Zapowiadał się miły dzień.
Wsiadłem do tramwaju linii 2 z przeświadczeniem, że praca do której jadę okaże się bardzo owocna... ba... wiedziałem, że tak będzie.
Ponieważ lubię siedzieć (w sensie na pupie), a nie lubię ustępować miejsca w tramwaju (w sensie kłócić się z mocherami i ich torbami) usadowiłem się grzecznie na początku drugiego wagonu. W nowszych typach starych tramwai jest takie siedzisko naprzeciwko drzwi.
... jadę ... jadę... jadę... relaksuję się ciepłym słońcem, siedzę wygodnie z nogą założoną na nogę i rozkminiam plan dnia.
Nagle dojeżdżając do przystanku Katedra słyszę:
[P]asażerka: ...nogi.
Ponieważ ewidentnie skierowane to jest w moim kierunku patrzę na mojego rozmówcę. Kobieta w średnim wieku, chuda jak szczapa, ubrana w szary zapięty pod szyją płaszcz (taki długi do kolan) i spodnie na kancik.
Ponieważ machałem nogą pomyślałem, że ją lekko kopnąłem, więc:
[J]a: Przepraszam - powiedziałem i kontemplowałem nadal wspaniały dzień.
Ale to nie koniec jak łatwo się było domyśleć:
[P] Dlaczego pan tak macha tą nogą? [J] Bo lubię?
[P]Może powinien pan pójść do lekarza? [J]Słucham?
[P]Może to tik nerwowy i powinien pan pójść do neurologa? [J]A może to moja sprawa? - zaczynam sobie zdawać sprawę, że kobita nie słucha moich odpowiedzi.
[P]A może jest pan chory psychicznie? [J]A może się pani odwróci w kierunku drzwi?
[P]Nieeeeeeeeeee... Pan jest opętany przez Szatana! Od razu to widać! Diabeł próbuje opuścić pana ciało i kiwa tą nogą!!!!!!!!!!!!!!!!
Ludzie zaczynają nie wyrabiać... Tramwaj staje na przystanku ...
Zwracam się do młodzieży stojącej koło drzwi: [J]Otwórzcie pani drzwi... ta pani musi pójść do kościoła się pomodlić za moją duszę.
Kobita wychodzi. Ludzie duszą się ze śmiechu :lol:
:devil:
|