów i szczęk piłomieczy totalnie zagłuszył pole bitwy i stało się jasne, że każdy łowca dziś będzie miał okazję dowieść swego męstwa.

Ottar dezaktywował swój piłomiecz. Służył mu dobrze w ciągu tej dziesięciominutowej walki. Orkowie zostali unicestwieni co do jednego, żaden z nich nie zdołał uciec gdy okazało się, że nie mają szans z starciu ze sługami Imperatora. Strat wśród Astartes nie było. Ottar rozejrzał się po prymitywnych pojazdach orków, które stały u podnóża wzgórza. Parę transporterów, z których zielona hałastra wysypała się paręnaście minut temu teraz świeciły pustkami. Nawet kierowcy nie zdążyli uciec przed gniewem Astartes. Ottar splunął na ziemię po czym odwrócił się do swoich braci gromadzących się przed nim.

„Nie mamy łączności ani z górą ani ze szponami. Możliwe, że to te prymitywy ją zakłócają, chociaż szczerze wątpię. Trafienie w naszą kapsułę spowodowało zmianę trajektorii lotu dlatego trafiliśmy na to zadupie. Miasto Savvaro znajduję się około piętnastu kilometrów stąd, w kierunku z którego przyjechali orkowie. Idąc pieszo nie mamy tam czego szukać. Będzie już wtedy za późno na jakiekolwiek działania.” Rzekł Ottar chowając swój pistolet do kabury.

„Jakieś pomysły?” Zapytał po chwili.

„Słyszałem kiedyś historię o tym jak młody Ragnar Czarnogrzywy porwał orczy transporter i razem ze swoim oddziałem przejechał nim przez miasto opanowane przez zielonoskórych. Wiem jak to brzmi ale on naprawdę to zrobił. Nie pytajcie jak tego dokonał.” Zażartował Einarr. „To po prostu niedorzeczne”.

„Niedorzeczne i nierozsądne, a przede wszystkim sprzeczne z kodeksem by używać plugawych sprzętów wroga.” Oznajmił Ottar. „Ale tak właśnie zrobimy.” Dodał po chwili.

„Zajmiemy ten największy pojazd z walcem na przodzie. Możliwe, że ten taran przyda się podczas przejazdu przez terytorium orków. Nie wychylajcie się i nie strzelajcie bez rozkazu. Einarr poprowadzisz to ustrojstwo. Masz pięć minut by zapoznać się z mechaniką”.

„Ja? Nie mam żadnego pojęcia jak to obsługiwać, to nie jest szlachetny Rhino tylko kawałki blachy zespawane ze sobą” Protestował Einarr.

„Zawsze mówiłeś, że kiedyś dorównasz Ragnarowi. Teraz będziesz miał okazję ku temu. Wszyscy sprawdźcie broń. Skoro tutaj czekało nas takie liczne powitanie, to myślę, że w Savvaro powinno być jeszcze ciekawiej. Ku chwale Russ’a!” Rykną Ottar.

„Ku chwale Russ’a” odkrzyknęli pozostali łowcy.

Ostatnio edytowany przez omadan (2012-04-05 08:23:42)

Offline

 

#34 2012-04-05 09:13:54

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Ha! Bardzo ciekawe zagadnienie jak SM podeszliby do używania pojazdów Xenos. W większości pewnie tak jak SW w opowiadaniu Omadana. Dobrze, że nie było z nimi techpriesta czy adepta Mechanicum, bo by pewnie dostali zawału/zwarcia.
Space Wolves pędzący przez ruiny orczym Battlewagoonem oczywiście wyposażonym w Death Rolla? Haha świetne. Koniecznie chcę o tym przeczytać w następnym odcinku !
Keep up the good work!


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#35 2012-04-05 10:23:23

Zalew

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-20
Posty: 1690

Re: Opowiadanka Omadana

Mam dwa Ale, pierwsze trzymam schłodzone w ręce i popijam ze smakiem, czytając całkiem fajne "Opowiadania Omadana", a drugie jest takie że kapsuł się nie nituje- za duże opory powietrza przy wchodzeniu w atmosferę, potopiły by się i koniec rumakowania.
Takie 4 z małym minusikiem za nie odrobienie pracy domowej..

P.S. SW atakujący z zaskoczenia? Na Russa! Kill the heretic!


Prowadzę dystrybucję miodu pszczelego, więcej informacji w dziale handlowym oraz pod telefonem
Telefon kontaktowy:5II774288

Offline

 

#36 2012-04-05 10:59:47

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Na modelu Drop Poda jakieś śruby-mocowania widać.
Proszę, nawet w barwach Space Wolves grafika się znalazła : )
Może inna nazwa/metoda niż nity ale coś takiego tam jest.
A może po prostu to są nity z super stopów? W końcu to 40 milenium. High-tech
http://wh40k.lexicanum.com/mediawiki/images/6/65/Drop_pods.jpg


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#37 2012-04-05 12:20:50

Zalew

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-20
Posty: 1690

Re: Opowiadanka Omadana

No tak, zapomniałem że Wania z Iwanem to śrubki młotkiem na Armagedonie wbijają.. Mea Culpa..

Ostatnio edytowany przez Zalew (2012-04-05 12:40:41)


Prowadzę dystrybucję miodu pszczelego, więcej informacji w dziale handlowym oraz pod telefonem
Telefon kontaktowy:5II774288

Offline

 

#38 2012-04-05 16:38:16

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Opowiadanie jak zwykle superaśne, bohaterowie stają się pomału rozpoznawalni, a to dobrze świadczy o przedstawionej historii.
Oczywiście nity są wykorzystywane w łączeniu powłok dropa, ale ciekawi mnie jak wilczki uruchomią pojazd orków, skoro on działa tylko dlatego, że orkowy kierowca wierzy w to, że zadziała
Czekam na cd.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#39 2012-04-05 21:23:21

Tharus

http://i.imgur.com/OW0fZ.png

Zarejestrowany: 2011-04-26
Posty: 56

Re: Opowiadanka Omadana

Orkowe pojazdy normalnie jeżdżą. Nie trzeba wierzyć, że pojazd działa.

Offline

 

#40 2012-04-05 21:46:23

 cavalierdejeux

Riddle me this...           Riddle me that

Skąd: Breslau-am-Oder
Zarejestrowany: 2010-08-18
Posty: 10089

Re: Opowiadanka Omadana

Xyxel napisał:

W końcu to 40 milenium. High-tech

Dobrze, że z przymrużeniem oka, bo się prawie zadławiłem ze śmiechu... Dark Age of Technology
...i jak kolesie tworzą coś nowego to tak naprawdę losowo odpalają SCT i patrzą co tam z taśmy zejdzie


Boreliusz, I've a feeling we're not in Özz anymore.
Battlefleet Gothic (Imperial Navy) ● WH40k (Gwardia Imperialna) ● Necromunda (Ratskin/Cawdor/Spyrer)
Infinity (Ariadna) ● Konfrontacja / Hell Dorado / Alkemy / AT-43 (wszystko)

2016... "Changes never changes."/"Changes never been so much fun."

Offline

 

#41 2012-04-19 00:00:37

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Rozdział III
Sekrety Pośród Ruin




Gratus ostrożnie otworzył ciężkie, stalowe drzwi. Wnętrze było ciemne poza słabym czerwonym światłem emitowanym przez system oświetlenia awaryjnego. Oznaczało to, że orkowie już się dobrali do generatorów zasilających miasto. Gratus rozejrzał się. Długi korytarz wejściowy kończył się kolejnymi, mocniejszymi drzwiami, które właśnie nerwowo próbował otworzyć nieznajomy człowiek. Na dźwięk dudniącej zbroi energetycznej mężczyzna odwrócił się a jego oczy otworzyły się szeroko ze strachu.

„A-AAdeptus Astartes?” Wydusił człowiek przez zaciśnięte zęby. Gratus wywnioskował, że musiał on doznać jakiegoś urazu szczęki lub może była to wrodzona wada wymowy. Zignorował to jednak natychmiast.

„Nie obawiaj się śmiertelniku. Jesteśmy lojalistami czczącymi jedynego, prawdziwego Imperatora na Złotym Tronie. Nic złego z naszej strony cię nie spotka. Kim jesteś i jak jest twoja ranga?” Dumnie rzekł Marine Errant.

„Jestem Kerb, specjalista od…”

„Ha! Teraz się dopiero zabawimy. Biegnie tu cała orcza hołota.” Varin bezceremonialnie przerwał rozmowę wpadając przez pierwsze drzwi a następnie zamykając je i ryglując oderwana rurą ze ściany. „Jednak ciężko będzie się bić w tym ciasnym przejściu. Kim jest ten człeczyna?”

Varin podszedł parę kroków w kierunku końca korytarza, gdzie stali Kerb i Gratus. Korytarz był na tyle wąski, że ciężko było dwóm marines stanąć obok siebie, nie mówiąc już o staniu w szeregu. W pewnym momencie kosmiczny wilk stanął w miejscu a jego wzrok powędrował ku metalowej klamrze paska nieznajomego, tylko po to by następnie przenieść wzrok na twarz człowieka. „Inkwizycja.” Wywarczał krwawy szpon, szczerząc przy tym kły.

„To ciekawe.” Pomyślał na głos Gratus. „Cóż takiego szuka Inkwizycja na takiej planecie jak ta? Czyżby zagrożenie ze strony Orków było aż tak groźnie? Mówimy o inwazji?”

Zawzięty wzrok Kerb’a powędrował w podłogę dając w ten sposób czysty sygnał, że nie zamierza się niczym dzielić z marinsami. Jednakże jego aparycja była dość mizerna. Odziany cały w czarny płaszcz z akcentami Ordo Xenos,z rozczochranymi czarnymi włosami nie prezentował się specjalnie groźnie.

„Brat Gratus zadał ci pytanie śmiertelniku. A lojalni poddani Imperatora nie mogą mieć przed sobą tajemnic.” Dziarsko zapytał Varin wykonując kilka pokazowych zamachów piłomieczem w powietrzu. „Prawda?”

W tym momencie pierwsi orkowie dopadli zewnętrznych drzwi. Ich donośne ryki i uderzanie ciężkimi broniami w stal było wyraźnie wyczuwalne.

„Czas nagli.” Rzekł spokojnie Varin.

„Dobrze więc. Ale najpierw wydostańmy się stąd.” Odparł Kerb i odblokował ostatni zamek wewnętrznych drzwi. „Tędy”

Ligardius cały czas biegł przed siebie. Słyszał jak w oddali wali się budynek, jednak ani na chwilę nie zwolnij rytmu. Starał się odciągnąć jak najdalej orków od Gratusa, w którym pokładał ostatnią szansę na jakikolwiek kontakt  z resztą marines. Poza odciąganiem zielonoskórych, Ligardius starał się znaleźć w miarę dobre miejsce do obrony. Jego pistolet plazmowy wymagał też paru chwil wytchnienia, jeżeli miał mu jeszcze posłużyć. Marine Errant skręcił w boczną alejkę. Po pokonaniu jej dotarł na niewielki plac, który okazał się jego miejscem docelowym. Wszystkie ulice odchodzące od placu były zablokowane przez płonące cywilne transportery, lub gruz ze zniszczonych budynków. Dowódca dewastatorów odwrócił się powoli ku swoim przeciwnikom aby wiedzieli dokładnie z czyich rąk dziś zginął. Plazma dalej promieniowała złowieszczą poświatą ale za chwile nie będzie wyboru. Będzie musiał jej użyć. Po chwili pierwsi orkowie pojawili się na placu, który za moment miał się zamienić w arenę śmierci. W momencie gdy bestie zaczęły okrążać osamotnionego marinsa pociski z kilku karabinów laserowych przepaliły ciała najbliższych orków. Moment później garstka mężczyzn w  imperialnych mundurach ruszyła ze swoich kryjówek. Były to niedobitki Planetarnych Sił Obronnych, standardowych wojsk każdej imperialnej planety. Lokalni patrioci, który nigdy w życiu nie widzieli prawdziwego Adeptus Astartes nie mogli dalej się ukrywać widząc, jak ten samotny gigant zaraz stoczy nierówną walkę z istotami innego gatunku. Widok Anioła Śmierci w pełnym rynsztunku napełnij ich serca nową duma i odwagą. Ligardius natychmiast wykorzystał ten moment. Doceniał oddanie gwardzistów, jednak wiedział, że ich pomoc może co najwyżej służyć za odwrócenie uwagi. Skierował więc swoje kroki w kierunku mocniej opancerzonych orków i wielkiego herszta, który dopiero co wyłonił się zza zakrętu.

Inkwizytor zamknął wewnętrzne wrota po tym gdy cała trójka je przekroczyła. Znajdowali się teraz w wielkiej hali produkcyjnej. W każdym kącie leżały stosy gotowych mundurów i inne elementy odzieży gwardzistów imperialnych. Na przeciwległej ścianie znajdowały się kolejne wielki drzwi oraz kilka par mniejszych przy bocznych nawach.

„Nie dajcie się zwieść tym szmatom, ta planeta wcale nie jest zapleczem odzieżowym. Chociaż w zasadzie tylko nieliczni to wiedzą.” Mówił Kerb w swój charakterystyczny sposób. „Od dekady inkwizycja pracuje tu nad…czymś… bardzo istotnym. Pewnie zauważyliście, że vox nie działa i nie ma łączności na powierzchni. To dlatego, że w końcu się udało! Rezultaty tej pracy są niesamowite, a tyle pozostało jeszcze do zbadania.” Mamrotał fanatycznie Kerb.

„Sprecyzuj o czym mówisz. Co to za urządzenie?” Domagał się Gratus.

„Nazwaliśmy je ‘Głos Ciszy’.” Dumnie odparł inkwizytor.

Ligardius uchylił się przed ogromną maczugą wycelowaną w jego tors i błyskawicznie ciął na odlew monstrualnego orka. Cięcie było jednak źle wymierzone i piłomiecz odrąbał tylko część czaszki bestii. Ork umierał ale jego ciało nie przyjmowało tego do wiadomości. Jednakże uszkodzony mózg nie był w stanie dalej sprawnie operować motoryką ciała i ork zwijając się w konwulsjach osunął się na ziemię. Posoka i odrąbane kończyny dekorowały już cały plac boju. Część z nich należały do gwardzistów, którzy polegli dość szybko gdy przyszło do walki wręcz. Ligardius doceniał jednak ich ofiarność, dzięki nim zdobył cenne sekundy by wyprowadzić swoje, precyzyjne ataki. Plazma świeciła już intensywnie błękitną poświatą i gdyby marine miał na sobie swój hełm, wówczas pewnie widziałby cały zestaw ikon informujących go o niebezpiecznym przegrzaniu broni. Widziałby też czy Gratus jeszcze żył.

Głośne ryczenie informuje dwóch marinsów, że orkowie sforsowali już pierwsze drzwi i niedługo przebiją się również przez te wiodące do ich hali. Padają pierwsze uderzenia młotów i innych ręcznych broni.

Głos Ciszy to urządzenie tłumiące sygnał vox’a. Jest bardzo wydajne. To w naszym posiadaniu jest w stanie zamknąć całą planetę, a gdy znajdzie się na orbicie będzie w stanie blokować sygnał wrogiej floty. To przełomowe odkryciem, które zmieni sposób prowadzenia działań wojennych. A wszystko to w niepozornym transmiterze umieszczonym w zwyczajnie wyglądającym rhino. Dzięki poświęconej pracy w końcu będę mógł opuścić to okropne zadupie galaktyki. Tylko parę nędznych miast i całe sieci jaskiń ciągnących się po widnokręgu. Żadnej pracy dla prawdziwego inkwizytora.” Mamrotał Kerb.

„A teraz stańcie przy wrotach, przez które weszliśmy a które teraz są skutecznie atakowane przez zielonoskórych. Ja zajmę się otwarciem tych, które zaprowadzą nas do ukrytego centrum dowodzenia i do Głosu Ciszy. Będziemy musieli go dezaktywować aby wezwać pomoc. Widocznie obsługa jest martwa i nie zdążyła go wyłączyć. Idźcie.” Rzekł inkwizytor a następnie rozpoczął otwieranie ukrytych zabezpieczeń z wrót.

