Raziel - 2012-08-09 19:43:07

PROLOG

    Granatowe niebo nad Eryd 210 zasiane było miliardami błyszczących gwiazd, przedstawiając sobą niesamowicie piękny widok, jednak wystarczyło nieco opuścić wzrok i czar pryskał. Atmosferę planety wypełniała gęsta, zawiesista mgła, która zdawała się nigdy nie opadać.
Jej niezdrowy, zielonkawy kolor przyprawiał o mdłości, a wrażenie to potęgował nieprzyjemny chlupot, towarzyszący stawianym na grząskiej nawierzchni krokom.
    Czempion Aresus spojrzał na towarzyszących mu czterech Marines, niezmordowanie brnęli po pas w tym cuchnącym błocie, dźwigając dużą, metalową skrzynię. Chaotyk zastanawiał się, dlaczego właśnie jemu zawsze przypada w udziale taka parszywa robota. Niczym nie zawinił Princowi, w niczym nigdy mu nie uchybił, a swoje rozkazy wykonywał sumiennie i zawsze do końca. Aresusa z każdym kolejnym krokiem wypełniał wielki gniew.
    Zamiast stać na czele wielkiej armii, podbijającej światy, on musiał jak jakiś posłaniec, zanosić prezenty przydupasom Keina Unfeelinga. Może to była jakaś próba, test, po zdaniu którego, Daemon Princ wywyższy Aresusa i uczyni go jednym ze swoich Wybrańców.
    Z głębokiej zadumy wyrwał czempiona głos z komunikatora. To Lord Redemptor, usiłował nawiązać połączenie.
- Aresus, flota opuszcza system. Postępuj zgodnie z wytycznymi, po wykonaniu zadania udaj się do Meakulum i tam czekaj. Za dwa miesiące zostaniecie ewakuowani, w tym czasie masz nie wplątać się w żadne kłopoty... - Redemptor przerwał, by po chwili dodać.
- ... i rozerwij się tam trochę przyjacielu, nie samą wojaczką żyjemy. Bez odbioru.
    Aresus uśmiechnął się do siebie, słowa jego potężnego kompana podniosły go na duchu i poprawiły humor. Razem z Redemptorem stoczyli nie jeden bój pod sztandarem Piratów Keina Unfeelinga, jednak Aresus nigdy nie był w stanie dorównać potężnemu Lordowi. Redemptor awansował błyskawicznie, lecz w pełni zasługiwał na swoje wywyższenie, Aresus zawsze ginął gdzieś w jego cieniu, a jego dokonania wydawały się śmieszne w porównaniu z czynami przyjaciela.
Teraz Redemptor był Lordem wielkiej floty Keina Unfeelinga, oraz jego prawą ręką, po zdradzie czarnoksiężnika Betreazela. Aresus natomiast, miał własny dwudziesto-osobowy oddział veteranów i nie znaczył nic.
    Zielona mgła rozmyła się nieco, ukazując brnącym w cuchnącej mazi Marines widok celu ich podróży. Wysoka na trzydzieści metrów, stała przed nimi żelbetowa budowla, przypominająca swym wyglądem starożytne piramidy z Gospelona 12. Była to budowla o podstawie trójkąta, której wierzchołek był ścięty, a krawędzie bezdrzwiowej fortecy były pogrubione i u szczytu tworzyły trzy wysokie, smukłe wieże.
    Mimo iż budowlę było widać, dotarcie do niej zajęło Piratom prawie godzinę. Dookoła nie było ani śladu drogi, czy choćby ścieżki, wszystko pokrywało bezkresne bagno i Aresus zrozumiał w końcu, dlaczego kapitan jego barki nie zgodził się na wysłanie przesyłki w Rhino, które pewnie już dawno by ugrzęzło, lub nawet zatonęło. Jednak nadal nie rozumiał, dlaczego nie można było dostarczyć tej skrzyni drogą powietrzną. Długo nie musiał czekać na wyjaśnienia.
    Gęste powietrze nad jego głową, przeszył świst motorów przelatującej drony. Pokryta rdzą, bulwiasta maszyna z dwoma wirnikami po bokach burt, zatoczyła koło i otwierając ogień z działek pokładowych gdzieś w niebo, czmychnęła w stronę fortecy. Marines upuścili niezgrabnie skrzynię, sięgnęli po boltery i zaczęli czujnie rozglądać się dookoła. Czempion odbezpieczył swój pistolet plazmowy i razem ze swoimi Marines nasłuchiwał. Świst drony pojawił się znowu, jednak tym razem było ich aż sześć. Wszystkie zataczały ósemki nad głowami piratów, strzelając w to samo miejsce, znajdujące się gdzieś wysoko.