Moment nieuwagi i potężny młot ląduje na plecach Ligardiusa. Marine upada na jedno kolano ale nie daje się dalej zaskoczyć. Błyskawicznie wyprowadza kontrę tnąc krocze potwora a następnie zagłębia się we wnętrznościach. Szybki unik i już miecz znajduje się w kolejnym ciele, penetrując je na wylot. Ligardius morduje. Jest nie do zatrzymania. Przy kolejnym ataku odczuwa jednak opór. Ogromna, stalowa łapa trzyma rękę z piłomieczem w swoim morderczym uścisku. Druga łapa herszta sięga po ramię dzierżące pistolet plazmowy. Pozostali orkowie nie atakują. Patrzą jak ich przywódca mocuję się z biało-niebiskim rycerzem. Marine jest potężny ale herszt jest jeszcze większy. Bestia jest pewna swojego zwycięstwa. Bawi się z Ligardiusem próbując go przewrócić na ziemię. Marine próbuje utrzymać się na nogach ale siła napierającego potwora jest niezrównana. Metalowa łapa zaciska się niczym szczęki na ramieniu odzianym w ceramit. Pojawiają się pierwsze pęknięcia. Ligardius wie, że jeżeli zaraz czegoś nie uczyni to straci rękę a wraz z nią broń. Z całej siły kopie orka w tors. Potwór czuje ból a wraz z  nim napływającą nową falę agresji. Nie chce się już bawić ze swoja ofiarą. Chce ją pożreć. Przyciąga więc Ligardiusa do siebie obiema łapami. Rozwiera swoją paszczę do granic możliwości, próbując pochwycić głowę kosmicznego marine. Gdy dzieli go już parę centymetrów od głowy swojej ofiary, Ligardius mocno przytrzymuje spust swojego pistoletu plazmowego. Rozgrzana plazma przekracza swój stan krytyczny. Natychmiast osiąga bardzo wysoką temperaturę. Herszt wyje z bólu a jego poparzona łapa puszcza rękę marinsa. Ligardius również czuje nieopisany żar a jego zbroja zaczyna się topić. Jednak jest jeszcze w stanie wykonać to co zamierzał, jest przecież Aniołem Śmierci swojego Imperatora. Błyskawicznym ruchem umieszcza pistolet w paszczy potwora milisekundy przed eksplozją. Potem następuje wybuch a świat znika z oczu Ligardiusa.

Offline

 

#42 2012-04-28 23:45:53

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Kilkunastotonowe monstrum pędzi po jedynej imperialnej drodze w tej części planety. Gigant nie jest osamotniony. Tuż za nim kilkanaście mniejszych pojazdów i ponad pół tuzina transporterów systematycznie zmniejsza odległość dzielącą ich od tej ruchomej fortecy. Ośmiu kosmicznych wilków nieustannie ostrzeliwuje pojazdy ze swoich bolterów, jeden stara się pilotować kolosa na kołach i jeden stara się przewidzieć następny ruch orków.

Wszystko szło dobrze do momentu, gdy okazało się, że za następnym wzgórzem znajduje się miejsce lądowania orczej hordy. Ponad czterdziestokilometrowy space hulk w jednej trzeciej długości wkomponowany w glebę Ester I. Większość zielonoskórych zdążyła już skierować swoje kroki ku miastu, zostawiając większość lekko zmechanizowanych jednostek w obozowisku. Droga do miasta prowadziła przez to obozowisko i był to jedyny rozsądny kawałek asfaltu, po którym kolos mógł przemieszczać się w miarę szybko i bezpiecznie. Nie było innej drogi poza tą, która wiodła przez legowisko lwa.

Ottar wykrzykuje rozkazy z szoferki do swojego oddziału. Każe trzymać orków na dystans dopóki będzie to możliwe. Orczy kolos, którego z wielki trudem pilotuje Einarr, nie jest w stanie jechać szybciej. Pomimo swojej masywności widać już pierwsze oznaki intensywnego ostrzału. Boczne poszycie straciło znaczą część swojej blachy, a segment na końcu którego znajduje się wielkie działo jest praktycznie bez burt bocznych. Lekkie i zwinne orcze pojazdy zaczynają otaczać skradziony transporter na flankach i szybko zbliżają się do przodu pojazdu. Na lewej flance lekki bojowóz otwiera ogień ze swoich dwóch działek automatycznych. Pociski bez problemu dziurawią poszycie kolosa i dwóch marinsów pada na podłoże pojazdu, tylko po to by za chwilę wstać i zrewanżować się gradem kul. To za mało żeby zabić Adeptus Astartes. Kolejny bojowóz nadjeżdża z prawej, a tuż za nim podążają dwa motory. Ich pasażerowie już szykują się do akcji abordażowej. Nie będzie to łatwe przy takiej prędkości ale orkowie nie mają w zwyczaju myśleć o własnym bezpieczeństwie. Kolejny motor podjeżdża na wysokość szoferki i otwiera ogień do kierującego marinsa. Parę pocisków dostaje się do środka kabiny ale żaden nie dosięga celu. Einarr rewanżuje się strzelając ze swojego pistoletu prosto w koła motoru. Natychmiast potem skupia się na kierowaniu ciężkim transporterem co sprawie mu wiele trudności. Skomplikowana przekładnia kierownicza, pedał gazu i sprzęgła prezentują aktualny stan orkowej myśli technicznej, jeżeli taka w ogóle istnieje.

Ottar nakazuje kierowcy trzymać tempo bez względu na okoliczności po czym sam udaje się na tyły pojazdu. Pojedyncze ataki abordażu udało się skutecznie opanować jednak kilka orczych transporterów  coraz szybciej zmniejsza dystans dzielący ich od marines. W każdym z nich nie mniej niż trzydzieści rozszalałych pysków ryczy na cały głos. Stanowią poważne zagrożenie. Ottar wydaje pojedynczy rozkaz. Członkowie jego oddziału momentalnie przypinają karabiny bolterowe do swoich pasów magnetycznych i dobywają pistoletów oraz piłomieczy. Aktywują broń równocześnie, tak jak to robili przez lata treningów i dekady walk. Nagle jeden marine o imieniu Vestar dostrzega jak zdobyć przewagę w tym nierównym starciu. Momentalnie przypina swoją broń do pasa i biegnie w kierunku tylnego segmentu. Marine rozpędza się, gdyż widzi, że przed ostatnim segmentem widnieje spory brak podłoża skutecznie odstrzelony przez orków. Nie zrażając się tym rozpędzony Vestar przeskakuje dziurę i sprawnie wspina się na wieżyczkę z dwoma sprzężonymi działkami szturmowymi. W tym momencie pierwszy z orczych transporterów jest już na wysokości kolosa nie dalej niż trzy metry od lewej burty. Orkowie szykują się do natarcia, prowizoryczny most abordażowy już jest opuszczany.

Właśnie wtedy Vestar mocno pociąga za spust potężnego działa i momentalnie obrotowe lufy wypluwają setki rozrywających pocisków. Wielkość kalibru oraz mała odległość zamieniają triumfalne okrzyki orków w skowyt zdziwienie i przerażenia. Trwa to tylko parę sekund, gdyż siła pocisków rozrywa ściśnięte ze sobą ciała zielonoskórych zamieniając je w krwawe morze głów, korpusów i kończyn. Po chwili ostrzału pociski w końcu docierają do baku z paliwem i pojazd natychmiast zamienia się w kulę ognia. Vester obraca się wraz z wieżyczką gotując się na nowy cel, gdy nagle spada na niego grad pocisków przeciwnika. Kilka z nich penetruje zbroje marinsa zadając poważne rany ale Vester nie wydaje się tym przejmować. Po chwili znajduje nowy cel dla swojego działka i instynktownie pociąga za spust. Kolejny orczy transporter wypada z pościgu, jego przednie koła poszatkowane przez mordercze pociski działka szturmowego. Marine odwraca działko w kierunku kolejnego celu, bojowozu  uzbrojonego w wyrzutnię rakiet. Kosmiczny wilk pociąga za spust ale zamiast kolejnej serii pocisków odpowiada mu tylko głośne brzękanie pustej komory. Amunicja się skończyła. Ork z rakietnicą natychmiast wykorzystuje swoją szansę i odpala rakietę prosto w wieżyczkę z działkiem. Siła uderzenie zmiata konstrukcje z pojazdu wraz z obsługującym ją  marinsem.

Szczęśliwie wymachujący ork z rakietnicą po chwili ginie zastrzelony przez pozostałych kosmicznych wilków. Brat Torleik natychmiast podbiega do spojenia, które jako ostatnie wiąże płonące resztki ostatniego segmentu z resztą pojazdu. Potężnym uderzeniem rękawicy energetycznej odrąbuje zbędny już segment. Kolos pędzi dalej, nie ma chwili wytchnienia.

Ostatni z orczych transporterów dosięga swego celu i wysypuje ze swojego wnętrza falę zielonoskórych na pokład. Kosmiczne wilki, pomimo tego, że są atakowani już z każdej flanki utrzymują się. Sześciu zabija wszystko co wejdzie na pokład, podczas gdy dwóch strzelców nieustannie morduje kierowców wrogich pojazdów. Krew Astartes i orków miesza się ze sobą i pokrywa już cały pokład transportera. Łuski i puste magazynki dekorują to śliskie podłoże. Nie ma marinsa, który nie odniósł żadnej rany. Z bocznych poszyć nie zostało już prawie nic, pancerz energetyczny stanowi teraz ostatnią formę ochrony. Przy szoferce brakuje drzwi z obu stron, to skutek prób ataku na kierowcę.

Nagle z prawej burty bojowóz z działkiem automatycznym otwiera ogień do walczących na pokładzie.  Pociski dosięgają zarówno marinsów jak i orków będących nieopodal. Orkowie ginął na miejscu, dwóch z trzech marinsów podnosi się z podłogi by zemścić się na operatorze działka. Trzeci pozostanie już na niej do końca trasy.

Donośny okrzyk z szoferki informuje dowódcę, Ottara, że wrota miasta są już w zasięgu wizji. Nie są to jednak wrota gościnnie otwarte na podróżnych. Zamiast tego przed nimi rozciąga się barykada obsadzona orkami. Ottar rozkazuje nie zwalniać pod żadnym pozorem i momentalnie wraca do walki toczącej się na pokładzie. Asgrim i Dagr odstrzelili już głowy wszystkim orczym kierowcom i teraz koncentrują się na eliminowaniu ostatnich orków będących na pokładzie. Tymczasem na barykadach tłum gęstnieje i orkowie zbierają się w centralnym i zarazem najmocniejszym punkcie barykady. Gdy odległość okazuję się wystarczająca zaczynają strzelać ze wszystkiego czym dysponują.

Einarr czuje się jak na strzelnicy. Z tą różnicą, że tym razem on jest celem. Przód transportera jest w stanie zatrzymać większość pocisków, jednak przy tak zmasowanym ostrzale zawsze jakaś szczęśliwa kula znajdzie przesmyk dla siebie. W tym wypadku były już trzy takie kule, które skutecznie przebiły pancerz Einarr’a. Rany jednak nie były na tyle poważne by marine nie był w stanie dokończyć rozkazu—staranowania wrogiej blokady. Wie on, że żeby taki atak był skuteczny będzie musiał jakoś uruchomić ten wielki walec znajdujący się na przodzie pojazdu. Einarr próbował już wielu przycisków i dźwigni, jednak za każdym razem okazywało się, że bezskutecznie. Będąc zaledwie sto metrów od orczych umocnień Einarr uderza swoją rękawicą w konsole sterującą co automatycznie wprawia walec w ruch. Po parunastu sekundach mocno uszkodzony transporter z wielkim walcem najeżonym ostrzami uderza z całym swoim impetem w barykadę miażdżąc i tratując wszystko na swej drodze.

Offline

 

#43 2012-04-29 18:41:00

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Wartka akcja, czuć prędkość, smród spalin i litrów krwi. Inkwizycja się pogniewa jak się dowie, że Wilki użyły sprzętu Xenos.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#44 2012-04-30 23:39:42

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Dzięki za ciepłe słowa. Wielki finał coraz bliżej.

Offline

 

#45 2012-05-01 19:03:04

 Baal

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-11-01
Posty: 732

Re: Opowiadanka Omadana

NIE !!!!!!! Tylko nie koniec, opowiadanie musi trwać


Hell Dorado - Mercenaries
Konfrontacja - Wolfeni/ Keltowie Sessairs
WH40k - Blood Angels/ Dark Eldar
WHFB - High Elves

Offline

 

#46 2012-05-10 22:18:09

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Saga trwa!

Offline

 

#47 2012-05-10 22:20:28

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Rozdział IV
Odsiecz



Gratus ustawia się tak żeby mieć najlepszą pozycję do oddania  strzału. Pistolet z ostatnimi ośmioma nabojami i nóż bojowy nie są zbytnio efektywnymi broniami ale na obecny moment nie dysponuje on niczym innym. Dewastator przez chwilę stoi bez ruchu zmieniając jedynie chwyt na rękojeści noża. Wyświetlacz wizjera informuje go, że w takiej pozycji jego celność wynosi około 95%. Oznacza to błyskawiczną śmierć dla pierwszych przeciwników. Nieważne kto, lub co przekroczy tą bramę, będzie mu dane poczuć kulę świętego Imperatora prosto w mózgu. Wtem głośne wycie wypełniła całą halę wyrywając Gratusa z jego zadumy. Barbarzyńca stojący obok wydaje z siebie dźwięki, których żadna ludzka istota nie byłaby w stanie powtórzyć. Jest to skowyt prawdziwego wilka. Moment później Astartes odziany w szary pancerz miota przekleństwami w języku, którego  Gratus nie jest w stanie zrozumieć. Następnie brutal wymachuje parę razy swoim piłomieczem, tak jakby walczył z niewidzialnym przeciwnikiem. Napięcie szybko w nim wzbiera.

„Obydwaj jesteśmy sługami Imperatora, jednak tak bardzo się od siebie różnimy.” Zastanowił się Gratus. „Mam nadzieję, że gdy przyjdzie czas nie zrobi on nic głupiego.”

Brama gwałtownie pęka. Sekundy później chór gardłowych głosów wypełnia całą przestrzeń. Pierwszy ork, który wychyla się przez szczątki bramy ginie natychmiast za sprawą perfekcyjnie przymierzonego strzału Gratusa. Kolejny ork pada, jego głowa zostaje zmiażdżona w krwawą masę. Marine celuje już do kolejnej ofiary, gdy jego towarzysz broni puszcza się pędem w kierunku wysypujących się do wewnątrz orków. Krwawy Szpon szarżuje z imieniem Russ’a na ustach, jego oczy zdradzają nieludzką furię. Jest już za późno na jakąkolwiek strategię, berserker jest pośród orków odrąbując kończyny i tnąc korpusy. Gratus stoi zamurowany. Przed chwilą był świadkiem pogwałcenia wszystkich zasad kodeksu, który przez tyle lat mu wpajano. Nie chcą przypadkowo trafić swojego towarzysza Marine Errant klnie siarczyście a następnie sam rzuca się w wir walki, jego pistolet i nóż przygotowane są  na zadawanie bólu i śmierci.

Zmysły powoli wstępują w obolałą czaszkę Einarr’a. Ból jest niesamowity, nawet dla takiego półboga jak on. Kosmiczny Wilk odruchowo sięga swoją prawą rękawicą swojego hełmu, a raczej tego co z niego zostało. W momencie uderzenia w barykadę stalowy element umocnień przedarł się przez opancerzony przód pojazdu trafiając Einarr’a prosto w głowę. Hełm zamortyzował uderzenie ale marine nie uniknął drobnego pęknięcia czaszki. Szary Łowca, szybkim ruchem zdejmuje bezużyteczny element zbroi a następnie rozgląda się po pobojowisku.

Taranowanie barykady było jedynym sposobem na szybkie i skuteczne dostanie się do miasta, wykorzystując przy tym element zaskoczenia. Niestety, taki atak pociąga też za sobą nieprzewidywalne konsekwencje. Podczas zderzenia część Astartes wypadła z transportera wprost na umocnienia wroga. Większość nie doznała poważnych ran, jednak jeden ze sfory, Dagr, wylądował wprost na ogromnych, stalowych ostrzach, które dekorowały newralgiczne części barykady. Niefortunny upadek marinsa natychmiast wykorzystała resztka orków, broniących wejścia do miasta. Szary Łowca, pomimo śmiertelnych ran starał się atakować swoim piłomieczem na tyle, ile pozwalały długie ostrza zatopione w jego ciele. Pomimo brawury i zajadłości brat Dagr umiera atakowany z kilku stron. Wielki ork odrąbuje mu hełm piłotoporem a następnie nabija go na kolec przytwierdzony do swojej prymitywnej zbroi. Krew wzbiera w Einarze i natychmiast oddaje on kilka strzałów w kierunku potwora ale jego zmysły nie działają jeszcze w pełni i pociski chybiają. Nie zastanawiając się dłużej marine wyskakuje ze zmiażdżonej szoferki i nawołuje resztę swojej sfory. Natychmiast odpowiada mu Ottar, dowódca oddziału.