    Nagle na stado dron spadł z nieba ciemny kształt, jedna z maszyn została potrącona i wpadła w błoto, dwie inne stanęły w płomieniach i eksplodowały, ukazując na chwilę w świetle wybuchu swojego oprawcę. To było kilkunasto metrowej długości skrzydlate stworzenie, posiadające trzy pary długich odnóży i wielki, wąski łeb o kształcie trójkąta.
Pozostałe drony nie ustępowały, wypluwając dziesiątki kul w pokrytego twardą łuską napastnika. Marines na rozkaz Aresusa również usiłowali trafić stworzenie, jednak trzy wystrzelone pociski rakietowe z bolterów poszybowały niecelnie w powietrze, więc nie było sensu marnować amunicji.
    Piraci odczekali jeszcze chwilę, drony jak i drapieżnik zniknęli, nie było więc czasu do stracenia. Marines podnieśli skrzynię, którą bagno zaczęło już pomału wciągać, a jeden z nich przerwał milczenie i spytał.
- Panie, myślisz, że to maszyny Lorda Kancera?
- Tak Rasowah, nie uczyniły nam krzywdy, a po ich wyglądzie można wywnioskować, że sam Papa Nurgl je zmajstrował.
    Ośmieleni przyjazną odpowiedzią swojego czempiona, wszyscy Marines wybuchli gromkim śmiechem. Aresus pomyślał, że musi nieco otworzyć się na tych czterech, skoro mają ze sobą przebywać na tej zgniliźnie przez najbliższe dwa miesiące.
- Teraz bynajmniej wiemy, dlaczego nie wysłano nas w lądowniku, jeśli tych bestii żyje tu więcej, prawdopodobnie bez problemu dobrały by się do powolnej maszyny.
- Co my w ogóle taszczymy panie? - Odezwał się inny Pirat.
- Nie mam pojęcia Dessea, cała ta wyprawa owiana jest mgiełką, że tak powiem, tajemnicy.
    Kolejny napad śmiechu przerwał Piratom konwersację, jednak nie dane było im jej teraz dokończyć, gdyż stanęli przed ścianą fortecy, która nagle zaczęła się osuwać w dół. Oczywiście tylko niewielki jej skrawek się osunął, odsłaniając szerokie przejście. Wnętrze przedsionka wypełniało oślepiające, zielone światło, z którego po chwili wyłoniła się wysoka postać Space Marine.
Aresus przymrużył oczy, filtry nie nadążały dostosować wzroku do ostrego światła, jednak nie pozwolił sobie na odwrócenie głowy, jak to uczynili jego podwładni.
    Przed Piratami stał Plaguemarine, w prawej dłoni ściskał zmutowany bolter, a jego lewa ręka uzbrojona była w rękawice energetyczną. Marine nie okazywał żadnych uczuć, przyglądał się tylko przez chwilę przybyszom po czym rzekł.
- Witam w twierdzy Daemon Princa Lorda Kancera, miło widzieć szanownych posłańców Unfeelinga. - Ostatnie słowa zabrzmiały nieco drwiąco w ustach Plaguemarina, więc Aresus nie miał zamiaru być dłużnym.
- Tak, miło być gościem w tej małej warowni Kancera, nasz Daemon Princ Lord Kein Unfeeling przesyła wyrazy uznania i ten prezent swojemu oddanemu wasalowi.
Mina Plaguemarinsa stężała, jakiś płyn zabulgotał w rurkach, które wychodziły z jego gardła i niknęły gdzieś pod płytami pancerza. Obrażony, nie odezwał się już ani słowem, dał tylko znak straży bramy, by zgaszono oślepiające światło i wprowadził gości do wnętrza budynku. Wrota za plecami Piratów Chaosu zamknęły się z głuchym trzaskiem.
CDN.

www.psywojny.pun.pl www.dadex.pun.pl www.narutots.pun.pl www.joshgroban.pun.pl www.grhfront.pun.pl