„Ha! Widzę, że ten drobny wypadek nie wystraszył wilka w tobie. Świetne prowadzenie Einarze.”

„Jak wygląda sytuacja, jesteśmy już w środku?” Spytaj zdezorientowany marine.

„Nie. Jest jeszcze problem do rozwiązania.” Odparł Ottar i wskazał swoim piłomieczem w kierunku otwartych bram miasta, które właśnie przekraczał świeży i pokaźny odział orków. Jednakże to nie orkowie wywoływali grymas na twarzy dowódcy, tylko to co kroczyło za nimi. Wielka, prawie pięciometrowa, stalowa konstrukcja, która zaprzeczała wszelkiej znanej ludzkości myśli technicznej zmierzała w ich kierunku miotając swoimi piło-odnóżami.

„Zestrzelmy go zanim się do nas dobierze.” Odparł Einarr wciąż trzymając się za obolałą głowę.

„Tak właśnie zamierzałem uczynić.” Powiedział Ottar odwracając głowę w odległym  kierunku gdzie paru orków rąbało ciało Dagr’a na kawałki, zabierając wszystko co wartościowe, w tym też karabin termiczny martwego Astartes.

„Chyba będziemy musieli ubić to monstrum tradycyjną metodą.” Zażartował gorzko Ottar i skinął głową na Torleik’a. Szary Łowca natychmiast odczytał intencję swojego dowódcy a jego rękawica energetyczna złowrogo błysnęła niebieskim światłem.

Ostatnio edytowany przez omadan (2012-05-11 16:39:29)

Offline

 

#48 2012-06-03 00:44:36

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

„Chyba jeszcze żyje.” Powiedział podekscytowany Krwawy Szpon w ognisto rudych włosach nastroszonych na sztorc.

„Pytanie tylko ile jeszcze żyć będzie.” Skwitował kolejny marine krzywiąc się na widok ran.

„Śmierć jest raczej jego siostrą niż wyrocznią. Zobacz jaką zgotował tu rzeź. Jego dzień jeszcze nie nadszedł.” Odparł pierwszy Szpon i wskazał na swoich dwóch braci.

„Pomóżcie mu wstać i dajcie mu trochę waszych Kadhaki. Powinna mu pomóc uśmierzyć chociaż część bólu. Nie zostawimy go tutaj. ” 

Ligardius z trudem przełknął półpłynną substancję. Jako kosmiczny marine jest naturalnie odporny na większość trucizn i narkotyków, jednak po paru sekundach od połknięcia dziwnego specyfiku poczuł jak część sił wstępuje w jego zmaltretowane ciało. Po chwili Ligardius otworzył jedyne zdrowe oko, które uniknęło zwęglenia w przeciwieństwie do jego lewej części twarzy.

„Mówiłem wam, że on tak łatwo się nie podda. W drogę.” Odparł rudowłosy.

***



Gratus sparował swym gladiusem kolejne niezdarne pchnięcie swojego oponenta by po chwili rozbić jego czaszkę rękojeścią pistoletu. Obok niego Varin—Krwawy Szpon—atakował z furią godną swoich przeciwników. Nie przypominało to jednak profesjonalnej szkoły pchnięć i uników praktykowanej przez zakony kosmicznych marines. Styl Varin’a bardziej przypominał pijatykę rodem z najpodlejszych barów imperium. Dla odmiany Gratus starał się w ferworze walki przypomnieć sobie optymalną kombinację walki bezpośredniej wpojonej mu lata temu. Odkąd został powołany do oddziału dewastatorów za swoje wysoce ponadprzeciętne umiejętności celownicze nie miał zbyt wiele okazji do walki białą bronią. Podczas tego dnia miał już kilka okazji żeby sprawdzić stan swoich umiejętności. Ta myśl wywołała uśmiech na twarzy marinsa. W końcu dzień się jeszcze nie skończył.
W tym momencie Varin zawył donośnie z bólu gdy potężny topór wylądował na jego torsie. Ceramit zdołał zaabsorbować uderzenie ale siła z jaką uderzył ork przewróciła marinsa na plecy. Gratus natychmiast obrócił się i zastrzelił dwóch orków doskakujących do leżącego Varin’a. Swój moment dekoncentracji przypłacił podzieleniem losu towarzysz gdy monstrualny ork obalił go na ziemię ciężarem swojego ciała. Gratus upadając do tyłu zdążył jeszcze zobaczyć jak Varin tnie swym mieczem po kończynach zielonoskórych starając się oddać swoje życie za przyzwoitą cenę. Dojrzał również  jak nowe zastępy orków przeciskają się przez zniszczone wrota. Kolejnym widokiem były już zielone, cuchnące ciała oblepiające go z każdej strony.

***



"Asgrim, Sigvid!” Krzyczał dowódca Ottar, brak vox’a zdecydowanie utrudniał przekaz informacji pośrodku gwizdu kul ryku obcych. „Wdrapcie się na wrak transportera. Ogień wspomagający. Już.”

Dwóch marines bez słowa odłączyło się od reszty towarzyszy i zaczęła się wspinać na wspomniane pozycje.

„Pozostali za mną. Rozciągamy front na lewą flankę tak żeby osłabić  zielonoskórych. Kroczący blaszak powinien mieć trudności w poruszaniu się pomiędzy tamtymi umocnieniami. Russ z nami!”

„Russ z nami!” Odkrzyknęli jednogłośnie pozostali wilczy-bracia a następnie błyskawicznie przemieścili się we wskazane miejsce. Zupełnie jak polujące stado wilków, które właśnie rozpoczęło swoje łowy.

***



Gratus nie widzi nic poza ogromnym pyskiem ohydnego orka szczerzącego się do niego w szczerbatym uśmiechu pełnym nienawiści. Jego kończyny są unieruchomione przez inne monstra, skutecznie przygniatające ręce i nogi do ziemi. Zielonoskórzy najwyraźniej są rozbawieni faktem, że będą mogli zadać powolną śmierć swoim ofiarom. Skretyniałe bestie nie pomyślały tylko o tym żeby dostatecznie dobrze skrępować barki i głowę marinsa. Za ten błąd płaci szczerbaty ork gdy hełm Gratusa uderza w jego pysk łamiąc kości i rozchlapując mózg dookoła.
W tym momencie w hali daje się słyszeć głośny wybuch. Gratus przechyla głowę w kierunku dochodzących dźwięków ale cały jego wizjer pokryty jest posoką i mózgiem potwora. Po chwili marine słyszy głośne, dudniące kroki a następnie znajomy głos.

„Nie wstawajcie.” Pada spokojnie wypowiedziany rozkaz a następnie serie z trzech bolterów anihilują zdezorientowanych zielonoskórych.


***



Ottar raz jeszcze tnie swym piłomieczem po odnóżach orkowego kolosa licząc na trafienie w wiązkę newralgicznych kabli. Jego atak zaledwie zarysowuje maszynę, nie powodując żadnych obrażeń. W efekcie ogromne ramię zakończone wirująca piłą ląduje parę centymetrów od głowy marinsa. Po raz kolejny pięciu Szarych Łowców okrąża stalowego giganta, atakując z każdej strony, jak na watahę przystało. Brat Volundr rzuca granat w kierunku wizjera machiny licząc, że odłamki będą w stanie dotrzeć do pilota tej abominacji. Niestety, pancerze ponownie okazuję się na twardszy niż wygląda i cień szansy znika szybko po eksplozji granatu. Valundr musi salwować się błyskawicznym unikiem, gdy kolejna kończyna z piłą przecina powietrze tuz obok niego. Cenne sekundy dekoncentracji machiny są jednak skutecznie wykorzystywane przez brata Torleik’a, który błyskawicznie doskakuje do przodu uderzając swoją rękawicą energetyczną prosto w łączenie dolnej kończyny z korpusem machiny. Kończyna ustępuje pod wpływem ciosu, jednak pilot nie traci nerwów ani na chwilę. Błyskawicznie wystawia jedno ze swoich monstrualnie długich odnóży aby zapobiec upadkowi. Torleik zdając sobie sprawę, że jego plan powiódł się tylko połowicznie natychmiast uskakuje do przodu aby wydostać się z zasięgu pozostałych odnóży. Zanim jednak zdołał odskoczyć wystarczająco daleko potężny strumień ognia wystrzelił z ukrytego miotacza orkowej machiny zamieniając brata Torleik’a w żywy słup ognia. Nim jednak płonący Szary Łowca upadł na ziemię pozostali bracia byli już przy orczym ustrojstwie próbując je obalić siłą nadludzkich mięśni. Pierwszy celu dopada Ottar uderzając obiema pięściami w odnóże podtrzymujące korpus. Tuż po chwili kolejne ciosy zadaje brat Einarr, siłę czerpiąc z nienawiści. Stalowe ramię nie wytrzymuje systematycznego ciągu uderzeń i po paru chwilach znacznie odkształca się, co w efekcie rujnuje i tak mało stabilną równowagę machiny. Kolos upada na swój tył uderzając przy tym pozostałymi kończynami na oślep. Ottar i Einarr natychmiast wskakują na przód robota szukając newralgicznych spawań czy luk. Precyzyjna taktyka przeradza się w dziką furię, gdy dwóch marines uderza pięściami i łokciami w nitowania wokół wizjera. W pewnej chwili metal ustępuje pod naporem ciosów i pojawiają się pęknięcia. Ottar natychmiast dostrzega cień szansy i zaciskając obydwie dłonie na swym piłomieczu obraca go ostrzem w dół. Z całej siły jaka w nim drzemie Łowca opuszcza broń, która momentalnie zagłębia się w luce. Potworny wrzask dobywający się ze środka  informuje zgromadzonych, że ostrze właśnie dosięgnęło pilota. W tym samym momencie gaśnie runa życiowa brata Torleik’a.

Ostatnio edytowany przez omadan (2012-06-03 00:46:43)

Offline

 

#49 2012-06-23 01:37:49

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Rozdział V

Wszystkie maski opadają




Po parunastu sekundach ostrzał ustał i Gratus usłyszał ciężkie kroki zmierzające w jego stronę. Po chwili zwaliste ciała orków zostały ściągnięte z jego zakrwawionego pancerza energetycznego. Cały jego wizjer był zbroczony posoką obcych i chwilę mu zajęło doprowadzenie go do porządku. To co ujrzał nie napawało go optymizmem. Jego oczom ukazało się pięciu marines z jego własnego zakonu w mocno uszkodzonych zbrojach. Tylko trzech z nich było uzbrojonych w boltery. Jeden dzierżył gladiusa i wspomagał ciężko rannego marines bezwładnie zwisającego z jego ramienia. Przedni pancerz wpół-przytomnego astartes był obficie splamiony krwią. Prawdopodobnie jedno z jego serc zostało zniszczone.

„Solus, cieszę się, że przychodzisz w porę.” Przemówił Gratus przyjmując opancerzone ramię zakonnego brata. „Co z sierżantem i pozostałymi?”
Solus skrzywił się i spuścił wzrok. On, podobnie jak bracia Ellja i Kistar był bez hełmu. Jego facjatę pokrywały srogie rany. Efekt wielogodzinnych walk z obcymi.

„Nikogo więcej nie spotkaliśmy. Jestem tylko jak i Ellja z Siewców Bólu, brat Kistar, Asstard i Nicko są z Niebieskiego Gniewu. Sierżant nie żyje. Podobnie jak reszta z oddziałów taktycznych. Vox nie działa. Ludność cywilna zgładzona lub uprowadzona. Przegraliśmy tę walkę tutaj bracie.” Odparł spokojnie Solus. „Zgodnie z regułą jesteś najstarszy rangą. Mów zatem co zamierzasz zrobić.”

Gratus starł resztkę posoki ze złotego orła na napierśniku. Jeżeli naprawdę było tak dramatycznie jak opisywał Solus to trzeba będzie zarządzić ewakuację. Ta planeta pokonała ich.

„Zamiast tak stać i mazgać się lepiej ruszcie tyłki. Wasz inkwizytor w końcu sforsował zabezpieczenia. Wydostańmy się z tego grobowca.” Wywarczał Varin i pobiegł w kierunku otwartych wrót, za którymi zniknął już inkwizytor Kerb.

Gratus skinął głową na pozostałych marines a brat Kistar wrzucił granat w korytarz, z którego uprzednio wynurzyli się orkowie.

Droga wskazana przez inkwizytora biegła prosto przez sieć wąskich korytarzy nie dostosowanych do poruszania się w zbroi astartes. Podczas wędrówki Gratus wprowadził resztę marines w intencje inkwizytora oraz poinformował ich o desancie kosmicznych wilków. Erranci zamienili parę słów z Krwawym Szponem ale ciężko by doszukać się oznak entuzjazmu podczas tej rozmowy. Teraz gdy misja ratunkowa okazała się niepowodzeniem, cel był tylko jeden – wyłączyć Głos Ciszy i ewakuować się z planety. Będąc teraz liczniejsza grupą akcja mogła zakończyć się powodzeniem. Niemniej jednak widok kolejnych astartes nie ucieszył zbytnio inkwizytora i tylko krótkie skinienie głową wyraziło jego aprobatę.

Po kwadransie marszu dotarli do niewielkiej komnaty łączącej cztery odnogi różnych korytarzy w jednym punkcie. Każde wejście do komnaty było otwarte co znacznie osłabiało jakąkolwiek obronę obiektu. System awaryjnego oświetlenia zalewał ciasną przestrzeń złowrogą czerwienią nadając całej lokacji upiorny wygląd. Marines przystanęli na chwilę pośród ponurej atmosfery by brat Asstard mógł na chwilę odpocząć. Nie trzeba było być konsyliarzem żeby orzec, że jego stan jest krytyczny. Gratus wpatrywał się w korytarz, z którego przyszli nasłuchując wroga. Pozostali marines udali się ku bocznym odnogom w podobnym celu. Gdy Gratus przeliczał swoje ostatnie naboje w magazynku usłyszał za sobą głos inkwizytora Kerb’a.

„Pilnujcie tych trzech odnóży. Ja natomiast pójdę czwartym korytarzem. Tu za przejściem znajduje się pokój kontrolny, spróbuje obejść system i zamknąć wrota tak aby uniemożliwić wejście obcym do tej komnaty.” Rzekł Kerb i natychmiast oddalił się w kierunku czwartego wyjścia z komnaty.

„Zrozumiałem.” Odrzekła mechanicznie Gratus. Jednak po paru sekundach marine odczuł dziwny niepokój. Wiedział, że nie należy kwestionować rozkazów świętej inkwizycji jednak wyczuł coś odmiennego w głosie inkwizytora, coś jakby…

W głosie…

Gratus natychmiast zdał sobie sprawę, że nie był to ten sam głos, sepleniący i cedzony przez zęby. Był to  wprawdzie głos inkwizytora ale teraz brzmiał tak dźwięcznie i poprawnie. Zupełnie jakby…

Gratus natychmiast odwrócił się w kierunku inkwizytora jednocześnie podnosząc swój pistolet do strzału. Wymierzył prosto w głowę uśmiechniętego przedstawiciela Ordo Xenos i zamarł na sekundę. Kerb stał za progiem otwartych drzwi jednej z odnóg komnaty. Stał wyprostowany uśmiechając się szeroko do Erranta. Uśmiech ten daleki był od ludzkiego uśmiechu. Dwa rzędy zębów o trójkątnym kształcie uwidocznione przez czerwone światło nadawały inkwizytorowi iście demonicznego wyglądu.

Gratus zamarł, zamarl w momencie, w którym jako astartes zawahać się nie mógł. Uzmysłowił sobie teraz dlaczego inkwizytor miał tak trudną dykcje i dlaczego tak zareagował spotykając ich po raz pierwszy. Gratus teraz już wiedział w jakim celu ten heretyk ich tu kierował. Myśl ta trwała zaledwie parę sekund, jednak na tyle długo by upadły inkwizytor wcisnął guzik uruchamiający wszystkie czworo drzwi, które natychmiast opadły z hukiem, odcinając marines w pułapce bez wyjścia.

Offline

 

#50 2012-06-23 12:09:57

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Zdrada ze strony Ordo Xenos była oczywista, poza tym, gdzieś coś podobnego przeżyłem
Wątki się zazębiają, akcja rozwinęła się już chyba na maksa, czyżbyśmy zbliżali się do epilogu?
Czekam niecierpliwie na cd. sieczkę czyta się przyjemnie, ale nie ma to, jak zagmatwana intryga, mniam.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#51 2012-06-26 21:28:52

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Dzięki Razielu za pozytywną krytykę. Finał coraz bliżej bo kolejna część już nakreślona. Może ktoś przeczyta.. 

Offline

 

#52 2012-07-19 00:39:44

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Gratus stał niczym posąg w dalszym ciągu mierząc ze swojego pistoletu w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał upady inkwizytor. Pozostali marines już zorientowali się, że zostali wyprowadzeni prosto w skrzętnie ukartowaną pułapkę. Gratus w końcu powoli opuścił swą broń. Zdawał sobie sprawę, że jego moment zawahania będzie kosztował życie obecnych przy nim marines. Nie jest jednak łatwo zabić tego, kto symbolizuje ład imperium, niosąc słowo Imperatora.

W tym momencie stary głośnik w suficie nad Gratusem zacharczał.

„Taaak. Dumni i szlachetni Adeptus Astartes złapani jak szczury w cuchnącym kanale.” Zabrzmiał entuzjastycznie głos Kerb’a.

„Heretycki bękarcie! Wyłaź tchórzliwy psie!” Wrzeszczał Varin, na przemian uderzając swoimi pięściami we wrota. Bez efektu.

„Nie złorzeczcie swojej śmiesznej Inkwizycji.” Kontynuował głos z głośnika. „Wasz inkwizytor do samego końca wiernie służył trupowi na tronie. Ja byłem tylko skromnym akolitą zaślepionym kłamstwami Terry. Ujrzałem jednak prawdę. Nawet chętnie się z wami nią podzielę. Tacy jak wy nie znacie co to strach, nie ugniecie się przed bólem i pewną śmiercią. Czy jednak będziecie ginąć równie beztrosko wiedząc, że jeden z was miał szansę wszystkiemu zapobiec ale się ZAWAHAŁ! Pozwolę sobie więc na chwilkę z wami abyście nie umierali w ignorancji, tego co tu się naprawdę dzieje.”

„Naprawdę nazywałem się Lay, byłem akolita waszego psa-inkwizytora Kerb’a. Stacjonowanie na tej bogów-zapomnianej planecie nużyło mnie ogromnie. Mój martwy mentor odpowiedzialny był za tajny projekt, który ponoć był  bezcenną bronią dla Imperium. Wiedziałem mniej-więcej co on konstruował ale nigdy nie zostałem bezpośrednio dopuszczony do projektu. Moim zadaniem było ‘badanie planety pod względem obcych form życia’. Miałem babrać się w błocie szukając jakiegoś robactwa podczas gdy w podziemiach tworzyła się historia?!?! Jednak pewnego dnia będąc w jednej z wielu jaskiń otaczających ten kontynent natrafiłem na ciekawe zjawisko. W najgłębszej z pieczar odkryłem prastarą kapsułę ratunkową. Bez wątpienia pochodziła ze statku Astartes.  Pośrodku rozbitej kapsuły dostrzegłem jedynego osobnika, a właściwie to tylko zbroję. Nieszczęśnik bowiem wylądował wprost na wielkim stalagmicie, który przebił poszycie kapsuły a następnie zgłębił się w korpusie tego Astartes. Prawdopodobnie umarł w mękach przebity solidnym kawałkiem skały. Z mojej wstępnej analizy jego zbroja reprezentowała jeden ze zdradzieckich legionów. Wojownik wydawał się martwy od kilkuset lat jednak przy wnikliwszych oględzinach odczułem nagle impuls psioniczny. Instynktownie obróciłem głowę patrząc prosto w zielony oczy wizjera hełmu poległego. I wtedy to poczułem!!! Dostrzegłem prawdę skrzętnie ukrywaną przez psa-imperatora! Jego kłamstwa i zbrodnie szerzące się w galaktykach. Zobaczyłem również wielką potęgę bogów, którzy ostatecznie zatriumfują nad słabym uzurpatorem ludzkości. Wszystko to trwało zaledwie parę sekund, podczas których martwy Astartes wyciągną ku mnie swą dłoń i wskazał palcem. Potem ciało z powrotem osunęło się a ja powróciłem do świadomości. Nie byłem jednak już sam.

"Od tamtej pory towarzyszył mi głos martwego Astartes, który zamieszkał we mnie. Mówił mi dokładnie co mam zrobić a ja słuchałem go wnikliwie. Wiedziałem jednak, że Kerb będzie w stanie odkryć mojego towarzysza dlatego upozorowałem mały wypadek ze skutkiem śmiertelnym ignoranckiego inkwizytora. Potem wszystko potoczyło się szybko. Zebrałem parę zaufanych osób, którym naświetliłem nowego patrona. Mając ich poparcie otrzymałem dostęp do projektu „Głosu Ciszy” aż do przyjazdu nowego inkwizytora. Zanim jednak do tego doszło "Głos Ciszy" już blokował lokalny vox. Z pomocą mojego towarzysza stworzyłem astralną myśl skierowaną do tych półgłówków – zielonoskórych, aby zjawili się tu licznie. Przejęcie kontroli nad ich prymitywnymi mózgami nie było trudne i po niespełna tygodniu miałem tu już prawdziwą inwazje kierowanych przez mnie orków. Zielonoskóry wywiązali się ze swojego zadania idealnie niszcząc niewielkie planetarne oddziały obronne. Teraz mogłem już bezpiecznie pracować nie obawiając się nikogo. Aż do czasu gdy szlachetni Astartes postanowili uratować biednych cywilów nic nie wartej planety. Chyba jednak się przeliczyliście myśląc, że tą garstką żołnierzyków pokonacie hordy orków kierowanych przez istotę o niebanalnych intelekcie. Zdechniecie tutaj, a gdy wielki rytuał dobiegnie końca prawdziwy Pan nadejdzie by przejąć tę planetę."

Głośne wrzaski napierających na drzwi orków na chwilę przytłumiły głos głośnika automatycznie podnosząc czujność zgromadzonych marines.

„Za moment odblokuje wszystkie troje drzwi a wtedy ta zielona hołota zgniecie was na miazgę. Wszystko przez waszego wątpiącego brata, który mógł wszystkiemu zaradzić. Doprawdy niezbadane są intencje Tzeencha’a, jedynego prawdziwego Pana wszechświata. Umierajcie.”
W tym momencie głośnik zamilkł i troje drzwi zaczęły się powoli podnosić, ku aplauzie orków gotujących się do walki po drugiej stronie.

„Do włazów!” Krzyknął Gratus. „Po dwóch na jeden, zatrzymajcie je bo zginiemy.” Kontynuował marine rzucając się na najbliższy właz i opierając na nim cały swój ciężar aby drzwi nie mogły się podnieść. Po chwili Varin doskoczył na pomoc a następnie pozostali marines poszli w jego ślady powstrzymując drzwi przed otworzeniem się.  Tylko brat Asstard siedział oparty o ścianę, jego rany zbyt poważne na dodatkowy wysiłek.

Pomimo nadludzkiej siły wspomaganej zbroją energetyczną marines mieli wiele trudności z utrzymaniem włazów. Gratus doskonale o tym wiedział i czuł, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobią, wówczas orkowie zaleją ich swoją liczebnością.

„Wysadźmy wrota przez które uciekł heretyk granatami.” Zasugerował Ellja. „Mi zostały jeszcze dwa. Jak sprawnie to zrobimy to możemy szybko umknąć zielonym.”

„Odmawiam.” Odparł spokojnie Gratus. „Połowa z nas nie ma hełmów a w takim ciasnym pomieszczeniu nie trudno o rykoszet. Poza tym potrzebujemy czegoś mocniejszego na tamte drzwi.”

„Mam inny plan.” Krzyknął Solus. „Przez moment dostrzegłem przez wizjer w moim włazie, że jeden z zielonoskórych ma karabin termiczny jednego z naszych braci. Pewnie zrabował go poległemu. Myślę, że to wystarczy aby wypalić sobie wyjście stąd.” Solus musiał już przekrzykiwać donośne ryki orków.

„Jak dla mnie brzmi dobrze.” Odwarczał Varin i natychmiast aktywował swój piłomiecz puszczając jednocześnie właz, który podtrzymywał wspólnie z Gratusem. „Wpuszczajcie go tu!” Krzyknął Krwawy Szpon biegnąc już w kierunku przeciwległego włazu.

Offline

 

#53 2012-07-26 01:07:30

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Bracia Solus i Nicko popuścili chwyt na włazie na tyle aby ork z karabinem plazmowym zdołał przejść pod nim. Szansę wykorzystało również dwóch kolejnych orków błyskawicznie idąc w ślady poprzednika. Nim jednak zdążyli zadać jakiekolwiek ciosy swoimi rębakami piłomiecz Varin’a już zagłębiał się w torsie pierwszego zielonoskórego. Sekundę później kopniak Krwawego Szpona łamie żebra następnemu orkowi by po chwili dekapitować ostatniego napastnika.

Wilk błyskawicznie sięga po karabin termiczny znajdujący się przy zmasakrowanych zwłokach pierwszego orka. Bez namysłu naciska spust a karabin rewanżuje się potężnym strumieniem niewyobrażalnego żaru natychmiastowo rozpuszczając zawiasy włazu.

„Właz zniszczony. Droga do heretyckiego gniazda otwarta. Powiedzcie mi tylko jak zdołamy opuścić ten grobowiec tak żeby orkowie nie dopadli nas przy ewakuacji.” Wołał Gratus napinając mięśnie z jeszcze większym wysiłkiem.

„Wy idźcie. Ja zostanę i zabezpieczę ucieczkę. Russ ze mną!”.

„Ja zostanę.” Zabrzmiał słaby głoś z tyłu komnaty. Gdy wszyscy marines odwrócili się w stronę dźwięku dostrzegli, że Asstard stał wyprostowany.

Jego twarz blada niczym kreda zdradzała agonalny stan rannego marinsa. Zapewne tylko dzięki silnym stymulantom bojowym oraz zbroi był w stanie  jeszcze stać.

„Ellja dwaj twoje ostatnie granaty…umożliwię wam odwrót… wynoście się stąd…wszyscy.” Wymamrotał Asstard lewo słyszalnym głosem.

„Dalej więc. Nie jestem w stanie  przytrzymywać tych drzwi dłużej sam. Solus, Nicko wy pierwsi. Potem Ellja i Kistar. Varin ubezpieczaj. Imperator z tobą bracie Asstard. Teraz!” Rozkazał Gratus.

Marines w ściśle wyznaczonej sekwencji błyskawicznie odskoczyli od włazów i pędem puścili się przez roztopione wrota wiodące w głąb kompleksu. Ellja podał Asstardowi swoje granaty a Varin częstował karabinem termicznym pierwsze przedzierające się skupiska orków. Wrzask i cuchnący odór topionego mięsa natychmiast wypełnij całą komnatę. Ostatni z posterunku zszedł Gratus mocno już atakowany po nogach przez napierających orków. Wybiegając pociągnął za sobą Krwawego Szpona, który zbyt entuzjastycznie wykonywał swoje zadanie nie bacząc już na to, że orkowie zalewali każdą dostępna przestrzeń. Zielonoskórzy natychmiast skupili się na łatwiejszym celu jakim był ranny Marine Errant, uderzając i strzelając z bliskiej odległości. Asstard zbyt słaby by odwzajemnić napaść uzbroił obydwa granty w swoich mocarnych rękawicach i zmówił początek litanii nienawiści zanim potężna eksplozja pogrzebała jego i dziesiątki napływających wrogów.

***



Ottar biegł ile miał tchu we wszystkich trzech płucach. Dookoła niego ostatni żywi marines biegli w luźnym szyku. Ostatnie pół godziny obfitowało w masę nieoczekiwanych wydarzeń. Najpierw bohaterska śmierć brata Torleik’a, następnie spotkanie z Krwawymi Szponami oraz ledwo żywym Astartes obcego zakonu. Potem już tylko zasadzki orków i nierówna walka z przeważającym przeciwnikiem, z której wilki musiały salwować się ucieczką. Ottar zdając sobie sprawę z beznadziejności sytuacji zarządził natychmiastowy odwrót w kierunku najbezpieczniejszej lokacji. Mówiąc najbezpieczniejszej miał na myśli najbardziej ufortyfikowany budynek, w którym będą mogli oczekiwać na ewakuację. Albo na śmierć.

„Manufaktura na końcu ulicy.” Zawołał Ottar do swoich kilku Szarych Łowców i paru Krwawych Szponów. „Wygląda solidnie.” Dodał po chwili.

„Wzmożona aktywność wroga w obrębie lokacji.” Zauważył brat Rodmar. „Nie będzie lekko.”

„Na to liczę. Lekko to walczą śmiertelnicy.” Zawył dowódca sfory. „Ostrza w dłoń. Oszczędzamy amunicję, nie wiadomo co czeka nas w środku. Russ z nami!”

„Russ z nami!” Zawyli pozostali gdy pierwsze kule wystrzelone przez zaskoczonych orków śmignęły nad głowami wilczych marines.

Offline

 

#54 2012-08-29 00:41:05

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Gratus biegł prosto korytarzem, którym zapewne poprzednio uciekł upadły inkwizytor. Wraz z nim bracia Varin, Solus, Nicko, Ellja i Kistar wypełniali korytarz dudniącymi krokami swoich zbroi energetycznych.  Gratus biegł ile sił w nim jeszcze pozostało. Chciał za wszelką cenę dopaść heretyka i wpakować w niego ostatnie swoje naboje. Chciał zmazać winę za brak natychmiastowej decyzji, która mogła kosztować ich dużo więcej niż życia brata Asstard’a. Dewastator uśmiechną się więc pod hełmem gdy zobaczył wrota prawdopodobnie wiodące do miejsca gdzie prawdopodobnie spoczywał Głos Ciszy jak również i istota odpowiedzialna za całe zło na tej planecie. Czas zemsty nadchodził szybkimi krokami.  Tuż przed uruchomieniem dźwigni otwierającej właź Gratus odwrócił się do zgromadzonych marines i rzucił krótko.

„W imię Imperatora zabijmy ich wszystkich”. Nie czekając na odpowiedź Marine Errant pociągną za dźwignię i po chwili zniknął wewnątrz.

Wizjer hełmu Gratusa natychmiast zaczął analizować wnętrze gigantycznego magazynu, w którym Marine Errant się znajdował. Sama powierzchnia wystarczyłaby na przyzwoity hangar dla co najmniej ośmiu thunderhawków nie licząc miejsca na tankowanie i pomieszczenia dla serwitorów. Ów magazyn nie był jednak pusty. Przy dwóch bocznych ścianach piętrzyły się ogromne stosy trupów. Szybkie oszacowanie wskazywało na parę tysięcy denatów, których stanowili głównie mieszkańcy i pracownicy Savvaro. Stosy ciał znajdowały się blisko ogromnych ramp załadunkowych, które prawdopodobnie transportowały gotowe mundury na wyższy poziom aby tam następnie zostały rozwiezione do pomniejszych magazynów. Tym razem jednak to nie odzież została dostarczona za pośrednictwem ramp ale żywy materiał. Odległość stosów od ramp drugiego poziomu wskazywała na to, że śmiertelnicy byli zabijani na górze, a następnie zrzucani na dół. Na twarzach części trupów można było wyczytać uwielbienie zupełnie jakby zostali pozbawieni życia dobrowolnie, na innych malował się głęboki terror i lęk. Gratus nie miał wątpliwości, że trafili do samego jądra ciemności, które zżarło całą planetę od środka. Wiedział też, że stosy trupów znajdują się tu już od kilku, kilkunastu dni, co wskazuje na rychły koniec rytuału, o którym mówił heretycki inkwizytor.

Moment zadumy skończył się w momencie, w którym marine errant dostrzegł Kerb’a pośrodku wielkiego koła utworzonego z kilkunastu heretyków. Usytuowani na największej platformie postacie w czarnych tunikach modliły się w swoim mrocznym języku, kołysząc się przy tym i wyciągając ręce w kierunku najbliższej ich ściany. Za wyjątkiem heretyków w magazynie znajdowały się coś jeszcze dwie rzeczy, które momentalnie przykuły uwagę Gratusa. Pierwszą z nich było ponad stu orków okupujących obydwa stosy denatów. Ich mózgi podatne na sugestie kierującego nimi inkwizytora nie pozwalały im na jakiekolwiek działanie poza cierpliwym czekaniem w miejscu na ewentualne rozkazy. Nawet wielki, prawie trzymetrowy i zakuty od stóp do głów ork wyglądający na herszta stał bezczynnie ze zwieszonymi łapami wzdłuż swojej monstrualnej sylwetki. Drugą rzeczą był niepozornie wyglądający transportowiec rhino w barwach inkwizycji z wielkim nadajnikiem pokrywającym całą długość pojazdu. Gratus bez wątpienia wiedział, że właśnie patrzy na Głos Ciszy.

***



Gratus nie myśląc chwili dłużej i chcąc naprawić swój poprzedni błąd bez wahania strzelił do upadłego inkwizytora gestykulującego pośrodku swoich popleczników. Odgłosy strzałów rozniosły się doniosłym echem po ogromnej przestrzeni. Pociski przebiły się przez ciała trzech kultystów zabijając ich na miejscu.  Kerb’a dosięgnęła jedna z kul odstrzeliwując mu ramię tuż pod łokciem. Heretyk zawył z bólu gdy z kikuta trysnęła mu ciemna posoka obficie zalewając podłogę. W tym momencie pozostali marines wpadli do magazynu.

Po paru chwilach kikut inkwizytora zabliźnił się. Kerb natychmiast odwrócił się w kierunku w kierunku swojego oprawcy. Reszta jego akolitów nie przestała modlić się nawet gdy paru towarzyszy leżało teraz w kałuży krwi. Ich bezręki przywódca wyszczerzył się szyderczo na widok aniołów śmierci.

„Ciągle wśród żywych? Imponujące. Zdążyliście by uświadczyć nadejście mojego Pana. Nacieszcie się tą krótką chwilą, psy fałszywego imperatora.”

Przywódca kultystów wcisnął przycisk i po chwili cała rampa wraz z obecnymi na niej kultystami leniwie podniosła się z ziemi. Gdy rampa była w połowie drogi na pierwszy poziom Kerb wymamrotał pod nosem zaklęcie, wskazując przy tym na zielonoskórych.
Moment później orkowie obecni w magazynie natychmiast ruszyli w kierunku marines, tak jakby ich mózgi właśnie zostały aktywowane zewnętrznymi rozkazami. Żaden z zielonoskórych nie otworzył ognia w kierunku Astartres, w tej rozgrywce przewaga liczebna i barbarzyńska siła zdecydowanie liczyła się bardziej niż walka na odległość.

Gratus błyskawicznie oszacował ich dramatyczną sytuację. Kultyści byli już schowani, poza ich zasięgiem. Na dwóch flankach mieli przed sobą rozpędzoną machinę zniszczenia jakim byli orkowie wsparci swoim hersztem. Pięciu przeciwko stu. Wynik takiego starcia był z góry przesądzony. W dodatku platforma z akolitami dotarła już na pierwszy poziom a modły kultystów zaczęły przybierać na sile. Rytuał zbliżał się ku końcowi na ścianie sąsiadującej z heretykami zaczął pojawiać się wielki czarny portal nieustannie połyskujący złowrogim światłem osnowy. Pierwsze kształty materializowały się po drugiej stronie. Demony. Za chwilę będą dostatecznie silne by móc przekroczyć granicę materialnego świata i doszczętnie zniszczyć tę planetę.

Dewastator zakonu Marines Errant mógł zatem zrobić tylko jedno.

„Bracie Kistar weźmiesz karabin termiczny i zrobisz wszystko żeby zniszczyć Głos Ciszy. Będę cię osłaniał wraz z naszym wilczym towarzyszem. Solusie, ty i brat Ellja będziecie osłaniać nasze flanki precyzyjnym ostrzałem dopóki będzie to możliwe. Jest cień szansy, że jak zniszczymy tą przeklętą machinę wówczas będziemy w stanie nawiązać łączność. Ruszajcie! Imperator z nami!”

Rozkazał Gratus i oddalił się w kierunku celu. Wraz z nim pozostali marines udali się na wyznaczone pozycję. Krwawy Szpon podał bratu Kistar karabin termiczny i sam donośnie wyjąc rzucił się przodem w kierunku pierwszych orków, które dzieliły marines od ich celu.

***



Ottar rozbija barkiem zardzewiały właz prowadzący do wnętrza magazynu.  Jego dzikość jest nieokiełznana. Jego gniew nieustępliwy. Wraz z nim na arenę śmierci wpada jego oddział Szarych Łowców. Volundr, Asgrim, Sigvid, Rodmar i Einarr. Do tego czterech młodocianych Krwawych Szponów, których imion Ottar nie jest sobie teraz w stanie przypomnieć. Ostatnią postacią przekraczającą wejście jest ciężko ranny marine w biało-niebieskiej zbroi. Pomimo utraty kończyny i dotkliwych ranach korpusu i twarzy Astartes dalej dzierży mocno już uszkodzony piłomiecz.  Nie ma zamiaru stać z boku tylko dlatego, że jego ciało jeszcze nie wie, że już jest martwe. On sam jest bronią Imperatora i umrze wtedy, gdy nie będzie już w stanie dalej walczyć.

Ottar błyskawicznie ocenia sytuację w jakiej się właśnie znajduje jego skromna formacja. Widzi falę orków szarżujących na garstkę marines. Dostrzega trzech Astartes biegnących w kierunku zmodyfikowanego rhino, ich intencje są dla niego jasne. Chcą zniszczyć ten pojazd za wszelką cenę. Przeciągając wzrok dalej Ottar dostrzega pozostałych marines wspomagających swych braci ogniem osłaniającym. Jest ich jednak za mało, żeby przerwać szarżę orków. Część zielonych bestii odłącza się od głównej hordy i teraz pędzi w ich kierunku. Za moment Astartes zostaną otoczeni. Ottar odwraca głowę i daje sygnał pozostałym do ataku, gdy nagle jego wzrok natrafia na olbrzymią platformę parę metrów nad ziemią. Nad platformą wypełnioną tuzinami kultystów złowieszcza czarna mgła zatacza coraz szybsze kręgi. Wir nagle ustaje, a w czarnym tle zaczynają pojawiać się pierwsze kształty.

„Demony” Szepcze sam do siebie Szary Łowca, oddając już pierwsze strzały w kierunku nacierających orków. W tym momencie reflektuje się, że ten magazyn nie będzie ich twierdzą. Będzie raczej ich grobowcem.

Offline

 

#55 2012-09-03 23:38:37

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

VI

Nim zapadnie ciemność



Gratus zatapia gladius w paszczy przerośniętego orka. Sekundę później ostrze przeszywa już aortę kolejnej bestii. Jest szybki i bezwzględny jednak jego broń jest mało skuteczna przeciwko gruboskórnym kreaturom. Obok niego Varin—Krwawy Szpon—atakuje z dziką furią niepodobną do stylu walki Astartes. Jego piłomiecz jest już mocno wysłużony, zatopione w nim kawałki mięsa obcych drastycznie zwalniają obroty piły. Trzeci kosmiczny marine jest u progu swojej wytrzymałości. Jego pancerz uszkodzony w dziesiątkach miejsc odmawia dalszego posłuszeństwa. Astartes nie poddaje się, jego cel jest już w zasięgu wzroku. Jego broń przygotowana do ostatniego, śmiertelnego strzału.

Gratus nie widzi dwóch marines, których zostawił w tyle aby osłaniali jego atak. Słyszy jednak odgłosy ich bolterów. Oznacza to, że bracia Solus i Ellja w dalszym ciągu wykonują swoje zadanie. Przewaga obcych jest jednak przytłaczająca. Kordon zielonoskórych szczelnie broni dostępu do celu, ciasno otaczając trzech marines. Ich śmierć pozostaje tylko kwestią czasu.

Varin uderza płazem miecza w kolejną bestię. Piła jest już całkiem wyszczerbiona więc marine używa miecza niczym maczugi. W momencie gdy czaszka kolejnego obcego pęka przy kolejnym uderzeniu nienaturalny krzyk wypełnia cały magazyn. Varin ryzykuje i odwraca się w kierunku, z którego wydobywa się dźwięk. Czarny portal już nie wiruje, jest spokojny jak ocean po gwałtownej burzy. Spokój jest jednak tylko chwilowy. Z wnętrza wyłaniają się pierwsze, pomniejsze demony. Niebieskie kreatury o kłapiących paszczach i cienkich kończynach żwawo zeskakują z platformy nie zwracając uwagi na wysokość upadku. Za nimi kroczy coś jeszcze, coś co jest zdecydowanie większe i o wiele bardziej zabójcze. W tym momencie milkną boltery Solusa i Ellj’i gdy zielona fala w końcu dociera do nich.

Wojownicy Ottara szarżują na orków najbliżej pojazdu. Wykorzystując zaskoczenie i brawurę spychają część orków z powrotem w kierunku stosów rozkładających się ciał. Ottar własnoręcznie zabija orków ciągle broniących pojazdu, chce umożliwić wykonanie misji nawet kosztem swego życia. Gratus leży na ziemi powalony przez dwóch orków. Varin upada na kolano w momencie gdy wielka stalowa rura ląduje na jego plecach, siła uderzenia posyła go na ziemię. Kistar wyprostowuje ramie z karabinem termicznym. Jest to jednocześnie jedyne ramię jaki mu już zostało. Dzięki ofiarnej walce Ottara brat Kistar jest w stanie dostrzec lukę potrzebną mu na oddanie strzału. Sekundę później Astartes naciska na spust i posyła strumień termicznej energii, która momentalnie rozpuszcza pojazd wraz z jego nadajnikiem.
Gratus powoli podniósł się z ziemi. W momencie zniszczenia urządzenia nadawczego więź mentalna pomiędzy heretyckim czarownikiem a jego ofiarami została przerwana. Zdezorientowani orkowie stanowili teraz łatwy cel dla pozostałych przy życiu Astartes i w ciągu paru chwil teren przy zgliszczach pojazdu został oczyszczony z obcych.

Wykorzystując moment oddechu Gratus pomógł Varinowie wstać, brat Kistar, jak się okazało, nie miał wstać już nigdy. Chwila wytchnienia nie miała trwać długo. Małe, niebieskie demony dołączyły do starcia i po chwili niebieski ogień zaatakował garstkę broniących się marines. Orkowie otrząsnęli się dość szybko a ich zwierzęce instynkty pchały ich naprzód do walki. Tym razem jednak nie kontrolowani przez wyższą siłę, zielone monstra ruszyły w kierunków marines jak również i małych, skrzeczących demonów.

Ottar zawył donośnie widząc jak niebieskie płomienie pochłonęły życie kolejnego Astartes. Wymierzył po raz kolejny swój pistolet i posłał nową dawkę detonujących nabojów w kolejne  szczerzące się kły istoty z Osnowy. Dookoła niego trzy rasy mordowały się nawzajem bez wytchnienia. Ottar dał się całkowicie porwać ferworowi walki gdy nagle jedna z run jego wizjera mignęła na czerwono.

Łączność została przywrócona.

***



Ogromna postać przemierza ciemny korytarz wolnym, lecz zdecydowanym krokiem. Masywna zbroja terminatora nie zezwala na szybszy chód. Postać przekracza otwarty, podłużny właz i zasiada na wielkim tronie. Po chwili wyłaniają się pozostałe postacie, również odziane w najtwardsze pancerze jakie zna imperium. Wilczy lord wita każdego z wchodzących wojowników, zna ich wszystkich od wielu dekad. Podłużny właz zamyka się momentalnie gdy ostatni terminator zasiada na swoim tronie. W tym momencie runa łączności pojawia się na wizjerze wilczego lorda.

„Ottar to ty? Na zęby Russ’a co tam się dzieje na dole?!? Raport. Natychmiast!!!”

„Wzmożone siły zielonoskórych. Miasto stracone. Planeta prawdopodobnie też. Potwierdzam obecność arcywroga na planecie. Demony. Ciężkie walki. Duże straty po naszej stronie” Odparł Ottar walcząc jednocześnie z dwoma demonami.

„Ha! Orkowie i zdrajcy na jednym talerzu? Szykujcie się tam na dole. Właśnie znajduje się w kapsule desantowej. Słyszę w voxie, że nie próżnujesz w tej chwili. Podaj mi wasze współrzędne. Zaraz będziemy robić zrzut” Powiedział Thorvald aktywując systemy wewnątrz kapsuły.

„Odmawiam. Miasto jest stracone. Nie ma potrzeby tracić na próżno kolejnych wilków” Odparł szybko Ottar.

„Będziesz mnie teraz pouczał Szary Łowco? Nie zapominaj z kim rozmawiasz! Jeżeli przeraża cię zgraja orków i kilka pokręconych istot z osnowy to może powinieneś służyć w hangarach naszej ładowni a nie na polu walki!”

„Jest tu coś jeszcze” Ottar zdawał się nie przejmować obelgami swojego lorda „Właśnie wyłoniło się z portalu. Nie mamy tu żadnej broni żeby to zniszczyć. Proszę o ewakuację żeby uratować tych którzy są ze mną od nieuchronnej śmierci.” Odparł do voxu dowódca Szarych Łowców.

„Co? Co tam przeszło z Osnowy? Ottar? Odezwij się! Co tam jest?”

„Widzę go teraz. Jest ogromny. Większy demon chaosu. Wysyłaj po nas thunderhawka albo zapomnij o naszym istnieniu.” Głos Ottara przybierał teraz na sile.

„Co to za demon. Zidentyfikuj go jak potrafisz?” Pytał zaskoczony Thorvald.

„Ottar? Odpowiedz!”

„To jest Kairos

Offline

 

#56 2012-09-05 13:14:35

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Mmmm demony na koniec. Pysznie : )
Ciekawy jestem skąd SW znał jedno z imion większego demona Tzeentcha?


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#57 2012-09-05 13:18:49

KvaN

http://i.imgur.com/gZjTx.png

3688133
Skąd: Byłem Tu a teraz jestem Tam :P
Zarejestrowany: 2011-03-25
Posty: 2816

Re: Opowiadanka Omadana

Opowiadanka przednie.

Xyxel, może nie do końca był taki lojalny jak się wydaje, albo spotkał bydle wcześniej lub czytał o nim?

Offline

 

#58 2012-09-05 13:33:56

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Opowiadanka Omadana

Moze to imie powszechnie stosowane w nazywaniu tego wlasnie lord of change. Jego prawdziwie imie znaja tylko grey knighci :-)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#59 2012-09-05 13:34:28

 cavalierdejeux

Riddle me this...           Riddle me that

Skąd: Breslau-am-Oder
Zarejestrowany: 2010-08-18
Posty: 10089

Re: Opowiadanka Omadana

Xyxel napisał:

Ciekawy jestem skąd SW znał jedno z imion większego demona Tzeentcha?

Może mama mu opowiadała bajkę przed snem albo ojciec straszył, że jak będzie niegrzecznym blood clawem to przyjdzie Keiros i go zabierze


Boreliusz, I've a feeling we're not in Özz anymore.
Battlefleet Gothic (Imperial Navy) ● WH40k (Gwardia Imperialna) ● Necromunda (Ratskin/Cawdor/Spyrer)
Infinity (Ariadna) ● Konfrontacja / Hell Dorado / Alkemy / AT-43 (wszystko)

2016... "Changes never changes."/"Changes never been so much fun."

Offline

 

#60 2012-09-05 16:20:38

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Avatarofhope napisał:

Moze to imie powszechnie stosowane w nazywaniu tego wlasnie lord of change. Jego prawdziwie imie znaja tylko grey knighci :-)

Nie, prawdziwego nie znają nawet Grey Knightci
Inkwizytor Shadrach Remigus, który myślał że zna wziął obstawę SM Star Dragons do walki z Kairosem i ..... (no spoilers!).
Książka "Architect of Fate" jest m.in. o tym wydarzeniu.
http://www.blacklibrary.com/Images/Product/DefaultBL/large/Architect-of-Fate.jpg

EDIT : Wziął obstawę nie GK a SM Star Dragons.

Ostatnio edytowany przez Xyxel (2012-09-05 17:11:18)


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#61 2012-09-05 23:51:27

Zalew

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-20
Posty: 1690

Re: Opowiadanka Omadana

Ottar poznał wiedzę tajemną, Gratus zawahał się celując do heretyka.. Ktoś mógłby pomyśleć, że Omadan przymierza się do nowego startera..
Mam nadzieję że inkwizycja nie będzie tak skrupulatna jak Xyxel. Omadanowe opowiadania urwałyby się nad wyraz gwałtownie..
Dziesięć minut które poświęciłem na to opowiadanie, uważam za dobrze spożytkowane. Przebieram nóżkami na następne odcinki.
P.S.
Przestać mi się czepiać, ale już!


Prowadzę dystrybucję miodu pszczelego, więcej informacji w dziale handlowym oraz pod telefonem
Telefon kontaktowy:5II774288

Offline

 

#62 2012-09-06 00:14:25

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Dzięki wszystkim za miłe komentarze i konstruktywną krytykę :-) Oto brakujące ogniwo w opowiadaniu:

Offline

 

#63 2012-09-06 00:19:41

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Widzę go jak powoli wyłania się z portalu.

Najpierw jedna głowa. Po chwili druga i reszta tego plugawego ciała.

Obydwie głowy cały czas są w ruchu, sprawdzają nas. Pomimo tego, że wiele lat spędziłem na Fenrisie—ojczyźnie mrozów i nieokiełznanych zamieci— żadne zimno nie jest w stanie zgasić ognia we mnie. Tym razem jednak czuję jak przenika mnie chłód jego czarnych ślepi. Wiem, że pozostali mają podobne wrażenie. Przypominam sobie gdy pierwszy raz widziałem te ohydne ptasie dzioby na Kastaad II ponad dekadę temu. Oczyszczaliśmy wtedy planetę z herezji. Świątyń czczących XV legion i ich boga. Byłem wtedy z Thorvaldem w oddziale. Nie był jeszcze wtedy takim zawziętym durniem jakim jest dzisiaj. No i nie był jeszcze wilczym lordem. W jednej ze świątyń natrafiliśmy na silny opór wroga. Po wielogodzinnym starciu udało nam się w końcu zgładzić wszystkich czcicieli arcywroga. Zaintrygowani zawziętą obroną przeciwników zagłębiliśmy się w dwójkę w głąb świątyni żeby sprawdzić czy nie było tam nic godnego personalnych oględzin. Tak trafiliśmy na upiorne znalezisko. Ogromny posąg nienaturalnej istoty wyrósł na końcu naszej wędrówki. Istoty o dwóch głowach zakończonych dziobami. Długie szyje łączyły obydwie głowy z wątłym tułowiem, zaopatrzonym w skrzydła. Na podeście, na którym stał posąg widniała marmurowa tablica z jednym słowem w starym gotyku. „Kairos”.  Zapewne było to imię demona z posągu. Imię, które pewnie nadali mu jego ludzcy zwolennicy objawieni fałszywymi wizjami chaosu. Zniszczyliśmy ten posąg doszczętnie. Nawet wtedy gdy własnoręcznie łamałem i miażdżyłem pod butami obrzydliwe głowy posagu czułem jak jego martwe oczy przeszywają mnie na wskroś. Teraz patrzyłem już nie na posąg z odległej planety, lecz na prawdziwe, odwieczne zło zatopione w czarnych ślepiach.

Kairos wyłonił się już cały z portalu. Rozprostował demoniczne skrzydła prezentując swoją potęgę. Część kultystów spada z platformy strąceni odnóżami demona. Inni pod wpływem jego obecności zaczynają  zmieniać się w coś co nie ma wiele wspólnego z człowiekiem. Wszystkie walki nagle ustają, każda z istot obecnych w magazynie zdaje sobie sprawę jaką mocą może dysponować dwugłowy potwór. Pomniejsze demony chowają się po kątach, zdając sobie sprawę do czego ich pan jest zdolny. Nawet tępi orkowie zaprzestają walki. Słychać jedynie harmonijny odgłos naszych włączonych piłomieczy. Przynajmniej tych, które są jeszcze sprawne.

W tej chwili pozornego spokoju rozglądam się po pobojowisku. Mój wzrok natrafia na kolejnego Astartes odzianego w biało-niebieski pancerze. Sądząc po plecaku jest to dewastator. Operator ciężkiego boltera. Nigdzie jednak nie widzę jego broni, chociaż plecak sprawia wrażenie jakby był pełen amunicji. „Te młody zakony” myślę sobie „Nie potrafią nawet upilnować świętej broni Imperatora”. Sile się na mały żart śmiejąc się sam do siebie pod hełmem, chociaż wcale nie jest mi do śmiechu.

Nagle Kairos zeskakuje z platformy na podłogę magazynu. Ściany trzęsą się pod wpływem lądowania demona. Jesteśmy jak w transie. Zdaję sobie sprawę, że żyjemy tylko dlatego bo ma nas spotkać gorszy los. Skoro demon nie zabił nas od razu to pewnie zależy mu na nas. Żywych.

Orkowie pierwsi przerywają aurę spokoju. Ich temperament i instynkty nie pozwalają im dłużej na pasywne oglądanie całego zdarzenia. Najbardziej masywny ork z całej bandy rzuca demonowi wyzwanie, po czym szarżuje w jego kierunku. Cały okryty jest płatami blach, które pewnie mają robić za zbroję. Jego lewa łapa zakończona jest ogromną buławą, w prawej zaś dzierży topór wielkości człowieka. Chuderlawy demon wydaje się dla niego łatwym celem, orkowa intuicja podpowiada mu, że tylko ci z wielkimi mięśniami się liczą. Kairos wydaje złowieszczy krzyk a następnie lekceważąco otwiera dłoń prawej ręki. Wielki ork odkrywa jak bardzo się pomylił w momencie gdy niebieski ogień konsumuje jego ciało. Pozostali zielonoskórzy momentalnie rzucają się do ataku, rozjuszeni śmiercią swego wodza. Liczą, że w liczebności siła. To dobry moment dla mnie żeby wydać rozkaz, którego wydawać nienawidzę.

„Ottar do wszystkich” mówię spokojnie. „Wynosimy się stąd”.

Offline

 

#64 2012-09-24 19:59:55

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Słyszę go.

Czuję jak wdziera się do moich myśli. Nie sprawia mi to bólu ale mam świadomość, że jest tutaj. Jest subtelny. Nie widzę fontanny krwi ani rozkładającego się ciała. Nie widzę hedonistycznych rytuałów ani okaleczania się w imię mrocznych bóstw. Jedynie czego doświadczam to nieokiełznana wiedza, sekrety i niezbadane tajemnice wszechświata. Widzę imperium ponownie w erze światłości. Imperator znowu pośród nas, jego ciało skryte w energetycznym pancerzu nieznanej mi konstrukcji. Widzę potęgę mojego zakonu odrestaurowaną, klasztor Vilamus jeszcze potężniejszy niż w przeszłości. Widzę niezliczone zbiorniki pełne genoziarna lojalnych Adeptus Astartes gotowe do aplikacji nowym kadetom. Widzę…

W tym momencie wizja zanika.

Odczuwam dyskomfort w okolicach tyłu głowy. Coś brzęczy mi w hełmie, zdaję się, że łączność została przywrócona ale nie jestem w stanie niczego zrozumieć.

Nagle odczuwam gwałtowny zawrót głowy. Zupełnie jakby grawitacja przestała działać. Moje ciało zbliża się do podłoża. Dyskomfort zamienia się w ból gdy z impetem ląduje na ziemi. Podnoszę się na wszystkich czterech kończynach, wizje wyparowują jak poranna mgła. Słyszę jakieś dźwięki dobijające się to mojej obolałej jaźni. Ktoś mnie nawołuje? Lub przed czymś ostrzega? Czuję…

Czuję prawdziwy tępy ból gdy potężna pięść ląduje na boku  mojej głowy. Krew zalewa wnętrze hełmu wypełniając je specyficznym, metalicznym smakiem. Prosta dedukcja rodzi mi się w głowie: zostałem zaatakowany. Moment mojej dekoncentracji został wykorzystany i teraz wróg ma nade mną zdecydowaną przewagę. Powoli zwracam wzrok w kierunku oponenta, będę szukał ostatniej szansy dla siebie na sprawny unik lub parowanie ciosu.
Pomimo krwi na wizjerze widzę go. Wielka, dzika bestia góruje nade mną. Z kłów sączy się ślina obficie już pokrywająca podbródek. Rządza mordu w oczach odzwierciedla cały stan umysłu tego osobnika, rzucając nieco szlachetności na jego zwierzęcą aparycję. Jego pistolet wymierzony w moją głowę nie pozostawia żadnych złudzeń.

„Jeszcze raz dasz się zwieść ze świętej i jedynej ścieżki to z całą pewnością będzie to twój ostatni moment na tym świecie. Errancie.”

Upokorzenie.

Szczeniacki Kraway Szpon poucza mnie i straszy. Co on może wiedzieć o Wiecznej Wojnie, którą toczyliśmy gdy pierworodni jego plemienia biegali z kamiennymi maczugami. Ma jednak rację, stwierdzam po namyśle. Dałem się zwieść. Tydzień Litanii Przebaczenia dla mnie. Jeśli przeżyję.

„Nie będzie następnego razu.” Oświadczam wstając. „Nigdy.”

Cała sytuacja trwałą zapewne parę chwil, jednak szybko przekonuję się, że wiele się zmieniło podczas mojego „zamyślenia”. Większość wilków już opuściła magazyn. Zostało tylko paru z tylnej straży, Vardin-obrońca wiary-oraz…na Złoty Tron….to..Ligardius.

To co widzę jest zaprzeczeniem nawet tak skutecznej fizjologii jaką jest ciało Astartes. Twarz mojego dowódcy stanowi czerwono-czarna, osmalona płachta skóry. Uszy i nos są nieobecne. Lewo oko również. Jedynie prawe, mrugające oko stanowi jedyny dowód, że marine jeszcze żyje. Pytanie tylko jak długo.

Potężny huk wystrzału przykuwa moją uwagę ku przeciwległej ścianie magazynu. Widzę, jak liczna fala zielonoskórych wdziera się do budynku. Oswobodzeni z mentalnych kajdan, orkowie zwracają się ku swojemu prawdziwemu celowi: zniszczenia wszystkiego i wszystkich. Obecnie jest nas tak mało, że zielonoskórzy nie wydają się już nami interesować. Zgodnie z zasadą, że największy jest pierwszy do odstrzału, orkowie rzucają się na wielkiego demona i jego pomniejszych sprzymierzeńców. W ruch idą prymitywne rakietnice, których głośnie pociski trafiają wszędzie tylko nie w zamierzony cel. Sądząc po ubytkach w ścianach, zawalenie obiektu jest tylko kwestią czasu. Muszę zrobić tylko jedno zanim opuścimy to przeklęte miejsce.

„Tu Gratus. Aktualny dowódca. Wywołuję Potęgę Vilamus’a, zgłoście się.”

„Dowódca kompanii Varius Arcerus. Mów Errancie co na Złoty Tron tam się dzieje na dole? Raport. Status.” Odpowiada nieco podekscytowany dowódca.

„Oddziały stracone. Planeta opanowana przez arcywroga. Wzmożone siły zielonoskórych i istot z Osnowy.”

„Ocaleni?”

„Ja i Ligardius. Chociaż podejrzewam, że to tylko kwestia czasu. Napotkaliśmy też oddziały marines z zakonu Kosmicznych Wilków. Są obecnie na etapie ewakuacji planety.”

Tu wkrada się dziesięć sekund ciszy, w których doskonały umysł Variusa Arcerusa boleśnie analizuję aktualny stan kompanii i jej dalszej przyszłości. Po chwili połączenie zostaje wznowione.

„Odczyty wskazuję, że wszystkie thunderhawki mamy rozbite lub ich załoga nie żyje. Musicie zabrać się z wilkami. Pozostańcie żywi. Na opłakiwanie braci jeszcze nastąpi czas.”

Połączenie zostaje przerwane, a wraz z nim moja nadzieja na przyszłość mojego zakonu.

„Ruszamy.” Rzucam Ligardiusowi i wraz z resztką sfory uciekam przez boczne drzwi.

***



Pośród gwiazd niewielki obiekt opuszcza luk ładunkowy szarego krążownika. Po chwili mały statek uruchamia swoje dopalacze i kieruje się wprost w kierunku Ester I. Wielka prędkość sprawia, że wejście w atmosferę planety robi się niebezpieczne a ryzyko spalenia całkiem realne. Nie jest to jednak w stanie przestraszyć pilota, który spędził dekady za sterami szarego thunderhawka. Podczas gdy jego bracia przez niezliczone kampanie mordowali i ginęli w imię Imperatora, on zajmował się pilotażem transportowca, dostarczając lub ewakuując swych braci z pola bitwy. Teraz jego umiejętności zostaną poddane testowi po raz kolejny. Szary Łowca Rovan Krig forsuję swoją maszynę do granic możliwości aby zdążyć na czas. Tam na dole jego bracia giną.

***



Ottar wyjmuję pusty magazynek ze swojego boltera i sprawnym ruchem natychmiast podpina nowy. Ostatni. Reszta jego wilków czyni podobnie. Dookoła szaleje chaos. Orkowie wyłażą z pobliskich budynków szybko zapełniając ulice co zdecydowanie utrudnia sprawny odwrót do wyznaczonego punktu ewakuacyjnego. Ottar szybko analizując sytuacje wydaje sforze rozkazy.

„Volundr, Asgrim tylnia straż.  Sigvid, Rodmar, Einarr przednia straż. Krwawe Szpony ze mną. Krótkie serie. Żadnych bójek z zielonymi. Zabijamy tych co stoją nam na drodze i do przodu. Errancie, z racji, że gdzieś zapodziałeś swój bezcenny ciężki bolter zaopiekuj się swoim rannym towarzyszem. Do punktu mamy cztery minuty. Ani sekundy dłużej nie pozwolę tu czekać Rovanowi na wasze nędzne kity, ryzykując strącenie ostatniego thunderhawka. Russ z nami!” Inspirująco zawołał Ottar a jego poplecznicy natychmiast zajęli wyznaczone pozycje.

Parę sekund później głośny huk walącego się budynku rozniósł się echem po całej południowej części miasta, gdy paręnaście orkowych rakiet doszczętnie zniszczyło filary wspierające sufit magazynu.

Offline

 

#65 2012-10-15 01:12:18

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

VII
Zapada ciemność



Ottat zaklął siarczyście widząc jak runa życia Volundr’a zgasła. Parę minut wcześniej był świadkiem jak brat Sigvid został rozerwany na strzępy za sprawą zmasowanego ostrzału zielonoskórych. Wszystko wydarzyło się gdy na drodze do punktu ewakuacyjnego pojawiła się chmara obcych. Bez możliwości wcześniejszego rozpoznania oraz będąc w zdecydowanej mniejszości, marines nie byli w stanie dostatecznie szybko unikać większych grup orków. Czas grał na niekorzyść a pętla zastawiona przez wroga zaciskała się coraz ciaśniej. Ottar ciął mocno kolejnego orka, który stanął mu na drodze. Jego bolter pusty od dawna zwisał przypięty do złotego pasa.

„Zmieniłem trasę do punktu ewakuacyjnego. Przez to się nie przebijemy.” Skwitował dowódca wskazując piłomieczem barykady na końcu ulicy.

„Boczna ulica. Tak dotrzemy do placu. Jazda, wynośmy się stąd”.

Szaroniebieski thunderhawk ostro lawiruje przed deszczem pocisków wystrzelonych w jego kierunku. Dekady spędzone w kokpicie i rewelacyjny zmysł bitewny ratują pilota przed rychłą śmiercią ale to raczej odwleczenie wyroku. Ciężko pozostać w jednym kawałku gdy ma się przeciwko sobie całe miasto. Rovan Krig mocno odbija w prawo unikając kolejnej salwy orczej artylerii. Nie ma czasu na oddanie strzału jego cel już blisko. Gdy Rovan wykonuje kolejną ewolucję zapala się kontrolka komunikatu.

„Zaraz będę, ciągną za sobą całe piekło tej planety.”

„Wzmożona liczebność wroga przy punkcie. Nie przebijemy się sami. Ostrzelaj teren jak będziesz podchodził.”

„Co? Nie zdążę już nawrócić by podejść z waszej strony. Strzelając jest wielka szansa, że sami oberwiecie.”

„Wiem. Strzelaj celnie bracie. Schowamy się w budynkach.”

„Russ z wami”. Odparł pilot i obniżył pułap aktywując jednocześnie ciężkie boltery osadzone na skrzydłach.

Ottar nie miał zbyt wiele czasu aby przedstawić cały swój plan reszcie sfory. Zdołał więc ryknąć „Wszyscy do budynków. Będzie ostrzał naszego latacza. Kryć się wilki!”

Moment później setki śmiercionośnych pocisków anihilują całą zawartość ulicy.

Rozkaz Ottara został wykonany z iście sekundową synchronizacją. Wszyscy marines po usłyszeniu ostatniego wyrazu natychmiast rzucili się przez okna, drzwi lub nawet bezpośrednio przez ściany otaczających ich budynków. Jedynie jeden Krwawy Szpon związany walka z kilkoma przeciwnikami  nie zdołał dostać się do bezpiecznego miejsca. Brocząc krwią z wielu ran śmiał się widząc zdziwione pyski zielonych bestii gdy pierwsze naboje zaczęły przebijać ich brudne ciała. Przynajmniej on przyjmie śmierć z honorem wojownika jakim był za życia.
Całość trwa może dziesięć sekund. Niegdyś handlowa ulica zamienia się w wystawę orczych kończyn i korpusów. Białe budynki kupieckich cech pokrywa teraz oblepiająca breja złożona z flaków, krwi i mózgowej tkanki. Widok i zapach jest intensywny, śmierć kilkudziesięciu istot zostawia po sobie krwawą spuściznę.
Rovan pośpiesznie kładzie maszynę miażdżąc pod nią resztki orczych ciał. Wąska ulica nie sprzyja odpowiedniej manewrowości i thunderhawk dokańcza dzieła zniszczenia tnąc swoimi olbrzymimi skrzydłami pobliskie ściany. Duch maszyny w dalszym ciągu pała wrogością i nienasyconym gniewem. Dla niego walka jeszcze nie jest skończona.
Po chwili tylna klapa ładunkowa otwiera się z hukiem a z środka słychać szorstki głos pilota.

„Trzydzieści sekund. Potem już nie odlecimy. JAZDA!”

Gratus otrząsa gruz ze swojego energetycznego pancerza. Pomaga wstać swojemu towarzyszowi, którego przed chwilą ratował własnym ciałem. Ligardius wygląda na martwego ale jego serce dalej bije. Podnosi się niezdarnie i podąża za Gratusem na ulice, lub raczej to co z niej zostało. Dookoła nich pozostali marines nadbiegają do statku. Co odważniejsi orkowie już strzelają do thunderhawka, a w oddali widać jak grupki obcych z ciężka bronią prędko gotują się do oddania strzału.

Ottar przekracza próg rampy jako ostatni. We wnętrzu panuje ponura atmosfera. Wszyscy zasiadają po jednej stronie, tyle miejsc pozostaje pustych. Ottar rozgląda się po ocalałych. Napotyka wzrokiem dwóch errantów w biało-niebiskich zbrojach, potem kieruje się w stronę swoich łowców: Einarr’a, Asgrima’a i Rodmar’a. Są jeszcze trzej młodzieńcy. Krwawe Szpony. Dziś przeszli najsurowszy trening jak była w stanie zapewnić im ta przeklęta planeta. Ottat zajmuje ostatnie miejsce w rzędzie. Następnie nawiązuje połączenie.

„Roven. Zabierz nas stąd.”

***



Wysoko na orbicie Kordreg – nawigator Cienia Fenrisa krzyczy z bólu. Nie jest to ból fizyczny. Jego cierpienie wiąże się z potężnym zawirowaniem Osnowy. Zawirowaniem, jakiego Kordreg nigdy wcześniej nie doświadczył. Nie jest jednak głupcem, funkcję nawigatora pełni już prawie dwie dekady. Dla niego takie zawirowanie może oznaczać tylko jedno. Jednak taką informacją może się on podzielić tylko z najwyższa władzą tego okrętu – z wilczym lordem – i musi zrobić to szybko.

***



Ottar zdjął swój zniszczony hełm. Obrócił go w rękach tak jakby chciał sobie przypomnieć każdą z pokrywających go blizn. Szaroniebieska farba stanowiła już mniejsze połacie hełmu, przegrywając walkę z surowością ceremitu. Czerwone ślepia wizjera złowroga spoglądały prosto w niebieskie oczy kosmicznego wilka napełniając jego serca gniewem. Tylu dzielnych wojowników poległo tego dnia. Większość z nich była mu więcej niż bratem ze sfory. Z wieloma z nich znał się kilkanaście lat, z innymi o wiele dłużej. Wrócił myślami do tych chwil, podczas gdy podniebny transporter szybko opuszczał atmosferę Ester I.

Zaduma wilczego dowódcy dobiega końca gdy wewnętrzy vox pokładowy rozbrzmiewa donośnym głosem. Zmysły Ottara natychmiast wracają w stan gotowości gdy identyfikuje on głos dobywający się z głośników. Jest to jego główny dowódcy – wilczego lord Berfinn.

„Roven spiesz się. Nasz nawigator wyczuł wielkie zawirowania w Osnowie. Potwierdził to też nasz kapłan Volkvar. Wygląda na to, że zbliża się do nas…flota ogromnych rozmiarów. Nie jesteśmy jeszcze w stanie jej zidentyfikować. Wiemy tylko, że nie są to jednostki Imperium.”

Gratus podniósł głowę zupełnie jakby miało mu to pomóc w lepszym skupieniu się na treści komunikatu. Flota, która wywołuje zawirowania musi naprawdę być potężna. Kto mógłby dysponować armią takich rozmiarów. I jaki miałby cel przybywając na tę przeklętą planetę? Znajdowali się już od parunastu minut w przestrzeni kosmicznej gdy Berfinn ponownie nawiązał łączność. Sekundę później pilot Roven zaklął siarczyście.

„Roven macie siedem minut na dotarcie do Cienia Fenrisa. Zostaliśmy ostrzelani przez przybyłą flotę wroga. Czerwoni Korsarze. Swoją liczebnością są w stanie podbić cały ten układ. Zniszczyli nam tarcze i większość baterii. Żyjemy tylko dlatego, że te łajdaki chcą nasz statek. Czeka nas abordaż. Za siedem minut będziemy próbowali wskoczyć do Osnowy. To jedyna szansa. Macie tylko tyle czasu. Statek Errantów już umknął, nie miał szans na walkę. Nasz statek ma być trofeum tych łajdackich psów. Chcą triumfować tak jak triumfowali kiedyś zajmując Wilka Fenrisa. Nigdy nie dopuszczę do tego. Potrzebuje waszych kłów i szponów tutaj. Przybywajcie bracia.”



EPILOG





Bernfinn Syn Zimy stał bez ruchu patrząc na cztery obiekty zbliżające się do jego statku. Po chwili odwrócił wzrok od monitorów i rozejrzał się po osobach obecnych w strategium. Dookoła niego Wilcza Gwardia, odziana w ciężkie pancerze terminatorów stała równie nieruchomo oczekując dalszych rozkazów. Bernfinn oskrzydlony był przez swoich dwóch najbardziej zaufanych Astartes; kapitana Wilczej Gwardi – Thorvalda, oraz wilczego kapłana Volkvar’a. Pomimo, że ta dwójka była ze sobą w nieustannej animozji, w tej godzinie rozpaczy ich więź krwi i lojalność nie zostaną zachwiane. Cały okręt postawiony jest w stan najwyższej gotowości, każdy Astartes bądź ludzki członek załogi będzie bronił danego odcinka korytarza do śmierci swojej lub wroga. Największa bitwa rozegra się jednak tutaj, w ogromnej komnacie strategium. Dlatego też tutaj skumulowane są największe siły jakimi dysponuje jeszcze zdziesiątkowana kompania. Niezręczną cisze przerywa Asoradh, ludzki kapitan okrętu.

„Cztery torpedy abordażowe uderzą w nas za pięć minut. Kierują się w stronę strategium lub pobliskie lokacje. Ich intencje są jasne. Czy mam przerzucić część mocy na manualne działka burtowe lordzie?” Spytał podekscytowany kapitan.

„Nie. To co do nas leci to psy zerwane z zaprzęgu swoich panów. Chcą mieć pierwszą krew na rękach i zdobyć ten statek skromniejszymi siłami. To znaczy, że ich główny atak nie jest jeszcze w końcowej fazie przygotowań. Cała moc przekazuj na postawienie tarcz i uruchomienie skoku w Osnowę. Może uda się uciec zabierając ze sobą tylko kilku nieproszonych gości.” Odparł Berfinn aktywując swój potężny miecz energetyczny.

„Te kapsuły staną się ich grobami. Wilki, czas na łowy.”


***



Mocna uszkodzony thunderhawk pędzi w kierunku lekkiego krążownika przepalając swoje silniki. Zbyt szybkie wyjście z gorącej atmosfery w chłód kosmicznej próżni poważnie naruszyło konstrukcję maszyny. Pilot nie daje jednak za wygraną i bezlitośnie szarżuję naprzód. Odległość do celu maleje lecz nagle paręset kilometrów od  krążownika radar wykazuje obecność czterech obiektów. Sądząc po rozmiarach to torpedy abordażowe. Pilot pragnie je dogonić i zniszczyć nim dosięgną celu, lecz odległość dzieląca go jest zbyt duża, a ich prędkość zdecydowanie większa. Nie mijają dwie minuty gdy Roven widzi jak na ekranie monitora cztery kapsuły penetrują poszycie statku w różnych punktach. Wie, że z wnętrza tych kapsuł ohydni renegaci zalewają jego statek jak karaluchy niesione instynktem plądrowania. Nie ma jednak zbyt dużo czasu na rozmyślania, gdyż jego rozpadający się thunderhawk właśnie kieruję się w stronę otwartego luku ładunkowego. Pilot zaciska żeby i manewruje, wytrącając przy tym prędkość najlepiej jak umie. Parę sekund później jego maszyna rozbija się na przeciwległej ścianie hangaru. Moment później zamyka się właz. Głośny dźwięk syreny oznajmia wszystkim, że Cień Fenrisa właśnie wskakuję w Osnowę…



Wilki powrócą w drugiej części powieści już niebawem!

Offline

 

#66 2012-10-15 10:26:48

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Bardzo mi się podobało. Była szybka i soczysta akcja (bez przydługich narracji i monologów bohaterów jak to się zdarza w sporej części książek 40k).
Ponieważ dobrze się bawiłem czytając wszystkie części tego opowiadania, to stawiam autorowi jak tylko trafi się ku temu okazja, jakiś odpowiednio wilczy napitek.


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#67 2012-10-15 15:16:28

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Czytało się to z zapartym tchem, bohaterowie są z krwi i kości, akcja nie ustaje, a soczyste opisy nadają realizmu tej opowieści.
Czekam z niecierpliwością na część drugą i liczę na jeszcze więcej i jeszcze lepiej


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#68 2012-10-17 23:50:31

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

Parę słów na zakończenie pierwszej części trylogii o Wilkach. Serdecznie wszystkim dziękuję za komentarze przewijające się podczas tworzenia tej historii. Dzisiaj licznik przekroczył 1700 wejść co raduje mnie niezmiernie. Rozumiem więc, że moje opowiadanka są w miarę znośne a treść  do strawienia. Pisanie o półbogach, którzy niewiele mają wspólnego z ludźmi nie jest wcale łatwe i zawsze przeniknie jakiś patos, ckliwość lub inna słabostka człowieczeństwa. Mam nadzieję, że mimo wszystko będziecie czujni na nową część historii, która tym razem będzie pisana w kooperacji z innym autorem mega-fluffowych historii i bitew Wh40K. Jeżeli wystarczy mi czasu mam w planach jeszcze krótkie spin-offy głównych bohaterów rzucające nieco światła na ich historie i powiązania z zakonem. For the Emperor…

Offline

 

#69 2012-10-19 00:36:11

 omadan

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-10-23
Posty: 613

Re: Opowiadanka Omadana

INVICTUS CREMACIUS




Prolog



Nadchodzą. Cztery kapsuły abordażowe pustoszeją parę sekund po otwarciu włazów. Brzęk łańcuchów i stukot czaszek wszelkich ras obwieszcza ich nadejście. Upadli Astartes natychmiast udają się w różnych kierunkach, zalewając pobliskie korytarze . Pomimo tego, że nie są bardziej zorganizowani niż sfora dzikich psów, każdy z nich zna na pamięć rozkład większości statków Imperium. Część z nich pamięta jeszcze odległe czasy, gdy z imieniem Imperatora na ustach przemierzali korytarze łudząco podobne do tych teraz. Czerwono-czarny kordon pozostawia po sobie tylko śmierć i zniszczenie penetrując Cień Fenrisa niczym zaraza trawiąca ciało. Ta zaraza ma materialną twarz zakutą w energetyczny pancerz. Ghorbag Ogar Hurona nadchodzi wraz ze swoją świtą. Jego piłotopory nigdy nie odpoczywają. Jego pragnienie nigdy nie jest nasycone. Nie spocznie dopóki choć jedna istota zostanie przy życiu na tym okręcie. Na jego okręcie.

Offline

 

#70 2012-10-19 08:43:59

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Opowiadanka Omadana

Witam i od razu dwa słowa wstępu, żeby nie dezorientować czytających.
Mam zaszczyt, wziąć udział we współtworzeniu powieści Omadana, na jego prośbę. Postaram się jak najlepiej, żeby swoim pisaniem trzymać poziom Omadana i nie psuć tego, co tutaj tworzy.
Będzie szybko, ostro i brutalnie, więc trzymajcie berety i życzę wam dobrej zabawy przy czytaniu.


                                                                                                                                    I 
                                                                                                                        Za czerwoną mgłą

Czerwone! Czerwone! Wszystko widzę czerwoneeeee! Krew, krew, krew, kreeew dla boga krwiii!
Lecimy, szybko, szybkooo! Jeszcze sekundy, sekundy i będę wyrywał serca z ich ciał, kreeew!
Co on mówi? Ten idiota coś do mnie mówi! Kopię go w pysk, nachylił się więc kopię go w pyyyysk! Co on chciał, światło, zmieniło się światło, tak, tak, to był mój renegat, tak, korsarz, nowy. Nie ufam mu, ale dali go mi. Aaaaaghhh! Gdzie jest ta kreeew!
    Powiedział, że sekundy, że jeszcze sekundy i walniemy w nich! Ghhheeeee! Zaraz zaryjemy, zaryjemy w ich miękkim pancerzyku, nasza paszcza wgryzie się w nich jak czerw w mięsoooo!
Czerwoneeee! Widzę czerwoneee. Aaaghhhhh!
Walneło! Ale walnęło, nie lecimy, co jest? „Ty! Co jest, gadaj co jest! Odpowiadaj ścierwo jak ciebie pytam!”
    Patrzy się na mnie, mój korsarz patrzy się na mnie i szybko mówi, wbiliśmy się, o taak, jesteśmy w nich!
Krew! Krew! Krew! Kreeew dla boga krwiiii! Wybiegam, roztrącam barami te ślamazarne gnidy. Moje, pierwsze krople kwi są moje, dla mnieeee! Wagrrrrr!
Topory w dłoniach ciężkie, dobre topory, warczą, błyskają zębiskami, są głodne, chcą żreć, dam im żreć! Korytarz jakiś, gdzie jestem, gdzie te parszywe kundle, chcę wyrywać im flaki z trzewiiii!
    Jest, jest jakiś nieudacznik, strzela, do mnie strzela! Podbiegam, jest mały, do pasa mi sięga, to człowiek jest, zamachuję się lewą ręką. Dobry topór, żre go żywcem, krew, kreeew!
Waaaghhhhhaaaa! Korsarze, biegną za mną, zabijają ludzi, to dobrze, dobrze, pan chce krwi, więcej krwiii, więcej czaszeeeek! Aahhhh!
Psi syn! Trafił mnie, popapraniec trafił mnie tym kozikiem, „Choć tu! Choć tu tchórzu, nakarmię moje topory!”
Idzie, idzie i coś mówi, modli się? Do kogo się modli? Do kogo, do trupa? Rzucam się na niego, jest silny, duży, powolny. Odrzuciło go, zachwiał się, wbijam topory w jego nogi, w kolana, tam jest słaby, tak, upada przede mną.
    „Pomódl się do mojego buta wilku!” Oderwało mu głowę, kopniakiem oderwałem mu głowę! Ile krwi, ach ile tu krwiii! Coś wyje, wyje aghhhhh! Alarm, coś nawaliło, dobrze, to dobrze, będą biegać w popłochu i nadstawiać karki. Kreeew!
Jest następny, następny psi zasraniec, strzela, głupiec. Podbiegam, uchylam się i tnę toporem od spodu. Rozszarpało mu dłoń, dłoń krwawi obficie, nie strzela już, gaaaaahhhhhh! Tyle krwiii!
Wbijam mu kolano w bebechy, pancerz, on ma pancerz, Astartes, pies skundlony! Giń, „Giń! Kundlu giiiń!”
    Nóż wyciągnął, mało mu! Odrąbuję mu toporami oba ramiona, broczy, och jak wspaniale broczy krwią, krwią! Krew! Kreeew!
Jeszcze dwaj, są jeszcze dwaj, psy! Wbiegam między nich, roztrącam, wypada jednemu bolter, kopię go. Drugi strzela! Ghhaaarrrrr! Trafił mnie, krew, na boga czaszek, moja kreeew! Ha ha haaa! Moja krew też jest dobra! Wytrącam mu karabin, uderzam łokciem w bok hełmu, jeszcze raz, uderzam jeszcze raz, teraz topory, żryjcie, jeden w ramię, drugi w kolano, tak, taaak! To dobre miejsce, bolesne, mocno krwawi, kreeew!
    „Wstawaj, wstawaj nędzna gnido!” Wstaje, podnosi się i patrzy na tego drugiego, boi się? Mnie się boi? Space Marines mnie się boi? „Lej, lej ze strachu jak chcesz, nie ma wstydu, nie ma wstydu bać się czempiona Ghorbaga!”
Nie czekam, nacieram na niego, boi się, topór w pierś, ale warczy! Ale ten topór wspaniale warczy! Przecięło go, bryzga flakami, krwią bryzga! Krwią! Kreeew! Więcej krwiiii! Chcę krwiii! Bóg chce krwiii!
    Głosy, gdzieś są głosy, korsarze walczą, roznoszą na strzępy ten wrak? Walczą? Moi korsarze, biegnę do nich. Trupy, stosy trupów po drodze, waaaghhrrr! Nie ma czasu, gdzie są te psy...aghhhhhhhh! Wstaję, szybko wstaję, dlaczego upadłem?
Ktoś do mnie mówi? Uskakuję, szybko uskakuję i zasłaniam się toporem, dobrym toporem. Pęka metal, miecz, człowiek, skacze i wrzeszczy, co on wrzeszczy? Powietrze? Brakuje mu powietrza?
Kopię go w głowę, pęka, och jak wspaniale pęka i rozchlapuje się po ścianach! Mnóstwo krwi, mnóstwooo! Biegnę, do dźwięków biegnę, do korsarzy, do walki, po czaszki. Szeroki korytarz, wyje ta przeklęta syrena, wyjeee! Niech...oughhh.
    Powalił mnie jednym ciosem! Wielki jest, wielki i silny, dobry przeciwnik, strzela, przeturlam się! Aaggghhh. Parszywy tchórz, strzela do mnie! „Walcz ty przerośnięta suko! Walcz jak Marine! Ty kupo zapchlonego łajna!” Przestał strzelać, idiota przestał strzelać! Ha ha ha haaa! Kreeew! Kreeew! Topory, oba topory w pachwiny, tam go zaboli, będzie krwawiło! Będzie bryzgało juchą psaaa!
Nie spodziewał się, nie spodziewał się, nie wie jak walczyć, ja wiem, jaaa! Wieeem! „Wieeem parszywy kundlu jak walczyć z Terminatorem, ja wieeem!” Zachodzę go z boku, obraca się, jest powolny, obraca się powoli, krwawi z pachwin, krwawi jak szlag, jaaak szlaaag!
Hełm, ma twardy hełm, walę pięścią w hełm...oghhhhh.
    Uderzył, walnął mnie rękawicą! Boli, bardzo boli, ale ja wiem jak z nim walczyć! Podrywam się, biegnę, skaczę na psa jak na barana. Krwawi, moooocno krwawi, topory leżą na ziemi, ale wgryzły się, wgryzły się głęboko, a pies nie ma już więcej krwi. Czerwonej, czerwonej krwiii! Kreew! Uaaaaghhhraaa!
Chwytam krawędź naramiennika, chwytam i ciągnę za sobą, na ziemię, na podłogę. Upadamy, ja wstaję, ha ha ha! On nie wstanie, Terminator nie wstanie! „Nie wstaniesz gnido! Leżeć, leżeć kundlu, leżeeeć!”
    Topory, mam oba topory, moje topory, warczą mmmmaaaahhh jak one warczą. Teraz uderzam jednym i drugim, na przemian, w hełm. On leży na ziemi, na podłodze, Terminator, a ja uderzam, raz... dwa... raz, dwa, raz dwa, raz dwa raz dwa raz dwa. Haa, ha ha ha haaaa! Jak wspaniale tryska krew, jak tryskaaa!
Dalej, dalej korytarzem, biegną ludzie, uderzam i kopię. Tnę ich, ćwiartuję, a krew tryska, tryska po ścianach i suficie, kreeew! Whhghhaaaaa!
    Widzę światło, drzwi, wielkie drzwi, za nimi dźwięki, bitwa, walka na całego, ha ha haaa! Pełno wilków, psów, kundlów zawszonych, wyrwę im serca, ciepłe, broczące krwią, tak krwią, czerwoną, czerwono o jak czerwonooo! Whaaahh! Wbiegam w nich, przed drzwiami są, pilnują? Czego pilnują? Jeden ma piłomiecz, ładny, warczy. Ja mam topory! Głodne topory łakną krwiii!
Zbijam jego ślamazarny cios naramiennikiem, ześliznął się, a ja oddaję, toporem, łańcuch brzęczy po jego pancerzu, iskry, krzesze iskry aż miło, miłooo! Obryzgała mnie jucha, ten drugi zamachnął się mieczem, ha ha, uskakuję mu, jest wolny jak świnia w chlewie. Uderzam po jego nadgarstkach, jednym toporem po nadgarstkach, drugim w łokieć. Tam będzie mocno krwawiło, będzie krwawiłooo!
    Trzeci ma topór, błyszczy się, błyszczy mu się ten topór, łeeeeh! Pies skundlony chce mnie pokroić! Uderzył, uchylam się, odskakuję. Ten pierwszy żyje, otrzepał się jak mokry pies i warczy, ha ha haaa! „Nie warcz kundlu na mnie”!
Kopię go w kolano, zachwiał się, upadł mordą w podłogę, topór, cholera błyszczący topór o włos od mojego hełmu, muszę to załatwić, muszę wyrwać mu serce! Temu co trzyma ten topór! Skaczę, łokciem go walę, walę w łeb aż huknęło! Ha ha, teraz kolanem w bok, zgiął się, zgiął się pies!
    Oba topory, moje warczące topory wbijam w jego pas, jeden w pas, potem drugi, potem pierwszy i znowu drugi, krew tryska, fontanna krwi bryzga dookoła! Kreeew! Whaaaghhh!
Przecięty na pół, na pół, a flaki wypłynęły na podłogę ha ha haaa! Grrrhhhhaaaa!
Co z pierwszym? Co robi pierwszy? Wstaje, wstaje z kolan pies, wszarz. Walę na odlew toporem,  aghhhaaaaa! Jak bryznęło! Krew bryznęła ha ha haaa! To... to moja krew? Moja kreeew!
Drugi, drugi wstał i wbił mi brzeszczot w brzuch, podłe bydlę! Nie ma dłoni, w łokciu krwawi, ale trzyma miecz, trzyma mocno! Grrraaahhhrrrr!
    Skaczę na niego, skaczę na niego kolanami i powalam na ziemię, boli go, skomli. Wbijam trzonek topora w oko, w jego oko, nie ma hełmu, głupiec nie ma hełmu! Walę znowu i znowu i jeszcze raz! Krew tryska, kości pękają, a jucha tryska i ochlapuje moje kolana, piękna, śmierdząca psem krew, kreeew! Kreeew dla boga krwiii! Aghhh.
Kopnął mnie! Pierwszy mnie kopnął, kundeeel! Jest słaby, ja jestem silny, nigdy tak silny nie byłem! Teraz to dopiero jestem silnyyy! Wstawaj psie, kundlu niemyty, wstawaj! Walcz! „Waaalcz!” Chwyta piłomiecz, podnosi go na mnie, na mnieee! Skaczę! Skaczę mu do gardła, topory na ziemi, oba moje wspaniałe topory na ziemi! Gołymi rękami go rozszarpię! Wyrwę mu serca, oba serca wyrwę pazurami!
    Nie zdążył uderzyć, zamachnął się, ale nie zdążył. Whah! Trzymam jego dłoń, wykręcam ją, jest słaby, nikt nie jest tu tak silny jak ja! Pęka, on krzyczy jak jego dłoń pęka, uderzam pięścią w jego bok, pod płyty, żeby bolało. Zgiął się, upuścił miecz, a ja chwytam jego parszywy hełm. Wraaghhhh! Wije się jak wąż, chce żyć ha ha ha, boi się? Mnie? Uderzam pięścią w pysk, rozwalam pazurami psi pysk! Giń! Giń popaprańcu giiiń! Giń! Giń!
    Leży w kałuży, czerwonej, czerwoneeej! Och jak bardzo czerwonej, jak krew, kreeew!
Dalej, dźwięki, drzwi, za drzwiami dźwięki, coś mówią, mówią o powietrzu, o czyszczeniu powietrza, że coś nie czyści powietrza, torpeda. Torpeda, torpeda! Korsarze! Gdzie są moi korsarze? Aaaaghhaaaaarrrrrr! Biegnę, strzelają, psy, tchórze strzelają! Drzwi, wpadam za drzwi do wielkiej komnaty, do sali, mostek? Czy to mostek dowódcy, kapitana? Wyje syrena, wnerwia mnie ta syrenaaaa!
    Stoją, stoją tam jak słupy soli, zasłaniają kogoś, kogo? Kogo zasłaniają! Waghhhaaaa! Kogo!? Biegnę, strzelają do mnie, boli. Mocno krwawię, ha ha haaaa! Krwawię dla boga krwiii! Dla ciebie krwawię Khornie! Jestem sam, korsarze leżą pokotem, słabi, byli za słabi, ja jestem silny, jaaa! „Przestańcie strzelać! Przestańcie strzelać parszywe zasrańce, kundle, tchórze zawszone, sukinsyny wyleniałe walczcie, choć raz walczcie jak wojownik, jak berzerker, jak ja walczcieee!”
Nie strzelają, przestali, mówią, mówią coś do mnie. Moje oczy, mgła, whaaaaghhh! Czerwona mgła! Czerwonaaa! Topory warczą, powarkują przyjemnie, to dobrze, bo to dobre topory.
    Oni się rozchodzą, krwawią, wielu krwawi, czerwoną krwią, dobrze, łatwiej ich znajdę, po zapachu krwiiii ich znajdę! Mówią, co mówią? Kłócą się? Kto się kłóci? Kto mówi, nie widzę! Mówi do mnie, co on mówi? Trzyma miecz, błyszczy, wielki błyszczący miecz, on też jest wielki, kudłaty. Pies.
Waaaghhha! Waarrrrghhhh! Krew! Kreeew! Kreeew! Krew dla boga krwiii! Rzucam się na niego, jest sam, inni stoją i patrzą, mówią, krzyczą. Ten z wielkim mieczem chce się sprawdzić, ze mną chce się sprawdzić! „Ja jestem czempion Ghorbag, ogar Hurona, syn i sługa Khorna, boga krwiii!”
On mówi do mnie, ale ja nie słyszę, ja już nic nie słyszę, ghhhrarrrr!
    Uderza z góry, mocno, uskakuję. Wali w podłogę, wbija w nią miecz, błyszczący miecz, dobry miecz. Doskakuję, tnę toporem tam gdzie łokieć, drugim tnę tam gdzie kolano, tam będzie mocno krwawiło ha ha ha, jucha tryśnie! Ughhh...
Whhhhraaghhhrrr! Czary, czary go ochraniają! Parszywy kundel ma przeklęty pancerz, ale ja potrafię z takimi walczyć, ja potrafię! Jaaa!
    Uskakuję, on się zamachnął znowu, jest szybki, mocny, duży. Szczerzy na mnie kły, nie ma hełmu he he, nie masz hełmu kundlu! Sczeźniesz jak zawszony kundel pod płotem, bo nie masz hełmu! Wraaaghhh! Unikam elektrycznej kosy i tnę wysoko toporem, łańcuch zgrzyta o jego orła, orła na napierśniku. Znowu uderza, celnie, mocno, z wprawą. Ja odskakuję do tyłu, oba topory w dół, w pachwinę, tam będzie bolało, będzie krwawił, taaak, będzie krwawił jak zarzynane prosię!
    Znowu magia, magia mu pomaga, jest sprytny, osłania się naramiennikami, topory ześlizgują się, ale ja potrafię z nim walczyć, potrafię. Usypiam go, usypiam jego czujność, jest silny, jest zły, wściekły, pomyli się! Pomyli się, a ja go zabiję! Bo ja potrafię go zabić! Aghhhaaarrrr!
Wbijam kolano w jego bok! Uderzam trzonkiem topora w jego głowę, drugi topór za kolano! Wbił się! Kreeew! Kreeew dla boga krwiiii! Szybko, szybko go obchodzę, tnę oboma toporami z góry, niech myśli, niech myśli, że tak chcę! Arghhh!
Tnę znowu, on zasłania się! Taaak! Tak jak chciałem, w ostatniej chwili pochylam się i tnę za kolana, oba topory się wgryzły.
    Mówią, krzyczą, nie wiem co mówią, uderzam, uderzam raz za razem, czerwona mgła zasłania mi oczy, jucha zachlapuje mi wizjery, bryzga po podłodze, a ja ciągle uderzam, tnę, siekę!
Ghaaarrr! Wytrącam mu ten błyszczący miecz, jest teraz słaby, krwawi, mocno krwawiii! Słania się na nogach, mówi do mnie. Co on mówi? Do mnie mówi? Wbijam oba topory w jego ramiona, weszły między blachy, weszły i żrą jego krwawiące ciało. Wgryzają się, a jucha bryzga jak z fontanny! Bryzga na mnie! Dla Khorna, dla Hurona! Dla mnieee!
Walę go stopą w kolano, pęka, on upada, mówi coś. Wznoszę topory wysoko, warczą, łańcuchy dzwonią przyjemnie. Uderzam, raz... dwa... raz, dwa, raz dwa, raz dwa raz dwa. Whaaaaggggrrr!
Krew! Kreeew! Kreeew! Kreeew dla boga krwiii!

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-10-19 08:44:39)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#71 2012-10-19 10:36:01

 Xyxel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-09-21
Posty: 2191

Re: Opowiadanka Omadana

Haha nie ma co, mega natchnienie Razielu, widać prawdziwego berzerkera w tym tekście.


-------------------------------------------------------------------------------------------
Chaos Space Marines, Necrons, Chaos Daemons, Warriors of Chaos, Tomb Kings.

Offline

 

#72 2012-10-19 12:44:55

 ULTRAMARINE

http://i.imgur.com/LOEAg.png

7731650
Zarejestrowany: 2010-11-22
Posty: 635

Re: Opowiadanka Omadana

No to było mocne, krew dosłownie wyciekała mi z monitora.


https://lh3.googleusercontent.com/-ydOXxYLejHM/Ur4QoYLrNAI/AAAAAAAABoc/gDipsHKsaOk/s389/steampowered%2520brush%2520na%2520forum.jpg

Offline

 

#73 2012-10-19 13:04:53

Mozdzierz

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2011-02-27
Posty: 1094

Re: Opowiadanka Omadana

Ciekawe, czy khorne go wynagrodzi, bo zapał miał prawie jak Kharn


JF 100%

Offline

 

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.herosofpoland.pun.pl www.naszastrefa.pun.pl www.logistykaaon.pun.pl www.matematyka2010.pun.pl www.fiore.pun.pl